Justyna Turek i Henryk Stawicki
Długodystansowi biegacze amatorzy, nauczyciele jogi, stratedzy i projektanci. Często łączą pracę ze sportem podróżując w poszukiwaniu biegowych ścieżek i wyzwań.
Czy warto wybrać się na wyjazd do Kenii będąc biegaczem-amatorem? Czy można to połączyć z turystyką? Jakie warunki zastaniemy na miejscu? Ile to może kosztować i czy damy radę zorganizować taki wyjazd samodzielnie?
Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w cyklu artykułów „Jak zorganizować wyjazd do Iten, kenijskiego raju dla biegaczy. Przewodnik dla każdego”. Seria stanowi relację z wyjazdu jaki zorganizowali sobie zaprzyjaźnieni z redakcją biegacze Justyna Turek i Henryk Stawicki.
Zapraszamy na drugą część „Codzienność, trening, biegaczki i biegacze”
Czytaj również część pierwszą:
Wschód słońca w Iten wypada zawsze między 6:20 a 6:50, bez względu na porę roku. Na trening warto wyruszyć tuż przed świtem, aby dołączyć do fali biegaczy wylewających się z uliczek na popularne lokalne trasy. W poniedziałki, środy i piątki można spotkać liczniejsze grupy zbierające się na wspólne sesje w dwóch głównych punktach przy drodze asfaltowej – pod słynną bramą przy HATC oraz niedaleko przy Kiptabus Road. Lokalnych biegaczy można łatwo wyłapać wzrokiem z tłumu – długie legginsy, kurtki z kapturem i czapki, mimo zapowiadającego się ciepłego poranka. O świcie, na wysokości 2400 m n.p.m. i przy porannym wietrze, chłód ustępującej nocy może być nadal odczuwalny. Przyjezdni wyruszają jednak na trasy w o wiele bardziej skąpych strojach – w końcu im najczęściej ta pogoda kojarzy się z letnią.
Miasto powoli budzi się do życia. Spośród tłumu łatwo wyłapać spóźnionych biegaczy, którzy wskakują do busika (‘matatu’), aby dojechać na Moiben road, jedynej w miarę płaskiej trasy biegowej w okolicy, czy też grupki zmierzające na lokalną bieżnię. Jednocześnie widać zmierzających do pracy mieszkańców, biegnące do szkoły dzieci, otwierające się sklepiki i stragany czy zmierzające na wypas zwierzęta. Połączenie spokojnego małomiasteczkowego życia z cyklem treningowym około tysiąca biegaczy nadaje całemu miejscu niepowtarzalnej atmosfery. Do tego szczera serdeczność miejscowych, idealne warunki do treningu wysokościowego w hipoksji (niedotlenienia) oraz podstawowe zaplecze treningowe sprawiły, że od pierwszego dnia Iten stało się jedną z naszych ulubionych destynacji biegowych i mimo upływu czasu nadal utrzymuje swoją silną pozycję. Już dziś nieśmiało snujemy pomysły i szukamy argumentów, żeby tu jeszcze kiedyś przyjechać.
W Iten jesteśmy już równo 3 tygodnie, a przed nami jeszcze 2 kolejne. Doświadczyliśmy już rekomendowanego minimum 14-21 dni treningu, a mimo to zdecydowaliśmy się zmienić datę naszego powrotu, żeby nacieszyć się tym miejscem jeszcze przez chwilę. Wybieraliśmy się tutaj z nadzieją, że na nowo zachłyśniemy się bieganiem oraz lepiej zrozumiemy co tak naprawdę nas motywuje i cieszy w bieganiu. Pomogła nam w tym nie tylko zmiana codzienności, ale i obcowanie z niesamowitymi atletami, nagrzane słońcem stawy i piękno czerwono ziemnych ścieżek.
Już po pierwszym tygodniu udało nam się dopasować do lokalnego rytmu. Z łatwością poruszamy się po okolicy korzystając z wszechobecnych boda-boda, czyli motorów-taksówek, którymi spokojnie mogą zabrać się 2-3 osoby. Mamy swoje ulubione miejsca z idealnie dojrzałym awokado i mango oraz ‘swoją panią’ sprzedającą opalaną na węglowym grillu kukurydzę. Poznaliśmy sprzedawców wszystkich czterech lokalnych sklepów z odzieżą i butami biegowymi, którzy zapisali sobie nasze rozmiary i preferencje z obietnicą, że zadzwonią, kiedy coś dla nas się pojawi. To ważne, bo ich zaopatrzenie jest losowe, często bazujące na tym czy ktoś z atletów odsprzeda tam swój sprzęt, który wygrał na zawodach lub otrzymał od sponsora. Wiemy, gdzie można znaleźć najlepsze ugali (o którym opowiemy za chwilę), oraz jak poprosić wegańską opcję standardowego posiłku z menu.
Staramy się też wymieniać kontaktami, poznawać nowych ludzi i spędzać chwile na rozmowach, co z resztą przychodzi tu łatwo i naturalnie. Dzięki temu szybko dowiadujemy się, która reprezentacja narodowa i w którym hotelu złapała Covid. Jednocześnie zbieramy podpowiedzi, jak unikać błędów treningowych popełnianych często przez przyjezdnych bez doświadczenia w treningu na wysokości, a także gdzie i kiedy można wpaść na znanych sportowców. Zamieniamy się w słuch, ale także dzielimy się tym, co może okazać się ciekawe lub przydatne. To ważne, ponieważ poczta pantoflowa dostarcza o wiele cenniejszej i bardziej aktualnej wiedzy niż informacje z internetu, czy też Google Maps, na których nie można w pełni polegać jako źródle pewnej informacji.
Dołączając do lokalnej społeczności okołobiegowej, dowiadujemy się o wydarzeniach w odpowiednim czasie, zbieramy rekomendacje oraz poznajemy kto kogo, z kim i kiedy trenuje. Szybciej włączamy się w codzienność w Iten i chociaż trochę zaczynamy się czuć mniej obcy. Poznajmy cykl dnia, który zaczyna się od przedtreningowej mocnej i lepkiej od cukru czarnej herbaty, poprzez poranny trening, posiłki i obowiązkową drzemkę, dużą dawkę odpoczynku i trening przed zachodem słońca. Wynik 30-20 km w nogach pod koniec dnia nie jest tu niczym nadzwyczajnym.
Lokalni i przyjezdni kenijscy biegacze poświęcają 6 dni w tygodniu wyłącznie na trening i regenerację (niedziela jest dla większości z nich dniem wolnym). Jako, że rzadko mogą znaleźć przestrzeń na pracę, biegaczy często wspiera rodzina lub ich lokalna społeczność, która inwestuje w takiego biegacza z nadzieją, że kiedyś ta inwestycja może się zwrócić. Sami widzieliśmy też wiele bezinteresownych pomocy znajomych, którzy często udostępniają miejsce do mieszkania, dzielą się jedzeniem ze znajomym biegaczem. Często zdarza się też, że sportowiec z osiągnięciami wspiera tych początkujących dzieląc się sprzętem sportowym, trenując ich czy też przekazując swoje buty nadające się jeszcze do treningu.
Większość ośrodków treningowych skupia się na tym, aby poza treningiem i regeneracją nie było tu rozpraszaczy. Takie obozy (‘running camp’) często usytuowane są w zaciszu przy mniejszej uliczce i nie goszczą innych osób poza sportowcami. Dzięki temu biegacze mogą spokojnie wyspać się w środku dnia, a także wcześnie mogą chodzić spać i wstawać. Łatwo odnieść wrażenie, że tutaj się tylko biega, je i śpi z pełną dedykacją i poświęceniem. Takie podejście od razu wydało nam się wyjątkowo zaraźliwe i inspirujące. W praktyce początkowo okazało się jednak dla nas trudne we wdrożeniu, bo wymagało odłożenia na jakiś czas na bok codziennego pędu pracy, i trochę nieistotnej tu potrzeby wykorzystania każdej chwili dnia na realizację zadań.
Fizycznie nasze pierwsze dni to mocne doświadczenie, szczególnie dla osób bez większego doświadczenia w treningu wysokościowym. Aklimatyzacja okazała się prawdziwą główną pracą dla organizmu podczas pierwszych treningów. Pierwsze biegi zaskoczyły nas nie tylko wysokim tętnem, ale i trudem pokonywania nawet mniejszych pagórków, podd które musieliśmy podchodzić, aby nie wejść w zbyt mocny trening.
Przed wyjazdem błędnie założyliśmy, że będzie łatwiej, bo przecież chodzimy dużo po górach. Szybko jednak nabraliśmy pokory i pożegnaliśmy się z ego starając przymykać oko na zaskakujące wolne tempo. Doświadczeni trenerzy i biegacze uspokajali nas jednak, że aklimatyzacja może zająć nam od 10 dni do 20 dni, w zależności od doświadczenia treningu w hipoksji. Do tego przestrzegali, żeby na początku planować lekkie biegi, schować ego do kieszeni i zaadoptować się do kenijskiego ‘pole pole’ (‘powoli powoli’). Teraz, po 3 tygodniach pobytu, wiemy że to wszystko naprawdę miało sens. Dziś sprawnie pokonujemy górki bez zatrzymywania się czy zadyszki. Taka drobna rzecz, a satysfakcja jest ogromna.
Samo miasteczko, poza stale pofalowanym terenem i niezliczoną ilością bezimiennych uliczek, jest bardzo proste w nawigowaniu. Są tu trzy główne drogi, przy których znaleźć można podstawowe produkty i usługi. Bank, poczta, stacja paliw, siłownia, sklepy z podstawowymi produktami, fryzjer, czy krawcowa są dostępne od rana do wieczora, oprócz niedzieli. Praktycznie wszędzie można doładować sobie internet mobilny lub M-Pesę (system płatności mobilnej, bez której czasami trudno się obejść).
Dla nas to dodatkowa kopalnia inspiracji i przygody, bo jako konsultanci i projektanci z zawodu, zawsze podczas podróży staramy się korzystać z najróżniejszych ilości usług i sklepów. Jest to dla nas źródło wiedzy o codzienności danego miejsca. Do tego przez chwilę możemy wejść w buty mieszkańca i poczuć się chociaż trochę jak lokals.
Po mniej popularne lub ‘zachodnie’ produkty trzeba pojechać np.: do w Zion Market, który znajduje się w większym Eldoret, do którego cały czas kursują matatu (busiki). Ten market jest jednym z najwygodniejszych destynacji zakupowych, jako że znajduje się niedaleko głównej miejskiej bieżni imienia Keino Kipchoge. To również ważne miejsce spotkań w czasie porannych wtorkowych treningów, kiedy to można trafić również na Eliuda Kipchoge i jego team (NN running team).
Najlepszym miejscem w Iten, aby pobyć wśród lokalnej społeczności to uczęszczanie tam, gdzie można ich najczęściej spotkać – kościół, główne boisko (gdzie zawsze ktoś gra w piłkę, biega lub po prostu drzemie na trawie), albo mała knajpa (gdzie można porozmawiać z innymi albo zobaczyć co jest grane w kenijskiej telewizji). Z drugiej strony, aby trafić na przyjezdnych, warto wybrać się na herbatę do Iten Club przy HATC lub niedzielny lunch w Kerio View.
Standardem jest, że miejsca noclegowe oferują 3 posiłki w cenie wynajmu. My, chcąc spróbować posiłków z wielu miejsc, zdecydowaliśmy się na mniej popularną wersję jedynie ze śniadaniem przez pierwsze tygodnie, aby móc spróbować dań z wielu różnych kuchni. Oboje jesteśmy roślinożercami już z kilkunastoletnim stażem i lubimy próbować nowych potraw, szczególnie w tak nowej kulturze. Przetestowaliśmy kilka miejsc, a jedno z naszych ulubionych to restauracja w Jamaica Hotel, gdzie mogliśmy próbować różnych typowo kenijskich potraw. Szybko zaprzyjaźniliśmy się tam z Billem, kelnerem, który pomógł nam nie tylko wybierać roślinne potrawy, ale też modyfikować standardowe pozycje z menu.
W ciągu 2 tygodni jednak spróbowaliśmy prawie każdego kenijskiego dania dostępnego z lokalnych menu, w związku z czym mogliśmy już przejść na full board w naszym nowym guest housie i próbować nowych, także bardziej ‘europejskich’ potraw. Standardowy roślinny posiłek śniadaniowy dla przyjezdnych może składać się z czarnej herbaty, naleśników (albo chapati), ziemniaków, fasolki, owoców, mandazi (cynamonowych słodkich pierożków z mąki), owsianki lub/i smoothie. Oczywiście, dostępne są również jajka i kiełbaski.
Lunch i kolacja to często ugali (mąka kukurydziana gotowana z woda), ryż, naleśniki, fasolka, kapusta, potrawka z soczewicy oraz surówki często z warzyw kapuścianych lub korzeniowych. Często na talerzu pojawiają się ciemnozielono liściaste warzywa takie jaki sukuma, managu, kundu, szpinak czy jarmuż. Jako jedno z najbardziej wartościowych posiłków pod względem gęstości odżywczej, to cenna pozycja na talerzu biegacza.
Jednym z naszych ulubionych źródeł jedzeniowych przyjemności jest wszystko to, co lokalnie jest tu świeże i dojrzałe, czyli warzywa i owoce. Nie jestem w stanie zliczyć ile wypiliśmy już soków z mango czy też ile sztuk awokado pochłonęliśmy. Nie dość, że smak jest nieporównywalny do tych samych owoców dostępnych w Polsce, to jeszcze kosztują one dosłownie grosze. Dla wszystkich fanów dojrzałych owoców i warzyw, szczególnie w wersji surowej, polecamy je dokładnie myć, oraz przede wszystkim przygotować na nie własną florę bakteryjną jeszcze przed wylotem. Dlatego na co najmniej kilka dni przed podróżą i tydzień po przyjeździe warto systematycznie dawkować sobie probiotyki podróżne. Jest to sprawdzona przez nas metoda, która do tej pory uchroniła nas przed potencjalnymi trawiennymi przygodami.
Przed przyjazdem do Iten zarezerwowaliśmy sobie polecony nam Too Guest House jedynie na połowę wyjazdu. Nasz plan zakładał bezpieczny początek pobytu, oraz poszukanie innego ciekawego miejsca na drugą część wyjazdu. Kierując się wrodzoną ciekawością i chęcią bycia bliżej społeczności biegowej, szczególnie tej kenijskiej, na drugą połowę pobytu zarezerwowaliśmy sobie miejsce w ośrodku treningowym JC Iten Training Camp. JC to niewielkie miejsce, prowadzone przez francuskiego trenera z kilkudziesięcioletnim stażem i kenijską maratonkę. Na miejscu jest dostępny pomocny trener, sala gimnastyczna oraz możliwość dołączenia do wspólnych treningów i sporadycznych wyjazdów. Do tego, na treningi dołączają kenijscy sportowcy spoza JC, ale trenowani przez tutejszego coach’a.
Standardowe zakwaterowanie guest housach poza HATC i Kerio View to bardzo proste, podstawowe pokoje z łóżkiem, moskitierą, szafką, krzesłem, toaletą i ciepłym prysznicem. Zawsze dostępna jest wspólna stołówka, telewizor, stoły z krzesłami, a czasami mikrofalówka i czajnik elektryczny. W miejscach, które odwiedzaliśm, zawsze znajdywała się też otwarta multifunkcyjna część wspólna z trawnikiem – idealne miejsce na suszenie prania, jogę czy drzemkę w cieniu wysokiego muru okalającego posesję. Zawsze dostępna jest też usługa prania ręcznego lub w pralce. Ze względu na to że ciuchy biegowe są cały czas w obiegu, czasem sami pierzemy sobie, to co najbardziej jest nam potrzebne do biegania. W praktycznie można szybko zobaczyć, gdzie mieszkają biegacze – ich znak rozpoznawczy to wiszące pranie biegowe czy też wystawione buty biegowe zabarwione od czerwonej ziemi.
Wyobrażam że ta czerwona ziemia będzie się utrzymywać na moich butach na długo po powrocie do Polski.
We wszystkich guest housach, które oglądaliśmy bezpieczeństwo biorą bardzo poważnie. Lokalna architektura obronna to metalowe wysokie bramy, okiennice i drzwi od pokojów, kłódki, a także wysokie mury z dodatkiem tłuczonego szkła lub drutu kolczastego. Wydaje się to jednak obronność trochę na wyrost, ponieważ zgodnie mieszkańcy potwierdzają, że Iten jest bardzo bezpieczne, że można po zmierzchu spokojnie się przemieszczać. Sami nie zabezpieczają pozostawionych przed sklepem rowerów czy innych przedmiotów.
Dzięki korzystaniu z zakwaterowania stricte dla biegaczy mogliśmy poznać innych biegaczy, w tym sąsiada Adama Pilarczyka (Biegacz i Zwiedzacz), z którym raźniej eksplorowało się lokalne ścieżki. Mieliśmy też przyjemność obcować z grupą fizjoterapeutów i lekarzy (Running the Race), którzy od wielu lat przyjeżdżają do Iten, aby bezpłatnie leczyć lokalnych biegaczy. W ciągu tygodnia pomogli ponad setce kenijskim biegaczy z ich kontuzjami. Dodatkowym atutem mieszkania w miejscach typowo dla biegaczy jest możliwość skorzystania z odpłatnych usług, takich jak transport na lotnisko, wyprawa na małe safari, czy pomoc w znalezieniu ścieżki biegowej albo pacer’a.
Apetyt na poznawanie ludzi w Iten zwiększał się u nas równomiernie do rosnącego kilometrażu. Poczucie, że mijany biegacz ma również tak samo pod górkę jak i my, w pewien sposób powodował, że czuliśmy się połączeni z innymi biegnącymi. Dlatego w Iten warto staraliśmy się sprawdzić wszystkie kultowe trasy i ustawki.
We wtorki rano dołączaliśmy do grup biegowych jadących na bieżnię w Eldoret. Już od przyjazdu dochodziły nas plotki, że wtedy czasami można przeciąć ścieżki z Eliudem Kipchoge i jego zespołem. Nam już podczas drugiego wyjazdu udało się potwierdzić, że to nie tylko plotka. Bardzo fajne jest to przeżycie biec obok takiego zawodnika ramię w ramię. Obserwować jego technikę i skupienie. Infrastruktura stadionu w Eldoret, ze względu na etap budowy, jest bardzo prosta – tartan, trawnik i setki biegaczy na raz. Warto o tym pamiętać i zabrać wszystkie potrzebne ze sobą rzeczy.
Czwartek g. 9:00 rano, a także i w mniejszym wydaniu wtorek, to moment na wspólny fartlek, czyli tzw. zabawę biegową. Niecałe trzy kilometry na północ od Iten (skrzyżowanie Iten Tilatil Road i Kapsowar Road) zbiera się pokaźna ilość biegaczy na wspólny trening, która podobno czasami może liczyć nawet około 200 osób. Nawet wolniejsi biegacze lub Ci, którzy dopiero się aklimatyzują mogą dołączyć. Co prawda czołówka grupy możecie szybko zniknąć z pola widzenia, to jednak jest spora szansa, że pozostanie się z grupą biegaczy oscylujących wokół podobnej wydolności i tempa. Poczucie na własnej skórze (nogach), co to znaczy być wyprzedzonym przez tych fantastycznych biegaczy samo w sobie jest też świetnym doświadczeniem skromności i pokory. Łatwo o tym zapomnieć, kiedy biega się znane trasy u siebie w mieście, stale z tymi samymi znajomymi
Dłuższe wybiegania realizowane są w soboty przez Kenijczyków, a niedziele przez przyjezdnych spoza Wschodniej Afryki. Większość biegaczy wybiera w te dni prostą i dość płaską drogę asfaltową Moiben Road (15-20 minut matatu w stronę Eldoret) lub trochę bardziej górzystą drogę Kapkoi Road. Jest to dobra odskocznia od stałych górek i ziemnych tras. Dla tych wybierających się samemu na długie wybieganie przydać może się wsparcie osoby na motorze podającej wodę, wiozącej plecach z ciuchami czy nawet robiącej zdjęcie. Za 500 kes (ok 17 pln) można na ok. 2h wynająć w tym celu boda-boda (motor-taksówka) z kierowcą – jest to znane i stosowane tutaj rozwiązanie.
Podsumowując do wyboru mamy trzy typy nawierzchni – tartan na bieżni, asfalt na drogach oraz wyboistą i kamienistą ścieżkę z gliniastej ziemi, po której jednak prawie wszyscy lokalni biegacze biegają w butach asfaltowych. Warto o tym pamiętać pakując zestaw butów biegowych. My jeszcze przed wyjazdem, zanim na żywo poznaliśmy trasy, sugerowaliśmy się opracowaniem Sonii Samuels (Running routes of Iten), oraz mapami biegowymi z heat-mapą na Stravie, a także rekomendacjami od Isaiah, naszego zaprzyjaźnionego maratończyka i fizjoterapeuty.
W Iten istnieje podobno też niepisana zasada biegowa: Jeśli szukasz towarzystwa do biegania, to po prostu wyjdź o świcie na drogę, i spróbuj dołączyć do jednej z grup, za ich zgodą. Biegacze umawiają się przy różnych sklepach i rozwidleniach na wspólne biegi. Oczywiście, poza zgodą na dołączenie warto zapytać o planowane tempo i długość biegu. Szczególnie popołudniami można łatwiej dołączyć na bardziej spokojne wybiegania, również na wytruchtanej przez miliony biegaczy ziemi głównego boiska w Iten. To miejsce to w miarę prostokątna ziemna pętla mierząca 590 metrów. Tam przy akompaniamencie rozgrywek piłkarskich można na spokojnie realizować swój trening, a także zrównać się z innymi biegnącymi po ścieżce. W Iten niestety nie ma innej bezpłatnej bieżni. Publiczny stadion Kamariny jest jeszcze w remoncie. Odpłatnie, w wysokiej cenie jest lokalnie dostępna bieżnia należąca do HATC.
Oprócz treningu biegowego, ważną częścią kalendarza treningowego są tu również ćwiczenia siłowe oraz mobilności, choć te ostatnie bywają często bagatelizowane. Jako że oboje z Henrykiem jestesmy nauczycielami jogi, bardzo szybko udało nam się dodać coś od siebie w zakresie mobilności i siły biegowej. Od drugiego tygodnia pobytu, za darmo, prowadzimy zajęcia jogi dla kenijskich i przyjezdnych biegaczy, które okazały się naprawdę potrzebne i z dnia na dzień przyciągają kolejne osoby. O potrzebie wsparcia w zakresie mobilności i siły dowiedzieliśmy się od lokalnych trenerów i cieszymy się, że możemy podzielić się czymś co ewidentnie może pomóc innym. Otwarte zajęcia prowadzimy w sali gimnastycznej JC Iten Training Camp i dostosowujemy je do możliwości każdego biegacza.
Przed nami kolejne dwa tygodnie treningu i pobytu w Iten. Przed nami dwa mocne i stabilne już tygodnie treningów. Czujemy się już silniejsi i fizycznie dopasowani do miejscowego teren, co potwierdził nas fizjoterapeuta. W adaptacji siły specyficznej z pewnością pomogły ćwiczenia siłowe na uda, pośladki i core, które prowadzi dla nas poleconą trenerka Angelą. Zostaliśmy również przyjęci pod skrzydła trenera Claude Guillaume z JC Iten Training Camp, który dodatkowo dzieli się swoim doświadczeniem, jako trener przygotowujący wielu olimpijczyków i długodystansowców. Wraz z nim i biegaczami, których trenuje przez najbliższe dwa tygodnie będziemy mogli wspólnie jeździć na sesje biegowe i podpatrywać lokalne sekrety treningowe. Chociaż nasze wyniki biegowe tutaj nie robią wrażenia na innych, my osobiście czujemy, że do Polski będziemy wracać z personalnymi złotymi medalami i gratulacjami dla samych siebie za stworzenie przestrzeni na tak głębokie doświadczenie. Po powrocie na znane nam wiejskie i miejskie łódzkie ścieżki z pewnością będziemy ciepło wspominać Kenię przez długi czas.
Profile Strava do obserwowania tras w Iten