Karolina Obstój
Z wykształcenia prawniczka, a z zamiłowania ambitna biegaczka amatorka, spełniająca się w biegach górskich, choć od asfaltu nie stroni. Trenerka biegania i organizatorka obozów biegowych. Więcej o mnie znajdziesz na Instagramie.
Andrzej Witek to biegacz-hybryda. Z jednej strony, życiówka 2:23 w maratonie i projekt złamania 140 minut. Z drugiej – medale Mistrzostw Polski w biegach górskich, bardzo dobry debiut w prestiżowym GTWS i czołowe lokaty w biegach górskich w Polsce. Kto zna Andrzeja, ten może się domyślać, że nie będzie to krótka rozmowa, ale na pewno ciekawa i wnikliwa. Dowiecie się z niej m.in. co Andrzej ceni bardziej – aktualną życiówkę w maratonie, czy 7 miejsce na Marathon du Mont-Blanc oraz jak to było z Mistrzostwami Europy w biegach Off-Road na La Palmie.
Jak Ci się żyje po trzydziestce?
Czuję się całkiem nieźle, ale oczywiście jestem zmęczony. Zaangażowałem się mocno w start na Golden Mountains Trail w Lądku na Dolnośląskim Festiwalu Biegów Górskich Zaangażowałem i dałem z siebie wszystko. Te zawody dały mi dużo radości i satysfakcji. Tym bardziej, że był to bieg mocno obsadzony. DFBG jest jednym z bardziej prestiżowych festiwali w Polsce. Wygranie tam na jakimkolwiek dystansie jest sporym osiągnięciem. Jestem zmęczony, ale szczęśliwy.
Byłam ciekawa, jak odpowiesz na to pytanie – czy odniesiesz się do biegu w Lądku na 33 km, czy do swojego wieku, bo kilka dni temu stuknęła Ci przecież trzydziestka. 😀
Podeszłaś mnie! (śmiech) Czuję się całkiem dobrze. Zapominam o tym, że zmieniłem już kategorię wiekową, ale mam dobrą statystykę, bo pierwszy bieg w nowej kategorii kończę wygraną. Chciałbym, żeby taki bilans jak najdłużej się utrzymywał.
Wygrana w Lądku daje Ci możliwość walki w Jasenicky’m maratonie o udział w finale GTNS, który może być przepustką do finału GTWS na Maderze. Z drugiej strony, 7 miejsce na Marathon du Mont-Blanc, to sygnał, że masz szansę powalczyć o finał na Maderze bezpośrednio w GTWS. Którą drogę wybierzesz?
Bieg w Lądku i w TatraSky Marathon oraz bieg finałowy w Jesenicky’m maratonie był moim głównym celem na ten sezon. Miała to być próba dostania się do finału GTWS na Maderze za pośrednictwem lokalnego cyklu GTNS. Natomiast start w Chamonix w Marathon du Mont-Blanc – należącym do jednego z biegów klasyfikacyjnych głównego cyklu GTWS – miał być dodatkiem, możliwością zweryfikowania się, bonusem. Jak się okazało, ten bieg otworzył mi furtkę do kolejnych startów w ramach GTWS w Norwegii i Szwajcarii. Dzięki temu stanąłem przed miłym dylematem – czy stawiać na cykl główny GTWS, czy na krajowy GTNS. Będę starał się dostać na finał na Maderze przez cykl główny. Myślę, że jest na to realna szansa.
Z tego powodu start w Lądku stracił priorytet A i stał się startem “zapasowym”. Zależało mi, żeby znaleźć się w top3, bo gdyby nie poszło mi w GTWS, to dzięki biegowi w Lądku mam szansę na dostanie się do finału na na Maderze tą “boczną” ścieżką.
Nie ukrywam, że dużo bardziej zależy mi na wejściu do finału za pomocą cyklu GTWS, a nie GTNS, bo jak się okazuje ma to swoje konsekwencje. W głównym cyklu GTWS – najlepsza trzydziestka po sześciu biegach awansuje do finału na Maderze na pięcioetapowy bieg. Dokładnie na ten sam bieg jadą 3 najlepsze osoby z poszczególnych finałów lokalnych, z różnych “koszyków” rozsianych po świecie. Polska znalazła się w koszyku z Czechami i Słowacją. Różnica jest taka, że osoby, które dostały się z głównego cyklu mają osobny, indywidualny ranking. Osobny ranking jest przeznaczony dla osób, które reprezentują poszczególne “koszyki” z eliminacji krajowych. Główną rywalizacją mają tu być pojedynki drużynowe, a nie indywidualne. W rzeczywistości będą rywalizowały ze sobą team’y i nagrody również będą przyznawane dla drużyny, a nie konkretnej osoby. Nie ukrywam, że wolałbym rywalizować indywidualnie, niż drużynowo. Dlatego byłoby super, gdybym dostał się do finału za pomocą biegów z głównego cyklu.
A propos TatraSky Marathon, który odbywa się w najbliższy weekend – jesteś na liście startowej. Wystartujesz?
Nie. Już dzwoniłem do Marcina Rzeszótko, że nie pojawię się na TatraSky Marathon. Na tej imprezie organizatorom bardzo zależy na poziomie sportowym, a priorytetem organizacyjnym jest rywalizacja na wysokim poziomie. Uwielbiam tą imprezę i bardzo chciałbym tam pobiec, ale w tej chwili kalendarz mam wypełniony biegami. Dopiero co wróciłem z imprez zagranicznych, teraz był Lądek, więc nie chcę “pakować” się w bieg, który będzie trwał około 4,5h. Nawet jeśli będę zarzekał się, że zrobię to treningowo, że będę się oszczędzał, że i tak zrobiłbym mocny akcent w tym dniu, to byłoby to przekłamywanie rzeczywistości. Byłoby to za duże obciążenie dla organizmu.
7 miejsce w Marathon du Mont-Blanc to świetny wynik, jak na debiut w GTWS. Czy osobiście jest to dla Ciebie największy dotychczasowy biegowy sukces?
Trafne pytanie. Zastanawiałem się nad tym. Na pewno jest to mój najlepszy wynik w biegach górskich pod kątem wartości sportowej. Myślę, że jest to wynik o większej wartości sportowej niż uzyskanie 2:20 w maratonie płaskim. Jednak emocjonalnie bardziej przeżyłem moją życiówkę w maratonie 2:23, niż start w Marathon du Mont-Blanc. Myślę, że wynika to z też tego, że trasa w Chamonix idealnie odpowiada moim predyspozycjom. Specyfika trasy, termin zawodów, konkurencja – to wszystko miało wpływ na wybór akurat tych zawodów. Wybrałem start, na który wiedziałem, że będę mógł się jak najlepiej przygotować. Czułem, że będzie dobrze. Siódme miejsce cieszy, bo nie spodziewałem się, że aż tak wysoko się uplasuję.
Z tego co mówisz wynika, że dalsze próby realizacji projektu “maraton poniżej 140 minut” są tylko kwestią czasu?
Jasne! “140 minut” jest najważniejsze. To jest projekt numer jeden. Ukształtowało mnie to jako biegacza, zainicjowało moją przygodę z bieganiem, zdefiniowało mnie zawodowo i pod względem samorealizacji. Teraz trochę więcej uwagi przykładam do biegów górskich, bo sportowo mogę się tu bardziej wykazać. Nie ograniczają mnie pewne zdolności motoryczne, które trzeba rozwijać w wieku młodzieńczym. Mam na myśli zapas prędkości, którego nie mam. Jestem wolnym biegaczem asfaltowym, a w górach nie jest to aż tak istotne. W biegach górskich ten “brak” nadrabiam elementami, nad którymi mogę nadal pracować, jak siła, sprawność, orientacja w przestrzeni. Jednak na pewno będę próbował zbliżyć się do złamania 140 minut. Mam poczucie i spokój wewnętrzny, że to zrobię. Jest to kwestia czasu.
Wspomniałeś, że trasa biegu w Chamonix była dla Ciebie idealna. Jak z Twojej perspektywy przebiegała rywalizacja? Zacząłeś spokojnie i wyprzedzałeś przeciwników, którzy przeceni swoje możliwości, czy może przyspieszałeś w drugiej połowie?
Wydaje mi się, że miałem równy bieg. Postawię tezę, że duża część tych biegaczy, których wyprzedziłem jest świetnie przygotowana na 2, max 3 godziny mocnego wyścigu. Natomiast ja mam trochę lepsze predyspozycje wytrzymałościowe i nie ma u mnie spadku jakości wysiłku po 2,5-3 godzinach biegu. To spowodowało, że w ostatniej fazie zawodów zacząłem przesuwać się do góry. Trasa Marathon du Mont-Blanc jest w pierwszej części łatwa technicznie i dosyć płaska, jak na bieg górski. Przez pierwsze 5-6 biegliśmy spokojnie, zwartą grupą. W zasięgu wzroku było około 20-30 osób. Rzadko się to zdarza na biegach górskich. Było to dla mnie zaskoczenie, że wszyscy zaczęli tak spokojnie. Miałem też dużo szczęścia. Część trasy biegłem obok Francuza.
Mnie wydawało się, że słabo zbiegam, ale dzięki temu, że goniłem tego Francuza, że mnie “holował” i był moim nawigatorem okazało się, że – spośród osób, które zgrały bieg na Strava – na podbiegach zająłem miejsce w okolicy 10-15, a na zbiegach 2-3! Na tym zbiegu wyprzedziliśmy z 3-4 osoby. Natomiast pod koniec biegu wyprzedziłem ze 3 osoby, które przesadziły na początku i końcówkę trasy pokonywały w trybie spacerowym. Raczej był to równy bieg w moim wykonaniu połączony z fartem w postaci biegu z bezpośrednim konkurentem, który był dobrym zbiegaczem.
W maratonie na Mistrzostwach Europy na La Palmie wystartowałeś 6 dni po Marathon du Mont-Blanc. Pewnie miałeś świadomość, że ciężko będzie Ci się zregenerować, w tak krótkim czasie, na kolejny maraton.
Pewnie, że miałem taką świadomość. Nie pierwszy raz miałem taką sytuację, że próbowałem oszukać organizm. Człowiek przez tych kilkanaście lat nauczył się, że w praktyce nie jest to możliwe. Nie chcę się tłumaczyć z całej sytuacji, ale chciałbym oddać jej pełny obraz. Każdy, kto choć trochę poważnie traktuje sport, szykuje się do startów przez kilka czy kilkanaście tygodni. Dla mnie, takim startem, który planowałem przez dłuższy czas był Marathon du Mont-Blanc, sponsorowany w dużej mierze przez Dynafit. Całe przygotowania miałem ułożone pod te zawody. Na 2,5 tygodnia przed ME, otrzymałem telefon z informacją, że jestem powołany do kadry. Było to około 1,5 tygodnia przed biegiem w Chamonix. Gdybym jechał do Francji bawić się za swoje pieniądze, to może inaczej bym to rozegrał. Jednak mam zobowiązania sponsorskie. Staram się z nich wywiązywać jak najlepiej, więc w ogóle nie rozważałem scenariusza, że mógłbym odpuścić Marathon du Mont-Blanc. Zbyt dużo przygotowań i starań wielu osób zostało poczynionych. Z drugiej strony, pierwszy raz miałem możliwość startu z Orzełkiem na piersi. Są to dla mnie ważne aspekty pod względem emocjonalnym, dlatego nie miałem oporów, żeby w tych zawodach wziąć udział. Nie wszystkie powołane osoby pojechały na ME. Szanuję i rozumiem, że można było podjąć inną decyzję niż ja, zwłaszcza dowiadując się o tym starcie z tak małym wyprzedzeniem.
Na ME dałem z siebie wszystko, choć nie jestem zadowolony z rezultatu. Gdyby to był główny start, bez maratonu tydzień wcześniej, to myślę, że mógłbym rywalizować o pierwszą dziesiątkę. Na tym zmęczeniu było mnie stać na dwudzieste trzecie miejsce.
Ze względu na swoje zdrowie, nie wiem, czy drugi raz bym to powtórzył. Nie wiem, czy pobiegłbym znowu maraton 6 dni po maratonie. Inne decyzje podejmuje się, kiedy pierwszy raz ma się szansę pojechać na imprezę mistrzowską, a inne kiedy jest to powołanie któreś z kolei. Gdyby taka sytuacja się powtórzyła, że dostanę powołanie z tak małym wyprzedzeniem, a miałbym już zaplanowane inne starty, to – mimo moich najszczerszych chęci reprezentowania kraju i dania z siebie wszystkiego – mocno bym to rozważył i raczej moja decyzja byłaby odmowna.
Jak oceniasz organizację ME na La Palma w porównaniu np. do Marathon du Mont-Blanc?
Nie zajmuję się polityką, ale zaobserwowałem, że European Athletics (dalej: EA) dostrzega w biegach górskich duży potencjał rozwojowy. O ile wcześniej biegi górskie były traktowane jak strup, z którym nie wiadomo co zrobić, to obecnie widać potencjał tych imprez i EA “uśmiecha się” do biegaczy górskich. Z tego powodu staje się to coraz bardziej profesjonalne i widać, że przeznaczana jest na to duża kasa. Po drugiej stronie są imprezy komercyjne, jak np. cykl GTWS, czy poszczególne festiwale jak Marathon du Mont-Blanc czy Zegama. Można to porównać do pojedynku kolosów – kto bardziej przeciągnie linę w swoją stronę. Dla najlepszych biegaczy górskich – wzorem czołowych lekkoatletów, dla których najważniejszymi imprezami są ME czy MŚ, a nie komercyjna Diamentowa Liga – docelowymi imprezami mogą być mistrzostwa w biegach górskich. Może to też pójść w drugą stronę, jak w kolarstwie, gdzie imprezy komercyjne są często bardziej prestiżowe niż MŚ czy ME. Nie wiem, kto “wygra”, ale wydaje mi się, że dużą przewagę mają imprezy komercyjne. Organizowane są od lat i przyciągają najlepszych sportowców swoją marką. Obecnie na komercyjnych imprezach jest większa szansa wygrania pieniędzy i z pewnością dlatego cieszą się one większą popularnością.
Wracając do Twojego pytania, to np. na Marathon du Mont-Blanc widać, że mają oni dużą płynność organizacyjną. W Chamonix nie było 100 m bez kibiców! Okoliczni mieszkańcy specjalnie planują piknik w górach, żeby pokibicować biegaczom. Na ME było czuć, że dla miasteczka El Paso jest to wielkie święto, ale z drugiej strony brakowało tej atmosfery, którą buduje się latami. W El Paso niby ludzie się cieszyli, że coś się dzieje, ale nie czuli tego klimatu. Dopiero się tego uczą.
Trzymamy kciuki za powodzenie w górach i złamanie 140 minut!
Zdjęcia: Jacek Deneka UltraLovers