Kuba Pawlak
Naczelny szafiarz Bieganie.pl. Często ryzykuje karierę redaktora dla dodatkowych 15 minut drzemki. Mając na szali sportową formę i czipsy, zawsze wybiera paprykowe. Biega dla pięknych i wygodnych butów. Naczelny szafiarz na Instagramie
Miłość, zaufanie i obustronna sztuka kompromisu. Oto fundamenty solidnego związku. Inaczej jest w przypadku relacji między biegaczem, a jego ukochanym butem do treningów. Tu wybacza tylko jedna strona i to ona ma się dostosować do wad i zalet właściciela. Jeśli szukacie treningówki, która wybaczy Wam bardzo wiele, to koniecznie poznajcie nowe Vongo v5 od New Balance.
Pomimo iż buty biegowe zapewniające wsparcie, często dedykowane są zarówno pronatorom, jak i posiadaczom stopy neutralnej, żaden z takich modeli nigdy nie stał się u mnie butem „pierwszego wyboru”. Posiadam kilka modeli zapewniających większe wsparcie i używam ich raczej rotacyjnie.
Moja technika biegu nie wymusza na mnie biegania z mocną stabilizacją, dlatego zazwyczaj używam takich modeli w okresach, kiedy kilometrów treningowych robi się dużo, a ja chcę dać zmęczonym nogom odpocząć na wybranych jednostkach. Wtedy stabilizacja buta wykonuje pracę za moje nogi i zmniejsza ryzyko przeciążeń spowodowanych nakładaniem zwiększonej objętości treningowej.
Dlaczego więc nie używam ich na co dzień? Po pierwsze, jeśli nie mam z tym problemu, to wolę aby moje nogi same zapewniły sobie stabilizację i nie rozleniwiały się w tym aspekcie. Po drugie, buty zapewniające wsparcie, w których dotychczas biegałem z uwagi na strukturę podeszwy nie zapewniały płynnego przetoczenia stopy, które tak bardzo lubię czuć w biegu. Zazwyczaj cechowały się mniej „łódeczkowatym” kształtem podeszwy oraz jej większą sztywnością, co przekładało się na mniej ergonomiczny kontakt z podłożem.
Vongo to seria najbardziej amortyzowanych butów ze stabilizacją jaką proponuje amerykańska marka spod znaku N’ki. Jednak, gdy otworzyłem pudełko, które przyniósł mi kurier, zdecydowanie nie otrzymałem tego, czego spodziewałem się po takiej charakterystyce modelu. Vongo V5 okazały się być bliźniaczo podobne modelu 1080 czyli flagowego treningowca New Balance.
Po dokładniejszym przyjrzeniu się butom oraz użytym w nich technologiom, stwierdzam jednoznacznie, że Vongo v5 to oszustwo! To wcale nie jest but, który ewoluował ze średnio ocenianego poprzednika – Vongo v4, lecz przerobiony pod kątem stabilizacji 1080 v11! Amerykanie, zamiast starać się wybrnąć z defektów starego Vongo, wzięli swój najlepszy i najbardziej uniwersalny model treningowy wraz ze wszystkimi sprawdzonymi patentami i dodali do niego stabilizację. Czy powinniśmy gniewać się na nich za to krętactwo? O tym miałem przekonać się podczas testów.
Butem, w którym w ostatnich dwóch sezonach przebiegłem najwięcej kilometrów jest wspomniany, bliźniak Vongo – New Balance 1080. Byłem więc bardzo ciekawy jaka będzie różnica pomiędzy sprawdzonym flagowcem, a jego odpowiednikiem, w którym wzmocniono stabilizację, dodając sztywniejszą i bardziej zbitą piankę, mającą zapewnić więcej podparcia po wewnętrznej stronie sródstopia.
Największą zaletą 1080 było zastosowanie w podeszwie najbardziej zaawansowanej technologicznie pianki FreshFoam X. To materiał wyjątkowo dobrze łączący amortyzację ze sprężystością, który przy okazji cechuje się większą trwałością, niż bardziej sportowy FuelCell. W połączeniu z profilem podeszwy dostawaliśmy efekt braku zamulenia kroku, który zdarza się często w mocno amortyzowanych butach treningowych.
Tu Vongo zachowuje się bardzo podobnie, choć stopa wydaje się w nim być znacznie bardziej stabilna. Nie ma tu miejsca nawet na niewielkie odchylenia, a but wymusza na nas lądowanie dokładnie tak, jak został zaprojektowany. Różnica w przetoczeniu stopy jest wyczuwalna, ale nie jest ona znacząca, dlatego Vongo uznaję za najpłynniej przetaczający stopę model ze wsparciem w jaki biegałem.
Za wspomnianą stabilizację nie odpowiada wyłącznie struktura podeszwy. Vongo v5 cechuje widoczny na pierwszy rzut oka asymetryczny klips umieszczony w zapiętku. To rozwiązanie nie jest mocno wyczuwalne podczas użytkowania, a klips jest na tyle delikatnie zabudowany, że szanse na spowodowanie przez niego jakichkolwiek obtarć są znikome. Spełnia za to swoje zadanie i utrzymuje piętę, uniemożliwiając jej samoczynne przemieszczenie się nawet podczas pokonywania wąskich i krętych ścieżek.
Kolejnym rozwiązaniem żywcem przeniesionym z flagowego 1080 jest cholewka wykonana w technologii HipoKnit. Bezszwowa i przewiewna „skarpeta” równomiernie oplata stopę i nie posiada punktów niosących za sobą ryzyko powodowania podrażnień. Materiał jest bardzo elastyczny, a stabilizacji dodaje mu wzmocnienie, z którego zrobiona jest widoczna z boku buta, charakterystyczna dla marki N’ka.
Cholewka daje bardzo mały opór w przedniej części, dlatego poruszając palcami, możemy odniesć wrażenie, że jesteśmy w skarpecie, a nie w bucie. Być może ucieszy to posiadaczy szerokiej stopy, bo palce zyskają dzięki temu dużo swobody, ale wąskostopowcy, do których ja się zaliczam, mogą początkowo czuć się z tym nieswojo.
Tak jak wspomniałem we wstępie, Vongo v5 wybacza wiele. Nie ma biegaczy idealnych, a Vongo wydaje się być dobrym rozwiązaniem na ich najbardziej typowe bolączki.
Jeśli jesteś biegaczem o dużej masie ciała, to w tym modelu dostaniesz niezbędną dawkę amortyzacji i stabilizacji, które oddalą ryzyko kontuzji i przeciążeń.
Jeżeli twoja stopa ma tendencję do nadmiernej pronacji, to tu również Vongo powinno załatwić sprawę za ciebie.
Jednak Vongo jako but łączący ze sobą wygodę i sprężystość, rzadko występującą na takim poziomie w bucie treningowym, może być również dobrym rozwiązaniem dla każdego. Można go stosować w systemie rotacyjnym, jako but na treningi regeneracyjne, oraz jako zwykłą uniwersalną treningówkę, na długie rozbiegania oraz bardziej dynamiczne jednostki.
Osoby, którym nie zależy przesadnie na urywaniu pojedynczych sekund w biegach ulicznych, z powodzeniem i w sposób bezpieczny wystartują w nich w zawodach do maratonu włącznie.
Trzeba przyznać, że Vongo nie są najlżejszą treningówką na rynku. Testowany egzemplarz ( rozmiar 42.5) ważył 280 gramów. Nie jest to może przesadnie dużo, ale liczymy, że w kolejnych wersjach Amerykanom uda się jeszcze bardziej odchudzić ten model.
Vongo nie przeszło ewolucji lecz rewolucję. Obecnie przypomina bardziej model 1080 niż swojego poprzednika. Trzeba jednak przyznać, że jest to zmiana korzystna, bo 1080 to jeden z najbardziej chwalonych modeli na rynku. Jeżeli więc szukacie sprawdzonych rozwiązań, ale chcecie zwiększyć bezpieczeństwo, to wybierając kolejnego partnera do codziennych treningów koniecznie rozważcie Vongo v5.
Zdjęcia: Marta Gorczyńska