Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Jak się biega w Radomiu? Na medal. W ostatnią sobotę zawodnicy miejscowego RLTL Optima sięgnęli w Międzyrzeczu po srebro i brąz mistrzostw Polski na 10000 metrów. Ojcem sukcesu jest trener Leszek Trzos, który prowadzi Patryka Kozłowskiego i Mateusza Kaczora. Radomskiego szkoleniowca zapytaliśmy: jak ocenia wyniki podopiecznych, co trzeba zrobić, żeby polscy długasi liczyli się w Europie, dlaczego z zapasów przeniósł się do lekkiej atletyki, oraz czy podpatruje innych trenerów?
Gratuluję sukcesu w Międzyrzeczu. O ile medalu Patryka można było się spodziewać, o tyle brąz Mateusza, z mocno poprawioną życiówką, może być dla kibiców zaskoczeniem. Jak trener odbiera wyniki chłopaków?
Uważam, że Patryka Kozłowskiego było stać na zdecydowanie lepszy wynik. Potrafił na treningu przebiec piątkę w 14:10 z zakwaszeniem 7 mmol, na dużym luzie. Jeśli chodzi o Kaczora, nie byłem zaskoczony. Wyglądał bardzo dobrze na treningach i wiedziałem, że pobiegnie poniżej 29:30. Obaj wykonali dobrą pracę w ostatnim czasie. Kozłowski był na obozie w Kenii. Przed wyjazdem miał obieganą prędkość 2:50/km i w Afryce już jej nie podkręcaliśmy, żeby się nie zajechał. Być może jest jeszcze za gęsta krew i dlatego nie mógł ruszyć (w Międzyrzeczu Patryk minął metę w 29:04.45, a Mateusz w 29:19.09 – red.)
Obóz w Kenii był kadrowy, czy na własny rachunek?
On nie jest członkiem kadry narodowej mimo, że jest drużynowym mistrzem Europy (rok temu w Chorzowie Kozłowski był członkiem reprezentacji podczas DME i wystąpił na 3000 m – red.).
Rozumiem, że Patryk musiał zorganizować sobie sponsorów. Kto pomógł w wyjeździe? Miasto? Klub?
Pomogłem w organizacji tego wyjazdu, ale nie chciałbym wnikać głębiej w finanse.
To był pierwszy wyjazd Patryka w wysokie góry?
Był dwa lata temu w RPA. Myślę, że Kenia odda w perspektywie najbliższych 2-3 tygodni.
Jakie są plany startowe chłopaków?
Kaczor będzie się przygotowywał do piątki i przeszkód. Tylko z belkami jest problem, bo czasami pojawia mu się kontuzja stopy. Natomiast Kozłowski chciałbym, żeby biegał mocną piątkę i półtoraka. Ale jeszcze jedną dychę tej wiosny wystartuje. Prawdopodobnie 15 maja w Anglii. Z tym, że tam będzie musiał rozprowadzić pierwszą trójkę. Jak będą siły to zabierze się dalej tym tempem i będzie próbował zrobić minimum na mistrzostwa Europy (wskaźnik ustalono na 28:15 – red.).
Skąd pomysł na rozprowadzanie?
Chcą poprawić rekord stadionu, który wynosi 27:30. Za pracę pacemakera Patryk będzie miał pokryte koszty.
Pierwsza trójka nie okaże się dla Patryka za szybka?
Jak otworzy w 8:15, to nie powinno być. Ma obiegane prędkości na 8:30, bezproblemowo, na poziomie do 4 mmol. Liczę, że zabierze się z grupą, „wsiądzie do pociągu” i poleci dalej.
Patryk Kozłowski, kilka miesięcy temu, w rozmowie z naszym portalem powiedział, że cały czas ma niezałatwione sprawy z półtorakiem i chce jeszcze tutaj się poprawić. To aktualne?
W drugiej części sezonu będziemy biegać półtoraka. Był sezon, że ze swoim 3:39 był w setce najlepszych zawodników świata. Potem przyszła kontuzja Achillesa, która nadal się delikatnie odzywa przy szybkim bieganiu. Trochę odeszliśmy z 1500 m ze względów zdrowotnych. Zrobiliśmy dużą objętość i z tego biega teraz dychę, piątkę.
Skoro jest zapas prędkości, to nie chce trener już zupełnie odejść od 1500 m?
Żeby biegać mocno piątkę, trzeba mieć mocne półtora. Ingebrigtsen pobiegnie szybko 1500, trójkę, piątkę… A przecież Patryk biegł z Jakobem ramię w ramię na przełajowych mistrzostwach Europy w 2017 roku. Potem złapała go kolka i była walka o przetrwanie (po dobrym początku Kozłowski ukończył bieg na 44 miejscu ze stratą minuty do zwycięzcy, Ingebrigtsena – red.).
O tym, że wyniki na długim dystansie wynikają z życiówek na średnim mówił w rozmowie z naszym portalem Zbigniew Król, zaznaczając, że w Polsce jest z tym problem…
Uważam, że zawodnik powinien być rozpędzony. Wtedy nie musi w biegu za bardzo kalkulować. Jeśli nie jest rozpędzony, nie ma mocnej końcówki, musi dyktować tempo, a to nie zawsze odpłaca sukcesem na mecie. Ze Zbyszkiem pracowaliśmy w kadrze przez 10 lat, może dlatego mamy podobne spojrzenie. Zresztą po zawodach w Międzyrzeczu od razu zadzwonił z gratulacjami.
W polskich warunkach wyniki z Międzyrzecza mogą cieszyć, ale Europa biega dużo szybciej. Francuz, Jimmy Gressier 27:41, Włoch, Pietro Riva 27:50 – wszystko w tym roku. Jak to zrobić, żebyśmy potrafili z nimi rywalizować?
Trzeba zaufać trenerom klubowym, którzy doprowadzają zawodników do odpowiedniego poziomu. Przykładem może być Jarek Ścigała, który tak prowadzi Topkę, żeby osiągała wyniki na poziomie europejskim. To samo mogę powiedzieć o Marzannie Helbik, która trenuje Megger i Indekę, czy Jacku Wośku, który prowadzi Lisowską i Boratyńskiego. Myślę, że trzeba byłoby przeanalizować wyniki zawodników, którzy przez ostatnie lata trenowali w kadrze narodowej i zobaczyć, gdzie są w tej chwili.
Fakty są takie, że nie mamy zawodników, którzy regularnie rozmieniają 14 minut na piątkę…
Myślę, że w tym roku będzie kilku chłopaków, którzy złamią 14 minut. Tylko, żeby liczyć się w Europie trzeba biegać poniżej 13:30.
Trener raczej nie kojarzy się z długim dystansem. Zdaje się, że największe sukcesy pana zawodnika do tej pory, to złote medale mistrzostw Polski na 800 metrów Grzegorza Krzoska. Tymczasem, aktualnie wyrasta trener na specjalistę od 5000-10000 metrów, o czym mogą świadczyć kolejne medale Patryka, czy teraz Mateusza…
Nie jestem specjalistą. Prowadziłem kiedyś Artura Błasińskiego, rocznik 1974, który biegał 10000 metrów w 28:36. Ale tak to specjalizowałem się w krótszych dystansach. Grzegorz Krzosek na 800 m, czy Bożena Łukasik, która była w kadrze narodowej na 400 m. Ale czasami życie powoduje, że trzeba szukać nowych rozwiązań. Przykładem jest Kozłowski. Gdybym próbował go dalej szlifować na 1500 m, pewnie już by nie trenował. A tak, spokojna praca i jeśli będzie chciał trenować na wysokim poziomie, to stać go na medale imprez międzynarodowych imprez mistrzowskich.
Radom sportowo wygląda okazale. Lekkoatleci z RLTL liczą się na mistrzostwach Polski od juniorów po seniorów, piłkarze są w Ekstraklasie, siatkarze w Pluslidze. Czyja to zasługa?
Władze miasta zrobiły krok do przodu i wspomogły sport. W lekkoatletyce naszą główną siłą są radomianie. Natomiast w innych dyscyplinach dominują zawodnicy pozyskani. Radom ma w tej chwili cztery ekstraklasowe drużyny, choć prawdopodobnie koszykarze z HydroTruck spadną. W każdym razie, w tych czterech drużynach gra czterech radomian. W lekkoatletyce prawie wszyscy zawodnicy są naszymi wychowankami. Prowadzimy ich od młodzika do seniora. Cieszymy się, że mamy wychowanków, którzy rozsławiają Radom.
Miasto funduje najlepszym stypendia?
Każdy medalista mistrzostw Polski dostaje stypendium, z tym, że nie są one wysokie. Przykładowo: junior młodszy za złoty medal w hali dostaje 300 złotych miesięcznie przez rok; senior za brązowy medal może liczyć na 1500 złotych. Pieniądze dla lekkoatletów są 12-krotnie mniejsze pieniędzy dla zawodników gier zespołowych.
Bazujecie na wychowankach, ale zauważyłem, że ostatnio przeprowadziliście mocny transfer. Szymon Kulka figuruje w bazie PZLA jako zawodnik RLTL. Jak do tego doszło?
Szymka znam jeszcze z czasów, gdy pracowałem w kadrze narodowej. Porządny człowiek, zdyscyplinowany. Uznaliśmy, że jeśli chce reprezentować barwy naszego klubu, to będzie tylko z pożytkiem dla młodszych zawodników, którym będzie mógł pomóc na obozach, w treningu i tak dalej. Poza tym, Szymon wciąż może osiągać duże sukcesy.
Na koniec chciałem porozmawiać o trenera początkach. Pana droga była dość okrężna, bo przez piłkę nożną i zapasy…
Jak u wszystkich dzieci zaczęło się od piłki nożnej. Trafiłem do Radomiaka, ale zrezygnowałem, bo towarzystwo poszło tam wtedy w używki. Zdecydowałem się na sport indywidualny i zostałem zapaśnikiem. Poszedłem na studia do Białej Podlaskiej, a tam nie było zapasów. Ostatecznie zdecydowałem się na specjalizację z lekkiej atletyki i później zrobiłem studia podyplomowe w Poznaniu. Zacząłem pracować w szkole, wybudowałem stadion, który był używany przez 22 lata.
Mimo wszystko dość oryginalne przejście z zapasów do biegania. Wcześniej interesował się pan lekką atletyką, śledził wyniki, kibicował?
Interesowałem się sportem bardzo szeroko. Nawet jako młody człowiek wybudowałem skocznię narciarską. Innym razem stworzyliśmy z kolegami mały stadion wielofunkcyjny. Nigdy od sportu nie stroniłem, byłem zawsze aktywny. Lekka to powszechny sport. Nie trzeba specjalnych warunków, żeby móc go uprawiać.
W jakich czasach pan dorastał i łapał sportowego bakcyla?
Studia skończyłem w roku 1980. Ale pamiętam, że pierwsze igrzyska oglądałem w telewizji już w Rzymie, dwadzieścia lat wcześniej. Potem było Tokio. Jeszcze w 1960 w naszym domu rodzinnym nie mieliśmy telewizora, ale już Tokio w 1964 obejrzałem od deski do deski. Zawsze mnie to pasjonowało.
Rzym, Tokio, czyli wygrane Abebe Bikili w maratonie…
Dokładnie tak. Ale pamiętam też mecze Polska-Stany Zjednoczone, jak biegał Zimny, Krzyszkowiak… Dużo czasu spędziłem na rozmowach o treningu z: Kirykiem, Jakubowskim, Ścigałą. Moi zawodnicy też są bardzo dociekliwi. Zwłaszcza Mateusz Kaczor lubi poszukać nowych rozwiązań treningowych. Dyskutujemy. Nie ma dyktatury, tylko wspólnie szukamy dróg do celu, a mając analityka i statystyka, Stanisława Lebiodę, na pewno nie zbłądzimy.
Szukacie inspiracji u trenerów zza granicy?
Obserwujemy pracę innych zawodników i trenerów. Jednak najważniejsze to nie małpować treningu, tylko przyjrzeć się i przemyśleć. Dopiero wtedy można stworzyć własny plan.
Zdjęcie tytułowe: Marek Biczyk