Kuba Pawlak
Naczelny szafiarz Bieganie.pl. Często ryzykuje karierę redaktora dla dodatkowych 15 minut drzemki. Mając na szali sportową formę i czipsy, zawsze wybiera paprykowe. Biega dla pięknych i wygodnych butów. Naczelny szafiarz na Instagramie
Już w najbliższą niedzielę wystartuje jeden z najszybszych maratonów świata – Maratón Valencia. Oczy polskich kibiców skierowane będą głównie na startującego po raz drugi na królewskim dystansie rekordzistę Polski w półmaratonie Krystiana Zalewskiego. Zapraszamy na rozmowę z zawodnikiem, w której zdradza on swoje założenia na ten start oraz analizuje zmiany jakie zamierza wdrożyć względem swojego debiutanckiego wiosennego maratonu w Dębnie.
Jak zdrowie? Wszystko w porządku w kontekście przygotowań do maratonu w Walencji?
Zdrowie dopisuje, wszystko zgodnie z planem. Oby się utrzymało i będzie dobrze. Dzieci zdrowe, to też pomaga. Jest spokój w domu, to jest spokój w głowie.
Jesteś rekordzistą Polski w półmaratonie i masz za sobą debiut w maratonie. Ciekawi mnie, jak po tych doświadczeniach oceniasz wartość rekordów Polski na obu dystansach. Co jest trudniejsze do pobicia – Twoje 61:32 w połówce, czy 2:07:39 Henia Szosta?
Jak pobiję rekord Polski w maratonie, wtedy będę miał pełen obraz, który rekord było ciężej poprawić. Na dzisiaj trudno jest mi się odnieść do wyniku Henia. Na pewno 2:07:39 to szybkie bieganie, trzeba do tego konkretnie zakręcić nogami. Jednak wyniki Europejczyków pokazują, że można biegać szybciej. Nie mam pod tym względem jakiejś blokady, że się nie da. Mówi się, że rekordy są po to, żeby je poprawiać i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się pobić ten maratoński.
Po Twoim maratońskim debiucie w Dębnie trener Jacek Kostrzeba, w rozmowie z naszym portalem, nie krył oburzenia, że nazwaliśmy Twoje trzecie miejsce „zaskakującym”. Jak Ty do tego podchodzisz?
Dla mnie też stwierdzenie, że przegrałem zaskakująco było kontrowersyjne. Doświadczenie Arka Gardzielewskiego, czy nawet Kamila Karbowiaka przemawiało w Dębnie na ich korzyść. Ich stawiałem jako swoich największych rywali, więc to nie było tak, że czułem się bezkonkurencyjny.
Przed Dębnem przyjęliście z trenerem taktykę, aby nie wypowiadać się o formie w mediach. Skąd taka decyzja? Rok temu przed Walencją byliście bardziej otwarci na kontakty z dziennikarzami.
Chcieliśmy uniknąć spekulacji, które pojawiły się przed naszym pierwszym podejściem do Walencji. Ktoś chwycił trenera za słowo, wyciągnął z kontekstu, że jedziemy do Hiszpanii po rekord Polski. Tymczasem nic takiego z naszych ust nie padło. Media to podkręciły i wyszło na to, że zarozumiały Zalewski atakuje rekord Henia Szosta. To była nieprawda i chcieliśmy podobnych sytuacji uniknąć przed Dębnem. Skupiłem się na sobie, skoncentrowałem na tym, co mam do zrobienia, zamiast bronić się przed dziennikarskimi spekulacjami.
Co według Ciebie najbardziej zawiodło w Dębnie?
Przed pierwszym podejściem do Walencji byłem lepiej wytrenowany, niż do Dębna, bo przede wszystkim poświęciłem na przygotowania dłuższy okres. Niestety nie mogłem wystartować z przyczyn Covidowych. Na szczęście samą chorobę przeszedłem łagodnie. Jednak sam trening musiał przystopować. Zrobiliśmy roztrenowanie. Trochę czasu straciliśmy na wybadanie gruntu, jak organizm zareaguje po przechorowaniu Covida. Mieliśmy informacje od innych zawodników, że po zakażeniu mieli problemy z powrotem na wyższe obroty. Nie zdążyliśmy treningowo przejść przez pełną prędkość… Ale to już zamknięta historia. Czasu się nie cofnie.
Pozostańmy jeszcze przez chwilę przy wydarzeniach w Dębnie. Pewnie słyszałeś o kontrowersjach związanych z nielegalnym prowadzeniem biegu pań. Jak to skomentujesz?
Ciężko mi coś w tej kwestii powiedzieć. Nie uczestniczyłem w tym. Dochodziły do mnie jedynie pogłoski. Zając powinien być świadomy swojego czynu. Najbardziej pokrzywdzone są dziewczyny, które mogły nie być do końca świadome, tego co robi pacemaker.
Dziś kończysz trzeci cykl maratońskich przygotowań w swojej karierze. Który oceniasz jako najlepszy?
Każdy był inny. Nie kopiowaliśmy żadnego cyklu w stu procentach. Zmienialiśmy jednostki i bodźce treningowe. Ciężko porównywać. Za każdym razem swoje kilometry trzeba było wybiegać. Aczkolwiek uważam, że w tym aspekcie mamy jeszcze zapas.
Miałeś w aktualnych przygotowaniach trening, który byłby dla Ciebie papierkiem lakmusowym formy?
Nie mam niczego takiego. Każdy dobrze wykonany trening napawa optymizmem i dodaje pewności siebie. Bazujemy na sporej liczbie długich biegów. Z każdym takim treningiem czułem się lepiej, prędkości przychodziły same. To mnie buduje.
Nadal zdarza Ci się słyszeć opinie, że trenujesz za mocno?
Przestałem słuchać tych głosów i się tym przejmować. Nie ma to najmniejszego sensu. Skupiam się na tym, co mam do wykonania. Jeśli trener uważa, że tyle i tyle kilometrów trzeba przebiec w tygodniu lub miesiącu, to przyjmuję, że tak mam być. Uważam, że trenuję na tyle ciężko, na ile chcę pobiec.
Jak na Twoją pewność siebie wpłynął niedawny półmaraton w Lizbonie? Wyszło niecałe 1:06, przy życiówce na poziomie 1:01, trudno, żebyś był zadowolony z tamtego startu…
Wypadek przy pracy. Szybko się od tego startu odciąłem. Na treningach zdarzało mi się biegać półmaraton na podobnych prędkościach jak w Lizbonie. Nie skupiam się na tym, że start nie wyszedł. Jesteśmy tylko ludźmi, zawsze może coś nie zagrać. Trzeba robić swoje i dalej pracować.
Podgadajmy o tym, co nas najbardziej interesuje, czyli o zbliżającym się maratonie w Walencji. To już za tydzień w niedzielę. Wiesz coś na temat grup pod konkretne wyniki?
Przyznam, że na razie nie wiem. Zostawiam to z boku. Przejrzałem zgłoszoną elitę i na pewno będzie z kim biegać. Mam nadzieję, że trafię na odpowiednią grupę, z którą będę mógł uzyskać optymalny rezultat…
A gdybyś mógł sobie ustawić grupę na konkretny czas, to na jaki?
Przede wszystkim, chciałbym poprawić rekord życiowy z Dębna (2:10:58 – red.). To by pokazywało, że mam stabilną formę na dystansie maratonu. Na pewno nie jestem zawodnikiem, któremu wystarczyłoby poprawiać się po 2-3 sekundy do końca życia. Nie ukrywam, że gdyby była grupa na wynik poniżej 2:10, to byłaby to dobra opcja dla mnie. Po cichu wierzę, że będzie ekipa na 2:08-2:09. Jeśli tak, to będę musiał się z nią zabrać. Na bieganie z grupą na 2:05-2:06 na dzisiaj nie jestem gotów. Z drugiej strony, nie chciałbym też biec zachowawczo na 2:11-2:12.
Trener Kostrzeba w rozmowie z nami wspominał, że w Dębnie nie do końca wszystko zagrało z żywieniem i co za tym idzie Twoją energetyką. Czy wspólnie z dietetyczką Ulą Somow nanieśliście jakieś poprawki w tej kwestii?
Po analizach doszliśmy do wniosku, że najwidoczniej w Dębnie dostarczyliśmy za mało energii do organizmu. Teraz na treningach wszystko wyglądało bardzo dobrze. Organizm przyswajał, żołądek się nie buntował. Mam nadzieję, że te żywienie, które dołożyliśmy, sprawdzi się w niedzielę na biegu.
Kiedy wyjeżdżasz do Hiszpanii i jak wygląda cała procedura? Nie będzie niespodzianek, jak rok temu?
Jeśli ktoś jest zaszczepiony, to przy wjeździe do Hiszpanii nie musi wykonywać testu, więc pod tym względem jestem spokojny. Ale z autopsji wiem, że organizator najprawdopodobniej będzie testował każdego zawodnika na miejscu. Wylatuję w piątek, 3 grudnia, na spokojnie. Dwa dni akumulacji i w niedzielę start.
Zdjęcia: Marta Gorczyńska