Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Bieganie bieganiem, ale robić trzeba. W jaki sposób znaleźć balans między pracą zawodową a pasją? Czy ciężka praca fizyczna uniemożliwia orkę na treningach? Jaki system zatrudnienia najbardziej rozbija biegaczy? Lepiej trenować przed pracą, czy po? Odpowiedzi na te i inne pytania szukamy u trenera biegaczy amatorów, Pawła Wysockiego aka Lubelskiego Biegacza.
Czy można jednocześnie ciężko harować na budowie i trenować? Pewnie tak. Ludzie są zdolni do dużych poświęceń. Jednak jak przyznaje Paweł Wysocki, rzadko spotyka na swojej drodze osoby, które łączą wymagającą pracę fizyczną z bieganiem.
– Większość moich podopiecznych to osoby, które wykonują pracę za biurkiem – twierdzi trener biegaczy amatorów. – Chciałoby się powiedzieć, że w pracy odpoczywają, ale to tak nie działa. Siedząca praca niesie wiele zagrożeń i ograniczeń. Trudno wskazać jedną konkretną gałąź, ale szeroko pojęta branża IT oraz osoby związane ze służbą zdrowia wiodą u mnie prym. Spora część klientów to przedsiębiorcy, którzy prowadzą swoje biznesy i przez to mają czas, aby regularnie trenować. Oczywiście zdarzają się biegacze, którzy łączą trening z pracą fizyczną. Przykładem mogą być osoby związane z branżą budowlaną lub zatrudnieni w dużych zakładach, gdzie pracują zmianowo. Największą trudnością jest odnalezienie balansu między aktywnością, a regeneracją. Trening biegowy to nic innego jak praca fizyczna, więc w połączeniu z „prozą życia zawodowego” to niezłe kombo. Potrzeba czasu, żeby to skutecznie łączyć. Ale dla chętnego nic niemożliwego – podkreśla Wysocki.
W dzisiejszych czasach coraz trudniej jest rozstrzygnąć, co jest pracą fizyczną, a co nią nie jest. Wydawałoby się, że górnik pracujący na kopalni, będzie podlegał wybitnym obciążeniom. Dzisiaj, coraz więcej ciężkich robót jest jednak w stanie wykonać za człowieka maszyna. W teorii najmniejszy problem z dzieleniem pracy i biegania, będą miały osoby uprawiające tzw. wolne zawody. Freelancerzy z nieregulowanym czasem pracy, mogą dostosowywać pracę do treningów, a nie na odwrót. Dużym wyzwaniem dla osób chcących biegać, może być praca zmianowa. Iść na trening nad ranem, zaraz po nocce? A może najpierw się wyspać? To dylematy, z którymi muszą mierzyć się osoby pracujące na trzy zmiany.
Jak osiągnąć biegowy progres? Najkrótsza odpowiedź na to pytanie brzmi: zrównoważyć obciążenia z regeneracją. Jak jednak tego dokonać, jeśli poza treningami mamy pracę, rodzinę i wynikające z tych dwóch rzeczywistości dodatkowe obowiązki? Z pomocą śpieszą trenerzy biegania, którzy pomagają w efektywnym wykorzystaniu czasu swoich biegających klientów.
– Podstawą współpracy jest dobry kontakt i wymiana informacji na linii: trener – zawodnik – uważa „Lubelski Biegacz”. – Niektórzy mówią, że najlepszą formą zaufania jest kontrola. Coś w tym jest, dlatego zalecam swoim podopiecznym regularną kontrolę i obserwację tętna spoczynkowego. Niektórzy korzystają z zegarków, które pełnią funkcję monitora aktywności. Długoterminowo można się tym posiłkować, bo faktycznie widać, kiedy procesy regeneracyjne są zaburzone. Żyjemy w takich czasach, że praca bywa na tyle absorbująca, iż utrudnia proces treningowy. Trzeba też znaleźć czas dla rodziny. Mam świadomość, że bieganie to jest dodatek do życia, hobby, a to oznacza, że zawsze będzie na trzecim, czwartym, a nawet dalszym miejscu. Zawsze mówię, że absolutnym filarem regeneracji jest sen, ale powtórzę to jeszcze raz – żyjemy w XXI wieku, gdzie tego czasu brakuje, a wszystko przez szeroko pojęte obowiązki. Nigdy nie zalecam realizacji treningu za wszelką cenę – stąd tak istotny jest stały kontakt – zaznacza trener z Lublina.
Biegacze to ludzie ambitni. Czasem nadmiernie. Chcąc łączyć codzienne obowiązki: pracownika, ojca, męża, matki, żony, może się jednak okazać, że daleko nam do perfekcji. I tu jest miejsce dla drobnej rady – warto dać sobie zielone światło na bycie nieperfekcyjnym. Pozwolić sobie na wpadki i niedociągnięcia, na to, że nie wszystko wychodzi tak idealnie, jakbyśmy tego oczekiwali.
Jak rapował przed laty, znany w biegowym światku, Mezo: „Po robocie nie gadamy o robocie”. I gadać rzeczywiście nie ma sensu. Warto się odciąć, zostawiając służbowe troski za drzwiami firmy. Po robocie można za to wyjść pobiegać. No właśnie – po, czy przed? Paweł Wysocki zauważa, że biegacze, z którymi współpracuje częściej wybierają tryb „skowronka”, niż „sowy”.
– Każdy jest inny i ma za sobą pewien zbiór doświadczeń i upodobań. Nauczyłem się, że mogę coś zasugerować, ale ostateczna decyzja i wykonanie zależy od zawodnika. Myślę, że wśród moich podopiecznych nieznacznie przeważają skowronki nad sowami. Być może ma to związek z moją opinią, bo zawsze sugeruję zrobić trening najwcześniej, jak tylko się da. Dlaczego? Zapewne dlatego, że sam tak preferuję, a poza tym, co zrobione, może zostać zregenerowane. Kolejny argument jest mocniejszy. Chodzi o to, że co zrobione, to zrobione, a często bywa tak, że ktoś zwleka z wykonaniem treningu. Nie zrobi go rano, chociaż ma czas, a potem okazuje się, że wyskakują mu „nieprzewidziane” obowiązki i trening zostaje wykonany… ale tylko w teorii – śmieje się Wysocki.
Paweł Wysocki ponad dekadę temu mógłby napisać doktorat z łączenia treningów i pracy. Jednocześnie studiował dziennie, pracował i trenował. Jak przyznaje po latach, był to karkołomny styl życia.
– Myślę, że wiele zależy od działania w zgodzie z samym sobą. Łączyłem pracę, studia dzienne i trening, bo chciałem. Zwyczajnie miałem taką potrzebę. Nikt mnie do tego nie zmuszał. W przeciwnym razie na pewno nie udawałoby mi się to przez tak długo, bo aż cztery lata. Skłamałbym, jakbym powiedział, że to było łatwe. Dopiero z perspektywy czasu, widzę, jak to było szalone, a wręcz karkołomne. To właśnie ten styl życia stał za tym, że nabawiłem się poważnej kontuzji, a tym samym miałem najdłuższą przerwę od biegania w życiu. Wypadłem na prawie pół roku. Wszystko przez próbę łączenia zbyt mocnego treningu z pracą i studiami. Brak regeneracji jest destrukcyjny niezależnie od wieku, a byłem wtedy młody, miałem 22 lata. Jak udawało mi się to łączyć? Za tym wszystkim stała dyscyplina i organizacja. To jest klucz. Nigdy nie lubiłem odpuszczania. Na pierwszym miejscu stał plan zajęć na uczelni oraz grafik w pracy. Do tego wszystkiego dokładałem trening, kiedy mogłem. Zazwyczaj było to wcześnie rano, bo wtedy byłem najbardziej wypoczęty, ale nie zawsze. Bieganie to fantastyczna forma aktywności, bo cechuje się niesamowitą elastycznością. Ówczesnemu trenerowi zależało, abym regularnie pojawiał się na treningach na sali oraz stadionie. Chciał widzieć, jak trenuję. Klimat w grupie był na tyle fajny, że była to dodatkowa motywacja – wspomina.
Łączenie pracy z bieganiem jest bliskie nie tylko amatorom, ale też niektórym wyczynowcom. Bartłomiej Przedwojewski sięgając po triumf w Golden Trail World Championship, jednocześnie pracował jako strażak. Z kolei czołowy długas lat 70-tych, David Bedford, biegał 27:30 na 10000 metrów, równocześnie pracując w szkole. Jak wiele lat temu wspominał w wywiadzie z naszym portalem, jego koledzy z bieżni również łączyli ciężkie treningi z pracą zawodową.
Wszyscy Brytyjczycy pracowali. Ian Stewart (10 km w 27:43 red..), Brendan Foster (10 km 27:30, 5km 13:14 – red.), David Black (10 km 27:36 – red.), Dick Taylor (10 km 28:06 – red.) mieli normalne prace – mówił Bedford.
Dzisiejsza technologia często pomaga w balansowaniu między bieganiem a życiem zawodowym. Biegającym po zmroku przydają się czołówki, na chcących ukryć się przed niepogodą, czekają nowoczesne kluby fitness z bieżniami elektrycznymi. Coraz więcej firm stwarza pracownikom dogodne warunki do uprawiania sportu, wychodząc z założenia, że w zdrowym ciele zdrowy duch. Z drugiej strony technologia to też zagrożenia. Jeśli ktoś mówi, że nie ma czasu na bieganie, niech oszacuje, ile minut dziennie przeznacza na scrollowanie mediów społecznościowych. Stwierdzenie, że smartfon to współczesny złodziej czasu numer jeden, chyba nie będzie zbyt brawurowe. Choć akurat regularne przeglądanie bieganie.pl ma naszą gorącą rekomendację.
Ciekawi jesteśmy w jaki sposób łączycie „normalne życie” z bieganiem? Może mieliście momenty, gdy zostaliście porwani przez biegowy melanż, co skończyło się zaniedbywaniem rodziny i pracy? A może potraficie doskonale uchwycić balans między obiema rzeczywistościami?