Bartłomiej Falkowski
Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.
Wyjazdy połączone z bieganiem nie są jedynie domeną zawodowych biegaczy. Gdy w Polsce warunki do treningu są ciężkie, wielu miłośników biegania również wybiera się w miejsca, gdzie można ćwiczyć komfortowo. Kiedy i gdzie warto się wybrać oraz ile to wszystko kosztuje? W poniższym tekście pokażę wam jak sam zaplanowałem taki wyjazd. Mój wybór padł na Santa Pola w Hiszpanii.
Na urlopach biegają zarówno ambitni amatorzy, jak i osoby o bardziej rekreacyjnym podejściu, szukający odstresowania i chwili dla siebie. Przed zaplanowaniem wyjazdu warto wziąć pod uwagę to, do której grupy się zaliczamy. Czy wyjazd traktujemy jako urlop, podczas którego pobiegamy przy okazji zwiedzania, czy ma on być ukierunkowany na sport? Odpowiedzi na te pytania z pewnością ułatwią nam planowanie.
Biegać da się praktycznie wszędzie, więc jeśli naszym nadrzędnym celem jest wypoczynek i rozrywka, a bieganie wpadnie nam w wolnym czasie, to możemy jechać tam gdzie tylko zechcemy. Przed wyjazdem wystarczy spojrzeć na mapę i znaleźć jakąś urokliwą i bezpieczną trasę. Jeśli jednak chcemy też solidniej potrenować, wtedy wybierając lokalizację warto sprawdzić czy w okolicy jest dostępny stadion, a trasa do biegania poza urokiem i bezpieczeństwem, jest również mało uczęszczana i odpowiednia do naszych celów biegowych. W artykule skupię się na podejściu sportowym, które wybrałem sam, czyli wyjeździe ukierunkowanym w stu procentach na mocnym treningu. Mimo że korzystam z widoków, które towarzyszą na każdym kroku, to moje szesnaście dni w Hiszpanii podporządkowuję bieganiu.
Nic nie stoi na przeszkodzie, aby przez cały rok trening realizować w Polsce. Dotychczas sam tak robiłem, dochodząc jednocześnie do całkiem przyzwoitych wyników. Jednak jeśli mamy możliwość, warto rozważyć wyjazd w miejsce gdzie trening jest przyjemniejszy, pogoda stabilniejsza, a dzień dłuższy. Dodatkowo wyjazd z domu daje wrażenie „wyluzowania”. Nie martwimy się wówczas sprawami codziennymi, nie przyswajamy mimowolnie wiadomości politycznych z kraju, nie przejmujemy się tym, że trzeba coś załatwić, naprawić, posprzątać czy kogoś odwiedzić. To odejmuje nam sporo stresów i sprawia, że nawet ciężki trening jest lepiej tolerowany, a my lepiej się regenerujemy.
Już samo nasłonecznienie polepsza nastrój, a badania jasno dowodzą, że światło czerwone i podczerwone pozytywnie wpływa na pracę mitochondriów, które są odpowiedzialne za produkcję energii w komórkach.
Tak jak wspomniałem wcześniej, wyjazd połączony z bieganiem jest dla każdego. Mój przykład, gdzie skupiam się w stu procentach na bieganiu, to rozwiązanie dla osób, które mają ochotę poświęcić czas w celu rozwijania swoich możliwości. Takie „biegowe wczasy” najlepiej zorganizować, gdy w Polsce warunki nie sprzyjają treningowi. Warto aby wyjazd trwał minimum 7-10 dni. Weekendowe „obozy” oferowane często przez trenerów, raczej nie mają szans przełożyć się na poprawę formy, choć mogą stanowić przyjemną, aktywną rozrywkę.
Moim zdaniem czas na wyjeździe warto wykorzystać na wykonanie mocnej i większej objętościowo pracy. Dzięki temu że skupiamy się wyłącznie na bieganiu, a pomiędzy treningami jedynie odpoczywamy, możemy robić trening, który w normalnym okresie (gdy pracujemy i mamy inne sprawy na głowie) byłby zbyt obciążający. Należy tu uwzględnić, że takie podejście wymaga tego, byśmy nasz wyjazd zaplanowali przynajmniej kilka tygodni przed pierwszymi startami.
W moim przypadku wygląda to tak, że wyjechałem na szesnaście dni z końcem stycznia, po powrocie mam cztery tygodnie treningu, a pierwszy start planuję w połowie marca. Dzięki temu podczas pobytu w Hiszpanii wykonuję dużą objętość, a po powrocie ją redukuję. Na tak zbudowanej bazie podnoszę intensywność i… mam nadzieję, że to odda podczas pierwszych zawodów… Należy jednak pamiętać, że nie ma jedynej słusznej drogi, a wiele zależy od zawodnika oraz jego możliwości fizycznych jak i logistycznych.
Decyzję o organizacji wyjazdu podjąłem jesienią 2021 roku, mając w pamięci trudne warunki z poprzedniej zimy. Pierwszym wyborem było Monte Gordo w Portugalii. Jest to sprawdzone miasteczko na południu kraju, do którego zjeżdżają tłumy wyczynowych biegaczy, którzy korzystając z niezliczonych ścieżek i stadionu. Gdy miałem już upatrzone loty, nocleg i trasy biegowe przyszła wiadomość o tym, że portugalski rząd wprowadza obowiązkowe testy mimo pełnego zaszczepienia. Informacja ta spowodowała, że postanowiłem zmienić destynację. Szukając miejsca kierowałem się tym, by była to sprawdzona przez biegaczy miejscowość z dobrym dojazdem. Chciałem, aby były tam asfaltowe oraz szutrowe trasy i stadion z pełnowymiarową bieżnią w dobrym stanie.
Mój wybór padł na Santa Pola w Hiszpanii, gdzie trenowali m.in. polscy maratończycy, biegacze na orientację oraz paru znajomych zawodników. Miałem pewność, że bez problemu można realizować tu wszystkie treningi.
Innym ważnym aspektem był dobry klimat zimą. Dłuższe dni, sporo słońca, mało opadów w tej części roku i temperatura na poziomie 10-20 stopni to idealne warunki do trenowania. Zwracałem też uwagę by miejscowość była mała. Santa Pola nie jest zabitą deskami dziurą, jednak poza sezonem w miasteczku nie ma tłumów, co pozwala wypocząć i zrelaksować się między treningami. Brak wielu rozpraszaczy i bliskość wszystkich potrzebnych do odpoczynku miejsc to bardzo duży atut.
Pierwszy dzień po przylocie spędziliśmy w Walencji. Usytuowany obok ciągnących się przez siedem kilometrów ogrodów hotel, stanowił świetną bazę przed niedzielnym długim treningiem. Niestety spora liczba osób w parku w ciągu dnia, miejski zgiełk i masa kuszących atrakcji, nie są dobrym rozwiązaniem, gdy chcemy skupić się na wykonaniu porządnego treningu. Jednak nie ma też co przesadzać w drugą stronę i nie szukać domku pośród pustkowia. Bliskość sklepów, apteki czy kawiarni to duży plus i oszczędność czasu, szczególnie przy dłuższym pobycie.
To ile pieniędzy wydamy, zależy od nas samych. Największy wpływ na ostateczną cenę wyjazdu mają loty oraz miejsce, w którym śpimy. Ja wybrałem lot z Warszawy do Walencji z przesiadką w Zurychu. Bilet w dwie strony z bagażem rejestrowanym to 1200 zł. Wyleciałem razem z żoną i spokojnie spakowaliśmy się w jeden bagaż rejestrowany i dwa podręczne (mimo zabrania pięciu par butów treningowych). Bilet bez bagażu rejestrowanego dla żony kosztował 700 zł.
Po przylocie spędziliśmy jedną noc w Walencji. Cena pokoju w hotelu, usytuowanym w samym centrum przy najlepszej biegowej trasie, to 245 zł za pokój dwuosobowy.
Następnego dnia, po treningu, pojechaliśmy do Santa Pola. Bilety na pociąg z Walencji do Alicante to 97 zł od osoby. Bus z Alicante do Santa Pola to 11 zł. Mieszkanie w Santa Pola na trzynaście noclegów to koszt 2400 zł. Mieszkanie to ma dwa pokoje, pełne wyposażenie niezbędne w trakcie wyjazdu i umiejscowione jest w centrum miasteczka. Z naszego lokum jest blisko na stadion oraz na płaskowyż, gdzie wykonuję większość treningu.
Lot powrotny również będziemy mieć z Walencji, stąd do kosztów znowu dochodzi jeszcze jeden nocleg w tym mieście plus taki sam dojazd busem i pociągiem.
Ceny żywności w Hiszpanii nie odbiegają za bardzo od cen w Polsce. Za sprawą inflacji i wysokich cen w naszym kraju, podróżując po Europie nie odczuwamy zbyt wielkich różnic… Nie ma więc znaczenia czy przez dwa tygodnie żywimy się na ciepłym Costa Blanca czy w zimnej Warszawie.
Oczywiście można zaplanować wyjazd tak by był on kilkaset złotych tańszy. Lot do Alicante z Modlina to kilkaset złotych mniej na samolot, plus odpada 200 zł za pociągi. Mieszkania w Santa Pola też zaczynają się od około 1800 zł za 13 dni. Wszystko jest kwestią wyboru. Ja chciałem przy okazji zobaczyć Walencję, a przy wyborze mieszkania kierowałem się też wyposażeniem oraz lokalizacją.
Zacznę od tego, że pierwsze dwa treningi wykonałem w Walencji. 11 km rozbiegania po locie w sobotę i mocniejsze 30 km w niedzielę rano. Biegałem w Ogrodach Turii. To ciągnące się w korycie starego kanału ogrody stworzone do aktywności. Mnóstwo ścieżek, specjalna szutrowa ścieżka dla biegaczy, oświetlenie, drzewa, trawka, co chwilę jakieś boisko czy siłownia plenerowa. To miejsce jest genialne na bieganie, chociaż raczej o wczesnym poranku, gdy nie zalewa go fala spacerowiczów.
W Santa Pola mam w centrum miasta stadion z pełną infrastrukturą. Są toalety, szatnie, zadbana, chociaż leciwa, bieżnia. Wszystko oczywiście za darmo i z obsługą, która mówi po angielsku. Po treningu można na boso potruchtać po zadbanej trawie boiska piłkarskiego.
Jednak dla biegacza długodystansowego najlepszym miejscem jest płaskowyż umiejscowiony na granicy miasta i górujący nad wybrzeżem. Aby się na niego dostać trzeba podejść lub potruchtać przez miasto. Z mojego mieszkania jest tam około 600 metrów, podczas których w pionie robię wg zegarka jakieś 40 metrów. Jednak gdy już się na nim znajdziemy mamy masę szutrowych pofałdowanych ścieżek, a także ponad czterokilometrową asfaltową prostą przez sam środek płaskowyżu.
Niewiele jest tu płaskich momentów i biega się zdecydowanie inaczej niż w płaskiej Warszawie. Jednak pozwala to zbudować sporo siły przy okazji każdego treningu w tym miejscu. Przykładowo przy 21 kilometrowym rozbieganiu zrobiłem 230 metrów przewyższenia, a ostatnie kilka kilometrów biegłem już po płaskim bulwarze.
No i właśnie, tak jak to w każdym nadmorskim kurorcie i tu mamy bulwar. Ciągnie się on przez miasto na długości około 3 kilometrów. Potem w stronę wschodnią przechodzi płynnie w niezbyt uczęszczaną asfaltową drogę wzdłuż morza ciągnącą się jeszcze jakieś 8 kilometrów do miasta Bahia. Następnie zaczyna się podbieg i trasa już ze sporym ruchem samochodowym do Alicante. Na zachód ciągnie się droga rowerowa przez miasto, a potem jeszcze parę kilometrów ścieżek przy słonych jeziorach. Te trasy są płaskie w przeciwieństwie do płaskowyżu.
Pisząc ten artykuł jestem ósmy dzień w Hiszpanii i jest to pierwszy dzień, w którym pojawiły się jakiekolwiek chmury. Jednak i dziś przebija się słońce i jest przyjemnie. Temperatura waha się od kilku do dwudziestu stopni. W Walencji o siódmej rano, gdy wychodziłem na długi trening, było około pięciu stopni jednak w Santa Pola jest trochę cieplej.
Gdy zaczynam trening chwilę po wschodzie słońca (około 8:20), temperatura wynosi około 6-12 stopni. W dzień rośnie o kolejne dziesięć kresek. Wiatr jest odczuwalny, ale w porównaniu z ostatnimi wichurami w Polsce to lekka bryza. Prognozy pokazują około 10-18 km/h. Dzień jest na tyle długi, że spokojnie wyrabiam się z dwoma treningami przy naturalnym świetle.
Tak jak wspomniałem moje założenia treningowe skupiają się na bieganiu większej liczby kilometrów. Przygotowuję się do półmaratonu w marcu i biegu na 10000 metrów w kwietniu. Jednak o tym jakie treningi wykonałem podczas pobytu w Hiszpanii, dlaczego biegałem tak, a nie inaczej i jak się czułem opiszę w drugim materiale po powrocie do Polski. Po wyjeździe porównam też jak moje oczekiwania zweryfikowała rzeczywistość.