Redakcja Bieganie.pl
Sierpniowe mistrzostwa Europy będę główną tegoroczną imprezą dla naszych maratończyków. Choć oficjalny skład na Monachium nie został jeszcze ogłoszony, kto ma wiedzieć, ten wie. Polska nie skorzysta z pełnej puli i do Bawarii wyśle 5 kobiet i 4 mężczyzn. Z niezrozumiałych powodów miejsca w składzie ma zabraknąć dla Iwony Bernardelli, choć podopieczna Marka Jakubowskiego wypełniła minimum. Oburzenia sprawą nie ukrywa Michał Bernardelli, niegdyś zawodnik a obecnie mąż Iwony.
Z Michałem nagraliśmy dłuższą rozmowę w formie podcastu, który ukaże się na naszym portalu wkrótce. Dziś przybliżamy kulisy powołań, które nasz rozmówca określa słowem „dyskryminacja”. Trudno dziwić się takiemu stawianiu sprawy, jeśli krok po kroku prześledzimy zasady powołań na mistrzostwa Europy i zderzymy je z ostatecznymi decyzjami.
Pod koniec ubiegłego roku szef bloku wytrzymałości PZLA, Zbigniew Rolbiecki, stwierdził, że Polska nie wyśle pełnej puli maratończyków na mistrzostwa Europy do Monachium. Przepisy European Athletics dopuszczają do startu w maratonie po 6 zawodników i zawodniczek z każdego kraju. W PZLA zasłaniają się, że w sztafetach, które są medalodajną konkurencją wysyłają na duże imprezy 5 osobowe zespoły, więc nielogiczne jest wydawanie pieniędzy na 6 maratończyków czy maratonek.
Nieoficjalnie stanęło na tym, że Polskę w Monachium będzie reprezentować 5 kobiet: Aleksandra Lisowska, Angelika Mach, Katarzyna Jankowska, Izabela Paszkiewicz i Monika Jackiewicz, oraz 4 mężczyzn: Adam Nowicki, Arkadiusz Gardzielewski, Kamil Jastrzębski i Kamil Karbowiak.
Nieoficjalnie, ponieważ mimo tego, że okres kwalifikacyjny zakończył się 1 maja PZLA nie opublikował powołań.
– To jest granda, że do tej pory Polski Związek Lekkiej Atletyki nie przedstawił składu – denerwuje się Bernardelli. – Tyczkarzowi jest łatwiej przygotować formę, a maratończyk co ma zrobić w miesiąc? Wiedzą tylko ci, którzy mają wiedzieć. 8 lipca zaczyna się obóz w Jakuszycach, o czym niektórzy zostali nagle powiadomieni.
Zrozumiały jest brak powołań dla Krystiana Zalewskiego i Marcina Chabowskiego, którzy mają lub mieli problemy zdrowotne. Dlaczego jednak pomimo wypełnienia minimum wśród powołanych na zgrupowanie w Jakuszycach zabrakło miejsca dla Iwony Bernardelli? Szukając odpowiedzi na to pytanie prześledziliśmy z Michałem zasady kwalifikacji stworzone przez PZLA, a wśród nich „słynne” podpunkty o bliżej nieokreślonej „dyspozycji startowej”
– To nie ma żadnego znaczenia – z góry zaznacza Bernardelli. – Można nie spełnić żadnego z tych punktów i pojechać, można spełnić wszystkie i nie pojechać. Jest to całkowicie uznaniowe. Dyspozycja zdrowotna? Aleksandra Lisowska miała kontuzję po powrocie z Peru. Katarzyna Jankowska? Ostatnio kontuzjowana. Miejsce podczas mistrzostw Polski? Jeśli chodzi o biegaczki z minimum nie startował nikt poza Moniką Jackiewicz, więc ten punkt zupełnie nie ma zastosowania do pozostałych zawodniczek. Dyspozycja startowa? Ale na jakim dystansie? PZLA nie raczył zaznaczyć. W maratonie w ostatnim czasie startowała tylko Aleksandra Lisowska i zeszła za 30 kilometrem (Michał nawiązuje do wojskowych mistrzostw świata podczas których AL miała zejść z trasy planowo, a nie wskutek złej dyspozycji – red.). Start we wcześniejszych imprezach rangi mistrzowskiej międzynarodowej? Jak to rozliczyć? Ostatnią taką imprezą były igrzyska olimpijskie. Wiadomo, że na takie zawody nie jedzie się bić życiówkę. Można oceniać pod kątem straty do rekordu życiowego. Karolina Nadolska pobiegła rewelacyjnie i ukończyła 4 minuty od rekordu. Aleksandra Lisowska 10 minut, a Angelika Mach 15. To jest tak miękko napisane, że nie wiadomo co się liczy, a PZLA nie musi dawać żadnego uzasadnienia. Powołania są uznaniowe, a polski związek nie uznaje zasad, które sam ustala – bez ogródek przyznaje nasz rozmówca.
Iwona Bernardelli minimum wypełniła 5 grudnia 2021, uzyskując w Walencji 2:29:33 (minimum PZLA było trudniejsze niż EA – 2:30:00 wobec 2:32:00). W maju w Limie była liderką naszej drużyny podczas wojskowych mistrzostw świata, finiszując na 3 miejscu indywidualnie (w trudnych warunkach uzyskała 2:35:31). PZLA nie chce jednak skorzystać z usług doświadczonej i utytułowanej maratonki, mimo, że w Monachium nasze panie mają niezwykłą szansę na drużynowy medal.
– O ile jeszcze kilka lat temu maratończycy nie mieli żadnej karty przetargowej, o tyle teraz poziom naszych biegaczy jest najwyższy w historii. Minima na igrzyska, mistrzostwa świata i Europy zostały wypełnione z nadmiarem, a mimo tego nadal maraton jest dyskryminowany. W innych konkurencjach jest cała masa zawodników, którzy nie mają minimum, ale liczą na kwalifikację z rankingu. W maratonie zawodnicy mają minima, ale PZLA nie chce ich wysłać. Kobiety mają realną szansę na medal. Inne reprezentacje wysyłają maksymalną liczbę. To nie jest jak w sztafecie, że na igrzyska pojechało 6 zawodniczek, a nie wszystkie wystartowały. Są olimpijkami, mimo że nie pobiegły. W maratonie jest inaczej, każda wystartuje. To jest nierówne traktowanie konkurencji i jestem przekonany, że można byłoby wytoczyć o to proces PZLA – mówi Michał Bernardelli.
Argumentację naszego podcastowego gościa postanowił dzisiaj potwierdzić Polski Związek Lekkiej Atletyki, publikując powołania na Mistrzostwa Świata w Eugene. Patrząc na listę zawodników łatwo zauważyć, że związek wysupłał pieniądze na wysłanie do Oregonu choćby Kingi Królik, a zawodniczka nie miała minimum i kwalifikację uzyskała z rankingu. Do wskaźnika na 3000 m z przeszkodami zabrakło ponad 6 sekund. Utalentowanej biegaczce naturalnie życzymy powodzenia, ale sami przyznacie, że można w tej sytuacji mówić o podwójnych standardach ze strony decydentów.
O tym, że PZLA najbardziej lubi przyoszczędzić na maratończykach może też świadczyć zgrupowanie, które przygotowano naszym długasom przed mistrzostwami Europy. Zamiast obozu klimatycznego w wysokich górach sprezentowano biegaczom 3 tygodnie w Jakuszycach…
– Szkolenie jest uznaniowe. Arkadiusz Gardzielewski został rok temu mistrzem Polski, pojechał na igrzyska, gdzie zaprezentował się sensownie i wyleciał ze szkolenia. Pamiętam przed laty Kamila Murzyna, który w Polsce wygrał wszystko co można, poprawił się na wszystkich dystansach i dostał 6 dni obozu. Osoby, z którymi powygrywał dostały 200 dni. Dzisiaj mamy maratończyków z minimami i na obóz jadą do Jakuszyc. PZLA nie stać, żeby wysłać ich na obóz wysokogórski, żeby zwiększyć szanse medalowe? Moja żona Iwona obóz za granicą musiała sfinansować sama, ale pozostali już mogli jechać do Kenii. Dlaczego nie była tratowana tak samo? Odpowiedź jest taka jak była zawsze, trzeba być u odpowiedniego trenera – podsumowuje Michał Bernardelli.
Przypominamy, że mistrzostwa Europy zostaną rozegrane w dniach 15-21 sierpnia na południu Niemiec. Nie trzeba być Jasnowidzem z Człuchowa, żeby spodziewać się wysokiej temperatury, która może być niezwykle selektywna. Dlaczego więc w PZLA lekką ręką odrzuca się zawodniczkę, która spełniła wymagania i mogłaby być ważnym elementem medalowej układanki? W niektórych kręgach takie stawianie sprawy nazywa się: działaniem na szkodę spółki.
Pełna rozmowa Kuby Pawlaka z Michałem Bernardelli do odsłuchania i obejrzenia w formie podcastu i videocastu „42,195 FM”.