Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Z prognozowanych pięciu rekordów świata, wczoraj (17.02) w Liévin, padł tylko jeden. Ale jaki! Jakob Ingebrigtsen pokonał 1500 metrów w szokujące 3:30.60. Norweg zostawił za plecami starego rekordzistę globu, Samuela Teferę, o ponad 3 sekundy. Ze zmiennym szczęściem startowali Polacy. Minimum na halowe mistrzostwa świata wypełnił Michał Rozmys (3:38.82 i 5 miejsce na 1500 m). Dobrze otworzyła sezon Angelika Cichocka, zajmując 4 miejsce na 800 m (2:01.52). Daleko za czołówką finiszowali: Adam Kszczot i Marcin Lewandowski.
W czwartym mitingu World Indoor Tour Gold spodziewano się rekordów świata na milę i 3000 m kobiet, oraz na 1500 m, 2000 m i 3000 m mężczyzn. A w każdym razie, z takimi założeniami zostali zatrudnieni do powyższych biegów pacemakerzy (m.in. Martyna Galant i Aneta Lemiesz).
Mówi się, że sezon poolimpijski służy do zluzowania. W tym roku będzie z tym ciężko, ponieważ przed lekkoatletami seria imprez mistrzowskich (HMŚ, MŚ, ME). Na pewno nie zamierza odpuszczać Jakob Ingebrigtsen, który w swoim tegorocznym debiucie od razu odpalił fajerwerki, poprawiając rekord świata na halowe 1500 m.
Bieg w Liévin miał dobre prowadzenie zagwarantowane przez Ranca i Sowinskiego. Kiedy „zające” opuściły bieżnię, na placu boju liczyli się już tylko: halowy rekordzista świata Tefera i pretendent do rekordu Ingebrigtsen. Norweg nie trzymał Etiopczyka długo w niepewności, kto jest lepszy. Ostatnie dwa okrążenia depnął poniżej 28 sekund, co odebrało rywalowi ochotę do życia. Przy żywiołowym dopingu trybun, mistrz olimpijski z Tokio przeciął kreskę w efektowne 3:30.60. Rekord Tefery został pobity o dotkliwe 0.44 sekundy. Norweski dzik nic nie stracił z olimpijskiej dyspozycji i nadal ma ostre kły.
Na piątym miejscu finiszował Michał Rozmys. Polak precyzyjnie ustrzelił minimum na HMŚ w Belgradzie, meldując się na mecie w 3:38.82 (przy wskaźniku 3:39). Długie sekundy później kreskę przekroczył Marcin Lewandowski (3:44.87). Rekordzista Polski szybko wyjaśnił swój występ za pośrednictwem mediów społecznościowych:
– Rzeźba straszna, po 500 metrach nogi zalane kwasem – powiedział w relacji video.
W dobrym stylu sezon halowy otworzyła Angelika Cichocka. Trzecia zawodniczka zeszłorocznych halowych mistrzostw Europy, finiszowała na 5 miejscu z wynikiem 2:01.52. Do minimum do Belgradu zabrakło 0.02 sekundy. Bieg rozegrały między sobą dwie najlepsze zawodniczki tegorocznych światowych tabel: Natoya Goule i Halimah Nakaayi. Pasjonujący pojedynek wygrała Jamajka, ustanawiając halowy rekord Ameryki Środkowej (1:58.46). Nakaayi wynikiem 1:58.58 poprawiła natomiast rekord Ugandy.
Po poniedziałkowej życiówce na halowe 1000 m (2:19.14) w Val-de-Reuil, Adam Kszczot postanowił zmierzyć się w Liévin z koronną osiemsetką. Polak nie odegrał jednak znaczącej roli. Kwestię zwycięstwa rozstrzygnął na swoją korzyść lider światowych tabel, Mariano Garcia. Hiszpana próbował gonić Elliot Giles, jednak musiał uznać wyższość rywala z Półwyspu Iberyjskiego. Podium uzupełnił Andreas Kramer.
Adam Kszczot finiszował na 6 miejscu z czasem 1:48.06. Do minimum na halowe mistrzostwa świata zabrakło sporo, bo niespełna 1.5 sekundy (wskaźnik ustalono na 1:46.70). Na ten moment liderem krajowych list jest junior Kacper Lewalski (1:47.63).
Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Mocna stawka, zakontraktowani pacemakerzy, technologia wavelight – nic tylko pobić 7:24.90 Daniela Komena i przejść do historii. Girma, Barega i Wale zbyt jednak byli wczoraj w Liévin zajęci pilnowaniem siebie, niż ściganiem się z rekordem świata na halowe 3000 metrów.
Na półmetku pacemaker pojawił się odrobinę wolniej od założeń (3:43.48). Sęk w tym, że Etiopczycy przekroczyli 1500 metrów dwie sekundy później. Cały misterny plan, żeby poprawić rekord świata, został spalony na popiół.
W wewnętrznej, etiopskiej rozgrywce, triumfował Lamecha Girma (7:30.54). Przytrzymał zryw mistrza olimpijskiego na 10 000 m, Baregi (7:30.66) i na ostatniej prostej odarł kolegę ze złudzeń. Podium uzupełnił Getnet Wale (7:30.88). Panowie nawet nie powąchali tegorocznego lidera światowych tabel, Berihu Aregawi (7:26.20).
O ile w biegu na 3000 mężczyzn z próby bicia rekordu świata panowie zrezygnowali na własne życzenie, o tyle w biegu na milę kobiet plany pokrzyżował nieszczęśliwy wypadek. Gudaf Tsegay miała powalczyć o poprawienie WR (World Record) Genzebe Dibaby, jednak już na początku biegu zaliczyła bliskie spotkanie z tartanem. Choć nie poprawiła historycznego 4:13.31, pomimo upadku zdołała wygrać z życiowym 4:21.72.
Kolejne zwycięstwa w tym sezonie zanotowali: Grant Holloway i Lamont Jacobs. Amerykanin nie miał sobie równych na wysokich płotkach. 7.35 to najlepszy tegoroczny wynik na świecie. Na płaskich 60 m ponownie wielką moc zaprezentował natomiast Włoch. Po zwycięstwach w Berlinie i Łodzi, z czasem 6.50 triumfował także w Liévin.
Jeśli chodzi o naszych sprinterów, na 60 m przez płotki wystartowali: Klaudia Siciarz i Damian Czykier. Zawodnik Podlasia Białystok odpadł w eliminacjach (z wynikiem 7.67). Reprezentantka krakowskiego AZS-AWF zakwalifikowała się do finału, w którym zajęła 6 miejsce (8.19).
Halowy ekspres nie zwalnia. Już jutro (19 lutego) kolejne zawody serii WAIT GOLD. Tym razem gospodarzem mitingu będzie Birmingham. A już we wtorek (22 lutego) wielkie rzeczy będą działy się w Arenie Toruń, gdzie na 60 m spotkają się Elaine Thompson-Herah i Ewa Swoboda.
Zdjęcia: Marta Gorczyńska