27 czerwca 2008 Redakcja Bieganie.pl Sport

Walka o spełnienie marzeń


Walka o marzenia – brzmi banalnie, ale to stwierdzenie pasuje
idealnie do sylwetki tego zawodnika. Jego droga do kadry narodowej nie była
łatwa i usłana różami- przez lata zmagał się z problemami finansowymi i
kontuzjami. Jak każdy sportowiec marzył o wyjeździe na Igrzyska Olimpijskie. W
tym roku jego marzenia mają szansę stać się rzeczywistością.

kilerkrokodyl.jpgRafał
Fedaczyński (zwany przez kolegów z kadry „Kilerem”) pochodzi z Horodła, małej
miejscowości koło Hrubieszowa. Dlaczego „Kiler”? Rafała cechuje żelazny
upór w dążeniu do celu oraz walka o swoje zdanie. Poza tym jest dość masywnie zbudowany – ma 170 cm wzrostu i waży prawie 60kg, a na trasie maszeruje z miną zabójcy. W sportowej walce nie ustępuje też nikomu.

Rodzice Rafała – rolnicy – nie mieli pieniędzy na zbytki. Dwa razy w
tygodniu do szkoły podstawowej w Horodle przyjeżdżała trenerka z
hrubieszowskiego klubu sportowego Unia – Małgorzata Muzyczuk. To ona
namówiła Rafała do treningu. Gdy oznajmił w domu, że zaczyna trenować biegi ,
rodzice potraktowali to humorystycznie. Nikt nie traktował poważnie tej decyzji, pewnie nawet nie wyobrażali sobie, że ktoś taki jak Rafał może w sporcie dojść do czegokolwiek.
Dla niego była to jednak szansa na wyrwanie się z nudnego, wiejskiego klimatu Horodła. Trenował jak wściekły, ale chociaż odnosił sukcesy na arenie lokalnej, nie stał się wybitnym biegaczem. Wręcz przeciwnie – im ciężej trenował, tym
gorsze miał wyniki! Miał do wyboru – albo trenować jeszcze ciężej albo… znaleźć „swoją” konkurencję. Po rozmowie z trenerem Markiem Kitlińskim postawił na chód
sportowy. To był strzał w dziesiątkę.

Prawie nikt w okolicy, a nawet w Polsce, nie słyszał wtedy o chodzie. Dopiero po sukcesach Roberta Korzeniowskiego ludzie zaczęli się
interesować tą konkurencją. Dla Rafała zaczęła się mozolna praca, dzień po dniu. Chodziarze z racji techniki swojej konkurencji często spotykają się ze zdziwieniem lub drwiną. Zdarzyło się, że Rafał na treningu przemknął z dużą prędkością obok babci swojego kolegi.
Starsza osoba nie słyszała wcześniej o takiej konkurencji jak chód i
zapytała wnuczka: „Dlaczego ten Fedaczyński tak krzywo biega?”

kilerewa.jpg

Rafał z małżonką Ewą

Po
ukończeniu szkoły podstawowej Rafał wyprowadził się z rodzinnego domu i od tej
pory sam zarabiał na własne utrzymanie. Miał niewielkie stypendium,
pozwalające na opłacenie stancji. Na cokolwiek więcej – musiał zarobić. Próbował przez
kolejne kilka lat łączyć szkołę, dorywcze prace w magazynie i trening. Nie było
lekko. Skończył technikum rolnicze i studium gastronomiczne. Mógł zostać szefem kuchni i zacząć nieźle zarabiać, ale jego marzenia były inne. Jako prawdziwy wojownik postanowił rozwijać to, w czym był dobry, nie bał się ryzyka i mimo braku perspektyw postawił na sport, a swoje umiejętności kulinarne wykorzystywał tylko na obozach zagranicznych gotując kolegom polskie specjały, gdy zatęsknili za krajem.

Trenował ciężko i systematycznie. Bez odżywek, sprzętu i odnowy
biologicznej, bez wsparcia otoczenia. Jedna para butów musiała wystarczyć mu na rok przygotowań, gdyż
klub nie miał środków, aby zapewnić sprzęt swoim zawodnikom. W rezultacie
kontuzja goniła kontuzję. Nie poddał się jednak, trenował nadal i wreszcie w roku 2000 zdobył srebrny medal podczas Mistrzostw Polski w chodzie na 50km. Pokazał, że ma zdolności i charakter, aby odnosić sukcesy w tej konkurencji. Ponieważ lekkoatletyka nawet na poziomie pierwszej trójki w Polsce nie jest zbyt opłacalną konkurencją, próbował znaleźć sponsora. Szukał pomocy w klubie, u lokalnych władz, w miejscowych firmach… Napotykał tylko mur obojętności.

Nie rezygnował. Medal olimpijski stał się celem, do którego dążył. Stawał się coraz lepszy., wytrzymalszy, silniejszy. Trening rano i
wieczorem, posiłki, sen i praca – tak przez lata wyglądał dzień powszedni Rafała. Przemierzał do 180 km tygodniowo, a prędkości na treningach dochodzą często nawet do 4:00-4:30/km. To dla zwykłego śmiertelnika prędkość zabójcza nawet w biegu – co dopiero w chodzie.

Im bardziej zawzięcie trenował, tym więcej ludzi zaczynało w niego wierzyć. Z pomocą przyszli niektórzy lokalni biznesmeni, którzy wspierali go
drobnymi kwotami. To pozwalało mu przeżyć i mieć nadzieję. Rok 2003 przynosi kolejny sukces i przełom w dalszej
karierze. 12 kwietnia Rafał zdobywa tytuł mistrza Polski w chodzie
sportowym na dystansie 50 km, z czasem 4.10:39. Zostaje powołany do
reprezentacji kraju na Pucharze Europy w Rosji, w miejscowości
Ceboskary. Start okazuje się udany, mimo
ciężkich warunków atmosferycznych. Rafał jest 27 w Europie,
uzyskuje czas 4.19:26. To jego pierwszy poważny start na szczeblu
międzynarodowym.

Jak bumerang powracały jednak problemy finansowe. Rowieśnicy dorabiali się i namawiali Rafała, aby dał sobie spokój ze sportem. „To przecież nieopłacalne” – mówili. Rafał czuł się za dobry,
aby zrezygnować. Był jednak za biedny, aby móc sobie pozwolić na dalsze
treningi. Co robić w takiej sytuacji? Niewiele zmieniały pojedyncze obozy, które fundował Polski Związek Lekkiej Atletyki. Było ciężko, ale…

tatoo.jpgRafał otrzymuje powołanie do reprezentacji
kraju na Puchar Świata w Naumburgu (Niemcy).
Rywalizuje tam z najlepszymi chodziarzami na świecie i… w 2004 roku jest już 21 na świecie, z
czasem 04:05:03. Oczywiście to również najlepszy wynik w polskiej drużynie. Jednak ten sukces nie
zmienił jego sytuacji materialnej. Starał się nie myśleć
o tym, że na jego konto emerytalne nie wpływają składki. Zatapiał się w rysowaniu, które traktował jako odskocznie od
rzeczywistości. Zaczął projektować tatuaże. W międzyczasie pracował, gdzie tylko
mógł. Żył od zawodów do zawodów, od obozu do obozu. Starty na mistrzostwach
Polski kończył z coraz lepszymi wynikami na wszystkich dystansach. 21 maja 2005 r. wywalczył 13 lokatę w Pucharze Europy na Węgrzech Jako
jedyny Polak ukończył dystans 50 km. Staje się coraz bardziej rozpoznawaną postacią w świecie chodu.

11 sierpnia 2005 r. w Mistrzostwa Świata w Helsinkach Rafał walczył z
najlepszymi zawodnikami świata. Zawodów jednak nie ukończył. Okazało się, że „Kiler” wykończył sam siebie. W Spale, gdzie Rafał trenował przed mistrzostwami w lecie występuje plaga komarów, które nie ominą nikogo. Rafał rozdrapał ugryzienie i w konsekwencji do organizmu dostała się infekcja, nie udało się wyleczyć jej do mistrzostw. Wrócił na
tarczy, załamany i zły na siebie. Ale nie rozpamiętywał długo niepowodzenia:
przełamał sie w sobie i po krótkim odpoczynku wznowił treningi.

I oto przychodzi historyczny sukces polskiego chodu. 14 maja 2006r w zawodach Pucharu Świata w La Coruna (Hiszpania) polscy chodziarze zdobyli pierwszy raz w historii Pucharu miejsce na podium, zdobywając drużynowo srebrny medal. Rafał pokonuje dystans 50 km w
czasie 3.57:24. Ten sukces nie przekonuje Polskiego Związku Lekkiej
Atletyki. Rafał nie zostaje objęty systemem stypendialnym. Na osłodę we wrześniu zdobywa złoty
medal mistrzostwach Polski na dystansie 50 km, z
czasem 3:59.27.

osaka.jpgPo ciężkim sezonie zamiast odpoczywać w sanatoriach, Rafał
pracuje i odkłada fundusze na przygotowania do kolejnego sezonu. Jego marzenia napędzają go, popychają do
przodu. Kwalifikacje na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie przynosi mu start w
Pucharze Europy w chodzie w Leaminghton Spa w Wielkiej Brytanii – 20 maja
2007r. Na swoim koronnym dystansie, czyli 50 km wywalczył tam 9 pozycję w Europie,
uzyskując wynik 3.48:07 średnio 4:33/km. Tym czasem uzyskał klasę mistrzowską międzynarodową i jednocześnie wypełnił kwalifikacje na Mistrzostwa Świata w Osace
i Igrzyska Olimpijskie. Swój rekord życiowy poprawił aż o 8 min. i 6 sekund.
Wynik ten jest czwartym w historii Polski i rekordem Polski LZS. Jednak start w
Mistrzostwach Świata w Osace, we września 2007, uważa za nieudany. 30 pozycja i
słaby wynik bardzo go rozczarowały. Co gorsza, nie miał już grosza przy duszy – wydał wszystkie oszczędności na przygotowania. W akcie
ostatecznej desperacji wyjeżdża za chlebem do Anglii, razem z dwoma milionami polskich emigrantów. Kiedy zawodnicy
z innych państw odpoczywają po sezonie treningowym w sanatoriach, Rafał pracuje w fabryce
czekoladek na nocnej zmianie po 12 godzin na dobę. Mimo dużego doświadczenia w branży gastronomicznej bariera językowa nie pozwala mu dostać pracy w tej branży. Po powrocie do kraju z
zaoszczędzoną gotówką rozpoczyna nowy sezon treningowy, z nadzieją na lepsze
jutro…

kilerty__.jpgNiedawno „Kiler” zdobył srebrny medal Mistrzostw Polski na nietypowym dla siebie dystansie 20km i niewiele zabrakło mu aby zrobić również minimum na dystansie 20km. Wyprzedził go jedynie Grzegorz Sudoł legitymujący się odrobinę lepszym wynikiem na 50km, rozmowę z Grzegorzem znajdziecie tutaj. Obaj pokonali kolegów specjalizujących się na dystansie 20km co jest nie jako niespodzianką. Obecnie Rafał przygotowuje się do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie.
Posiada jedynie skromne stypendium z klubu. A w związku z tym po części sam finansuje swoje przygotowania. Polski Związek Lekkiej Atletyki nie jest specjalnie zainteresowany wsparciem dla, posiadacza minimum olimpijskiego… Wszyscy kibicujemy Rafałowi i mamy cichą nadzieję, że może jakiś sponsor obejmie go w końcu swoim mecenatem…

Przepis na spaghetti a la Kiler:

Sos do spaghetti:

Na patelnie wlewamy niewielką ilość oliwy z oliwek, dodajemy
drobno posiekana cebule. Smażymy aż sie zarumieni. Dodajemy ząbek czosnku,
również drobno posiekany. 100 gram koncentratu pomidorowego i tyle samo ketchupu. Dokładnie mieszamy, wlewamy do patelni i dalej mieszamy. Smażymy 10 – 15minut. Do smaku dodajemy sól, pieprz i oregano. Jeśli chcemy wersje mięsną dodajemy wczesniej przysmażone mięso mielone.
Tak przyrządzam moje ulubione spaghetti. Sosem polewamy makaron ugotowany al dente

Strona Rafała Fedaczyńskiego

http://www.fedaczynski.lubiehrubie.pl/

Możliwość komentowania została wyłączona.