Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Najgorzej to wywinąć orła na ostatnim zakręcie. Pokusa będzie spora, ale wstrzymaj konie, wrzuć „trójeczkę” i dojedź na linię startu, pyrkając delikatnie, jak dobrze gotujący się rosół. Niech forma wykipi dopiero po strzale startera. Wyliczamy 5 błędów, które tylko czyhają, żeby przyplątać się do nas w przedstartowym tygodniu.
Dyspozycję startową buduje się żmudnie i długo. Spartolenie wielotygodniowego wysiłku, najlepszym fachowcom, zajmuje 15 minut. Dokładnie tyle potrzeba, żeby w przededniu zawodów uraczyć się egzotycznym podwieczorkiem, albo – co gorsza – pizzą z ananasem. Jeśli nie poskromimy apetytu i naukowej ciekawości, nasz wyczekany debiut w maratonie zakończy się tzw. kupą w rajtuzach. I choć zazwyczaj używamy tego zwrotu metaforycznie, dla określenia przedstartowego stresu, tym razem, niestety, kupa może się zmaterializować.
Streszczając, odpuść sobie kulinarne eksperymenty w przedstartowym tygodniu. Jeśli do tej pory byłeś dumnym koneserem babek ziemniaczanych, nie zgrywaj nagle smakosza białych trufli.
Ja wiem, ja wszystko rozumiem. Zawsze jest niepewność. Choćbyś przerobił trening od deski do deski, a kolejne tempówki tylko potwierdzały, że masz formę nie w kij dmuchał, zawsze będzie ten dreszczyk i pytanie: czy aby, kurdelebele, na pewno? U mniej odpornych jednostek może pojawić się wówczas silna pokusa, żeby strzelić sobie sprawdzian w ostatnich dniach przed zawodami. Jak to mówią za oceanem: Don’t do it.
Nie w tygodniu przedstartowym. Na ewentualne przetarcia był czas wcześniej. W środę (lub wtorek) zrób ostatni, lekki akcent i niech cię ręka boska broni przed testowaniem się, czy wszystko w nodze gra i buczy. Przekonasz się w weekend. Be patient – tak mówią za oceanem.
W telewizji wieczorami dużo atrakcji. Jak nie inteligentne i skromne dziewczęta w „Love Island”, to Danzel w „Twoja twarz brzmi znajomo”. Ciężko się oderwać. Jeśli jednak jesteś biegaczem i za kilka dni czeka cię walka o tlen w drodze po nową życiówkę, musisz być twardy. Wciśnij czerwony guzik na pilocie, odwróć się plecami do żony (lub kochanki) i bez najmniejszych oporów uderz w kimono.
Sen to dla większości z nas jedyny regeneracyjny zabieg, na który możemy sobie pozwolić. Nie zaniedbujmy więc tej darmowej dawki mocy, na rzecz nocnych powtórek „07 zgłoś się” (o 2:45 na TV Polonia. Tak tylko mówię).
To się tak tylko mówi, że sprzęt nie biega. Jakby nie biegał, to by Kipchoge w bambusowych espadrylach poginał. Buty ważna rzecz i dobrze, żeby była przetestowana. Dlatego używania obuwia kupionego dzień przed maratonem, ja jako członek naprędce powołanej rady ortopedycznej przy redakcji bieganie.pl, nie rekomenduję.
Podobnie rzeczy mają się z singletami, spodenkami, opaskami i innym odzieżowym ustrojstwem, którego nie mieliśmy okazji zawczasu sprawdzić w boju. Im dłuższy dystans, tym następstwa takich spontanicznych decyzji okażą się dotkliwsze w skutkach. Przypominamy, że na 30 kilometrze maratonu zaczynają boleć włosy, a lewe oko ucieka w prawo. Prawe pozostaje na swoim miejscu, ale też nie wygląda najlepiej.
W końcowych przygotowaniach do zawodów wszystko rozbija się o dobrą logistykę. Jeśli mieszkasz w Olsztynie, lub innych miejscach odciętych od dostępu do morza i ulicznych maratonów, na bieg będziesz musiał dojechać. Zaplanuj to. Wyrobisz się ze wszystkim w jeden dzień, czy jednak rozsądniejsza będzie wycieczka z noclegiem? Jeśli z noclegiem, to jak daleko od startu? Czy poranny dojazd, przy częściowo zablokowanych ulicach z uwagi na trasę biegu, nie okaże się długą mordęgą?
Wstań odpowiednio wcześniej, zjedz lekkie śniadanie. Numerek odebrany? Pamiętaj o toalecie. Kolejki przed toitoiami bywają dłuższe, niż do mobilnych punktów wymazu podczas czwartej fali. Zabezpiecz czas na rozgrzewkę. Zrób ją porządnie. Zwłaszcza przed wyścigiem na 5 kilometrów. Przed maratonem wystarczy chwila. Na starcie ustaw się w dobrej strefie. Będziesz za blisko, to cię zdeptają. Staniesz za daleko, stracisz siły na obieganie. Powiedz sobie w ciszy: „Robota zrobiona, nadszedł czas odebrać nagrodę”. Pozostanie już tylko pobiec. Andiamo! – jak to mówią w Italii.