Kuba Pawlak
Naczelny szafiarz Bieganie.pl. Często ryzykuje karierę redaktora dla dodatkowych 15 minut drzemki. Mając na szali sportową formę i czipsy, zawsze wybiera paprykowe. Biega dla pięknych i wygodnych butów. Naczelny szafiarz na Instagramie
Jeśli myślisz że model New Balance Fresh Foam Tempo v2 to naturalna ewolucja modelu v1, to nic bardziej mylnego. Aby zrozumieć skąd wziął się na sklepowej półce ten but, należałoby prześledzić genezę modeli Zante, Beacon i Tempo v1. Co wyszło z tej krzyżówki i czy tak pomieszany „kundel” może okazać się rasową biegówką? Zapraszam na recenzję.
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, zanim na rynku pojawiły się napakowane słoniną maratońskie buty z karbonem, na przeciwnych biegunach sklepowej półki można było odnaleźć dwa typy obuwia.
Pierwszy był masywny, miał dużą dawkę amortyzacji, ale potrafił nieźle zamulić krok, a drugi był minimalistyczny, płaski i szybki, ale nie oszczędzał mięśni i stawów właściciela.
Następnie producenci zaczęli szukać połączenia zalet powyższych propozycji w kontekście długiego, ale szybkiego biegu, usiłując z lepszym lub gorszym skutkiem upchać dużą ilość piany pod piętą buta o ultralekkiej cholewce. W przypadku firmy New Balance taką, dobrze ocenianą przez wielu biegaczy, próbą był model Zante.
Pierwsza wersja Zante była hitem, ale każda kolejna modyfikacja sprawiała, że model przyjmowany był słabiej od poprzednika. Dlatego amerykański producent postanowił zrewolucjonizować projekt, zrobić rebranding i tak oto powstał pierwszy, w mojej ocenie bardzo udany model – Tempo.
To że Tempo było udane, nie znaczy, że wypełniło lukę po Zante, za którym po zakończeniu produkcji wzdychało wielu miłośników serii. Tymczasem dość niespodziewanie pojawił się trzeci gracz w stajni NB – Beacon i to właśnie on niezależnie od założeń przechwycił wielu Zantolubów.
…tak wiem, to skomplikowane i brzmi jak z brazylijsko-wenezuelskiego serialu, ale wytrzymajcie jeszcze trochę, bo zbliżamy się do rozwiązania.
Podobnie jak Zante, tak i Beacon przestał być produkowany, a nowe Fresh Foam Tempo v2 to ewidentnie hybryda trzech opisanych modeli i trudno jednoznacznie powiedzieć, którego przypomina najbardziej. Minimalistyczna i super elastyczna cholewka przypominająca skarpetę i amortyzacja, która plasuje model gdzieś pomiędzy codzienną treningówką, a startówką.
Rodowód jest niezwykle skomplikowany i rodzi pytanie gdzie taki obówniczy kundelek sprawdzi się najlepiej?
New Balance Fresh Foam Tempo v2 jest lekki (ok 260g dla rozmiaru 43) i bardzo elastyczny. To pierwsze co uderzyło mnie po wyjęciu z pudełka …no dobra, drugie, bo pierwszy to super żółty kolor, który widzicie na zdjęciach. Jeśli Tempo to biegowy kundel (lub jak się współcześnie mówi – pies wielorasowy), to z pewnością nie jest bury!
W porównaniu do Tempo v1 nowy but jest bardziej giętki i ma wydłużoną linię. Ja mam wąską stopę więc nie boję się pociągłych modeli, ale nie wiem jak zachowałby się Tempo v2 na stopie szerokiej i mam pewne obawy. Szerokościowcom zdecydowanie zalecam przymiarkę.
Nietypowy dla New Balance jest design. Charakterystyczna dla tego producenta, zwłaszcza w butach lifstyle’owych, „eNka” w Tempo v2 znajduje się w tylnej części i jest mniej krzykliwa niż zazwyczaj.
Na pierwszych kilometrach premierowego biegu czułem się w tym modelu dziwnie. Lekkość konstrukcji i jednoczęściowa, bardzo elastyczna cholewka, dawały odczucie biegu niemal jak w samej skarpetce. Początkowo miałem obawy czy taka konstrukcja utrzyma moją stopę na miejscu względem podeszwy przy mocniejszym wirażu, ale okazało się, że w tym elemencie jest zaskakująco skuteczna. Warto też zauważyć, że zastosowana w podeszwie guma niemal klei się do podłoża, a cholewka praktycznie nie ma w swojej konstrukcji punktów, które potencjalnie mogłyby spowodować obtarcia.
Podeszwa wykonana z pianki Fresh Foam X to wysoki standard. Mimo że w Tempo v2 nie ma jej bardzo wiele, to stosunek sprężystości do dawki amortyzacji jest tu wzorowy. Nie wiem czy to kwestia dropu (6mm) czy konstrukcji samego modelu, ale w Tempo v1, który był butem sztywniejszym, subiektywnie biegało mi się bardziej płynnie. Nie umiem jednak jednoznacznie opisać czy chodzi o przetoczenie stopy, czy o jej stabilność w obrębie samego buta.
Mniejsza ilość pianki względem klasycznej treningówki (np. modelu 1080) sprawia, że nasze stopy nie dostają tu dużo ochrony od spodu. Jeśli zboczymy w tym bucie z utwardzonego szlaku, to wyraźnie odczujemy kamyki, korzenie i inne nierówności.
New Balance Fresh Foam Tempo v2 to dobra propozycja na szybsze treningi, dla osób które z jakiegoś względu nie chcą ich robić w karbonowych startówkach.
Lekkim biegaczom, stroniącym od masywnych treningówek, model może bez przeszkód posłużyć do codziennych treningów.
Biegaczom o większej masie ciała Tempo v2 może posłużyć jako startówka na krótszych dystansach, która zapewni im wystarczającą dawkę amortyzacji, ale jednocześnie nie będzie zabierała energii i sprężystości kroku.
Mi testowany model świetnie sprawdził się na bieżni, która sama w sobie ma pewną dawkę amortyzacji, a ja chciałem pokręcić szybsze odcinki. Z pewnością będę go używał jako but rotacyjny, gdy będę chciał pobiegać szybciej lub bardziej naturalnie i na niższym dropie.
Na New Balance Fresh Foam Tempo v2 powinni zwrócić uwagę ci biegacze, którzy szukają pośredniego rozwiązania między minimalistyczną startówką, a mocno amortyzowaną i zabudowaną treningówką. Znając ich preferencje uważam, że nie będzie to bardzo liczna grupa, jednak dla tych konkretnych osób ten obuwniczy kundelek o zawiłym rodowodzie może okazać się strzałem w dziesiątkę.
New Balance Fresh Foam Tempo v2
Zdjęcia Marta Gorczyńska