Redakcja Bieganie.pl
8. PKO Półmaraton Gliwicki przejdzie do historii jako jeden z najbardziej emocjonujących biegów. W ramach zawodów rozgrywano bieg na dystansie półmaratonu i towarzyszącą Gliwicką Dychę. Pierwsza trójka zawodników na dystansie półmaratonu ma na liście wyników wpisane czasy 1:02.27. Biorąc pod uwagę fakt, że trasa była atestowana, powinno to oznaczać, że mamy nowych liderów sezonu w polskich tabelach! A jednak nie mamy.
Po biegu dotarły do nas liczne relacje zniesmaczonych zawodników, którzy uczestniczyli w biegu. Jeden z zawodników, który walczył o wysokie miejsce w biegu pisze tak:
„Rynek mały, ciasny a w biegu startuje ponad 1000 osób. Na starcie czekaliśmy ponad 15 minut – opóźnienie, ponieważ trasa nie była zabezpieczona. Czekasz po rozgrzewce i marzniesz, w dodatku z pełnym szacunkiem dla osób niepełnosprawnych, ale organizator ustawia ich na samym przodzie i puszcza chwilę szybciej przed nami – to już jest niebezpieczne, dobrze, że było to kilka osób, aczkolwiek wprowadziło to zamęt. Po spóźnieniu organizator oznajmił, że trasa to 2 pętle i on w całości ją poprowadzi osobiście w zielonym samochodzie. Jak się okazało dojechał nieco ponad kilometr, wjechał na drogę szybkiego ruchu i zatrzymał się. Na nasze zdziwienie i pytanie czemu nie prowadzi dalej, powiedział, że dalej damy radę sami i mamy biec bez niego„.
Jak się później okazało zawodnicy nie dali sobie rady. Trasa okazała się na tyle dużym wyzwaniem, że nawet wolontariusze zabezpieczający trasę nie byli w stanie pomóc zawodnikom. Prowadząca trójka po przebiegnięciu 9 kilometrów ujrzała na asfalcie wyrysowany znacznik kilometra numer … 14. Postanowili więc podążać za zawodnikami z „dyszki”, tak aby w ogóle dotrzeć do mety. Jeden z nich relacjonuje:
„Wbiegamy na Arenę a tam zegarek pokazuje, że zbliżamy się do 18km. Chwilę chodzenia, trochę myślenia i wychodzi, że jak ruszymy na druga pętlę to zrobimy 30-31km. Więc prosta i do mety. Żaden z wolontariuszy z obstawy trasy nie znał jej, nie wiedział gdzie kierować. Nawet zawodnicy, którzy byli zającami to potwierdzali. Wolontariusze byli zdziwieni, że znaleźliśmy się drugi raz na tym samym odcinku, a dodatkowo z rynku mieli nas kierować w prawo, a wypuścili nas na już zamknięty odcinek trasy. Gdyby pokierowali nas z maty gdzie było 10.5km do mety skończylibyśmy z około 15-16km. To, że wyszło 18km wynikało z dalszego błądzenia na trasie i braku pomocy. Warto nadmienić, że żaden zakręt nie posiadał strzałek kierunkowych widocznych z daleka poza tymi pod butem, namalowanymi kredą lub sprayem (skręt na arenę Gliwice w żaden sposób nie był oznaczony)”.
Pierwsza trójka zawodników nie była jedynymi, którzy krążyli po trasie w celu dotarcia do mety. Zwycięzca Gliwickiej Dychy ukończył bieg na rynku w Gliwicach po przebiegnięciu ponad 10 kilometrów. Jego czas został przeliczony ze średniego tempa biegu, pomimo, że do mety nie dobiegł. Wiele osób, komentujących pod oficjalnym profilem biegu w mediach społecznościowych twierdziło, że również błądziło na trasie. Niektórzy z nich pisali o różnych dystansach, które pokonali, niektórzy przebiegli ponad 23 kilometry. Niektórzy nie dobiegli w ogóle. Zwyciężczyni biegu kobiet w jednej z kategorii napisała o trasie, że była „jak w labiryncie”, a sama zatrzymała się w trakcie biegu nie wiedząc gdzie biec.
Dla większego skomplikowania sytuacji razem z biegaczami startowali również zawodnicy Nordic Walking, którzy mieli pokonać tę samą trasę co „dycha”. Jak się okazało nordicowcy już kilkaset metrów za startem zostali puszczeni w złą stronę, w efekcie czego czołówka dołożyła prawie pół kilometra (resztę stawki puszczono już poprawną trasą).
Niestety oficjalnego stanowiska organizatora, czyli Fundacji Biegu Rzeźnika nie znamy. Nie wiemy co zawiniło i gdzie popełniono błąd. Jedyne oświadczenie jakie wystosował dyrektor biegu to przeprosiny oraz wzięcie odpowiedzialności za zaistniałą sytuację na siebie.
Pisaliśmy już o Gliwickiej Dyszce, która według atestu miała 9,45km, pomimo zapewnień regulaminu o długości 10000m. Zapytaliśmy Tadeusza Dziekońskiego – atestatora biegów ulicznych – czy często zdarzają się atesty na tak nietypowych dystansach. Według rejestru atestowanych tras biegowych takie atesty się zdarzają, jednak są w przygniatającej mniejszości. Większość z nich to biegi na których rozgrywają się wielogodzinne biegi na pętlach, a takie które nie są na pętlach należą do wyjątków.
Wśród nich jest przykładowo Bieg św. Marcina o Puchar Burmistrza Miasta i Gminy Kępno, który ma przeprowadzony atest na dystansie 10,286km. To co odróżnia bieg w Gliwicach i bieg w Kępnie to fakt, że w Kępnie dystans atestu zgadza się z regulaminem biegu, a organizator biegu św. Marcina zapowiada również podawanie międzyczasów na 10 kilometrów.
Najbardziej pamiętną trasą, nad którą nie zapanował organizator była trasa w jednej z edycji łódzkiego maratonu. W 2009 roku w ramach imprezy rozgrywano bieg na 10km i maraton na trasie ze startu wspólnego. Trasa okazała się na tyle skomplikowana, że nawet sędziowie, którzy stali na trasie kierowali w złą stronę. Zawodnicy, którzy prowadzili bieg na 10 kilometrów pobiegli trasą maratonu, mimo zapewnień obsługi na trasie. Prowadząca trójka nigdy nie dobiegła na metę, a wśród nich był rekordzista Polski Henryk Szost, który po biegu usłyszał od organizatora, żeby następnym razem 'wziął ze sobą psa przewodnika’…winnych brak.
Innym problematycznym biegiem był bieg w Mierzęcinie w 2016 roku, w którym wystartowało około 400 biegaczy na dystansach maratonu i półmaratonu. Niestety część zawodników zgubiła się w lesie przez źle oznaczoną trasę. Po kilku godzinach oczekiwania organizator zaczął wysyłać służby do lasu aby szukały zagubionych zawodników. Jak sam twierdził strażacy, który mieli zabezpieczać trasę poszli do domu…strażacy twierdzili, że to nie ich zadanie…winnych również brak.
Problemy na trasach zdarzały się największym biegom. Za długie trasy miały między innymi Półmaraton w Pile, gdzie rozgrywano Mistrzostwa Polski, czy ostatnia edycja Krakowskiego Półmaratonu Marzanny. Organizatorzy biegów bardzo często zmagają się z wieloma problemami i mają wiele na głowie. Trzeba przejść wiele szczebli biurokracji, pokonać wiele przeszkód. Wyskakujące w ostatnim momencie remonty, ponawianie atestów tras, szukanie wolontariuszy, zapewnienie odpowiednich budżetów. Wszystkich nigdy nie zadowolimy, jednak odpowiednie zabezpieczenie trasy powinno być jednym z kluczowych zadań. Jeżeli dopuścimy do momentu, kiedy zawodnik będzie musiał uczyć się przed biegiem trasy na pamięć, albo biegać z mapą wtedy warto przerzucić się na biegi na orientację.
Zdjęcie tytułowe: Janusz Dadaś Fotografia.