rogowski
16 marca 2023 Bartłomiej Falkowski Sport

Michał Rogowski: mnie nie interesuje wycieczka. Wywiad z niewidomym biegaczem


Michał Rogowski to niewidomy biegacz kategorii T11, który startuje głównie na dystansie 1500 metrów. Razem ze swoim przewodnikiem Marcinem Kęsym opowiedzieli nam o tym jak wygląda ich związek. Na czym polega współpraca w takim duecie, jakie są przepisy w sporcie niewidomych, a także o swoich marzeniach dotyczących medali największych imprez. Dowiecie się także jak wygląda wsparcie sportu niepełnosprawnych i czy „lekka” jest traktowana tak samo jak u osób pełnosprawnych.

Zacznijmy od tego, że tworzycie „związek”. Jest to współpraca oparta na zażyłej relacji, zaufaniu. Jak to jest, że się spotkaliście i stworzyliście taki duet?

Michał: Nasza przygoda zaczęła się od zawodów w Sieradzu w 2022 roku. Trafiłem do kadry narodowej i potrzebowałem osoby, która będzie moimi oczami. Padła propozycja, aby był to Marcin.

Marcin: Wyglądało to tak, że zanim zacząłem biegać z Michałem to już współpracowałem wcześniej w parakadrze. Pomagałem już jako przewodnik innemu biegaczowi, maratończykowi Marcinowi Grabińskiemu. W takiej współpracy nie wystarczy prezentować jakiegoś tam poziomu sportowego. Trzeba mieć też inne cechy, na przykład być opiekuńczym, rozumieć z czym borykają się takie osoby. Ja już wcześniej liznąłem tego tematu. Zadzwonił do mnie trener blokowy, pan Lewkowicz. Michał miał lecieć do Maroka aby uzyskać kategorię pozwalającą na starty na imprezach międzynarodowych mistrzowskich. Michał do tej pory biegał tylko na polskim podwórku.

Michał: Nie miałem wcześniej wyrobionej grupy startowej, która by była „dowodem” na imprezach zagranicznych, że mam problem z oczami.

Marcin: To akurat musi być stwierdzone przez międzynarodową komisję. Ona co roku odbywa się w innym kraju. W 2022 roku odbyła się w Maroku. Zadzwoniono do mnie trzy tygodnie przed tą komisją. Powiedziano mi, że za tydzień mam stawić się w Sieradzu na zawodach. Nie znając Michała już mieliśmy pierwszy start na 1500 metrów. Ja byłem trochę wyrwany z ulicy, bo moja droga była raczej ukierunkowana w tę stronę. Ale pojechaliśmy do Sieradza, a dwa tygodnie później polecieliśmy na miting do Maroka. Michał zdobył tam kategorię T11, czyli taką, która mówi, że musi biegać z przewodnikiem. No i tak to trwa. Współpracujemy od siedmiu miesięcy, od września 2022.

Michał, jak w ogóle zaczęła się Twoja biegowa przygoda? Dlaczego wybrałeś ten męczący i średnio przyjemny sport?

Michał: Nasze pokolenie nie bało się aktywności w dzieciństwie. Nie było komputerów, nie siedziało się przed telewizorem. Całe dnie ganialiśmy po podwórku i tak to się przerodziło w pasję do biegania. W moim przypadku był tylko taki problem, że nawet jak trenerzy widzieli u mnie predyspozycje do biegania to oni po prostu bali się współpracować ze mną.

A kiedy ktoś przestał się bać i zacząłeś trenować w klubie?

Michał: Pierwszy raz poznałem we Wrocławiu trenera Czesława Wszędybyła. We Wrocławiu trafiłem do policealnej szkoły masażu. Trener prowadził tam osoby niewidome. Wtedy zaczęła się współpraca ukierunkowana pod sport wyczynowy, pod 1500 metrów. To było w 2011 roku.

2O8A7382

To bardzo długo trwało od momentu rozpoczęcia treningów do uzyskania tej kategorii. To takie trudne? Jakby ktoś po tym wywiadzie chciał zacząć uprawiać bieganie, bez względu na rodzaj niepełnosprawności, to też mu tyle to zajmie? Tak długo trwa wyrobienie licencji?

Marcin: Biegacz musi po prostu trafić w odpowiednie ręce…

Michał: Mój pierwszy trener zajmował się tym charytatywnie. Nie był nawet wpisany jako trener do naszego związku sportowego. On tylko mógł mówić i pytać innych czy ktoś by się mną zaopiekował. No, ale u nas, tak jak w sporcie pełnosprawnych, nikt nikomu za bardzo nie chcę podbierać zawodników, pomagać im. Mną się w sumie nikt nie przejmował. Byłem nawet wpisany jako zawodnik kadry, ale nigdy nie zaproszono mnie nawet na obóz.

Marcin: Akurat w sporcie niepełnosprawnych jest to dziwne. W sporcie pełnosprawnych jak się kogoś przegapi to można powiedzieć, że są następni. A tutaj tak nie ma. Nie ma wielu następców. To nie jest tak, że jak Michaś się „wyłoży” to potem czeka pięciu innych w kolejce. W Polsce nie ma promocji sportu osób niepełnosprawnych, jest słabe szkolenie. Nie boimy się powiedzieć, że szkolenie jest bardzo kiepskie.

No to jaka jest konkurencja w Polsce? W Twojej kategorii.

Michał: Tak naprawdę jest jeden człowiek, który liczy się w rankingach. Jest to Aleksander Kossakowski, który już jest medalistą mistrzostw świata, uczestnikiem igrzysk.

Trenujesz wyczynowo 11-12 lat. Ilu miałeś do tej pory przewodników?

Michał: Marcin jest moim pierwszym. Bo dopiero teraz udało się zdobyć oficjalnie kategorię, która mnie do tego upoważnia. Wcześniej musiałem biegać sam.

I jak dawałeś radę?

Michał: Było mi z tym bardzo ciężko. Ja widzę tylko plamy przed sobą. Zdarza mi się potykać, wpaść w kogoś na bieżni

Marcin: Skręcić nogę…

Michał: Tak! Skręcenia są na porządku dziennym. Moje bieganie można porównać do samochodu, który jedzie bez nikogo. Jeśli kierowca nie ominie dziury, to koło wpadnie w każdą z nich. No i jak Marcin mnie nie poprowadzi to ja po drodze zaliczam takie „dziury”.

Parę tygodni temu na bieżni mechanicznej zamknąłem na chwilę oczy i prawie się przewróciłem. Nie wyobrażam sobie jak można biegać tak szybko nie widząc.

Marcin: Nie jest to łatwe. Zanim zacząłem biegać, wcześniej z Marcinem i potem z Michałem, to sam sobie takie utrudnienia dawałem. Żeby lepiej zrozumieć jakiego kalibru jest to problem. Bo niby masz pojęcie, że ktoś nie widzi, ale dopiero jak sam tego doświadczysz, to możesz zrozumieć jaki to problem. Jak robiłem na boisku przebieżki z zamkniętymi oczami, albo z opaską to po dwudziestu metrach błędnik wariuje i uciekasz na bok. A w środku ciebie jest uczucie jakbyś wchodził pod wodę. Ja tak miałem. Przytykało mnie. Bałem się, mimo że wiedziałem, że w promieniu 100 metrów nie ma nic w co mogę uderzyć. To mi bardzo pomogło by pracować jako przewodnik.

Michał, a Ty się boisz?

Michał: Nie. Wysokości też się nie boje. Nie rozróżniam. Mogę wyjść na balkon i dla mnie jest wszystko równo (śmiech).

2O8A7465 1

Marcin, a jak w ogóle zaczęła się Twoja praca jako przewodnik? Skąd taki pomysł?

Marcin: To był przypadek. Marcin Grabiński, który biegał maratony, szukał przewodnika, a ich za bardzo w Polsce nie było. Napisał do mnie czy znam kogoś w Poznaniu, kto poprowadziłby go w biegu charytatywnym. Pamiętam, że ja mu wtedy odmówiłem. Miałem jakieś prywatne plany. Rok później wrócił z tym samym zapytaniem. Mi już było niezręcznie odmówić. Wiadomo, niepełnosprawnym się nie odmawia (śmiech). Wystartowałem z nim w biegu na poznańskiej Malcie. Po biegu zapytał mnie czy mógłbym mu czasem towarzyszyć. Potem okazało się, że Marcin ma duże predyspozycje wytrzymałościowe. Trafił do parakadry. Dostał powołanie na Mistrzostwa Świata w Londynie w maratonie. Razem tam pojechaliśmy. Ma taką samą kategorię jak Michał, ale w maratonie jest wiele obostrzeń. Na przykład możesz wystartować jeśli w Twojej kategorii pobiegnie osiem osób. Ten dystans nie cieszy się dużym powodzeniem na świecie. Został dlatego przekierowany w kadrze na 1500, albo 5000 metrów. Ale z racji tego, że był już wiekowy, to już wielkich szans na wyniki nie było i został usunięty ze szkolenia ze względu na brak progresowania.

Jak długo się uczyłeś, by zostać przewodnikiem. Pewnie uczysz się każdego dnia cały czas, ale ile trwa nazwijmy to „podstawowy kurs”, po którym możesz komuś pomóc?

Marcin: Z Marcinem dogrywałem się cały czas. Na każdym treningu uczyliśmy się czegoś nowego, ale często miałem wrażenie, że nie możemy się zgrać i stoimy w miejscu. Z Michałem było inaczej, wygodnie. Jak wystartowaliśmy pierwszy raz, poszliśmy na rozgrzewkę oraz start, to przy pierwszym spotkaniu to zagrało od razu. Poczułem, że dobrze mi się z nim biegnie i nie muszę się go uczyć. Tak jak Michał powiedział. To jak z prowadzeniem samochodu. Wchodzisz do innego samochodu, mówisz, „no dobra tu trochę inaczej działa skrzynia biegów”. A z Michałem miałem tak, że czułem się jakby to był mój stary samochód, który znam. Są takie rzeczy, które ciężko wyjaśnić. Ciężko powiedzieć jak i czego się nauczyłem. Jest to trudne, bo my musimy spędzać ze sobą 24 godziny na dobę. Poznawać się także przy codziennych sprawach, a nie jedynie w biegu. Dlatego takie obozy, jak teraz, są ważne. W tym roku spędzimy blisko 200 dni ze sobą. Nam dobrze biega się odcinki tempowe, ale np. ten obóz w Santa Poli pokazał, że na jednym agresywniejszym odcinku Michał zaczął się gubić. I to wyszło tu. A u nas synchronizacja jest ważna. Jeśli chcemy biegać na poziomie 4:10 to te cztery minuty musimy synchronicznie pracować i to jest trudne.

Właśnie jak jest z przepisami technicznymi w bieganiu? Czy różnią się w zależności od dystansu?

Marcin: Przepisy są wszędzie takie same. Musimy biec synchronicznie. Przewodnik musi być niezauważalny. Nie mogę go wciągnąć na metę. Michał musi wbiec pierwszy. Linka, którą jesteśmy połączeni ma określoną długość, 11 centymetrów w biegu stadionowym i 30 na ulicy. Ona nie może być napięta. Sędziowie torowi obserwują ruch linki czy nie ma napięcia, którym nadaję rytm ramionom Michała. Musimy być dlatego synchroniczni. Jak jego ręką będzie z przodu, a moja z tylu to będzie te szarpanie. Nawet jeśli to będzie szarpanie do tyłu to dla sędziego to już jest powód do dyskwalifikacji, mimo że ja go hamuje tym szarpaniem, a nie ciągnę. Michał musi też mieć zaklejone oczy. I to nie ze względu na wadę jaką ma. Nawet osoby bez gałek ocznych muszą mieć zaklejane oczodoły.

Michał: I nawet jak masz zaklejone to jeszcze musisz założyć czarne okulary zaklejone dodatkowo taśmą. Takie są przepisy.

Szczerze powiedziawszy myślałem, że Ty możesz tą linką kierować Michałem. Jak wy skręcacie na łuku na stadionie w takim razie, jak dajesz sygnał?

Marcin: Musimy mieć czucie barkiem. Michał musi zapierać się o mnie barkiem, czuć mnie.

Michał: To też jest tak, że nie mogę się na nim położyć, mocno opierać, bo Marcinowi będzie się wtedy ciężko biegło.

Marcin: Musi mnie muskać barkiem, czuć dotyk. Jak wchodzimy w wiraż to musi czuć kiedy układam się do wejścia w niego. Oczywiście też staram się dawać jakieś komendy, że wchodzimy w wiraż, wychodzimy na prostą. Ale musi przede wszystkim czuć bark.

No właśnie, a jaki zapas musi mieć przewodnik, skoro w biegu na 1500 metrów, powinien być w stanie mówić. Michał jaka jest Twoja życiówka?

Michał: 4:17

A wy celujecie w 4:10, więc jaki musisz mieć Marcin zapas?

Marcin: Muszę biegać w około cztery minuty, żeby swobodnie biec i nie być przeszkodą.

Czy trening do 1500 metrów pełnosprawnych i niepełnosprawnych jakoś się różni?

Marcin: Niczym.

162A7258

A są jakieś specjalne jednostki gdzie trenujecie np. tylko synchronizację, czy robicie to w trakcie, przy okazji, zwyczajnego treningu biegowego?

Marcin: Jeśli chodzi o synchronizację to skupiamy się na tym. Jeśli obserwujesz nasz bieg to z boku musisz widzieć jakby to było jedno ciało.

Michał: Nasze ręce i nogi muszą iść równiutko i na tym właśnie się skupiamy. To jest różnica między naszym bieganiem, a bieganiem pełnosprawnych. Nie mamy osobnych jednostek by to ćwiczyć. Każdy trening biegamy razem związani linką i przy okazji ćwiczymy równą pracę. Robimy robotę biegową, ale mocno przykładamy do tego uwagę by ruchy były zgrane. Gdybyśmy nie skupiali się cały czas nad tym, to szarpalibyśmy się, byłoby nam niewygodnie.

Marcin: Bardzo przykładam uwagę do tej synchronizacji. Nagrywamy filmiki żebym widział, jak to działa. Jestem dwadzieścia centymetrów wyższy od Michała. On ma też bardziej sprężysty krok. Więc musimy to zgrać. To ja muszę dostosować się do niego. Pilnuję tego. To moja rola.

Trening do 1500 metrów czasem wiążę się z odcinkami bieganymi do totalnego wyczerpania. Człowiek marzy tylko o wiadrze na linii mety. Czy Wy przez to, że musicie być zsynchronizowani to na treningu nie dochodzicie do takich skrajnych etapów zmęczenia? Wtedy chyba ciężko zachować to żeby równo pracować i nie szarpać się? A może są takie treningi, gdzie u Ciebie Michał ostatnie dwadzieścia metrów to już ręce i nogi pracują ze zmęczenia w swoim, niekontrolowanym rytmie?

Michał: Bardzo często tak jest. Wygląda to tak, że idziemy do oporu. Nawet dwa dni temu pytałem Marcina, czy mogę zejść na bok zwymiotować.

A jak na zawodach na finiszu idziecie na maksa to co z synchronizacją?

Michał: Ona musi być cały czas do końca. Marcin ma wtedy trudne zadanie. Ja już jestem na pełnym zmęczeniu, więc musi kontrolować i mnie i siebie. Na finiszu zaczyna mnie bujać…

I ty też wtedy musisz się bujać…?

Marcin: No lepiej nie. Muszę wpłynąć na Michała tak, by ten to okiełzał. No, ale od tego jest właśnie trening. Michał musi uczyć się przekraczać bariery na treningu, a na zawodach tylko obcować z tą barierą, albo poza nią. Musi czuć się pewnie. Na zasadzie „w tym pokoju już byłem”, przypilnuję ostatnich 20-50 metrów i będzie dobrze. Mieliśmy podobny problem w Maroku. Wiązało się to chyba bardziej ze stresem, a nie ze słabym przygotowaniem. Michał był pierwszy raz za granicą, tak daleko, do tego stres czy dostanie kategorię. Bo to nie jest takie oczywiste, że się ją dostanie. Lekarze decydują, czy on nie widzi. I wszelkie papiery mówiące o tym, że nie jest zdolny do samotnej egzystencji nic nie dają. Lekarze sportowi na takiej komisji muszą to potwierdzić. Michałowi wzrok już nie wróci, ale kategorię dostał tylko na cztery lata. Nawet osoby bez ręki dostają na cztery lata taką licencję. Ale to też taki system kontroli nad zawodnikiem i tego jak sport wpływa na jego zdrowie. Michałowi czasem ciężki wysiłek nie służy.

Szykujecie się do mistrzostw świata i igrzysk? Jak blisko jesteście?

Michał: Trudno powiedzieć…

Czy to wystarczy jeden krok i pojedziecie?

Marcin: Tak, mistrzostwa świata mamy na wyciągnięcie ręki. Michał ma życiówkę lepszą od minimum i to sporo. Minimum to 4:22. Ale samo osiągnięcie minimum nie daje gwarancji. Musi być wysoko w rankingu. Samo minimum daje mu np. dwunaste miejsce, ale żeby pojechać to musi być w pierwszej szóstce.

Ale to jest wymóg polskiego związku?

Michał: …

Marcin: Nikt nie chce żebyśmy jechali na wycieczkę…

Żeby być profesjonalnym sportowcem potrzebne są fundusze. Jak wygląda finansowanie w waszym sporcie? Klub pomaga? Może związek? Nie przepraszam, to głupie pytanie ze związkiem… Klub mocno pomaga, czy raczej trzeba liczyć na własne środki, sponsorów?

Marcin: Klub Michała wcale nie wspiera. Należy do Startu Katowice i nie ma tam wsparcia. Dwa razy chyba coś tam dostał…

Michał: W tamtym roku klub sfinansował mi jeden z obozów kadrowych i otrzymałem dwie pary butów plus kolce.

Łatwo jest w Twoim sporcie o sponsora?

Michał: Bardzo ciężko…

Marcin: Tutaj w Santa Poli jesteśmy za własne pieniądze. Staram się namawiać Michała by korzystał z obozów poza kadrą. My możemy korzystać ze szkolenia centralnego. Natomiast te szkolenia odbywają się w słabych miejscach. Jeśli on ma biegać na światowym poziomie to trzeba stwarzać do tego warunki. Musi biegać w cieple, mieć spokój. Tutaj nie ma dużo ludzi. Na stadionie on wtedy czuje się lepiej, bezpieczniej. Staramy się o sponsora, ale jest to ciężkie.

Ile takie roczne przygotowania kosztują, żeby móc pojechać na mistrzostwa świata i później na igrzyska?

Marcin: Na Zrzutce robiliśmy taką akcję, ona okazała się fiaskiem. My to wyceniliśmy na 30.000zł rocznie z czego udało się nam zebrać skromne 4.000zł. Ale trzeba liczyć 20 – 30 tysięcy. Tu chodzi głownie o okres zimowy. W szkoleniu centralnym ogólnie nie jest źle, ale zimą przebywamy np. w Kozienicach. A zimą w Kozienicach to wiadomo…

Jak to zimą w Polsce.

Marcin: Idealnie jakby Michał mógł przez cztery miesiące w roku korzystać z własnego szkolenia, obozów takie jak te. My po Santa Poli lecimy do Monte Gordo, potem z własnych środków lecimy do Lloret de Mar. Załatwiłem, że Michał potrenuje tam z pełnosprawnymi. Jedzie tam młodzieżowa kadra. Jemu przyda się taki kontakt, bo w Polsce nie ma z kim trenować.

W takim razie życzę, żeby po wywiadzie odezwał się sponsor dzięki, któremu przygotujecie się i pojedziecie na mistrzostwa i igrzyska.

Marcin: Warto tu dodać, że Michał jest takim zawodnikiem, że on nie chce „tylko” pojechać na mistrzostwa świata. On jedzie po medal. Medal będzie przepustką do wyjazdu na igrzyska. On ma wyższe cele.

Michał: Tak! Mnie nie interesuje wycieczka.

Dziękujemy za rozmowę i trzymamy kciuki za kolejne medale!

https://www.instagram.com/marcinkesy85/

https://www.instagram.com/michal_rogowski1500m_t11/

Fot : Andrzej Oleszanowski

Możliwość komentowania została wyłączona.

Bartłomiej Falkowski
Bartłomiej Falkowski

Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.