Marek Dłubała
Logistyk z zawodu i w tematach sportowych. Miłośnik statystki i szyderki biegowej. Trener fantastycznej młodzieży z Sekcji Biegowej MLKS Sokół Lubin. Znany na Instagramie jako lysytrener.
Jacek Wosiek wskoczył do trenerskiej ekstraklasy dzięki fenomenalnemu występowi jego podopiecznej Aleksandry Lisowskiej podczas Mistrzostw Europy w Monachium. Złoty medal i tytuł Mistrzyni Europy w maratonie marzy się niejednemu trenerowi czy zawodnikowi, jednak tylko nielicznych dosięga ten zaszczyt. Jak udało się to zrobić tandemowi Wosiek – Lisowska? Jak zawodnik Jacek Wosiek zaczynał swoją przygodę z bieganiem i jaki wpływ miało to na jego warsztat trenerski? Jak wygląda mistrzowski trening Oli Lisowskiej? Tego wszystkiego dowiecie się z wywiadu z trenerem Jackiem Wośkiem, który dla bieganie.pl przeprowadził Marek Dłubała.
Zaczynamy Panie Trenerze nie od omówienia ogromnego sukcesu swojej zawodniczki Oli Lisowskiej na Mistrzostwach Europy w Monachium, tylko od powrotu do przeszłości. Nie wiem jak dużo czytelników Bieganie.pl wie, ale warto przypomnieć, że Jacek Wosiek był także dobrze zapowiadającym się zawodnikiem STS Skarżysko-Kamienna. Miałeś okazję trenować razem z Wiolettą Frankiewicz, Arturem Osmanem i Rafałem Wójcikiem. Jak wspominasz czasy juniorskiego biegania?
To były wspaniałe czasy, a do grupy wymienionych przez Ciebie kolegów i koleżanek dołożyłbym jeszcze Grzegorza Rogalę, który za juniora biegał 3:44 na półtoraka. Tworzyliśmy bardzo zgraną ekipę, gdyż wszyscy mieszkaliśmy w jednym internacie, a z Rafałem i Grzegorzem w jednym pokoju, co powodowało, że różne durne pomysły przychodziły nam do głowy. Na przykład pod nieobecność na zawodach w Kielcach naszego trenera Krzysztofa Wolińskiego, ja potrafiłem zgłosić się na szybko do biegu na 400m ppł, a takiego dystansu nigdy nie biegałem. O dziwo tylko o 0,3s pokonał mnie Grzesiek Krzosek – były świetny 800-metrowiec, a obecnie trener przygotowania motorycznego sędziów w UEFA. Rafał w tym samym czasie zapisał się na konkurs rzutu oszczepem, który wylądował w najlepszej próbie poza 40m co jak na długasa było rewelacyjnym wynikiem.
I z tych wspólnych treningów i wygłupów rodziły się świetne wyniki i osiągnięcia. Które uważasz za swoje najcenniejsze?
Na pewno srebrny medal zdobyty podczas Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży (czytaj Mistrzostwa Polski Juniorów Młodszych) w Kielcach, gdzie na 2000m przez przeszkody przegrałem tylko z Mirkiem Bienieckim – późniejszym twórcą Biegu Rzeźnika. No i 5 miejsce na Mistrzostwach Polski Juniorów z życiówką na belkach 5:52.88. Tam Mirek od początku narzucił mordercze tempo, które ja okupiłem utratą medalu na ostatnim okrążeniu, a Mirek stracił złoto na rzecz Jarka Czubaszka (obecnie trenera LA w Grudziądzu).
Nasze wyniki jak na polskie warunki były bardzo dobre i brały się z tego, że trenowaliśmy razem pod okiem jednego trenera. Widzę to także u siebie w grupie, że atmosfera i możliwość wspólnego treningu daje dużo większe szanse na rozwój zawodnika niż klepanie kilometrów w samotności.
Jak właśnie to wygląda na zgrupowaniach kadry maratonu. Czy dziewczyny biegają razem czy idą indywidualnym planem treningowym?
W momencie kiedy przez większość roku one nie trenują razem koncepcja biegania w grupie byłaby błędem, gdyż każda ma inne obciążenia treningowe i wrzucanie dziewczyn do jednego wora nie ma sensu. Zaprzepaściłoby to ich wcześniejszą pracę z trenerami klubowymi. Dlatego na obozie kadrowym jestem dla nich suportem i osobą, która może coś podpowiedzieć, doradzić, a nie trenerem burzącym ich indywidualny plan treningowy.
Przeszliśmy suchą stopą od przeszłości do teraźniejszości. I właśnie, czy jest coś co byś zmienił w przygotowaniach Oli do Mistrzostw. Może ostatni obóz w Jakuszycach zamieniłbyś na obóz na wyższych wysokościach np. w Kenii, Etiopii lub chociażby w St. Moritz lub Livigno?
Faktycznie składając plany zgrupowań na ten rok w PZLA zaplanowałem ostatni obóz w St. Moritz, który ze względów finansowych nie został zatwierdzony. Nie jestem osobą, która lubi rozpaczać i rozpamiętywać, więc szybko dostosowaliśmy się do sytuacji, w której końcówkę przygotowań do Mistrzostw Europy spędzimy na zgrupowaniu w Jakuszycach. Praca jaką wykonała tam Ola dała wyśmienity rezultat w postaci złotego medalu i teraz nie ma sensu „rozkminiać” co by było gdyby. Na pewno w przyszłości chcemy częściej jeździć na większe wysokości, bo jest to bodziec, który mam nadzieję spowoduje jeszcze większy progres u Oli.
A jak układa się współpraca z wojskowym sztabem szkoleniowym, dochodziły słuchy, że nie było na początku za wesoło i granat był bliski odbezpieczenia.
Fakt, początki były trudne i nieciekawie to wyglądało, ale dzięki PZLA ustalone zostały zasady współpracy, dzięki którym mam pełną autonomię, a Oli wyniki pokazują, że tą drogą należało iść od samego początku. Wyszło więc to wszystkim na dobre, a teraz relacje między Nami są takie jakie powinny być od samego początku.
Dochodzimy w tym momencie do samego startu w Monachium. Czy Wasza taktyka już przed biegiem polegała na trzymaniu się przez Olę czołowej grupy i co jakiś czas nadawaniu tempa?
Ola była przygotowana na każdy wariant biegu. Spodziewaliśmy się troszkę szybszego biegu w granicach 1:12:30 -1:13:00 pierwszej połówki. Gdyby było szybciej to biegłaby swoim wyznaczonym tempem ze względu na to, by w cieple zachować więcej sił na końcówkę, gdyż lubi i umie biegać tak zwanym negative. Wolniejsza rozgrywka maratonu jeszcze bardziej zwiększała szanse medalowe Oli, miała za zadanie kontrolować najgroźniejsze konkurentki i w końcówce mocno zaatakować.
W którym momencie biegu uwierzyłeś w medal Aleksandry?
Tutaj będę nieskromny. Już patrząc na listę startową i wiedząc, że nie ma kupionych ostatnio dziewczyn z Afryki, które reprezentują europejskie kraje wiedziałem, że Olę stać na indywidualny medal. A że w 100% zrealizowała plan, który jej nakreśliłem to dało to złoto i jestem z niej ogromnie dumny !!! Podczas biegu śledziłem relację na laptopie. Widząc po 30km jak dobrze wygląda wiedziałem, że to może być nasz dzień.
A jak oceniasz zamieszanie wokół PZLA począwszy od wysłania do Monachium niepełnego składu drużyny maratońskiej zarówno u Panów jak i u Pań, aż po zamieszanie z wręczeniem medalu Izy Paszkiewicz, która mimo, iż nie ukończyła biegu zjawiła się na ceremonii wręczenia i została z niej ostatecznie wycofana?
Te przepisy odnośnie otrzymania medalu w klasyfikacji drużynowej są różne na zawodach. Każdy powinien oczywiście znać regulamin zawodów albo każdy kto podejrzewa, że może nie ukończyć. Pewne rzeczy są oczywiste i znajomość regulaminu, czy jego nieznajomość nic nie zmieniają. My nie dopuszczaliśmy myśli, że może się stać coś takiego co spowoduje, że Ola czy ktoś inny nie ukończy. Wpis Izy był bardzo niepotrzebny i niefortunny i na pewno nie buduje dobrego klimatu wokół maratonu, tak samo jak całe zamieszanie związane z brakiem w składzie na ME Iwony Bernardelli. Już w zeszłym roku było wiadomo, że pojedzie tylko 5 zawodniczek. Od jesieni wszyscy zainteresowani wiedzieli na czym stoją. Nikt nie oponował, a to był czas na „walkę” o dodatkowe miejsce skoro tyle pań wypełniło minimum. Niestety u Iwony zabrakło także szacunku do koleżanek, więc żadna z nich nie stanęła za nią i stąd tylko pięć najlepszych stanęło na starcie maratonu w Monachium.
Jacku w takim razie jakie plany na jesień i rok 2023r.? Czy zobaczymy Olę jeszcze na trasie maratonu w tym roku?
Jedyny pewny start jaki planujemy jeszcze w tym roku to wojskowe przełajowe Mistrzostwa Świata, gdzie Ola będzie chciała jak najlepiej się zaprezentować. Na ten moment najważniejsze jest zdrowie i wyleczenie odcisku, gdyż wdał się tam stan zapalny i wolimy chuchać na zimne. Gdyby nie odcisk i przyśpieszenie na ostatnich 3 kilometrach biegu w Monachium to Ola byłaby gotowa za kilka tygodni na kolejny maraton i bardzo szybkie bieganie. Sam bieg poza końcówką nie kosztował aż tak wiele. Zaryzykowała w końcówce, gdyż jako jedyna z czołówki minęła ostatni punkt orzeźwiający, co kosztowało większym odwodnieniem i przegrzaniem na finiszu.
W przyszłym roku głównymi celami są minimum na Igrzyska Olimpijskie w Paryżu (2:28:00 – dopisek red.) i doprowadzenie Rekordu Polski w maratonie do poziomu poniżej 2:24:00. Chciałbym aby wystartowała w takim biegu, gdzie będzie bardzo dobra stawka przeciwniczek i szybka trasa. Jeśli to się uda będzie czas na powalczenie o wartościowe wyniki na innych dystansach.
O właśnie, pamiętam Wasze początki współpracy. Olę można było spotkać na mitingach lekkoatletycznych biegającą nawet na 1500m. W tym roku startowaliście tylko raz na bieżni, w Międzyrzeczu i skończyło się to złotem na 10000m z nową życiówką Aleksandry – 32:55.09. Więc jest szansa że po udanej wiosennej potyczce z maratonem tych startów będzie więcej?
Jak najbardziej, może nawet 1500m będzie fajnym przetarciem ale skupimy się głównie nad biegami na 5000m i 10000m. Już w tym roku, gdyby nie drobny uraz Oli w maju, to mieliśmy plan, by powalczyć na bieżni o złamanie 32 minut. Walkę o nowe wartościowe stadionowe życiówki przenosimy więc, mam nadzieję, na przyszły rok.
Może nie wszyscy wiedzą ale miałeś okazję trenować świetnych zawodników, którzy czynili duży progres przy Tobie, tj. Karolina Nadolska którą namówiłeś do pobiegnięcia połówki choć się zapierała nogami i rękoma, Agnieszkę Mierzejewską która m.in. w organizowanym przeze mnie Biegu Barbórkowym o Lampkę Górniczą w Lubinie zajęła 3 miejsce czy świetną biegaczkę po schodach Anię Ficner. Jak to wygląda teraz kto oprócz Oli stanowili o sile „Wosiek Team” ?
Każda historia jest inna. Będąc trenerem AZS AWF Wrocław miałem troszkę ułatwioną sprawę, gdyż mnóstwo biegaczy wybierało wrocławski AWF i tak było w przypadku Karoliny, Agnieszki i Ani. Karolina trafiała do mnie z Dzierżoniowa, gdzie prowadził ją trener Tadeusz Żurawski. Namówienie jej na dłuższe biegi uliczne uważam za swój ogromny sukces, bo jak pokazały kolejne lata była do tego fenomenalnie predysponowana. W chwili obecnej, w mojej grupie oprócz Oli biega Darek Boratyński, który po bardzo ciężkim pierwszym półroczu kiedy złapał infekcję oddechową oraz alergiczną wraca na właściwe tory i już teraz wygląda w treningu bardzo dobrze. Zobaczymy go na jesieni w półmaratonie i przełajach. Z liczących się w Polsce są jeszcze Ula Krupa, Robert Kulik, Michał Wójcik oraz grupa studiujących biegaczy, którzy bardzo fajnie się rozwijają i praca z nimi daje mi dużo radości i satysfakcji.
Przechodząc do „smaczków” treningowych. Od zawsze wiem, że nie masz problemu z dzieleniem się wiedzą na temat treningów Twoich zawodników. Powiedz, w którym momencie treningów wiedziałeś że Ola jest gotowa na podbój Monachium.
O sukcesie Oli zadecydowały nie pojedyncze treningi lecz to, że wreszcie mieliśmy oboje te same oczekiwania i w to samo wierzyliśmy, z czym bywało różnie w przeszłości. Wcześniej Ola bała się tego, że jest wymieniana w gronie faworytek, a tym razem jechaliśmy na ME z nastawieniem, że to jest nasz czas – to jej nie przerażało, a wręcz budowało pewność siebie. A co do samych jednostek i liczb to objętość tygodniowa sięgała 180km. Treningi które upewniały Nas, że to co zaplanowałem jest kursem na dobre miejsce to np tempo 5x4km na przerwie 2 minuty, średnio po 3:20-3:25/km gdzie kończyła z uśmiechem na twarzy po 3:17, czy 3x6km po 3.22-3.21/km z akcentem szybszej końcówki na 3.17, czy długi i szybki 30km bieg kończony w 3.26. W pracy maratońskiej, co trzeba podkreślić, liczy się jakość treningu, a nie sama ilość klepanych kilometrów. Jak widać praca przyniosła zamierzony efekt, wiemy nad czym należy pracować w nowym sezonie aby te wymarzone złamanie przez Olę 2:24 ziściło się jak najszybciej.
Widziałem podczas transmisji wyścigu że Ola biegła w karbonowym modelu Asisca – MetaSpeed Sky. Jak często w nich trenuje i czy faktycznie jest różnica w porównaniu do zwykłych startówek?
Na pewno powodują one mniejsze obciążenie mięśniowe niż zwykłe startówki – takie bynajmniej mamy odczucia. My w nich trenujemy dopiero w końcowym etapie przygotowań. Tak jak trening musi być zróżnicowany, by organizm dostawał różne bodźce, tak samo podchodzimy do obuwia. Biegając w różnych modelach firmy Asics, które Ola uwielbia, poprzez zmianę dropu, poziomu amortyzacji także oddziałujemy treningowo na organizm.
To idąc dalej tropem szkoleniowym. Jest szkoła biegania na której się wzorujesz: kenijska, polska a może amerykańska?
Nie wzoruję się na nikim ale nie ukrywam że lubię poczytać i pooglądać nowinki ze świata biegowego, porozmawiać zarówno z młodymi jak i z doświadczonymi trenerami, i wyciągnąć wnioski, które później przekładam na plan treningowy. To jest mój styl zarządzania treningiem połączony z własnym doświadczeniem, który można nazwać „koktajlem Wośka” 😊
W nawiązaniu do Twojej rozmowy (podcastu) sprzed kilku lat z Florianem Pyszelem, gdzie oceniłeś się mianem dobrego trenera, zadam pytanie: czy uważasz się dalej tylko za dobrego trenera czy już może za wybitnego?
Wiesz, że pycha kroczy przed upadkiem i twardo stąpam po ziemi, więc zdania nie zmieniam lecz po ogromnym sukcesie Oli dokładam do oceny szkolnej plusik więc wychodzi dobry plus.
Skoro jesteśmy już przy szkole, to jak zareagowała Dyrekcja Szkoły Podstawowej nr 40 we Wrocławiu, bo pamiętam czasy kiedy uczyłeś w gimnazjum i tam miałeś mocno pod górkę.
Mam teraz ogromną przyjemność pracować w szkole, gdzie dyrekcja cieszy się z sukcesów swoich uczniów i kadry dydaktycznej, a samo przyjście do pracy jest przyjemnością, więc oczywiście były gratulacje od Pani Dyrektor, wicedyrektor, kolegów nauczycieli i rodziców uczniów. Jednym słowem telefon po biegu Oli płonął 😊
Na koniec nie mogę nie zapytać o temat, którym w ostatnim czasie żyje biegowy Twitter czyli plotka o zmianach trenerskich w bloku wytrzymałościowym PZLA. Dostałeś propozycję ?
Czytałem o tym na Twitterze ale dla mnie to tylko plotka.
A gdybyś w najbliższym czasie otrzymał taką propozycję to jaka byłaby odpowiedź?
Nie. Moją pasją jest trenowanie, a trenerem blokowym wg mnie powinien być menadżer z doświadczeniem trenerskim. Ja się w tym schemacie nie widzę, za dużo pracy papierkowej, logistyki a za mało czasu zostawałoby na trenowanie zawodników.
Dziękuję Jacku za wywiad i z tego miejsca składam jeszcze raz ogromne gratulacje dla Oli i Ciebie za niesamowity sukces w Monachium nawiązujący do wspaniałego osiągnięcia Wandy Panfil na MŚ w Tokio 1991, wielu z Nas kibiców lekkiej zakręciła się łezka w oczach.
Dziękuję, widząc wbiegającą na metę Olę z uniesionymi w górze rękoma miałem ten sam obraz przed oczami. Warto marzyć i ciężko pracować jak Ola i Wanda Panfil !!!
A poniżej ta bardziej humorystyczna część wywiadu:
Radio „Szybki strzał, wolny bieg” czyli 10 ekspresowych pytań do trenera Jacka Wośka: