Tegoroczna edycja Comrades Marathon była bardzo emocjonująca dla polskich kibiców ze względu na walkę o zwycięstwo naszej eksportowej ultraski Dominiki Stelmach. Jak się czuje po biegu i jak wspomina sam start w jednym z najbardziej prestiżowych biegów ultra na świecie?
Jestem bardzo szczęśliwa, bo moje przygotowania nie były takie jak powinny. Mnóstwo pecha i przykrych zdarzeń jak borelioza męża, potem ciężki stan taty i pobyt w szpitalu przez COVID. Plus kontuzja przed Western States. Zrobiłam 100% tego co mogłam. Zabrakło 4-5 tygodni treningu. – mówi nasza zawodniczka.
Mimo trudności z jakimi Dominika musiała się zmagać w trakcie przygotowań pokazała, że jest niesamowitą fighterką. Jak sama mówi: Teoretycznie trudniejszą pierwszą połowę biegu pokonałam w 3:00. I czułam się fantastycznie. Zabił mnie dopiero zbieg na 70-tym kilometrze. Miałam tez przygodę na 5-tym kilometrze. Ktoś mnie podhaczył (15000 osób) i upadłam na kolana na asfalt. Polała się krew, ale na szczęście mogłam kontynuować bieg.
O trudności biegu w tym roku świadczy to, że wielu zawodników z elity nie ukończyło biegu. Cały dystans był bowiem pod wiatr, co w połączeniu z niełatwym profilem trasy, pomogło w selekcji na trasie. Mimo, że różnica między startem, a metą to 700 metrów na korzyść startujących, to pierwsze 60 kilometrów trasy może być naprawdę trudne.
Przypomnijmy, że Comrades Marathon to najstarszy ultramaraton na świecie, rozgrywany od 1924 roku, kiedy to do mety dobiegło jedynie 16 osób (z 34, które wystartowało). Bieg co dwa lata zmienia kierunek – w tym roku większość było z górki. Co ciekawe w ostatnich latach bardzo trudno było wystartować ze względu na szybko rozchodzące się pakiety startowe w ilości 25.000. W tym roku wystartowało 'jedynie’ 15000 osób!
Walka o pierwszą dziesiątkę jest zawsze zacięta i trwa do ostatniej chwili, ponieważ każdy zawodnik z top 10 dostaje prawdziwy złoty medal!