bragie krzysztof felieton
5 lutego 2020 Krzysztof Brągiel Sport

jestem lepszy od Kipchogego


Zazwyczaj mam normalne sny. Goni mnie monstrualnych rozmiarów królik bez górnej jedynki, za to z obłędem w oczach, a ja choć kręcę nogami niczym holenderski wiatrak – nie mogę uciec. Klasyka gatunku. Tym razem przyśniło mi się jednak coś naprawdę od czapy. Byłem lepszy od Kipchogego.

Wszystko zaczęło się od tego, że robiłem sobie w lesie podbiegi. Na szczycie górki, po wykonaniu ostatniego powtórzenia, nagle na wysokości moich oczu zawisła złota rybka. Niby rybka, bo z łuskami, ale trochę jakby ptak, bo ze skrzydłami. Dziwne, ale nie wyczułem, że coś tu ewidentnie śmierdzi, tylko dawaj, wdałem się z rybką w rozmowę.

– Wow, złota rybka!
– Egzakli. A teraz słuchaj no, spełnię twoje trzy życzenia. Z tym zastrzeżeniem, żebyś mi tu nie cwaniakował, że pierwszym życzeniem jest to, że chcesz mieć sto życzeń, bo nie z takimi kolodentami już miałam do czynienia w swojej wieloletniej i usłanej szkłem z rozbitych butelek po mleku, że się tak wyrażę – karierze.
– Dobra luz. No to ja bym chciał być lepszy od Kipchogego.
– W czym?
– W maratonie.
– O ile?
– O 10 minut.
– Deal. I tym sposobem załatwiliśmy temat. Trzy życzenia – lepszy od Kipchogego, w maratonie, o 10 minut.
– Fuck.
– Masz to jak w banku. To ja lecę… albo spływam… Demet… Nigdy nie wiem. Auf wiedersehen!
– No ja ciebie też daswidania!

I taka to była rozmowa. Nie ukrywam, że na początku nie dawałem wiary złotej rybce i jej obietnicom. Ale gdy zacząłem biec… Gdy zacząłem biec… Tempo 3:30? Wolno. 3:00? Wolno. 2:36? Ja pierdzielę, mógłbym tak przebiec maraton!

Nie za bardzo wiedziałem, jak ogłosić światu tę dobrą nowinę, że jestem gotowy na Orlenos1:49. Najpierw napisałem maila do PZLA, ale odpisali, że muszę uzyskać wskaźnik a potem jeszcze potwierdzić dyspozycję startową, a decyzja i tak będzie zależała od opinii szefa wyszkolenia bloku wytrzymałości. Potem skrobnąłem coś do World Athletics i ci już odpisali trochę mniej formalnie.

Dear Krzysztof,
Please no kidding. We are very busy now.
Bye!
Seb Coe

Byłem w kropce. Cóż za dramat, jestem biegowym geniuszem, którego nikt nie rozumie – myślałem trzaskając rozbiegania po 3:12/km i ziewając przy tym ze znudzenia.

Wpadłem jednak na pomysł, żeby przyszpilić w ciemnej bramie jakiegoś Polaka z pakietem na Tokio Marathon, przepisać numerek na siebie i w Japonii potwierdzić, że jestem nowym królem maratonu. Tak też się stało. Co prawda, żeby sfinansować całą operację musiałem najpierw opchnąć tapczan i dwie szafy, wziąć kredyt w Providencie, a w osiedlowym sklepiku zrobić kilka zakupów na tzw. krechę, ale –  traktowałem to jako inwestycję.

Przetruchtałem sobie to Tokio na 2:04:59 i się zaczęło. Fanki, kontrole antydopingowe, fanki, siku, krew, krew, siku, ale w końcu otrzymałem zaproszenie na London Marathon, gdzie miałem stanąć oko w oko z Kipchogem i Bekelem.

Niedziela, 26 kwietnia 2020, Londyn. Stoję w jednej linii z najlepszymi biegaczami wszech czasów. Brytyjski wodzirej daje znak, że już za kilka sekund wystartuje wyścig, który przejdzie do historii. 3! 2! 1! Start!

– Krzysiek… Krzysiek… – usłyszałem głos, jakby zza ściany.
– Co jest?
– Krzysiek wstawaj, już późno – gdy otworzyłem oczy zobaczyłem żonę zamiast Londynu, Kipchogego i Bekelego.
– Nieee, to był jednak sen?!
– Co? Co ci się znowu śniło? Królik bez jedynki?
– Nie. Byłem lepszy od Kipchogego, o 10 minut! – krzyknąłem rozemocjonowany.
– Kipchogego? To jakiś biegacz? – dopytywała.
– Kipchoge, ale Kuba każe odmieniać. Tak, biegacz.
– Jakiś dobry? – drążyła.
– Najlepszy na świecie, przebiegł maraton poniżej 2 godzin! – wyjaśniałem.
– To szybko? – była dociekliwa.
– Po 2:50 na każdy kilometr! – tłumaczyłem.
– I tak przez 50 kilometrów?

Dopiero w tym momencie do mnie doszło, że sen się skończył i jestem z powrotem w normalnym świecie, w którym większość ludzi nie ma pojęcia – kim jest Kipchoge i na ile kilometrów jest ten maraton.

____________________

Krzysztof Brągiel – biegacz, tynkarz, akrobata. Specjalizacja: suchy montaż i czerstwe żarty. Ulubiony film: „Pętla”. Ulubiony aktor: Marian Kociniak. Ulubiony trening: świński trucht. W przyszłości planuje napisać książkę o wszystkim. Jeśliby się nie udało, całkiem możliwe, że narysuje stopą komiks. Bycie niepoważnym pozwala mu przetrwać. Kazał wszystkich pozdrowić i życzyć miłego dnia.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Krzysztof Brągiel
Krzysztof Brągiel

Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.