Karolina Obstój
Z wykształcenia prawniczka, a z zamiłowania ambitna biegaczka amatorka, spełniająca się w biegach górskich, choć od asfaltu nie stroni. Trenerka biegania i organizatorka obozów biegowych. Więcej o mnie znajdziesz na Instagramie.
W pierwszych zdaniach rozmowy Martyna Kantor – czołowa polska biegaczka górska, wielokrotna medalistka Mistrzostw Polski w biegach górskich – powiedziała, że „nie wie, czy będzie miała o czym rozmawiać”. Jak się domyślacie, te obawy były wyolbrzymione. Jak sama o sobie mówi jest „absolutnym introwertykiem”, ale o bieganiu, sportowej pasji może opowiadać bez końca. To rozmowa o tym, jak po mistrzowsku poradzić sobie z kontuzją, o treningach „orających psychę” i biegowych marzeniach.
Rozmawiamy dwa dni po MP w biegach górskich w stylu anglosaskim, gdzie wywalczyłaś srebrny medal. Wielkie gratulacje! Jak oceniasz ten start?
Bieg zdecydowanie bardziej boli dwa dni po niż w trakcie. Ta trasa potrafi skatować nogi. Jestem świeżo po wizycie u fizjo, bo nogi są w opłakanym stanie, ale taka jest specyfika tej trasy. Co do samego biegu, to był to dobry bieg. Mocny. W moim odczuciu dużo mocniejszy niż w zeszłym roku, bo rok temu biegłam „sama”. Nie musiałam ścigać i nie za bardzo byłam ścigana.
W tym roku najpierw – na pierwszym kółku – ja byłam ścigana przez Olę (Aleksandra Hornik, przyp. red), a na drugim kółku próbowałam dotrzymać jej kroku. Trochę zabrakło w moim przypadku w tym roku wybiegań w terenie i nie czułam się tak dobrze na zbiegach, jak zazwyczaj, bo ten element jest przeważnie moim handicap’em. Potrafię się „wyciągnąć” i poczuć luz na zbiegu, a teraz trochę tego zabrakło. Za to podbiegi fajnie poszły.
W niedzielę Ola była dużo lepsza i pokazała mega klasę! Ogólnie fajnie wyszło, bo taki bieg jest zawsze lepszy niż bieg samotny. To dobry trening dla głowy, bo dochodzi element psychologii sportowej, zacięcia, nieodpuszczania mimo że jest ciężko i idzie nie do końca tak jakbym chciała. Dobre doświadczenie, ale nie lubię przegrywać, więc na mnie zawsze działa to motywująco, więc zabieram się do roboty.
W marcu pobiegłaś 34:56 na dychę w Krakowie! Świetny wynik! Domyślam się, że były to zawody z treningu pod biegi górskie, a nie stricte pod 10km?
Tak, zdecydowanie. Razem z trenerem Andrzejem (Orłowskim, przyp. red) realizujemy plan przygotowujący pod biegi górskie i dystanse około maratońskie. Goniacka, czy dycha w Krakowie były biegane z treningu pod dłuższe dystanse, więc fajnie że ten zapas szybkości udało się zbudować. To jest ważna rzecz w kontekście biegów górskich i mam nadzieję, że odda to w sezonie. Jednak zawsze jest coś za coś. W tym momencie czuję się dobrze szybkościowo, ale są też elementy, które trzeba dopracować pod starty górskie.
Wspomniałaś, że nie biegałaś teraz dużo w górach. Jaki trening jest obecnie Twoim głównym akcentem treningowym?
Biegi progowe. Odkąd zaczęłam współpracę z Andrzejem, to głównym elementem naszego treningu, tym najbardziej orającym psychę, są długie biegi progowe na bieżni na nachyleniu lub płaskie. Wcześniej takich treningów nie biegałam. Rok temu, jak zaczęliśmy wspólnie trenować i widziałam progowy w planie, to na dwa dni przed tym treningiem byłam chora. Trzeba było trochę ich przerobić, żeby weszło w krew. W tym roku jest już zdecydowanie lepiej. Nawet żartuję, że trener może je podkręcać, bo głowa się przyzwyczaiła.
A na jakim nachyleniu wykonujesz biegi progowe na bieżni?
Różnie. Zależy pod jakie zawody trenuję. Jeśli jest to trasa, gdzie jest ciągle góra-dół lub dużo przełamań, to np. najpierw biegnę na 15% nachylenia, a potem na 0% – wszystko progowo. Zmiana nachylenia pozwala szybko „przetworzyć” się na inną pracę.Te biegi można też wykonywać w terenie, ale zima w Krakowie czy w górach raczej temu nie sprzyja i ciężko biegać szybciej. Dlatego bieżnia jest dobrym rozwiązaniem. Jednak bieganie na bieżni powoduje większe obciążenie achillesa i dlatego muszę z nią uważać i jej nie nadużywać, szczególnie biorąc pod uwagę moje ostatnie problemy.
No właśnie. Możesz powiedzieć, co wydarzyło się w lipcu 2021 na DFBG, że zeszłaś z trasy i miałaś kilkumiesięczną przerwę od biegania?
Na DFBG była kulminacja bólu. Problemy z achillesami to u mnie przewlekła sprawa i pojawiały się w różnej części sezonu, ale systematycznie co roku. Rok temu problem pojawił się już w marcu, czyli już na pierwszych startach. Na początku nie były aż tak intensywne, więc dzięki wizytom u fizjo, kilkoma dniami przerwy, zamianą na rower, dało się to jakoś utrzymać formę. Jednak to się nasilało i biegałam niestety z dużym bólem. Jednak plany miałam ambitne i czułam się wydolnościowo świetnie, więc ciężko mi było w takim momencie odpuścić. Moja ambicja mi na to nie pozwoliła, co w efekcie okazało się błędem, bo nie udało mi się dokończyć sezonu i zrealizować założeń. Porządnie pobiegałam może miesiąc, a potem była równia pochyła.
Na DFBG ból był tak intensywny, że absolutnie nie czułam kontroli nad własnym ciałem, dlatego skończyło się zejściem z trasy. Na początku miałam plan, żeby zrobić trochę przerwy i spróbować wrócić. Jednak złapałam jeszcze covida, rozłożyło mnie kompletnie. Dolegliwości z achillesem nasiliły się po chorobie i wtedy podjęłam decyzję. Pomyślałam: jeśli chcę nadal biegać i podnosić swój poziom sportowy, to muszę to wyleczyć, a nie zaleczyć, jak do tej pory. Muszę znaleźć metodę, tak zmienić trening, żebym mogła dalej trenować. Wiązało się to z długą przerwą, ale to była dobra decyzja, bo mamy kwiecień, a mnie nic nie boli. Musiałam dość mocno zmienić trening – zdecydowanie mniej biegania, na korzyść budowania objętości w innych dyscyplinach.
A propos tych innych dyscyplin – na rowerze już wcześniej jeździłaś, ale widziałam, że dołożyłaś też pływanie.
Tak, taki trening w odciążeniu okazał się dla mnie bardzo fajną jednostką uzupełniającą, budującą wytrzymałość. Basen bardzo mi służy, bo fajnie jest robić też inne rzeczy niż tylko bieganie. Sprawia mi dużo przyjemności. Nie jest to absolutnie zmuszanie się. Służy mi sportowo i dla głowy też jest to fajna odmiana.
A przeszedł Ci przez głowę triathlon?
Hmmm… I tak i nie. Mój partner trenuje triathlon, więc temat jest mi bardzo bliski. Pojawił się taki pomysł, ale na pewno nie zrealizuję go w tym roku. Gdybym wystartowała, to będzie to coś w rodzaju: „a spróbuję, może będzie fajnie”. Jednak, jeśli to nastąpi, to raczej w kolejnych latach. Na ten moment, biegi górskie są tym, w czym chcę się rozwijać. Nie da się tego połączyć. Nie lubię robić czegoś na pół gwizdka. Jeśli miałabym się do czegoś szykować, to chciałabym się na tym skupić, a na pierwszym miejscu są biegi górskie.
Jak Ty znosiłaś tę 3-miesięczną przerwę od biegania? Jesteś typem osoby, która traktuje takie sytuacje, jako „ryzyko zawodowe” i spokojne planuje rekonwalescencję, czy emocje biorą górę?
Na początku była duża złość i rozczarowanie. To normalna reakcja, szczególnie jeśli bieganiu poświęca się dużo czasu, energii, życia poza sportowego. Mi pomogło to, że miałam określony cel. Wiedziałam, że muszę to wyleczyć. Na szczęście mam wokół siebie dużo ludzi, którzy mnie w tym wspierali. Podeszłam do tego tak samo jakbym przygotowywała się do zawodów sportowych. Dla kogoś celem może być np. ukończenie maratonu w konkretnym czasie, a moim celem było wyleczenie kontuzji. Całą energię, którą poświęciłabym na treningi, skierowałam na leczenie. Na szczęście udało się tę kontuzję szybko zdiagnozować i wdrożyć proces naprawczy, bo w przeciwnym przypadku na pewno byłoby mi trudniej.
Gdzie w tym roku planujesz wystartować?
To jest chyba pierwszy rok, w którym nie mam planów startowych. Nie chciałam się za bardzo na nic nastawiać, bo nie wiedziałam jak zareaguję na większe obciążenia treningowe, jak zachowa się achilles. Dlatego podzieliłam sobie rok na etapy. Pierwszy to starty krajowe – czyli dycha w Krakowie, MP anglosaskie i MP na długim dystansie w Szczawnicy. W drugiej części sezonu planuję starty zagraniczne, ale udział w tych zawodach uzależniam od tego jak wypadnę w Szczawnicy. Chciałabym wystartować też w TatraSkymarathon, bo bardzo dobrze wspominam ten bieg . A co dalej, to zobaczymy, jak się będę czuła pod koniec sierpnia, bo chodzą mi po głowie jedne zawody, na których mam rachunki do wyrównania. Moim celem na ten sezon jest przede wszystkim „dobieganie” go w zdrowiu do końca.
Czyli w tym roku nie skupiasz się na udziale w GTWS?
Na całej serii nie. Od początku nie brałam jej w tym roku pod uwagę. Głównie przez finał, który w tym roku odbywa się na Maderze i jest w formie etapówki – 5 biegów. Oczywiście sama klasyfikacja do finału byłaby super, ale taka etapówka, to nie jest moja bajka. Wystartuję w niektórych biegach z serii Golden, ale moim celem nie jest ukończenie wszystkich biegów klasyfikacyjnych, czy kwalifikacja do finału.
A jakie jest Twoje największe biegowe marzenie?
(chwila zastanowienia) Kiedyś- 2-3 lata temu – powiedziałabym, że ukończenie UTMB. Teraz nie mam określonego celu. Chciałabym jak najdłużej być w stanie podnosić swój poziom sportowy, być w sporcie i realizować tę pasję. Dobrze „sprzedawać” ją innym. To jest dla mnie ważniejsze, niż konkretne osiągnięcia sportowe. Choć oczywiście, lubię się ścigać! Lubię wygrywać zawody. To jest dla mnie duży motywator. Jednak z perspektywy czasu cenniejsze wydaje się dla mnie bycie jak najdłużej w tym sporcie.
A propos UTMB, planujesz w najbliższej przyszłości jakieś biegi ultra?
Myślę, że tak. Od początku mojej przygody z bieganiem dystanse ultra były dla mnie atrakcyjne. Parę lat temu próbowałam sił w ultra. Może nie w takim typowym ultra, czyli stukilometrowym, bo startowałam w biegach na ok. 60 km. Myślę, że taka setka, to dystans, w którym będę się dobrze czuła, ale chcę z tym jeszcze poczekać i póki co wykorzystać szybkość i popracować na krótszych dystansach, bo to mocno oddaje na dłuższych biegach. Mam jeszcze czas na ultra. Może za rok, może za dwa. Zobaczymy.
Dziękuję za tę rozmowę. Życzę zdrowia i zero bólu w achillesach!