Adam Kszczot vs NYC Marathon. Pierwszy sprawdzian na 10 kilometrów za nami

Wznowienie treningów to nie lada wyzwanie po prawie półtorarocznym przestoju. Ni jak nie idzie nazwać pojedynczych zrywów treningowych okraszonych skromnymi kilometrami czy okazjonalnych startów „treningiem”. A jednak mimo tak długiej przerwy, w końcu sierpnia zapadła decyzja o starcie w maratonie w Nowym Jorku. 

Słowo „trudności” to pierwsze co przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o ostatnim miesiącu w treningu maratońskim. Może brzmi to zbyt dumnie na wybiegane kilometry, ale za to bardzo mi się podoba pozycja aspirującego maratończyka. Zapewne mogłoby się wydawać, że o samą istotę treningu mi chodzi pod hasłem „trudności”, otóż nie. Życie po sportowej bańce, mogę śmiało porównać do marszu wojska cesarstwa Rzymskiego. Ze swoją siłą i logistyką nie zatrzymuje się, a momentami nabiera niebywałego tempa, zwalniając tylko na krótkie skazane na moją porażkę potyczki.

Lekcja numer 1: znajdź czas i zadbaj, by grafik nie zapełniał się samymi „wrzutkami” dnia codziennego. Sport to pasja, która swoją drogą była i jest najpiękniejszą przygodą mojego życia i nie ma się co dziwić, że ciągnie wilka do lasu.

Po krótkich słowach wstępu wracam do gęstego opisu treningowego. Brak czasu staram się kompensować treningami jakościowymi, jestem tuż przed pierwszym długim rozbieganiem i już nadchodzi pora na długie biegi ciągłe. Nie miałem kompletnie problemu z bieganiem na poziomie 3:40-3:50min/km. Trening siły również świetnie wchodzi, niezależnie od formy (podbiegi, siła z wolnym ciężarem). Treningi staram się intensyfikować w okolicach weekendu, tu znacznie łatwiej planować. Mimo że kilometry mijają przyjemnie i lekko, tętno uległo delikatnej korekcie w górę, ciekawe czy do maratonu znów będę biegał na starych dobrych parametrach do 172 uderzeń na minutę?

Długie rozbieganie

W planie na najbliższy tydzień jest bieg ciągły 15 kilometrów z 200-metrowymi odcinkami w ramach treningu New Balance Run Club (wtorek, godzina 18.00 Agrykola).