22 stycznia 2009 Redakcja Bieganie.pl Sport

Wywiad z Usainem Boltem, potrójnym rekordzistą świata


Usaina Bolta nie trzeba przedstawiać. Był obok pływaka Michaela Phelpsa największą gwiazdą pekińskich igrzysk. Trzy rekordy świata, trzy złote medale i to na najbardziej prestiżowych dystansach 100m (9,69) oraz 200m (19,30) mówią same za siebie. Złamał wszelkie stereotypy panujące w lekkoatletycznym światku. Jeszcze trzy lata temu mówiono, że jest zbyt wysoki (193 cm), by rywalizować w biegu na 100 m. Fachowcy załamywali ręce, gdy widzieli jego technikę wychodzenia z bloków startowych i twierdzili, że nic z tego nie będzie. Do 200 m z kolei wydawał się być zbyt leniwy i niepokorny. Imprezy i fast foodowe jedzenie nigdy nie były mu obce. Nie zmienił tego nawet sukces w stolicy Chin.

monaco_1.jpg

Wstęp.

Jeszcze w październiku do głowy by mi nie przyszło, że mogłabym usiąść przy jednym stole z Usainem. Odrobina szczęścia, szczypta upartości i stało się. Nagle znalazłam się w miejscu, gdzie na ulicy można spotkać Sergieja Bubkę, po plaży biega Roger Federer, a w jednej z licznych knajpek można zobaczyć Michaela Johnsona. Bajka? Jak się okazało, niekoniecznie…
Na spotkanie przyszłam wcześniej, czekałam z niecierpliwością i pewną tremą. Zobaczyłam go już z daleka. Do najmniejszych nie należy 😉 Ubrany w szary T-Shirt swojego głównego sponsora Pumy, do tego czarne spodnie i buty w tym samym kolorze. Przeszedł obok i pewnie, gdybym sama go nie zaczepiła, na tym by się też skończyło. Zapomniał, że był ze mną umówiony. Potem przepraszał, było mu głupio i wydawał się na początku trochę zagubiony. Telefon nie dawał mu spokoju. Uff… Zapomniał nie tylko o mnie. Gdy już usiadł, nie spieszył się, szybko się wyluzował i dużo się śmiał.
usain_wywiad_face.jpg
foto: Ian Walton/ Getty Images Sport/ Flash Media

Na pewno masz na dvd swoje biegi z Pekinu. Ile razy je już oglądałeś?

Tutaj Cię zdziwię. Nie mam ich, ale moi znajomi i rodzice mają taką płytę i przyznam się, że parę razy już ją oglądałem.

I? Jak się przy tym czułeś?

Dziwnie. Naprawdę dziwnie. Za każdym razem mam gęsią skórkę. Patrzę i nie wierzę, że to ja, ale nie można zbyt często oglądać swoich biegów, zwłaszcza tych dobrych, bo to może dać wręcz odwrotny skutek od oczekiwanego.

Dotarło już do Ciebie, co w Pekinie osiągnąłeś? Trzy złote medale olimpijskie, trzy rekordy świata, przecież to było i jest szaleństwo!

Chyba powoli coś tam w mojej głowie się klaruje. Zmieniło się przede wszystkim to, że nie będę już startował z pozycji outsidera, a wręcz przeciwnie – to mnie wszyscy będą chcieli pokonać. Bezpośrednio po igrzyskach nie wiedziałem, co się dzieje. Wokół mnie pojawiło się mnóstwo ludzi, wszyscy mnie znali, nie miałem chwili spokoju. To niesamowity dla mnie zaszczyt i radość, że to wszystko udało mi się zdobyć dla mojego małego obszarem państwa.

Nie tylko Tobie trudno było w to uwierzyć. Cały świat patrzył i z niedowierzania przecierał oczy. Zdumienie było jeszcze większe, gdy się okazało, że prawie cały dystans 100 metrów, gdy biłeś rekord świata, pokonałeś z rozwiązanym kolcem. Nie czułeś, że w butach masz więcej luzu?

Prawdę powiedziawszy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Dopiero później ktoś mi pokazał zdjęcie, na którym widać było, że faktycznie sznurówki nie trzymały. To dobrze, bo to kolejny dowód na to, że są jeszcze rezerwy i może być szybciej, nawet w moim wykonaniu.

usain_300.jpg

To ze zdenerwowania przed biegiem zapomniałeś o zawiązaniu sznurówek?

Nie, one były naprawdę zawiązane. Coś musiało się w czasie biegu stać. Byłem jednak tak podniecony, że nie wiem kiedy i jak.

Widocznie byłeś zbyt szybki Możesz sobie wyobrazić godniejszy tytuł niż “najszybszego człowieka na świecie”?

Nie, zdecydowanie nie. (śmiech)

A co powiedziałbyś na: “najszybszy człowiek wszechczasów”?

To już wolałbym “najszybszy człowiek uniwersum” (śmiech)

Czy miałeś kiedykolwiek uczucie, że wymagania względem Ciebie są zbyt wysokie?

Chyba teraz tak jest. Spotykam praktycznie tylko takie osoby, które czegoś ode mnie chcą i oczekują. Sponsorzy stawiają coraz wyższe wymagania, kibice chcą mnie widzieć, dotykać, porozmawiać ze mną, mnie usłyszeć. Z mojej strony mogę zapewnić, że staram się pozostać takim, jakim byłem. Problem w tym, że niewielu wie, jaki byłem i oceniają dopiero teraz, kiedy w papierach mam już zapisany sukces. Nagle pojawiają się opinie, które nie mają kompletnie nic wspólnego z prawdą. Nie przejmuję się tym jednak. Dla mnie jest bardzo ważne, by nie dać się zwariować i pozostać sobą. Nie jestem egocentrykiem, nie byłem nim też wcześniej. Stąpam twardo po ziemi i wcale teraz nie przesadzam.

Niektórzy krytycy twierdzą coś całkowicie innego i zarzucają Ci arogancję. Znaleźli się też tacy, którym nie podobało się, jak cieszyłeś się na pekińskim stadionie z pobicia rekordów świata i zwycięstw.

Naprawdę myślisz, że przesadziłem z gestami, tańcem, czy zwykłym cieszeniem się?

Nie jestem Twoim krytykiem…

Masz szczęście (śmiech)! Tak poważnie to też spotkałem się z takimi opiniami. Gdy to usłyszałem, zapytałem się po prostu innych lekkoatletów, co o tym sądzą i jak to odebrali. Powiedzieli: „Nie martw się, Usain. Prawdopodobnie też byśmy się tak zachowali.“ Ale zdradzić Ci coś?

Jasne! Nie krępuj się.

Powód, dla którego zacząłem się cieszyć z triumfu na 100m jeszcze przed metą jest bardzo prosty. Wiedziałem, że tylko mój rodak Asafa Powell jest w stanie odebrać mi zwycięstwo. Gdy straciłem go z oczu, gdy nie widziałem go już obok siebie, byłem pewny, że wygrałem, więc poczułem ulgę i zawładnęła mną radość. Nie kontrolowałem pewnych zachowań. To były naturalne gesty, które płynęły prosto z wnętrza. Nie patrzyłem na tablicę świetlną. Wydawało mi się, że rekord świata jest i tak poza zasięgiem. Dopiero potem, gdy na górze, na wielkim telebimie pojawił się napis: World Record (rekord świata – przyp. bieganie.pl), zrozumiałem, że zrobiłem coś wielkiego, ale będąc na stadionie nawet przez moment mi nie przeszło przez głowę, że mogło być jeszcze szybciej.

usain_524_17.jpg

Czy kiedykkolwiek zastanawiałeś się nad tym, jaki wynik mógłby paść wtedy w Pekinie, gdybyś do końca o niego powalczył?

Jasne, że o tym myślałem i analizowaliśmy to z trenerem. Ale w tamtym momencie chciałem tylko zostać mistrzem olimpijskim. Nic innego mnie nie interesowało. Mój szkoleniowiec twierdzi, że mogło być 9,52, inni nie są tak optymistyczni i typują raczej rezultat 9,54. Prawdopodobnie 9,5coś, ale po co teraz gdybać?

Z czego najbardziej się cieszyłeś w Pekinie?

Z wyników. To chyba jasne i normalne. Mam nadzieję, że ustanowiłem rekordy świata, które przetrwają kolejne 50, 60 lat. Przede wszystkim ten na 200 m jest dla mnie bardzo ważny. Tylko nie wierz Michaelowi Johnsonowi, jak Ci powie, że cieszy się, iż pobiłem jego najlepsze osiągnięcie. On był i jest wściekły. (śmiech)

Masz już za sobą idealny bieg? Może właśnie ten na 200 m podczas igrzysk był taki?

Ja twierdzę, że tak właśnie było. Mój trener Glen Mills jest jednak innego zdania (śmiech). Uważa, że jest jeszcze wiele do zrobienia i do poprawienia, a ja przecież mogę mieć inne od niego zdanie.

Takie wyniki od razu wzbudzają podejrzenie zażywania niedozwolonych środków. Zwłaszcza po aferze z laboratorium BALCO, kiedy okazało się, że światowa czołówka sprinterów była na dopingu. Nie przeszkadza Ci, gdy się spotykasz z takimi zarzutami?

Wiem, że jestem czysty. Jestem regularnie sprawdzany. Oczywiście takie pogłoski do mnie dochodzą, ale nie za wiele się nimi interesuję. Staram się iść swoją drogą. Przecież nawet jak zapewnię, że nigdy niczego nie brałem, to sceptycy tylko pokręcą głową, więc po co o tym w ogóle rozmawiać?

Co jest tajemnicą Twoich sukcesów?

W pierwszej kolejności mój trener i ciężka praca. Przez wiele lat uchodziłem za leniwego sportowca, zresztą dużo w tym racji. To dzięki Glenowi Millsowi zrozumiałem, że muszę wziąć się do roboty, on naprawdę dał mi porządnego kopa. Cały czas mnie napędza, jest moim paliwem i bardzo dużo dzięki niemu się nauczyłem. Trening z nim sprawia mi wiele radości.

usain_524_5.jpg

Jak to?

Tak, naprawdę. Bardzo dużo ze sobą rozmawiamy, zwłaszcza o zajęciach. On chce, bym rozumiał, dlaczego i w jakim celu robię dane ćwiczenie. Chce bym widział sens w treningu. A poza tym jest całkiem zabawnym człowiekiem i często dzięki niemu się śmieję, a to przecież bardzo ważny składnik współpracy.

Jesteś znany z tego, że lubisz orzeszki ziemne i kurczaka z McDonalda. Czy Glen Mills nie męczył Cię jakąś śródziemnomorską dietą?

Próbował, ale wcale nie jest łatwo mnie do czegoś przekonać. Robię i jem to, na co mam w danym momencie ochotę, w tej kwestii nic się nie zmieniło. Jednym z moich najlepszych wspomnień z Pekinu jest wypad po finale 100 m o 4 rano z kolegą z pokoju do McDonalda. Uwierz mi, że się działo! Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni miałem taki ubaw. Ze śmiechu bolały mnie mięśnie twarzy (śmiech). Wracając jeszcze do tematu jedzenia, to kucharzem mnie nie można nazwać. W ogóle nie mam talentu kuliarnego, nie potrafię ugotować nawet makaronu. Byłem najmłodszy w domu, moja mama mnie zawsze rozpieszczała.

Co znaczy dla Ciebie rodzina?

To najważniejsza wartość w życiu. Gdyby nie moi rodzice, nie osiągnąłbym tego wszystkiego. Nie byłbym tu, gdzie jestem. Oni zrobili dla mnie bardzo dużo, wiele im zawdzięczam. Przede wszystkim tata jest zagorzałym kibicem sportowym, a mama z kolei jest całym moim światem.

Czy bieganie jest dla Ciebie radością, czy raczej traktujesz to jako obowiązek?

Wybrałem sprint i to krótki, bo nie wyobrażałem sobie treningu przygotowującego do 400m. Szybkie bieganie sprawia mi wielką radość, wtedy dopiero czuję, że żyję. Nie znoszę z kolei się męczyć, więc trening wytrzymałościowy jest dla mnie raczej obowiązkiem.

A kto ci pomaga stąpać twardo po ziemi? Kto nie pozwala, by woda sodowa uderzyła ci do głowy?

Ach, to akurat przychodzi mi łatwo. Do wszystkiego podchodzę na luzie i bezstresowo. Pomagają mi na pewno przyjaciele, którzy mnie dokładnie tak samo traktują jak jeszcze rok, czy dwa lata temu. Dla nich nie jestem żadną gwiazdą. Spędzam z nimi bardzo dużo czasu, gramy razem w piłkę nożną, wygłupiamy się. Jak widać, jestem normalnym człowiekiem.

Co się zmieniło w Twoim życiu po występie na igrzyskach? Wszędzie jesteś rozpoznawany?

Z tym się muszę niestety zgodzić. Wszyscy mnie znają. Jestem zaczepiany nawet przez ludzi, którzy się lekką atletyką kompletnie nie interesują. Do tego dochodzą jeszcze media, które nie odstępują mnie na krok. Jak do tej pory bardzo mi się to podoba, mimo że jest to związane z dodatkowym stresem. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że to część gry, w którą zdecydowałem się grać i wcale nie zamierzam przegrać.

bolt_training1.jpg

Porozmawiajmy chwilę o Twoim kraju. Na świecie, zwłaszcza w Europie, panuje wiele stereotypów na temat Jamajki, a w szczególności jej mieszkańców – Jamajczycy mają zawsze dobry humor, Jamajczycy kochają reggae, Jamajczycy bez przerwy imprezują. Ile w tym prawdy?

(Uśmiecha się) To trudne pytanie. Mogę odpowiedzieć tylko za siebie. Kocham reggae, uwielbiam imprezy i jedzenie z mojej ojczyzny. Jeśli chcesz się przekonać jak żyją inni, zapraszam na Jamajkę.

Opowiedz trochę co się działo we wrześniu na Jamajce, gdy w końcu dotarłeś do domu.

Było jak wszędzie – wszyscy czegoś ode mnie chcieli, wszyscy mnie szukali. Dopiero miesiąc po igrzyskach udało mi się wrócić na wyspę. Ludzie przez wiele godzin stali na ulicach, w deszczu, tylko po to, by mnie zobaczyć. To szalone. Chyba nie byłbym gotów do takich poświęceń. Dla wszystkich medalistów olimpijskich zorganizowano wspaniałe przyjęcie, które trwało … dziesięć dni.

Dziesięć dni?

Tak, przecież mówiłem, że lubimy imprezować. (śmiech) Nie, nie. Tu nie chodziło o zabawę. Odwiedzaliśmy szkoły, odbyły się spotkania z głowami państwami i takie tam rzeczy.

Czy zderzyłeś się już z zazdrością?

Z takimi ludźmi kontaktu się nie ma, słyszy się tylko o tym. Oczywiście, że takie pogłoski do mnie dochodziły. Ale nie dotyczy mnie to bezpośrednio, dlatego też nie boli. Tak długo jak będę wiedział, że jestem sobą, ludzie mogą mówić, co chcą.

Powiedziałeś, że nie mógłbyś przeprowadzić się do Europy. Tylko przez pogodę czy chodzi też o patriotyzm?

Hm… Nie lubię na długo wyjeżdżać z domu. Pamiętam jeszcze, jak po raz pierwszy przyjechałem do Europy, prawie płakałem, tak bardzo tęskniłem, ale faktycznie – pogoda odgrywa tu znaczącą rolę, nigdzie przecież nie jest cieplej niż na Jamajce, a ja uwielbiam, gdy można się wygrzać i nie trzeba chodzić w kurtce.

Gdybyś mógł wybrać osobę, z którą możesz się spotkać, kto to by był?

Uwielbiam cricket i NBA, ale to piłka nożna jest dla mnie inspiracją, dlatego chyba właśnie z którymś z najlepszych piłkarzy. Zostałem zaproszony przez Real Madryt na trening. To dla mnie niesamowite, ale wiem, że będzie bardzo trudno przekonać mojego trenera, by mnie puścił w czasie okresu przygotowawczego do Europy na zajęcia z Królewskimi. Chciałbym zagrać z takimi sławami. Najbardziej jednak lubię obserwować występy Cristiano Ronaldo, Stevena Gerrarda, Francesco Tottiego czy Alessandro del Piero.

Sam na jakiej pozycji na boisku najlepiej się czujesz? Napastnika?

Oj nie. Wolę być pomocnikiem.

W sierpniu w Berlinie odbędą się mistrzostwa świata. Co jest Twoim celem? Trzy złote krążki?

Uh… To będzie ciężkie. Rozumiem, że kibice chcieliby, bym tak jak w Pekinie trzy razy triumfował. Mogę tylko obiecać, że się postaram i na pewno będę ciężko trenował. Jedno jest jednak pewne: do Berlina przyjadę, bo mistrzem świata jeszcze nie byłem.

Byłeś już w stolicy Niemiec?

Nie. Z niemieckich miast znam tylko Monachium i Norymbergię. Wiem za to, że jeżdżą po Berlinie niebieskie tramwaje.

Co chciałbyś poza tym osiągnąć w 2009 roku?

Chciałbym cały sezon przejść bez kontuzji. Gdzie i kiedy będę startował, ustalę dopiero później.

Dziękuję za rozmowę

Możliwość komentowania została wyłączona.