justyna swiety 2
19 stycznia 2021 Krzysztof Brągiel Sport

Wygrałam z Sofią na 800


W poniedziałek byliśmy na łączach z Justyną Święty-Ersetic, która przebywa na zgrupowaniu w Republice Południowej Afryki. Z naszą mistrzynią Europy na 400 metrów porozmawialiśmy o tym, jak idą przygotowania do sezonu halowego, czy tęskni za polską zimą, który serial ogląda aktualnie na Netflix-ie, oraz jak doszło do tego, że pokonała Sofię Ennaoui na osiemsetkę. 


Krzysztof Brągiel (Bieganie.pl): W Polsce w ostatni weekend minus 20 stopni. Jak pogoda w RPA? 

Justyna Święty-Ersetic: Jedyne plus 30 (śmiech). Ale i tak uważam, że w tym roku pogoda jest łaskawa. Przez ostatnie dwa tygodnie, odkąd tu jesteśmy, popołudnia były deszczowe.

Śnieg i mróz to pewne dla Ciebie większa egzotyka, niż Afryka. Kiedy ostatni raz miałaś okazję przeżyć prawdziwą zimę? 

Bardzo dawno. Zazwyczaj faktycznie jeździmy na zgrupowania. Jak przeglądam w sieci zdjęcia znajomych z Polski, którzy zjeżdżają na sankach i mają generalnie dużo frajdy, to nie ukrywam, że trochę im zazdroszczę.

Potchefstroom to zimowa mekka lekkoatletów. Dlaczego sportowcy z całego świata ściągają właśnie tutaj? 

Przede wszystkim klimat. Jest ciepło, a tego w Polsce brakuje. Kolejny plus to fakt, że miejscowość jest na wysokości. Mamy pod nosem stadion tartanowy, trawiasty, super siłownię. Wszystko jest do dyspozycji, o nic nie musimy się martwić.

Justyna Święty-Ersetic

Jak w tym roku wygląda frekwencja? Widać, że pandemia pomieszała szyki sportowcom i przyleciało mniej reprezentacji, niż zazwyczaj? 

Zdecydowanie. Jesteśmy my, zawodnicy z Francji i nikogo więcej nie widziałam. Nigdy nie było tak pusto w tym okresie. Zawsze do Potchefstroom zjeżdżało mnóstwo sportowców. Teraz nie wszyscy mogli sobie na taki wyjazd pozwolić. Niektórzy nie chcieli ryzykować i zostali w swoich krajach.

Rozmawiamy w poniedziałek. W weekend było mocne tempo? 

W sobotę był mocniejszy akcent. Biegałyśmy trzysetki i pięćsetki, więc jeden z najgorszych treningów, jeśli chodzi o czterystumetrówki. Nie lubimy tych odcinków, dodatkowo był upał. Na koniec powiedziałyśmy sobie z Gosią Hołub krótko: „Jest, mamy to już za sobą”.  W niedzielę dostałyśmy więcej wolnego czasu na regenerację, ale od dzisiaj powrót do ciężkiej pracy. Za nami już dwa tygodnie zgrupowania, zostało jeszcze półtora, zmęczenie daje o sobie znać. Musimy to jakoś przetrwać. Później chwila odpoczynku w Polsce i będziemy ruszać do Torunia.

17 lutego Copernicus, później Halowe Mistrzostwa Polski i na początku marca Halowe Mistrzostwa Europy. Poza tymi zawodami planujesz udział w zagranicznych mitingach?

Być może uda się wystartować na mitingach kontrolnych podczas obozu w Toruniu, ale startów zagranicznych nie planuję.

Brakuje Ci atmosfery zawodów? Od ostatniego startu trochę już minęło… 

Na pewno brakuje. W poprzednim sezonie było trochę zawodów, ale przez brak kibiców tak naprawdę nie dało się do końca poczuć atmosfery. To właśnie publiczność tworzy całą otoczkę i klimat. Przyznam, że jak dowiedziałam się, że najprawdopodobniej podczas Halowych Mistrzostw Europy w Toruniu kibiców zabraknie, zrobiło mi się smutno. Jest to super impreza, w Polsce, na naszej ziemi, więc tym bardziej szkoda, żeby trybuny były puste. Doping niesie, dla kibiców chce się zwyciężać.

Justyna Święty-Ersetic

Zanim się jednak wyjdzie na bieżnię i przykucnie w blokach, spędza się długie minuty w Call Room-ie. To musi być trudne doświadczenie dla zawodników. Po długiej rozgrzewce, trzeba kilkadziesiąt minut odczekać, zanim wyjdzie się na start. Jak Ty spędzasz ten czas? 

Zdarza się, że w Call Room-ie czekamy nawet czterdzieści minut i to już jest za długo. Traci się całą wcześniejszą rozgrzewkę. Inaczej ten czas spędzam, gdy jestem sama, a inaczej ze sztafetą. Sama staram się wyciszyć i skupić. Z dziewczynami trzymają się nas głupie żarciki i raczej staramy się rozluźnić napiętą atmosferę.

Jest coś takiego jak gra psychologiczna z rywalkami? Obserwujecie się przed wyjściem na płytę stadionu, próbując odgadnąć, kto jest tego dnia mocny? 

Zdarza się w biegach indywidualnych, że rzeczywiście patrzę na rywalki i próbuję się dodatkowo nakręcić i nabuzować. Jak jestem z dziewczynami ze sztafety, wygląda to trochę inaczej. Szukamy luzu, mówimy: „O, patrzcie, jakie sobie zrobiła fajne paznokcie”.

Główną imprezą sezonu będą igrzyska, o ile się odbędą. Można powiedzieć, że jesteś w komfortowej sytuacji, bo minima masz i to nawet trzy – indywidualnie, oraz w sztafetach: damskiej i mieszanej. A był sezon, że o wyjazd na ważną imprezę musiałaś walczyć do ostatniej chwili?

To nie jest do końca tak. Na 400 metrów mamy aktualnie więcej zawodniczek, które spełniają kryteria olimpijskie, niż jest miejsc. A to oznacza, że pomimo posiadania minimum nie mam gwarancji, że wystartuję na igrzyskach w Tokio w biegu indywidualnym. Tak naprawdę do samych mistrzostw Polski w Poznaniu będzie napięcie i niepewność. Dopiero zajmując tam miejsce w pierwszej trójce, będę mogła liczyć, że wystartuję w imprezie docelowej. Nie mogę sobie pozwolić na chwilę rozluźnienia. Gorsza dyspozycja tego dnia może wszystko przekreślić. Dla kibiców jest to fajne, że mamy wyrównany, wysoki poziom na damskie czterysta metrów, ale dla nas niekoniecznie. Musimy się potwierdzać na mistrzostwach Polski.

Kilkukrotnie wspominałaś w wywiadach, że po zakończeniu kariery planujesz przebiec półmaraton. Czy kiedykolwiek na treningu zrobiłaś więcej niż dwadzieścia kilometrów? Patrycja Wyciszkiewicz- Zawadzka wspominała kiedyś, że trenując u Tomasza Lewandowskiego przebiegła dwadzieścia trzy kilometry i to był jej rekord. 

Zdarzały się takie dłuższe treningi, ale bardziej na zasadzie truchto-marszu, czyli wycieczki biegowej w górach. Powiedziałam mężowi, że kiedyś przebiegniemy półmaraton razem. Nieważny będzie wynik, chodzi o satysfakcję. Myślę, że półmaraton jestem w stanie pokonać. Startowałam już na zawodach na dziesięć kilometrów… Oczywiście zdaję sobie sprawę, że będzie dychę więcej, ale chciałabym się kiedyś sprawdzić.

Predyspozycje wytrzymałościowe masz. Życiówka 2:04.78 na 800 metrów z 2012 roku nie wzięła się z przypadku. Pamiętasz ten bieg? Wygrałaś wtedy z jedną mocną zawodniczką… 

Tak jest, wygrałam z Sofią, pamiętam doskonale (śmiech). Zupełnie nie wiedziałam wtedy, jak mam biegać osiemsetkę. Na pierwszych czterystu metrach miałyśmy „zająca” i trzymałam się za jego plecami. Sofka biegła tuż za mną. Na trzysta metrów do mety ruszyła, spojrzałam w bok i pomyślałam: „Kurczę, jakiś mały karakan mnie wyprzedza, nie może tak być!” (śmiech). Fajnie, że udało się wtedy zwyciężyć.

Był taki pomysł, żeby związać się ze średnim dystansem na poważnie? 

Mi się osiemsetka bardzo podobała. Dwa kółka, walka wręcz, coś się działo. Ale dzisiaj już bym tego dystansu nie chciała biegać. Sześćset jeszcze może bym wytrzymała, ale osiemset sprawiłoby mi ogromną trudność.

Justyna Święty-Ersetic

Powiedz jeszcze na koniec, jak najczęściej spędzasz czas wolny na zgrupowaniu? Film, książka, sen? 

Nie jestem osobą, która śpi między treningami. Albo przeznaczam ten czas na rozmowę z najbliższymi, albo klasycznie – książka, film. Ostatnio przerzuciłam się na Netflixa…

„Gambit królowej”? 

Jeszcze nie. Póki co zaczęłam „The Crown”. 

Możliwość komentowania została wyłączona.

Krzysztof Brągiel
Krzysztof Brągiel

Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.