wilku bieznia
24 maja 2020 Redakcja Bieganie.pl Sport

„Śmiałem się, że najlepiej, jeśli pobiję wszystkie rekordy”


Udało się. I to jak! Robert Wilkowiecki 23 maja, w nietypowej próbie uzyskał imponujące 7:35:14 w triatlonowym Ironmanie. To było najszybsze w historii Polski 3,8 km pływania w basenie z przeciwprądem, 180 km na rowerze stacjonarnym i wreszcie 42.2 km na bieżni elektrycznej – wszystko w domowych warunkach we Wrocławiu, z wirtualnym wsparciem kibiców, jak na nietypowe czasy przystało. Wynik jest również lepszy od rekordu świata Jana Frodeno (Niemiec w roku 2016 w Roth, w normalnych warunkach uzyskał 7:35:39 – przyp. red.). Rozmawiamy z „Wilkiem” o jego sobotnich wrażeniach, niecodziennych warunkach próby i tym, ile jest w stanie polecieć w „normalnym” maratonie.


Przede wszystkim – gratulacje! Miał być rekord Polski, jest nieoficjalny rekord świata. Miało być złamanie 8 godzin, a niemal pękło 7:35.

Dziękuję bardzo. Przed tą próbą ludzie nieraz pytali, jaki dokładnie rekord świata chcę pobić, czy ten w otwartym terenie, czy w domu, więc śmiałem się, że najlepiej, jeśli pobiję wszystkie rekordy. Śmieję się oczywiście, bo słowo rekord tutaj nie do końca pasuje, rekord jest nieoficjalny. Moją inspiracją do podjęcia tego domowego wyzwania był Jan Frodeno, który zrobił pełnego Ironmana u siebie w domu w Gironie, niecałe 2 miesiące temu. Też zbierał przy okazji pieniądze w ramach akcji charytatywnej. Z tym, że on cieszy się na tyle dużym zainteresowaniem mediów, że postanowił zrobić to dość spokojnie – łączył się z widzami online, sam był komentatorem wydarzenia i jemu zajęło to 8 i pół godziny. My stwierdziliśmy, że aby przyciągnąć zainteresowanie mediów, żeby zbiórka dla fundacji miała szerszy odbiór, musimy mieć haczyk w formie mocnego wyniku (zbiórka na rzecz fundacji FizjoTRIterapia. Follow your dreams wciąż trwa – przyp. red.). Wpadliśmy na pomysł, że próba złamania 8 godzin, co jeszcze się żadnemu Polakowi nie udało, będzie właśnie takim haczykiem.

wielku rozmowa

 No i udało się rewelacyjnie. Już wskakując na bieżnię elektryczną krzyknąłeś podobno, że 7:35 jest w Twoim zasięgu. Byłeś tak pewny swoich możliwości, czy tak niesiony euforią?

Raczej moja pewność wynikała z tego, że wiedziałem, ile jestem w stanie nabiegać. Szczerze powiedziawszy biegania byłem nawet bardziej pewny niż roweru. A czas roweru był dla mnie zaskoczeniem, że był aż tak dobry. Szybka matematyka w głowie i wiedziałem, że 7:35 będzie w zasięgu. Euforii może jakiejś nie było, bo czułem zmęczenie, ale wiedziałem, że o ten czas mogę powalczyć.

Chciałeś „tylko” złamać 8 godzin, wyszło o wiele szybciej. Jesteś też najszybszym człowiekiem w historii polskiego Ironmana w otwartych zawodach. Pozostaje pytanie, co ten wynik w domowych warunkach może powiedzieć o Twoich przyszłych wynikach  w normalnej rywalizacji?

Nie da się tego porównać, ciężko powiedzieć i nie wiem, czy nawet będę jakoś to mocno analizował – jak przełożyłby się ten wynik na normalne warunki. Rywalizacja z innymi zawodnikami to zupełnie inna sprawa niż rywalizacja w domu wyłącznie z czasem. Ale jednak cyfry, czyli moc z jaką jechałem na rowerze, czy tempo biegu i tak dalej, pokazują mi potencjał organizmu i to, że fizycznie zmierzam w dobrym kierunku. Widać progres w moim przygotowaniu. Mam nadzieję, że jak już odbędą się normalne zawody, to będę w stanie nawiązywać walkę jak równy z równym w międzynarodowej stawce. Krótko mówiąc domowy wynik dodaje mi pewności siebie, ale jeśli chodzi o odniesienie do rzeczywistości jest wiele czynników, które trzeba by osobno analizować.

Strefy zmian były dość nietypowe – z basenu biegłeś na rower stacjonarny po schodach, z drugiej strony były one nieco krótsze. Na zawodach są tysiące kibiców, tutaj zagrzewano Cię do boju głównie wirtualnie… Z czym było Ci w sobotę łatwiej, niż na normalnych zawodach, z czym trudniej?

Tych różnic jest rzeczywiście wiele. Wydaje mi się, że pływanie było łatwiejsze w domu. Normalna rywalizacja polega na tym, że startuje wielu zawodników w jednym momencie, trzeba się przepychać, walczyć w wodzie o miejsce, przeszkadzają fale, dochodzi kwestia nawigacji, tempo jest zmienne a nie takie równe jak miałem w domu w basenie z przeciwprądem. Rower wydaje mi się, że w warunkach domowych był trudniejszy. Jednak jazda 180 kilometrów na trenażerze, gdzie trzeba cały czas pedałować, kręcić, mocno pracować nogami, to jak jazda 180 kilometrów pod górę. I to stanowiło naprawdę duże wyzwanie dla mięśni, nie można było się gdzieś tam schować na chwilkę, żeby odpocząć. Mimo że nie było oporu wiatru, to opór pod nogą był duży. Z kolei bieg na bieżni to duże wyzwanie dla głowy, ale fizycznie wydaje mi się, że jest trochę łatwiejszy niż normalnie. Nie ma oporu powietrza i bieżnia minimalizuje ten impakt nogi o podłoże. Po 30 kilometrach biegu, gdzie nogi już są mocno zmęczone, to tupanie o asfalt mocno daje w kość, a bieżnia to uderzenie trochę neutralizowała. Ułatwieniem domowych warunków był też łatwy dostęp do żywienia. Z drugiej strony nie było prawdziwego dopingu, ale przede wszystkim nie było rywalizacji, która przecież pozwala wejść na najwyższe obroty. Ciężko to wszystko porównać. Niektóre rzeczy były na moją korzyść, niektóre przeciwnie, ale na pewno było to ciekawe doświadczenie i dużo mnie nauczyło.

wilku triumf

 Jak się czujesz dzień po? Idziesz dzisiaj na trening?

Regeneracyjny rower, żeby trochę ruszyć krążenie, przepompować krew i usunąć toksyny – jak najbardziej. A samopoczucie? No, jest zmęczenie. Noc po takim wysiłku zawsze jest ciężka, nieprzespana, wszystko boli. Ale z drugiej strony jest satysfakcja, która wszystko rekompensuje, więc nie narzekam.

Na koniec pytanie biegowe – w ile wyszedł Ci na koniec maraton?

Wczoraj maraton wyszedł mi w 2 godziny 34 minuty i dwadzieścia parę sekund.

To znacznie poprawiłeś swoją formę biegową w stosunku do wcześniejszych startów w triatlonie. W Barcelonie w październiku ubiegłego roku pobiegłeś 2:46, więc postęp zacny. W ile, jak myślisz, byłbyś w stanie pokonać teraz sam dystans maratonu?

W Barcelonie akurat mocno przesadziłem na pierwszych kilometrach, teraz zdecydowanie lepiej rozłożyłem siły i wyszło fajnie. Ciężko mi powiedzieć, ile pobiegłbym teraz sam maraton. Na pewno byłoby to szybciej niż po rowerze… W ramach przygotowań robiłem na dworze odcinki 30 kilometrowe, które biegałem tempem nawet poniżej 3:30/km, więc myślę, że takie tempo maratonu byłbym w stanie utrzymać. 2:25, może trochę poniżej – myślę, że to byłoby do zrobienia. Może się kiedyś przekonam, jeśli wystartuję tylko w maratonie. 

Możliwość komentowania została wyłączona.