Bartłomiej Falkowski
Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.
Aleksandra Lisowska i Krystian Zalewski wygrali mistrzostwa Polski na 10000 metrów. Lisowska uzyskała życiowe 32:55.09, Zalewski finiszował w 28:45.47 delikatnie rozmijając się z życiówką sprzed 3 lat (28:39.95, Białogard). O tym jak wyglądała walka o medale i jak nie powinien wypowiadać się wysokiej rangi działacz PZLA przeczytacie w relacji.
Podczas mistrzostw rozegrano pięć serii biegów. Dwie serie kobiet i trzy mężczyzn. Oczywiście największe emocje towarzyszyły ostatnim seriom pań i panów, gdzie toczyła się walka o medale. Jednak warto dodać, że w wolniejszej serii kobiet wygrała Iwona Wicha (36:50,97) przed Martyną Budziłek (37:27,91) i Judytą Rębisz (38:18,75). W pierwszej serii mężczyzn wygrał Krzysztof Tschirich (31:19,77), którego występ w najwolniejszej serii był zdecydowanie wtopą organizatorów. Drugi był Kamil Szymaniak (31:22,51), trzeci Paweł Buczek (32:29,02). Druga seria to piękny pokaz walki zakończonej zwycięstwem Krzysztofa Żygendy (30:37,37), przed Wiktorem Maćkowiakiem (30:41,72) i Łukaszem Nowakiem (31:24,93).
Najszybsze kobiety długo biegły razem większą stawką. Dopiero na końcówce szóstego kilometra wyraźnie zaatakowała Aleksandra Lisowska z KS AZS UWM Olsztyn. Na jedenaście okrążeń do mety zaczęła błyskawicznie zyskiwać przewagę nad goniącą grupą, której przewodziła Kinga Królik. Praktycznie z każdym okrążeniem mistrzyni Polski w maratonie z zeszłego roku zyskiwała kilka/kilkanaście metrów nad rywalkami.
W grupie pościgowej biegła Królik, ale też Weronika Lizakowska oraz Beata Topka. Zawodniczki praktycznie nie dawały sobie zmian. Goniący Lisowską „pociąg” prowadziła Królik, która nie mogła odpocząć za plecami rywalek. Na 1600 metrów do mety Aleksandra Lisowska miała już około 150 metrów przewagi i toczyła walkę już wyłącznie sama ze sobą i z czasem. Ostatecznie złoty medal zawodniczka trenera Jacka Wośka wywalczyła czasem 32:55,09, który na początku sezonu daje piąte miejsce w Europie za czterema mocnymi Hiszpankami.
Na ostatnim okrążeniu mocny atak przypuściła Beata Topka, która zdobyła wicemistrzostwo (33:12,93) po zeszłorocznym złocie U23. Brązowy medal MP przypadł debiutantce Weronice Lizakowskiej (33:14,52). Dzielnie prowadząca grupę Kinga Królik skończyła na czwartym miejscu z czasem 33:16,11. W kategorii U23 wygrała Julia Koralewska 33:55:13 przed Agnieszką Chorzępą 34:30,59 i Natalią Bielak 34:44,49.
Aleksandra Lisowska w pobiegowym wywiadzie przyznała, że nie przyjechała do Międzyrzecza po bieg na miejsca i interesowało ją mocne bieganie. Stąd po stosunkowo wolnej piątce mocno zerwała tempo kończąc z dużym rekordem życiowym. Taki ruch był podyktowany też tym, że jest maratonką mającą nad rywalkami zapas wytrzymałości, a nie szybkości do wykorzystania na ostatnim kole.
W najmocniejszym biegu mężczyzn od początku bardzo odważnie ruszył Patryk Kozłowski. Ruch ten od razu rozerwał stawkę, a w pogoń ruszył zarówno broniący tytułu Krystian Zalewski jak i Dawid Malina oraz Mateusz Kaczor. Liderzy 2000 metrów minęli w 5:46. Dobrze działała współpraca między Zalewskim, a Kozłowskim, którzy dawali sobie zmiany.
Na szesnaście okrążeń do mety mieliśmy trójkę liderów Kozłowski, Zalewski, Kaczor, samotnie biegnącego Malinę z ROW Rybnik i trójkę biegaczy walczących o medale U23 Aleksandra Wiącka, Adama Kołodzieja i Mikołaja Czeronka. Współpraca młodzieżowców doprowadziła do dogonienia zawodnika z Rybnika.
Trójka liderów 5000 metrów minęła w około 14:29. W tym momencie mocno tempo zerwał Zalewski z UKS Barnim Goleniów. Zawodnik trenera Jacka Kostrzeby bardzo szybko zaczął zyskiwać przewagę nad goniącym go duetem z klubu RLTL Optima Radom. Zalewski, tak jak we wcześniejszym biegu Lisowska, był klasą już sam dla siebie urywając coraz bardziej rywali. Swój czwarty złoty medal na 10 000 metrów wywalczył z czasem 28:45,47 dającym 33. miejsce na europejskich listach w rozkręcającym się sezonie 2022. Drugie miejsce wybiegał Patryk Kozłowski 29:04,45, a trzecie jego klubowy kolega Mateusz Kaczor 29:19,09.
W rywalizacji U23 po piorunującym finiszu wygrał Adam Kołodziej z MUKS Wisła Junior Sandomierz, który czasem 29:33,08 uplasował się tuż za trzema najlepszymi seniorami. Drugi był Aleksander Wiącek 29:41,29, trzeci Mikołaj Czeronek 29:46,78.
Zalewski w wywiadzie udzielonym w studiu telewizyjnym, będąc wyraźnie zadowolonym, przyznał, że już w ostatnich startach na ulicy widział, że jest dobrze przygotowany. Zwracał jednak uwagę, że wynik mógłby być lepszy w przypadku biegu prowadzonego przez pacemakera. Pocieszające dla zawodnika z Goleniowa było też to, że jak stwierdził „młodzież też biega szybko”
Smutnym akcentem, chociaż niezbyt zaskakującym, była wypowiedź wiceprezesa PZLA Zbigniewa Polakowskiego. Stwierdził on, że poziom biegów długich na bieżni jest słaby i bardzo nad tym ubolewają w związku. W głosie działacza było czuć smutek i rozżalenie, że „ktoś” spopularyzował biegi uliczne i dla osób z PZLA „nie jest to sport olimpijski”.
Pan prezes przyczyn kryzysu nie upatrywał w tym jak związek podchodzi do biegów długich, a w działaniach osób trzecich. Kryzys jest w myśl słów prezesa spowodowany przez organizatorów biegów długich, którzy „biorą duże pieniądze za wpisowe” i potem mają na „duże nagrody w maratonach” co przyciąga biegaczy. Ci najprawdopodobniej, w myśl PZLA powinni rzucić wszystko i biegać dla ideałów na bieżni…
Podczas typowania medalistów prezes zauważył również, że „Zalewski jest bezkonkurencyjny” ponieważ „nie ma za dużej konkurencji”. Działacz, chociaż określenie to sugeruje kogoś kto działa, stanowczo stwierdził, że rekord Polski nie padnie „ponieważ stawka jest za słaba”. W przypadku rywalizacji pań „niezmordowana Renia Pliś powinna wygrać”. Tu z całym szacunkiem do Renaty Pliś, można było odnieść wrażenie, że odpowiedź wiceprezesa była podyktowana kompletną niewiedzą o tym kto startuje, a na myśl przyszło mu nazwisko, które po prostu bardzo długo i z bogatym dorobkiem występuje w polskim świecie lekkoatletycznym.
Ze słów prezesa było słychać wyraźnie, że to wszystko inne, a nie Związek, jest winne temu, że poziom jest słaby. Nie chodzi o to, żeby zakłamywać rzeczywistość, ale średni poziom sportowy nie jest winą zawodników i trenerów poświęcających wiele, by od Związku dostać medal i bukiecik. Wina ta leży po stronie niedziałających działaczy, którzy nie widzą problemu po swojej stronie i bezrefleksyjnie stwierdzają, że „stawka jest słaba”.
Na zakończenie warto przywołać jeszcze raz słowa mistrza Polski, ze młodzież też biega szybko. Oby była też odporna na bezczynność ludzi podobnych do pana wiceprezesa.