Aleksandra Brzezińska: mam dużą pokorę do maratonu, ale czuję niedosyt i głód poprawy wyniku
Aleksandra Brzezińska zdobyła niedawno złoty medal mistrzostw Polski w półmaratonie w Iławie. O przygotowaniach do grudniowego maratonu w Walencji, współpracy z mężem-trenerem, nadrabianiu braków treningowych i inspiracji płynącej od Oli Lisowskiej opowiada w wywiadzie z Kubą Jelonkiem.
Zdobyłaś złoty medal podczas mistrzostw Polski w półmaratonie. Jak wspominasz ten bieg?
Jadąc do Iławy nie wiedziałam, czego do końca oczekiwać, jeśli chodzi o wynik. Jednak wystartowałam tam z myślą o tytule mistrzyni Polski. Obserwując swoje samopoczucie już od pierwszych metrów wyścigu czułam, że to będzie dobry bieg. Mimo niesprzyjających warunków: było bardzo wietrznie i trasa też nie należała do szybkich, kilometry uciekały bardzo szybko.
Do 10–11 km biegłam w grupie i było mi po prostu za wolno, więc zdecydowałam się już samotnie, swoim tempem dobiec do mety. Dało mi to złoty medal z przyzwoitym wynikiem, dlatego jak na miesiąc przygotowań i przechorowanie COVID-u mogę uznać to za dobry rezultat. To był jednak tylko etap przygotowań, bo celem jest maraton w Walencji, który będzie dopiero w grudniu. Dla mnie i dla trenera najważniejszą informacją po tym półmaratonie był fakt, że mądrze rozpoczęliśmy przygotowania i że trening idzie w dobrym kierunku.
Jak zatem wyglądał ten miesiąc przygotowań poprzedzający start w MP w półmaratonie?
Tak naprawdę dobrze przepracowałam sierpień, nawet niecały sierpień, więc miałam w nogach tylko miesiąc treningu. Wcześniej, w lipcu, po okresie przejściowym zmagałam się z COVID-em, który bardzo mnie osłabił. Do tego stopnia, że 3 tygodnie po nim trening opierał się tylko na samych rozbieganiach, które biegałam po 5:30/km i na dodatek nie sprawiały mi żadnej przyjemności. Tętno i samopoczucie nie pozwalały nic więcej robić.
W sierpniu czekało już na mnie zgrupowanie w Szklarskiej Porębie, którego muszę przyznać trochę się obawiałam. Jednak skupiłam się na tym, w jakim etapie się znajdowałam. Starałam się wyciszyć i nie panikować, bo wiedziałam, że pewnych etapów w treningu nie przeskoczę. Słuchałam swojego organizmu, nie porównywałam swoich treningów do innych. Dbałam o każdy aspekt treningu i regeneracji i w końcu zaobserwowałam swoje małe postępy. Te z kolei pozwoliły mi na wykonanie podczas zgrupowania tylko dwóch biegów ciągłych w drugim zakresie i jednej małej zabawy biegowej (10 × 30”/1’). Po powrocie do Bydgoszczy wykonałam trening na odcinkach kilometrowych i po obserwacjach i sugestiach trenera postanowiliśmy, że pojadę do Iławy, której tak naprawdę nie planowaliśmy.
Jak więc planujesz kolejne tygodnie przygotowań do maratonu?
W początkowej fazie BPS-u do maratonu Błażej robi ze mną dużo sprawności ogólnej, ćwiczeń wzmacniających, rozciągających po to, aby przygotować układ ruchu do czekającej mnie dalszej pracy.
W początkowej fazie periodyzacji Błażej stopniowo zwiększa mi obciążenia treningowe, gdzie robimy większe objętości w granicach od 100 do 140 km. Biegam dużo biegów w strefie tlenowej i mieszanej, aby zaadoptować organizm do większych wartości tętna i lepszej tolerancji kwasu mlekowego przy wyższych prędkościach. Trener kładzie duży nacisk również na siłę biegową i siłę z elementami techniki biegowej, jak również ćwiczenia na siłowni. W kolejnych etapach przygotowań będzie z pewnością zwiększała się intensywność, gdzie będziemy wykonywali specjalistyczne treningi do maratonu w przemianach tlenowych, mieszanych i beztlenowych.
Tak więc teraz spokojnie szykujesz się do maratonu?
Maraton jest celem numer jeden. Po drodze mamy jeszcze ważną imprezę wojskową – 12 października biegamy wojskowe mistrzostwa świata w biegach przełajowych. Dlatego w tym okresie będzie to rzeczywiście taka typowo objętościowa praca, a do tego siła, która jest niezbędna w biegach w terenie. Plus oczywiście zabawy biegowe w terenie, a w późniejszym etapie bezpośredniego przygotowania do maratonu, czyli po starcie w biegach przełajowych, skupimy się na intensyfikacji treningu i na specjalistycznych jednostkach treningowych typu 3×5 km, 4×3 km, 5×2 km, długie biegi itd. Muszę zaznaczyć, że dopiero jak zostałam wcielona do wojska, dzięki Centralnemu Wojskowemu Zespołowi Sportowemu mam tę możliwość profesjonalnego przygotowywania się.
Od tego czasu moje bieganie stało się bardziej zawodowe, bo wcześniej pracowałam w swoim zawodzie jako nauczycielka angielskiego, a bieganie było po prostu hobby, w którym byłam dobra. Stąd też mam jeszcze sporo zaległości w treningu. Nie są to zaległości do nadrobienia w jeden sezon, dlatego cele i priorytety Błażej podzielił na te krótkofalowe, średniofalowe i długofalowe. Dla zobrazowania, kiedy grafik miałam bardzo napięty pracą w zawodzie, mój kilometraż oscylował wcześniej w granicach 80 km w ciągu tygodnia. To było jeszcze przed debiutem w maratonie w 2019 r., więc do dziś objętość, którą wykonuję, jest cały czas dla mnie dużym bodźcem, tak samo jak siła.
Dlatego też nie mogliśmy i nie możemy nagle zwiększyć obciążeń treningowych o 100%, bo albo byłabym przetrenowana, albo złapałabym kontuzję, albo jedno z drugim. Razem z trenerem wiemy, że w treningu wszystko musi z czegoś wynikać, więc stosujemy metodę małych kroków. Oczywiście z roku na rok widzę, że moje ciało staje się silniejsze i bardziej zaadoptowane czy przygotowane do cięższego treningu. Właśnie ta długo falowa praca, zapoczątkowana kilka lat temu, powoli przynosi rezultaty. Mam jednak jeszcze sporo zaległości w treningu nad którymi ciągle pracujemy.
Nad Twoim planem treningowym czuwa twój mąż, Błażej. Co się zmieniło w przygotowaniach w porównaniu z planami trenera Ryszarda Marczaka?
Trener Marczak jest zdecydowanie bardzo doświadczonym i szanowanym szkoleniowcem, z pewnością dał mi wiele cennych uwag i wskazówek. Nauczył mnie wiele, a ten krótki czas naszej współpracy wspominam bardzo dobrze. Jednak uważam że wtedy jako zawodniczka nie byłam gotowa na koncepcję treningową trenera Marczaka.
Błażej na pewno postawił na to, żeby nadrobić te zaległości, które mam. Musieliśmy zacząć od podstaw. Kilka lat temu, kiedy dziewczyny szły w tę robotę maratońską, wykonywały fajną pracę, ja wtedy biegałam 60–80 km na tydzień, bez żadnej specjalistycznej siły, obozów. Im teraz to fajnie oddaje, a ja muszę – a raczej chcę – nadrabiać to wszystko, bo coś bardzo mnie ciągnie do tego sportu. Mamy nakreślony plan, wyżej wspomniane cele krótko-, średnio- i długofalowe, jednak jesteśmy elastyczni w treningu. Wszystko opiera się na obserwacji. Błażej widzi, jak się zachowuję, jak się czuję, jak funkcjonuję. Jak są jakieś większe obowiązki dnia, to trening trzeba po prostu zmodyfikować lub zmienić.
Dużo bazujemy na samopoczuciu, na tętnie, na mierzeniu zakwaszenia, ocenie organizmu. Często robimy badania, na przykład po ciężkim treningu badamy we krwi chociażby kinazę, mocznik itp., bo są to wskaźniki, które świadczą o zmęczeniu mięśniowym organizmu. Staramy się jak najdokładniej monitorować organizm. Oprócz samopoczucia, które wydaje się lepsze czy gorsze, to robimy jeszcze wiele różnych innych rzeczy, żeby ta regeneracja czy trening były jak najbardziej dopasowane. Jedno jest pewne: Błażej ciągle mi powtarza, że jeśli czuję się gorzej, to nie muszę na siłę forsować organizmu, ale powinnam przypilnować, żeby te drobne, podstawowe aspekty treningu były wykonane ze starannością.
Na wiosnę pobiłaś życiówkę w półmaratonie. Jak porównałabyś te dwa starty: ten w Warszawie i ten niedawny, w Iławie?
Na wiosnę docelowym startem był maraton wojskowy w Limie w Peru, a półmaraton był sprawdzianem formy przed tym występem. Chciałam pobiec coś wartościowego w tamtych przygotowaniach, wiedziałam, że Lima będzie specyficzna i uzyskanie dobrego rezultatu nie wchodzi tam w grę, ze względu na panującą tam dużą wilgotność i temperaturę. Poza tym imprezy mistrzowskie rządzą się swoimi prawami, więc stawialiśmy na wynik w połówce. To był taki pierwszy docelowy start. Już przed tym półmaratonem w Warszawie zdążyłam wykonać mocne treningi, czyli na przykład dwójki, trójki itp. Tam byłam, uważam, dobrze przygotowana do tej połówki w Warszawie. Dlatego cieszę się, że pobiłam tam życiówkę.
Teraz do Mistrzostw Polski w półmaratonie jestem na początku przygotowań do maratonu, więc nie jestem jeszcze w formie, ponieważ nie było za dużo czasu na przygotowania. Uważam, że przy optymalnych warunkach, gdybym nie biegła sama przez większość tego dystansu i gdyby ta trasa była bardziej wypłaszczona, to mogłabym i tutaj pokusić się o zbliżenie do mojego rekordu życiowego. Teraz możemy sobie gdybać, ale nie jest to teraz ważne. Ważne jest to, że powoli czuję efekty długofalowego sterowania treningiem. Dla mnie najważniejszą informacją jest teraz moje samopoczucie, to, jak zniosłam ten półmaraton mięśniowo i energetycznie. Bo nie wynik, nie mistrzostwo Polski, ale to, jak się czuję na danym etapie przygotowań, dużo mi mówi. To pozwala mi optymistycznie patrzeć na dalszą część przygotowań. Teraz jest to tylko etap treningu do maratonu.
A jaki masz cel na ten grudniowy maraton?
Dobra życiówka w maratonie! Ale tak naprawdę w jaki wynik będę celować, to wyjdzie podczas tych specjalistycznych jednostek treningowych do maratonu. Jak na razie ciężko mi się wypowiadać w tym momencie. Dopiero w tej fazie wyostrzenia, kiedy pojawią się te specjalistyczne jednostki, będę w stanie z trenerem określić, na jaką grupę się ustawić podczas tego biegu. Wiem, że stać mnie na życiówkę, ale jaka ona będzie – to ciężko powiedzieć. Sam maraton jest nieprzewidywalny. Mogę już stać na linii startu, pewna swoich przygotowań, a na trasie wiele rzeczy może zweryfikować wynik na mecie. W dalszym ciągu mam dużą pokorę do tego dystansu, ale zarazem czuję też duży niedosyt, głód poprawy wyniku i chęć szybkiego biegania. Więc co to będzie, to okaże się dopiero na mecie maratonu w Walencji. Póki co podchodzimy do tego z pokorą i robimy swoje.
Ten rok jest bardzo udany dla polskich maratonek. Ola Lisowska z dwoma medalami oraz Monika Jackiewicz i Angelika Mach z brązem drużynowym pokazały się z doskonałej strony na mistrzostwach Europy. Jaki to sygnał dla Ciebie?
Ola jest niezmierną i bardzo dużą motywacją dla nas wszystkich. Nie ukrywam, że bardzo mnie ten sukces Oli motywuje. Pokazała wielką klasę i udowodniła, że można biegać na tak wysokim poziomie. Zademonstrowała nie tylko pokorę, ale też klasę i charakter w tym wszystkim. To są takie cechy, które bardzo sobie cenię i które bardzo mnie motywują. Nie ukrywam, że Ola jest dla mnie wielką motywacją, przetarła pięknie szlaki polskiego kobiecego maratonu i mam nadzieję, że będziemy mogły z dziewczynami podążać za tym, co Ola osiągnęła. Należy zaznaczyć, że poziom polskiego maratonu kobiet poszedł bardzo do przodu co jest dla mnie niezwykle napędzającym czynnikiem.
Zobaczymy, czy będzie mi dane aż tak szybko biegać, jak robią to nasze dziewczyny, ale na pewno ich sukcesy są dla mnie bardzo pozytywnym mentalnym bodźcem. Dlatego sama szykując się do maratonu chciałabym uzyskiwać już wskaźniki na te najważniejsze imprezy mistrzowskie, takie jak mistrzostwa Europy, mistrzostwa świata, igrzyska olimpijskie. To jest mój cel numer jeden. Skupiam się więc na sobie, bo wiem, że każda z nas ma do pokonania swoją drogę. Podążamy swoją ścieżką, więc w takim pięknym duchu motywacji Oli i dziewczyn robię swoje i mam nadzieję, że w kolejnych latach będziemy mogły razem stanąć na linii startu kolejnych mistrzostw świata w Budapeszcie czy igrzysk olimpijskich w Paryżu. Taki jest mój cel.
Jak myślisz, czy dzięki temu sukcesowi coś się poprawi w Polsce, chociażby w ocenie organizatorów biegów lub w podejściu Polskiego Związku Lekkiej Atletyki?
Bardzo bym chciała. Widzieliśmy, co się działo w poprzednich latach. Mam nadzieję, że ten wielki sukces, który osiągnęła Ola wraz z trenerem Jackiem Wośkiem pomoże nam w przygotowaniach, jako grupie polskich maratonek. Miejmy nadzieję, że Polski Związek Lekkiej Atletyki spojrzy na nas, może nie tyle przychylnym, ale chociaż neutralnym okiem. Chciałybyśmy, żeby związek dawał nam szansę, bo poziom polskiego maratonu kobiet stoi na rewelacyjnym poziomie, a może być jeszcze lepiej. Miejmy nadzieję, że uda się to wykorzystać i że się to wszystko zmieni na lepsze.
Były chodziarz, który nieustannie dokądś zmierza (wielokrotny reprezentant Polski i dwukrotny olimpijczyk – z Pekinu i Rio). Współautor biografii Henryka Szosta, Marcina Lewandowskiego i Adama Kszczota oraz książki „Trening mistrzów". Doktor nauk medycznych i nauk o zdrowiu. Pracownik Uniwersytetu Jana Długosza, a także trener lekkoatletycznych klas sportowych w IV L.O. w Częstochowie. Działa też jako sędzia i organizator imprez, nie tylko sportowych.