27 czerwca 2014 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Wakacyjny marazm biegowy i jego konsekwencje


Niemal non-stop ciepło, jasno od około 4:00 nawet do 21:30, wszechobecne długie weekendy, urlopy, grille i wreszcie codziennie mundial – to wszystko wskazuje na to, że nastało lato 2014. Jest się z czego cieszyć? Zależy. Dla wielu z nas, teoretycznie idealne do trenowania, lato może być czasem ciężkiej próby. Pora odpowiedzieć sobie na pytanie, czy faktycznie jestem biegaczem? 

2.jpg
Przynajmniej cześć z nas staje ostatnio przed dylematem – wieczór ze znajomymi, w pubie z mundialem i zimnym piwem, czy zmusić się i iść na trening?

 

Prowadzę zajęcia z amatorami, wielu z nich startuje w biegach okazjonalnie. Chce się po prostu zdrowo ruszać, być w formie i cieszyć się życiem – w sumie kwintesencja biegania amatorskiego, przecież nikt nie każe pchać się na maratony. W bieganiu nic nie trzeba, ale wszystko można. Gorzej jeżeli „można” przeważy nad tym „trzeba”. W zimie, gdy pogoda jest ohydna i wiecznie jest ciemno – nie ma żadnych alternatyw. Zatem żeby uchronić się przed przytłaczającym stanem – ćwiczymy. Pracujemy pilnie, aby zobaczyć efekty latem. Nabijamy kilometry, przerzucamy ciężary – na wiosnę robimy rekord życiowy w jakimś biegu, bo dobrze przepracowana zima to niemal gwarancja sukcesu. Gubimy kilogramy, jesteśmy w formie – cel osiągnięty! I frekwencja na zajęciach topnieje. Zostają Ci najtwardsi, nieważne czy trenują na wspólnych zajęciach, czy w zaciszu swoich ścieżek biegowych – oni faktycznie są biegaczami. Oni nie przestają trenować, bo w telewizji już się o tym nie mówi, bo wszystkie popularne imprezy już się odbyły. Oni nie czekają na to, aż znów zacznie się wszędzie trąbić, że niedługo jest jakiś półmaraton, maraton czy Bieg Niepodległości i warto byłoby znów się poruszać. Oni są świadomi, że tylko systematyczna praca prowadzi do czegoś – do szczupłej sylwetki, lepszego samopoczucia, ogólnej sprawności, zdrowia oraz także wyników sportowych (jeśli ktoś ma takową ambicję, a zakładam że czytelnicy taką mają). To wszystko brzmi tak banalnie – chciałoby się rzec „oczywista oczywistość” – no właśnie, ale dlaczego tak wielu do tej oczywistości się nie stosuje? 

Wypady

Przychodzi taki długi weekend i wyjeżdżamy gdzieś z rodziną, znajomymi. W planie czas spędzany na świeżym powietrzu – grill, ognisko, tłuste jedzonko i jakieś wyskokowe trunki. Jasne, że biegacz też człowiek i jak to mówią z umiarem wszystko jest dla ludzi. TAK! Ale czy niewarto byłoby rano sobie trochę poczłapać. Nie chodzi tu o trening, ale o bodziec dla organizmu, który pozwoli uniknąć nam zderzenia ze ścianą po powrocie. Pojedliśmy, popiliśmy i się zamuliliśmy. Później się zwyczajnie nie chce. W głowie pojawiają się myśli „przecież tyle trenowałeś, jak sobie odpuścisz na jakiś czas, to nic się nie stanie”. A wiecie jaka myśl powinna się wówczas pojawić? „Przecież tyle trenowałeś, szkoda tej pracy, aby wszystko poszło na marne”. Na dobrą sprawę nie trzeba wcale biegać, ale np. zabrać rodzinę na wycieczkę rowerową, popływać kajakiem, czy pójść na długi spacer, a może krótką wycieczkę w góry – spędzić czas aktywnie. To dla organizmu nieco inny bodziec, ale zdecydowanie lepszy niż „zaleganie” i uzupełnianie płynów i tłuszczów. 

1.jpg
Plaża pod warszawskim mostem Poniatowskiego – kultowe miejsce wśród mieszkańcow stolicy

Prace domowe

Kolejnymi zagrożeniami mogą być tzw. prace domowe. Zawsze trzeba „coś” zrobić zwłaszcza jeśli macie ogródek. A to trawa, a to jakieś grządki, tuje trzeba przyciąć, skopać coś, płot pomalować… Czas na trening ucieka, siły również. Co zatem można zrobić? Trenować lżej – fizyczne prace to mocny akcent siłowy, zatem gdy się spocimy robiąc coś przy domu – to tak jakbyśmy byli na siłowni. Można zatem podzielić tydzień na dni, w których robicie więcej tych naturalnych ćwiczeń siłowych oraz na takie, w które biegacie. Jeżeli wiecie, że w weekend czeka was dużo pracy to bezwględnie wyjdźcie na długie wybieganie rano – potem nie będzie się wam fizycznie chciało. Dni wolne od zajęć przydomowych poświędźcie na mocny akcent biegowy, czyli interwały. Gdy zaplanujecie intensywne bieganie po całym dniu pracy i jeszcze zajęć domowych to zwyczajnie będzie to nieefektywne a przypomnę, że w treningu ważna jest także regeneracja. Ćwiczenia na wiecznym przemęczeniu, prowadzą do chronicznego zmęczenia, a w efekcie do spadku formy na długi czas. 

Leniwy urlop

Na nim wielu amatorów bierze rozbrat z bieganiem. W praktycze przerwa wydłuża się znacznie poza ramy naszego urlopu. Standardowe wakacje – 2 tygodnie leżenia bykiem, all inclusive. Święto objadania się, picia i nicnierobienia. Wokół piękne plenery – wspaniałe plaże, które znakomicie nadają się do biegania oraz wiele nowych, ciekawych miejsc, które możemy zwiedzić na porannej przebieżce. „Ale przecież na urlop przyjechałem”? Odpocząć! Właśnie, ale czym jest ten odpoczynek? Jeśli jesteśmy aktywni to przy takiej nagłej zmianie trybu życia po urlopie jesteśmy jeszcze bardziej zmęczeni, wybici z rytmu, rozleniwieni. Zatem tego typu zaleganie to nic dobrego dla naszego samopoczucia fizycznego i psychicznego. Nikt nie każe wam ciągle trenować i trzymać się rygoru, który narzuca wam rozpiska, ale na miłość boską po prostu się ruszajce. Takie dwa tygodnie przerwy od regularnego treningu nie będzie trzęsieniem ziemii, pod warunkiem że pozostaniecie aktywni. Poranna przebieżka po uliczkach kurortu, czy biegowe opalanie na plaży to przecież też forma treningu, choć nie aż tak sztampowa. Macie morze lub basen… pływajcie, a nie wyłącznie pluskajcie się w wodzie. Wówczas po powrocie do domu nie zderzycie się ze ścianą – tylko bez trudu wrócicie do regularnego treningu. Dlaczego to wszystko piszę? Ponieważ przez takie błachostki, chwile zwątpienia – wasze jesienne starty będą rozczarowaniem, a dla jeszcze gorzej przygotowanych – wielkim cierpieniem. Od późnej jesieni do wczesnej wiosny pracowaliście w pocie czoła na wyniki. Lato jest kolejnym okresem na ładowanie akumulatorów, które są już nieco wyczerpane. Lipiec, sierpień, wrzesień to jak styczeń, luty i marzec – po nich czas na półmaratony i maratony. Jeśli urlopowe lenistwo oraz nagminne weekendowe grille spowodują, że zaczniecie opuszczać długie rozbiegania, że nie zmusicie się do żywych interwałów – z kolejnych rekordów nici. Aha no i przybędzie także tłuszczyku, który tak wytapialiście na każdym treningu. 

PS. Pozostały jeszcze mundialowe emocje. Paluszki, chipsy i piwko do meczu… i tak niemal codziennie, bo niemiłosiernie długa ta impreza. A trening zrobiony?! Aha i jeszcze jedno – te „przystawki” meczowe można zamienić na owoce. Przetestowałem!

Możliwość komentowania została wyłączona.