Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
W filmie „Psy” Stopczyk palił „Radomskie”, a Franz „Camele”. W Nowej Zelandii wkrótce do palenia nie będzie niczego. Tamtejszy rząd wyprowadził właśnie ostateczny cios w osoby, które lubią sobie puścić dymka. Dzisiejsi 14-latkowie mają być pierwszym nowozelandzkim pokoleniem bez dostępu do papierosów. Nowa Zelandia chce być drugim – po Bhutanie – krajem globu, z zakazem sprzedaży wyrobów tytoniowych.
– Chcemy mieć pewność, że młodzi ludzie nigdy nie zaczną palić – powiedziała w czwartek (9 grudnia) minister zdrowia, Ayesha Verrall. – Jeśli nic się nie zmieni, będziemy potrzebowali dziesięcioleci, żeby wskaźnik palaczy wśród Maorysów spadł do 5 procent. Nasz rząd nie może sobie pozwolić, żeby zostawić tych ludzi samych sobie – dodała.
Wedle statystyk obecnie pali 13 procent dorosłej populacji Nowej Zelandii. Jeszcze 10 lat temu jako palacze deklarowało się 18 procent społeczeństwa. Lokalne władze są zdeterminowane w walce z nikotyną. W roku 2004 Nowa Zelandia, jako trzeci kraj świata, zakazała palenia w obiektach zamkniętych (m.in. restauracjach). W Polsce podobne przepisy zaczęły obowiązywać w roku 2010.
Najbardziej odporni na prozdrowotne działania nowozelandzkiego rządu są Maorysi. Wśród rdzennej ludności jest około 30 procent palaczy. Nie dziwi więc, że to właśnie autochtoni objęci są specjalną troską ministerstwa kierowanego przez Verrall. Wprowadzanie społeczeństwa wolnego od dymu papierosowego będzie stopniowe. W pierwszym etapie zostanie mocno przycięta liczba sklepów handlujących tytoniem (z 8000 do niecałych 500). Projekt antytytoniowej ustawy zakłada, że w roku 2025 w Nowej Zelandii będzie 5 procent palaczy, a w kolejnych latach uda się zupełnie wyeliminować problem.
Przeciwnicy nowego prawa podkreślają, że uderza w przedsiębiorców i sprowokuje rozwój czarnego rynku. Przywołuje się przykład Stanów Zjednoczonych i czasów prohibicji. W latach 1919-1933 zdelegalizowano w USA produkcję i sprzedaż alkoholu. Na nielegalnej działalności dorobiły się grupy przestępcze na czele ze słynnym Alem Capone. Budżet państwa tracił nawet 500 milionów dolarów rocznie. Zakaz nie sprawił, że ludzie przestali pić alkohol. Pili, ale niecertyfikowany, co przyczyniło się do wielu śmiertelnych zatruć.
Rząd Nowej Zelandii motywuje swoją decyzję ratowaniem zdrowia i życia obywateli. Czy jednak można ustawą zlikwidować uzależnienie od nikotyny? Postawa nowozelandzkich władz pełna jest typowego dla państw opiekuńczych, paternalizmu. Raczej nie spodoba się osobom hołdującym maksymie, że „Chcącemu nie dzieje się krzywda”.
A jakie spojrzenie na sprawę mają biegacze? Zakazywać czy poprzestać na promocji zdrowego stylu życia?