Karolina Obstój
Z wykształcenia prawniczka, a z zamiłowania ambitna biegaczka amatorka, spełniająca się w biegach górskich, choć od asfaltu nie stroni. Trenerka biegania i organizatorka obozów biegowych. Więcej o mnie znajdziesz na Instagramie.
Julita Ilczyszyn to mama dwóch córek, nauczycielka wf’u i maniaczka wszelkiego rodzaju aktywności. Ma mnóstwo energii, którą dzieli się z uczniami i najbliższymi. Julita jest w trakcie realizacji 4 Deserts Grand Slam. Wyzwanie to polega na ukończeniu w ciągu jednego roku biegów na pustyniach: Namib, Gobi, Atacama i Antarktyda. Każdy z biegów liczy po 250km. Do tytułu pierwszej Polki, która ukończyła pustynnego szlema brakuje Julicie tylko biegu na Antarktydzie, który startuje 22 listopada. W rozmowie opowiada o tym, jak w praktyce wygląda udział w takim wyzwaniu, z jakimi niebezpieczeństwami przyszło się jej zmierzyć oraz o tym, że ten projekt to coś więcej. Bowiem Julita nie robi tego wyłącznie dla siebie.
Na czym dokładnie polega wyzwanie 4 Deserts Grand Slam?
4 Deserts obejmuje biegi na czterech pustyniach: Namib, Atacama, Gobi i Antarktyda. Można go realizować w formie rozłożenia tych czterech biegów na kilka lat, albo – tak jak ja – w formie Grand Slam, czyli cztery biegi w ciągu jednego roku. W tym roku bieg na Gobi się nie odbył, z powodu “zamknięcia” jej podczas pandemii. Zamiast tego biegliśmy na pustyni w Gruzji. Dystans każdego z biegów to 250 km. Każdy bieg podzielony jest na 6 dni. Przez pierwsze cztery dni mamy do pokonania 40 km dziennie. Piątego dnia jest tzw. long marsz, który liczy 80 km i czas na ukończenie tego dystansu wynosi 24h. Ostatni dzień jest bardziej celebracyjny, ponieważ do przebiegnięcia mamy tylko 10 km i biegniemy to wszyscy razem. Trasa jest oznaczona chorągiewkami, a wieczorem neonowymi odblaskami. Nie jest udostępniony jednak GPX ze śladem trasy, co dodaje tym biegom trudności.
Organizator zapewnia nam nocleg w namiocie i wodę na punktach kontrolnych oraz w miejscu, w którym śpimy. Jednak możemy z niej korzystać wyłącznie do picia lub przygotowania posiłków z liofilizatów. Do żadnych innych celów – tj. np. kąpanie – nie możemy jej wykorzystywać, bo grozi za to kara czasowa lub dyskwalifikacja. Nasza higiena osobista ogranicza się do korzystania z “łazienki”, którą mamy w swoim plecaku. Chusteczki nawilżane, szczoteczka przełamana na pół. Tak, na początku też o tym nie pomyślałam, że można przełamać szczoteczkę na pół, ale każdy gram mniej na plecach jest cenny. Całe wyposażenie nosimy na swoich plecach, organizator tego nie transportuje. A plecak swoje waży, bo mamy w nim wyposażenie obowiązkowe, wyżywienie na 7 dni (najczęściej są to liofilizaty i przekąski). Mam też swoją “aptekę”. To wszystko musimy zapewnić sobie sami. Organizator daje nam tylko namiot. Często dziurawy, niestety.
Jak w ogóle wpadłaś na pomysł, że chcesz ukończyć pustynnego szlema?
Od zawsze byłam związana ze sportem. Po urodzeniu dzieci miałam chwilę przerwy i zatęskniłam za ruchem. Na początku zaczęłam się bawić w runmageddon’y i to pokazało mi, że jako kobieta jestem w stanie sporo zdziałać. Trafiłam na ulotkę Runmageddonu Sahara na 50 km. Zapisałam się, wygrałam ten bieg i to udowodniło mi to, że nadaję się do takich ultra wyzwań. Wtedy pojawił się projekt 4 Desert. Pustynie były zawsze moim marzeniem. Po tym jak pojawił się ten pomysł, poznałam Marka Rybca – obecnie mojego przyjaciela – który zrealizował Grand Slam w 2018 r. I maszyna ruszyła. Planowałam zrealizować ten projekt już w 2019 r., ale pandemia pokrzyżowała moje plany. W Polsce póki co Grand Slam ukończyło czterech mężczyzn. Mam za sobą już trzy pustynie, jak ukończę Antarktydę, to będę pierwszą Polką, która tego dokonała.
Masz już za sobą bieg na pustyni Namib, Gruzja i Atacama, który był najtrudniejszy?
Każda pustynia była zupełnie inna i trudna, bo na każdej z nich warunki klimatyczne były totalnie ekstremalne. Organizatorzy podkreślali, że doświadczyliśmy niespotykanych anomalii pogodowych. W Namibii miałam swój pierwszy bieg z całego szlema, więc towarzyszył mi stres nowicjusza. Dodatkowo zmagałam się tam z zapaleniem biodra. Doczołgałam się do mety i ukończyłam bieg z 9-minutowym zapasem, mieszcząc się na styk w limicie. Namibia to był wielki ból. Najtrudniejsza była dla mnie jednak Gruzja, bo tam zmagałam się z zapaleniem obu piszczeli. Potworny ból. O ile z tym bólem jakoś mogłam sobie poradzić, to pogoda mnie totalnie zniszczyła psychicznie. Przez 7 dni – podczas których nie mamy możliwości wykąpania się, wysuszenia odzieży – byliśmy mokrzy, śmierdzący. Faktycznie było to czuć. Np. w Namibii nie czuliśmy swojego zapachu, bo cały czas było sucho. Gruzja pokazała mi, że pogoda ma bardzo duże znaczenie i może mocno pokrzyżować plany. Fizycznie było ciężko, ale psychicznie jeszcze gorzej.
Ilu jest uczestników biegu?
W Namibii było 44 osoby, w Gruzji 42. Natomiast na Atacamie, która jest uważana za najtrudniejszą pustynię, bo jest najbardziej sucha, wietrzna, z dużymi amplitudami temperatur – w ciągu dnia było około 32-35°C, a nocą dochodziło do -8°C – startowało 140 osób. Ludzi jednak ciągnie do “konkretnych” doznań (śmiech).
Skoro jest Was tak mało, to udaje się Wam biec razem?
Różnie. Namibię pokonałam z moim przyjacielem Arturito z Brazylii. Ja miałam problemy z biodrem, a on miał duże problemy psychiczne, ze zmobilizowaniem się do biegu, więc ja musiałam go dopingować. W Gruzji byłam całkiem sama. Nie miałam żadnego wsparcia. Na Atacamie, miałam przyjemność pokonać całą trasę z kobietą. Zawsze trzymałam się męskiego towarzystwa, bo czułam się bezpieczniej. Natomiast w Chile praktycznie całą trasę przebiegłam we wspaniałym towarzystwie Oli z Krakowa. A Antarktyda? Nie wiem. Na pewno z pingwinami, a kto jeszcze, to zobaczymy.
Co jest najbardziej problematyczne w przygotowaniach do takiego biegu?
Chyba logistyka. Wszystkim muszę się zająć sama. Skompletować sprzęt, poszukać lotów, przygotować się fizycznie. Oprócz obowiązków dnia codziennego, do ogarnięcia mam “gruby” projekt. Cały czas coś robię w tym temacie. Szukam sponsorów, a o to jest bardzo ciężko. Ten projekt jest bardzo drogi i po prostu mnie na to nie stać. Sprostanie temu, to duże wyzwanie. Moja rodzina i znajomi też mówią, że bardzo odczuwają te moje pustynie. Wszystko jest podporządkowane 4 Desert. Niemniej jednak miałam wsparcie finansowe podczas każdej wyprawy, np. Dzięki jednej firmie produkującej kawę udało mi się pobiec pierwszą pustynie, drugą – dzięki znajomym, przyjaciołom i swoim oszczędnościom. Trzecią – Atacamę, najtrudniejsza, najbardziej wymagającą, bezwzględną, ale magiczną i chyba moją wymarzoną – wsparło Dream And Do, za co jestem ogromnie wdzięczna i będę o nich wszystkich pamiętała, biegnąc po białej lodowatej pustyni – Antarktydzie”
Ile kosztuje udział w każdym z biegów?
Namibia, Gruzja, Atacama – udział każdym z tych biegów kosztuje ok 3,8 tys. dolarów. Do tego dochodzą jeszcze loty, zakwaterowanie na miejscu kilka dni przed czy po biegu. Np. na Atacamie mieliśmy obowiązek pojawić się na miejscu na 3 dni przed biegiem, żeby zaaklimatyzować się do wysokości, bo biegaliśmy na około 3800 m npm. Wyposażenie obowiązkowe też jest kosztowne. Antarktyda to już cenowy high level, z którym się nadal borykam, bo jeszcze nie zebrałam całej kwoty. 13 tys. dolarów to sama opłata startowa. Do tego dochodzi jeszcze sprzęt, ale w tym zakresie przyszedł mi z pomocą Marek Rybiec i kilkoro innych znajomych, którzy pożyczają mi np. spodnie wodoszczelne czy google ze specyfikacją wymaganą przez organizatora, bo jest to bardzo specjalistyczny sprzęt.
Czy na którejś z pustyń spotkały Cię jakieś niebezpieczne sytuacje?
Na każdej z pustyń była taka sytuacja. W Namibii, mieliśmy problem czasowy. Ze względu na bardzo wysoką temperaturę w ciągu dnia, która wynosiła nawet 56 stopni w cieniu, organizator wstrzymał zawody i musieliśmy się schować pod wiatami, które dawały cień. To była oczywiście bardzo dobra decyzja pod względem troski o nasze zdrowie, ale z drugiej strony “zabrali” nam 3h z 24h, jakie mamy na ukończenie danego etapu. Wolniejsi biegacze – w tym ja, bo miałam tam kontuzję biodra – musieli wracać nocą. W tych nieprzewidzianych okolicznościach organizator nie zdążył oznaczyć trasy neonowymi odblaskami, więc radziliśmy sobie czołówkami. W pewnym momencie ktoś zaczął wołać o pomoc. To była moja koleżanka, której rozładowała się czołówka i zapasowa latarka również. Znaleźliśmy ją, bo poszła w innym kierunku. Była w strasznej panice i próbowała nawet odebrać mi moją czołówkę. Wiem, że wynikało to wyłącznie z paniki, ale ja też “walczyłam” wówczas o życie, bo chciałam być już na mecie, a ona mi potwornie w tym przeszkadzała. Wtedy przestraszyłam się i uświadomiłam sobie, że muszę zareagować konkretnie, bo w przeciwnej sytuacji, to ja będę miała problemy z ukończeniem tego etapu. W Gruzji natomiast była taka mgła, że po pierwszym etapie zgubiło się 30 osób. Ja akurat nie zabłądziłam, ale przerażała mnie świadomość tego, że ryzyko zgubienia się jest znowu wysokie. Natomiast na Atacamie była burza piaskowa. Na jednym z etapów mieliśmy do pokonania już tylko 15 km i nagle rozpętała się taka burza, że nie było nic widać. Zwiało chorągiewki z oznaczeniem trasy. Ludzka panika była wyczuwalna absolutnie wszędzie. Cudem dotarliśmy do punktu kontrolnego. Byliśmy odwodnieni, przerażeni, głodni i zmarznięci. Burza trwała jeszcze trzy godziny, więc przez ten czas nie mogliśmy nic zjeść, ani się napić, bo piasek wpadał do każdego otworu, więc nie dało się nawet ust otworzyć. Wtedy pierwszy raz pomyślałam: “Boże, co ja tu robię. Przecież mam rodzinę. Mam do kogo wracać. Niech to się już skończy. To był głupi pomysł”. Strasznie płakałam. To był mój pierwszy poważny kryzys i najtrudniejsza dotychczas sytuacja podczas 4 Desert.
Każdy bieg to 250 km w ciągu 6 dni – proporcjonalnie, w Twoim wykonaniu, ile jest tam biegania, a ile marszu?
W związku z tym, że dopadały mnie kontuzje, to w Namibii i w Gruzji ponad połowę musiałam przeczłapać marszo-truchtem. Biegu, jak na mnie, było niewiele. Natomiast Atacamę przetruchtałam w ¾ dystansu. Dla przykładu w Namibii long marsz liczący 80 km pokonałam w 25h, a na Atacemie – podobny dystans – przebiegłam w 13h.
Ostatni etap przed Tobą – Antarktyda. Co Twoim zdaniem będzie tam największym wyzwaniem?
Boję się temperatury. Nie wiem, czego się spodziewać. Biorąc pod uwagę anomalia, które mnie spotkały na poprzednich 3 pustyniach, czyli zupełnie niespodziewaną w tym okresie pogodę, liczę że Antarktyda będzie łaskawa i przywita mnie “latem” (śmiech). Bo faktycznie w tym okresie jest tam lato. Mam nadzieję, że nie będzie mrozu po -20 stopni, ale może chociaż -10. Nienawidzę marznąć i tego się obawiam. Trochę mi też gadali o ślepocie śnieżnej (śmiech), ale mam google, więc chyba będzie OK.
Biegasz nie tylko dla siebie, Twoje wyzwanie ma również pomagać innym. Wyjaśnij o co chodzi.
Początkowo myślałam, że robię to tylko dla siebie. Jednak zdałam sobie sprawę, że chcę to robić również dla innych. Stanęło na tym, że robię to dla kobiet. Czasem przychodzi taki moment, że wiesz konkretnie dla kogo masz to zrobić. Przyszło to również do mnie. Namibię zadedykowałam Anecie, która po raz kolejny zmaga się z nowotworem. Anecie dodało to skrzydeł. Bardzo przeżywała moje wyzwanie i chyba ta pozytywna energia, związana z biegiem, przyczyniła się do tego, że Aneta po raz kolejny wygrywa z rakiem. Dla mnie jest to bardzo wzruszające i napędzające do działania. Kolejny wyścig – w Gruzji – pobiegłam dla Emilki i dla jej córki Basi, która od drugiego roku życia jest sparaliżowana. Te dziewczyny przechodzą codziennie taką pustynię! Niesamowite jest to, że Emilka, mimo że ma bardzo ciężkie życie, to stara się je wykorzystywać na maxa. Trzecią pustynię, czyli Atacamę w Chile, zadedykowałam mojej koleżance Justynie, która opiekuje się swoim synem, też sparaliżowanym, który ma duże problemy zdrowotne. Justyna totalnie poświęciła się swojemu dziecku i nie miała w ogóle czasu dla siebie. Ta moja pustynia dała jej siłę i pokazała, że warto zawalczyć też o siebie.
Tymi wyzwaniami chcę i pokazuję, że skoro ja mogę pokonać 250 km na pustyni, to ktoś inny może zawalczyć o siebie w jakiejkolwiek sferze życia. Długo zastanawiałam się komu zadedykować Antarktydę. W tym przypadku zmieniłam swoje dotychczasowe podejście, bo nie skupiłam się na żadnej kobiecie, lecz na młodzieży, która zmaga się z depresją i chorobami psychicznymi. Mam dwie córki – Julię i Zuzię – i robię to częściowo również dla nich. Wiem, co dzieje się w szkole – bo jestem nauczycielem wf’u – widzę z jakimi problemami zmaga się młodzież. Stąd ten pomysł z Antarktydą, któremu towarzyszy zbiórka pieniędzy w celu przeznaczenia ich na przeszkolenie specjalistów wspierających młodzież.
Czy świadomość, że ten wysiłek dedykujesz konkretnym osobom, dodaje Ci motywacji w trudnych momentach podczas zawodów?
Bezwzględnie! Gdyby nie świadomość, że w ten sposób pomagam innym, że daję im przykład, że w życiu można robić niesamowite rzeczy, to nie zrobiłabym tego. Nie ma szans.
Jak wygląda Twój trening na co dzień?
Biegam tygodniowo ok 50 km. Po tych trzech biegach po 250 km i kontuzjach, musiałam trochę zmniejszyć kilometraż. Przed Namibią, kiedy zaczynałam przygotowywać się do projektu, robiłam ok 300 km miesięcznie. Jednak dla mojego organizmu to było za dużo, więc część treningów biegowych zamieniłam na długie marsze z plecakiem około dziesięciokilogramowym. Te marszobiegi z ciężkim plecakiem były chyba kluczem do mojego sukcesu na Atacamie, bo ukończyłam ją bez żadnej kontuzji, z satysfakcjonującym mnie czasem. Jestem nauczycielką wf’u, więc wykorzystuję również lekcje do treningu wzmacniającego i poćwiczenia razem z dziećmi.
Aż strach pomyśleć, jakie wyzwanie wymyślisz sobie na kolejny rok. Masz już jakiś pomysł?
Tak. 4 Desert zrobię jako pierwsza Polka. Mam nadzieję. Natomiast w przyszłym roku, w czerwcu chciałabym pobiec na pustyni Gobi, bo po pandemii już ją “otworzyli”. Jeśli ukończę ten bieg, to zostanę pierwszą Europejką, która przebiegła 5 pustyń, w ramach biegów organizowanych przez Racing The Planet. A w listopadzie przyszłego roku chciałabym pobiec na pustyni w Jordanii. Wszystko jednak zależy od finansów, bo spakowana już jestem (śmiech), ale pieniądze grają tu największą rolę.
Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę lata na Antarktydzie 🙂
Realizację wyzwania Julity możecie wesprzeć finansowo na Patronite.