Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
To koniec. Nie usłyszymy już więcej z ust Marcina Lewandowskiego: „Dostałem rozkaz i go wykonałem”. Przechodzący na sportową emeryturę biegacz, na przestrzeni kilkunastu lat, wykonywał medalowe rozkazy starszego brata, Tomasza, jak najlepszy żołnierz. Mocny na bieżni, szczery w wywiadach. Tylko on mógł zapraszać ludzi na zawody, mówiąc: Chcecie zobaczyć rekord Polski?
Tak było chociażby zimą 2019 roku, kiedy Lewandowski pobił halowy rekord kraju na 1500 m. W Toruniu zatrzymał zegar na 3:36.50.
– Nie rzucam słów na wiatr – podkreślał. – Może niepotrzebnie nałożyłem na siebie presję. Stary, a głupi. Atak na rekord zapowiedziałem jednak dlatego, że czułem się dobrze, moim celem nie było pompowanie balonika.
Na Lewandowskim można było polegać jak na Zawiszy. Kiedy wypełniał trybuny zapowiedziami o rekordowych aspiracjach, robił swoją robotę. Pamiętamy II Memoriał Ireny Szewińskiej, kiedy otwarcie mówił, że chce pobić wynik Michała Bartoszaka na 2000 m. Jak zapowiedział, tak zrobił. 4:57.09 zastąpiło na pierwszym miejscu polskiego ALL-TIME, wysłużone 5:01.7 (z 1991 roku).
– Jestem typem turniejowym. Rozkręcam się ze startu na start – powtarzał jak mantrę. I nie kłamał. Bo kiedy przychodziła impreza docelowa, zazwyczaj był w sztosie.
Swoją pierwszą uliczkę do seniorskiego złota mistrzostw Europy znalazł w Barcelonie (2010). Młokos. Ledwo co skończył 23 lata, a już bił się z najlepszymi na Starym Kontynencie. Bił się i zwyciężał. Brytyjczyk, Michael Rimmer, miał sezon życia. Na ostatniej prostej bronił się długo. Wydawało się, że skutecznie. Na kresce górą był jednak Lewandowski
Polak w kolejnych latach rozbił obozowisko na terenie światowej czołówki 800 metrów. Praktycznie nie schodził z podium mistrzostw Europy. Srebrny w hali w Paryżu (2011), drugi podczas HME w Pradze (2015), wicemistrz z Amsterdamu (2016), czwarty zawodnik świata w Daegu (2011) i Moskwie (2013). Aż wreszcie opuścił dwa stadionowe okrążenia na rzecz 1500 m. Decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę.
Tak jak koty chodzą swoimi ścieżkami, tak „Stary Lis” zawsze potrafił znaleźć się we właściwym miejscu i czasie, docierając do celu sobie tylko znaną drogą. Tak było podczas Halowych Mistrzostw Świata w Birmingham (2018). Ciasnota okrutna. Przepychanki. Łokciowanie. Na 400 m do końca wydaje się, że nic z tego nie będzie. Polak zamknięty, schowany. Widoków na znalezienie wolnego korytarza brak. Lewandowski nie kalkuluje, tylko posyła mocarnego rytma z trzysetki i natychmiast włącza się do walki o medale. Na końcówce przegrywa tylko z późniejszym rekordzistą świata na halowe 1500 m, Teferą (Men’s 1500m FINAL WIC Birmingham 2018 (Marcin Lewandowski) – YouTube).
Rok później podczas HME w Glasgow (2019) wszyscy mówią o wschodzącej gwieździe, Jakobie Ingebrigtsenie. Na tydzień przed mistrzostwami Norweg ustala halową życiówkę na 1500 m na efektowne 3:36.02 i wygrywa miting w Düsseldorfie. Na rosnącą formę konkurenta Lewandowski odpowiadał w swoim stylu.
– To ja bronię tytułu. Niech się martwi jak ze mną wygrać.
Ingebrigtsen próbował czarów na dwa koła do końca. Szybko został jednak wyjaśniony przez Polaka, który jak ruszył z dwusetki, to aż się zakurzyło (HME Glasgow Marcin Lewandowski ze złotem w biegu na 1500 m – YouTube)
Kilka miesięcy później Lewandowski przeszedł do historii polskich biegów średnich, sięgając po brąz mistrzostw świata w Dosze. Jak zwykle szczyt formy przygotował na najważniejszą imprezę sezonu. Medal okrasił rekordem Polski 3:31.46
– Szósty finał imprezy mistrzowskiej i w końcu wracam z medalem, także mega, mega się cieszę – komentował dla TVP Sport. Zapytany przez dziennikarza, czy ten bieg mógł się lepiej ułożyć, podrapał się po głowie i powiedział:
– Zawsze można było wygrać, nie?!
(Marcin Lewandowski – Bieg na 1500 m. MŚ w Lekkoatletyce DOHA 2019. Polski komentarz – YouTube)
Oczywiście nie wszystko przez ostatnie 16 lat szło tak dobrze, jak w Barcelonie, Glasgow, czy Dosze. Zdarzały się gorsze momenty. Jak wtedy, gdy na ostatniej setce HMŚ w Sopocie (2014) zrobił krok za krawężnikiem i zamiast brązowego medalu, otrzymał dyskwalifikację. Albo ostatnio, podczas IO w Tokio, gdzie dwukrotnie nie ukończył biegu i zamiast spełnienia marzenia o olimpijskim medalu, wrócił do kraju z poważną kontuzją.
Lewandowski nigdy się jednak nie mazgaił. Po każdym występie odważnie stawał przed kamerą i szczerze mówił, jak się sprawy mają.
– Ja jestem szczęśliwym człowiekiem. Szczęśliwym ojcem, mężem, przyjacielem. Ludzie tracą w życiu więcej, niż ja dzisiaj w półfinale olimpijskim. Zaznałem w życiu dużo szczęścia, którego nikt i nic nie ma prawa mi zabrać – skomentował swój występ na igrzyskach dla TVP Sport.
„Lewy” nie gryzł się w język. Jak wtedy, gdy wywołał internetową burzę komentarzem odnośnie piłkarskich mistrzostw Europy. Albo w roku 2018, gdy odniósł się do przyłapania na dopingu Kipyegona Betta.
– Oficjalnie frajer dostał dyskwalifikację na 4 lata – bez ogródek napisał na swoim Instagramie.
20 maja 2022 roku Marcin Lewandowski ogłosił, że kończy z wyczynowym sportem. Tym bardziej szkoda, że „Stary Lis” mógł jeszcze dużo zdziałać. Był nadzieją na poprawienie rekordów Polski Bronisława Malinowskiego na 3000 i 5000 m. Tak naprawdę zabrakło jednego, dobrze obsadzonego biegu, żeby dokończył misję SUB 3:30 na półtoraka.
Mistrz z Polic nie zostawia nas jednak z niczym. W worku ze skalpami poza krążkami mistrzostw Europy i świata są rekordy Polski na stadionowe: 1000 m (2:14.30), 1500 m (3:30.42), milę (3:49.11), 2000 m (4:57.09), oraz halowe: 1000 m (2:17.67), 1500 m (3:35.71) i milę (3:56.41). Życiówka na jego ukochane 800 m, od którego wszystko się zaczęło, to 1:43.72. Szybciej w polskiej historii biegali tylko: Paweł Czapiewski i Adam Kszczot.
Mistrzu, nie mówimy „żegnaj”, mówimy „do zobaczenia”. Rozkręcaj nam się dalej z każdym kolejnym sezonem. Choć już w innej, nowej roli.
Posłuchaj podcastu, w którym Marcin Lewandowski mówi o swoim ostatnim sezonie: