Redakcja Bieganie.pl
Nie biegasz, a słowo odmieniane przez wszystkie przypadki to kontuzja.
Chodzisz po ścianach, myśląc o którą rozbić łeb. Patrzą na ciebie jak na rannego łosia, a ty nie bardzo umiesz wytłumaczyć, jak to jest, kiedy zabrać ci największą pasję i jeszcze nastraszyć, że ci się ją zabierze na dłużej, bo przecież na zawsze nie istnieje.
Uśmiechasz się, ale czujesz, jakby ktoś odbierał ci życie. Tak, tak właśnie dużo znaczy dla ciebie bieganie. To jest, zwyczajnie, cały twój świat. Oczywiście, starasz się nie myśleć, że już nigdy. Słowo NIGDY nie istnieje podobnie jak słowo ZAWSZE.
nigdy zawsze
po co powstały słowa,
które nie istnieją
poza naszymi ustami.
nic przecież nie jest nigdy i zawsze.
nigdy.
zawsze.
jeśli w ogóle nic jest.
istnieje bowiem opcja, że nic nie jest. *
Ale, oczywiście, czarnowidztwo to teraz twój główny sport. Na nic tłumaczenia innych, że a kto tam za 10 lat będzie pamiętał, że pobiegłeś trening po 4’10, byłeś 4 w kategorii, albo zrobiłeś jakieś ultra i się zarżnąłeś na grani tatr czy innej. Zostaje po nas to, co tworzymy; dzieci, praca. O tym trzeba myśleć i za takie osiągnięcia się raczej zarzynać. Osiągnięcia kojarzą ci się jednak natychmiast z bieganiem i znów chodzisz po ścianach.
Płaczesz bez powodu, rzucasz rzeczami. Do tego doszło. A jak nie, to doszło do innego rodzaju ekspresji wściekłości i bezsilności. Przewracasz się w łóżku bezsennie. Biegaczy widzisz wszędzie; na jawie, we śnie, w półśnie. Nie śnisz, nie śpisz, nie żyjesz, wydaje ci się, a na pewno, że już zaraz umrzesz. Do tego pogoda. Piękna, bo dlaczego, skoro ty masz kontuzję lub uraz, pogoda miałaby mieć uraz.
Masz wsparcie od ludzi, to dobre i ważne, ale co ci po nim, skoro w tobie kroi się wszystko na plasterki i wydaje ci się, że nie możesz oddychać. Co z tego, że piszą, że będzie dobrze, skoro to ty siedzisz i jedynie patrzysz na biegowe buty a oni wychodzą sobie na trening? Masz ochotę im powiedzieć, żeby to „będzie dobrze” sobie wsadzili tam.
W rodzinie zrozumienie na poziomie zero; tak, jakby nikt nie miał pasji. Próbują ci powiedzieć, że może to był czas skończyć wreszcie z tym szaleństwem, zająć się czymś innym.
Ale nie można ot tak skończyć z czymś co cię robi tym, kim jesteś.
Bieganie to twoja przestrzeń i wolność. To cię określa i definiuje i wydaje ci się, że bez tego nie będziesz umiał funkcjonować. I to naprawdę nie chodzi o tłuczenie kilometrów co dzień w parku, lasku, wzdłuż rzeki, czy gdziekolwiek. Bieganie to coś znacznie więcej niż tłuczenie kilometrów.
Dzielisz się bólem w social mediach, oczywiście, ból nie byłby w pełni przeżywany, gdyby nie ta możliwość.
I wcale nie po to, by epatować nieszczęściem i by się nad tobą użalali. Nie tylko przyjemność bowiem, co już dawno zauważyła ludzkość, jest niewielka, jeśli się nią z kimś nie podzielimy. Tak jest i z bólem, radością, doświadczeniem. I chociaż na nic się zdaje doświadczenie innych, Andzia mamy nie słuchała i każdy musi przeżyć to sam, warto się dzielić. Bo dobrze jest czasem pomyśleć „o, skąd ja to znam” i poczuć, że nie jest się samemu.
Dlatego słyszysz mnóstwo opinii i rad. Prawda jest taka, że i tak na koniec dnia zostajesz z tym wszystkim sam a wszelkie przemyślenia innych są, jak to przemyślenia innych, do wzięcia lub wyrzucenia. Innymi słowy można je wsadzić w głowę lub w tyłek, zazwyczaj jednak w to drugie miejsce.
Być może za chwilę wrócisz na biegowe ścieżki. Nikt tego nie wie, bo kontuzje i urazy lubią rządzić się swoimi prawami. Ale przecież nie ma nie mogę, niemożliwe nie istnieje i takie tam, więc jest nadzieja jednak. Swego czasu na przykład, użalając się nad sobą sensu rozprute plecy i truchtając w Amsterdamie, zostałam wyminięta przez biegacza bez nogi. Co oczywiście nie jest do racjonalizacji mojego czy czyjegoś kłopotu, ale jest pewnego rodzaju wstrząsem, że „no limit”, to jednak rzeczywiście istnieje.
A może przerwa w bieganiu i cały ból z tym związany będzie kiedyś wspominany przez ciebie pozytywnie. I nie chodzi tu o banalizację problemu czy też odwrotnie – apologizację cierpienia, tylko racjonalnie, jako czynnik rozwoju. Nie od dziś wiadomo, iż po pierwsze, cierpienie uszlachetnia, a po drugie, może będzie chwila, aby spojrzeć na życie z trochę innej, nie-biegowej perspektywy i docenić coś więcej poza wiatrem we włosach i kolejną życiówką?
* wiersz z tomiku „nigdy zawsze”, wyd. Melanż, 2016.
_____________________
Marta Kijańska–Bednarz; mówi o sobie
„literatka”. Ur. w Warszawie w 1978 r., studiowała w Warszawie i
Krakowie (ochrona środowiska, dziennikarstwo i pisarstwo). Mieszka w
stolicy, chociaż wolałaby w górach. Ma na swoim koncie 4 tomiki poezji
oraz 2 powieści: „(nie)winna” i „Jutro właśnie nadeszło”. Była
felietonistką miesięcznika literackiego „Bluszcz”, portalu NaTemat.pl. i
magazynu „Kingrunner Ultra”, pisuje do polskabiega.pl. Bieganie jest
jej największą pasją (9 maratonów, 9 biegów górskich na dystansie ultra,
w tym 3 powyżej 100 km). Jej profile społecznościowe: Instagram i FB.
Fot. Gintare Grine, Trail Running Factory Mont Blanc camp