Redakcja Bieganie.pl
71 edycja Lake Biwa Marathon, organizowana w japońskim mieście Otsu, jak co roku zgromadziła mocną stawkę maratończyków. Tradycyjnie udział mogli brać tylko mężczyźni i tylko Ci, którzy w ciągu dwóch lat poprzedzających bieg byli w stanie wylegitymować się wynikiem w maratonie lepszym niż 2 godziny 30 minut (lub odpowiednio dobrym wynikiem na krótszych dystansach).
Wśród maratońskiej stawki był także i nasz zawodnik, Rekordzista Polski w maratonie Henryk Szost. Lake Biwa Marathon jest dla Henryka miejscem szczególnym, bo to właśnie tutaj, w 2012 roku Henryk osiągnął znakomity wynik 2:07:39 poprawiając jednocześnie dziewięcioletni Rekord Polski 2:09:23 należący do Grzegorza Gajdusa.
71 edycja nie była dla Henryka szczęśliwa. Niedługo po minięciu 15 km, które grupka w której znajdował się Henryk pokonała w czasie 45:18 (średnie tempo 3:01, w tym momencie teoretycznie na wynik 2:07:26), Henryk odłączył się nagle od grupki i usiadł na krawężniku. Na swoim profilu na Facebooku napisał potem:
"Niestety pierwszy raz z Japonii wracam na tarczy. Pokonały mnie problemy żołądkowe i ciężkie nogi. Nie byłem w stanie biec dalej dlatego zakończyłem swój wyścig na 17km . Musze przeanalizować co było powodem takiego stanu mojego organizmu. Nawet biegnąc po ciężkiej anginie na ME w Zurychu dobiegłem do 30km, dzisiaj nie byłem w stanie kontynuować wysiłku od 10km. Pozdrawiam wszystkich moich kibiców i obiecuje że to nie jest koniec dobrych wyników w moim wykonaniu."
Jeśli wczytamy się w to co napisał Henryk, to widać, że bezpośrednią przyczyną były problemy żołądkowe. Ale jest też i drugi problem, który Henryk enigmatycznie nazwał "ciężkie nogi". Faktem jest, że kilka osób z którymi rozmawialiśmy mówiło, że Henryk w ogóle nie wyglądał jak on. Że miał absolutnie zmieniony styl biegu, drobny, skrócony krok. Można tylko domniemywać, że jest to prawdopodobnie efekt całkowicie nietrafionego treningu jaki Henryk wykonywał w ostatnich tygodniach w Albuqerque. O tym nowym treningu wspominaliśmy wcześniej w wywiadzie z Henrykiem. Prawdopodobnie to jednak te treningi siły biegowej nawarstwiające się z innymi akcentami spowodowały, że Henryk był w Japonii swoim własnym cieniem. Na pewno nie pomagała zdalna współpraca zawodnika z trenerem, który jednak na co dzień prowadzi głównie średniodystansowców.
W rozmowach z nami, trener Król trochę się od swojej roli jako trenera dystansował, mówił:
"Ja jestem tutaj raczej kimś w rodzaju konsultanta, nie widzę Henryka codziennie na treningach."
Zobaczymy co pokaże najbliższa przyszłość, zarówno jeśli chodzi o dalszą współpracę z trenerem Królem jak i konieczność potwierdzenia się przez Henryka w jakimś starcie przed Igrzyskami Olimpijskimi.
Z niewiadomych powodów na starcie nie pojawili się główni pretendenci do zwycięstwa, w tym znany z Orlen Warsaw Marathon 2014 Tadese Tola (życiówka 2:04:49 Dubai 2013) i Shumi Dechasa (Etiopczyk z Bahrajnu, życiówka 2:06:43, Hamburg 2014). Brak wcześniej zapowiadanych liderów, oraz wyższa niż się spodziewano temperatura (około 18 stopni Celsjusza) spowodowały, że zmieniono założenia na tempo dla prowadzącej grupy z 3:00 na 3:02 (czyli półmaraton w 1:04). Jednak jak to często bywa, plany posypały się już na starcie. Od pierwszego kilometra tempo 2:55 min/km podyktował japoński biegacz-amator (z życiówką 2:29:50) co spowodowało, że czołówka pomimo wcześniejszych założeń ruszyła znacznie szybciej. Po 5 km, zamiast zakładanych 15:10 czas wskazywał: 14:57. Główna grupka, w której był także i Henryk minęła 5 km wprawdzie nieco później (15:03) ale też szybciej niż zakładano.
Japońscy kibice na pewno docenią 19 letniego Etiopczyka nazywającego się: Shuri Kitata, który samotnie prowadził do 30 km, mijając półmaraton w 1:02:35 co jest najszybszą połówka w historii maratonu na ziemi japońskiej. Pomimo tego, że Kitata osłabł znacznie, to ukończył bieg w czasie 2:16:0 na 16 miejscu.
Jednak to co interesowało japońskich kibiców najbardziej, to jak potoczą się losy rywalizacji o kwalifikacje olimpijskie. Japońska Federacja Lekkoatletyczna przyjęła bowiem dosyć dziwną zasadę, że w okresie kwalifikacyjnym liczy się tylko pierwszy start, chyba, że zawodnik pobiegnie poniżej 2:06:30. To praktycznie eliminowało z Igrzysk Yukiego Kawauchiego, który w grudniowym maratonie w Fukuoce pobiegł 2:12:48. Nawet gdyby okazał się najlepszym japońskim maratończykiem ostatnich lat, ale nie pobiegł szybciej niż 2:06:30 nie mógł by wziąć udziału w Igrzyskach. Na "szczęście" Kawauchi pobiegł znacznie słabiej, "tylko" 2:11:53 i raczej na pewno nie zakwalifikował się do Rio.
Wyniki maratonu Lake Biwa.
1. | Lucas Rotich | Kenia | 2:09:11 |
2. | Hisanori Kitajima | Japonia | 2:09:16 |
3. | Alphonce Felix Simbu | Tanzania | 2:09:19 |
4. | Suehiro Ishikawa | Japonia | 2:09:25 |
5. | Takuya Fukatsu | Japonia | 2:09:31 |
6. | Fumihiro Maruyama | Japonia | 2:09:39 |
7. | Yuki Kawauchi | Japonia | 2:11:53 |
8. | Kentaro Nakamoto | Japonia | 2:12:06 |
9. | Hiroto Inoue | Japonia | 2:12:56 |
10. | Soji Ikeda | Japonia | 2:13:27 |
Na koniec kilka ciekawostek na temat samego Lake Biwa Marathon.
– Jest to maraton, który odbywa się nieprzerwanie od 1946 roku.
– Trasa wiedzie wzdłuż jeziora Biwa
– Start i meta zawsze na stadionie lekkoatletycznym w Otsu.
– Pierwszym nie Japończykiem w historii który wygrał był Bikila Abebe, który wygrywał tam dwukrotnie (1061 i 1965 – dwa razy tuż po Igrzyskach Olimpijskich)
– inni znani zawodnicy którzy w Otsu wygrywali to: dwaj byli rekordziści świata: Paul Tergat (2009) i Wilson Kipsang (2011), a także znany głównie z przyznania się do stosowania dopingu Eddy Hellebuyck (1990)
W nieformalnej wojnie Nike kontra adidas, która toczy się za pośrednictwem czołowych zawodników biegających w butach danego producenta, tegoroczny Lake Biwa Marathon to zwycięstwo adidasa. Lucas Rotich wbiegł na metę w nowej wersji modelu: adidas adios boost.