28 marca 2017 Redakcja Bieganie.pl Sprzęt

Suunto Spartan Ultra – proces


W segmencie elektronicznych urządzeń treningowych trwa wyścig zbrojeń. Producenci w szerokiej gamie swoich produktów mają również modele z najwyższej półki – takie, które można nazwać (choćby tylko w materiałach reklamowych) „najlepszym zegarkiem na rynku”, „najbardziej zaawansowanym monitorem treningowym” itp.

Od jakiegoś czasu prym wiodą dwie marki – Garmin i Suunto, które licytują się na kolejne modele.

Falstart – czy w tym szaleństwie jest metoda?

Wydaje się, że istnieje pewien przymus wypuszczania co roku nowego modelu, niezależnie od jego faktycznego dopracowania. Można by oczekiwać, że producenci planując wprowadzenie na  rynek produktu napakowanego wszystkimi możliwymi funkcjami zadba o to, żeby faktycznie te rzeczy działały i użytkownik, który właśnie przeznaczył małą fortunę na najnowszy sprzęt będzie miał przeświadczenie, że dobrze wydał swoje pieniądze. A jednak rzeczywistość przeczy tym wyobrażeniom.

W 2015 roku miał premierę Garmin Fenix 3, który na początku był bardzo niedopracowany, brakowało wielu funkcjonalności, występowały liczne błędy. Z czasem, z kolejnymi aktualizacjami oprogramowania sytuacja została poprawiona, a użytkownicy najwyższego modelu Garmina są z niego zadowoleni. Wydawałoby się, że Suunto nauczy się na błędach konkurenta i swój najnowszy model dla najbardziej wymagających użytkowników – Spartan – dokładnie przygotuje i sprawdzi przed premierę.

Nic bardziej mylnego. Spartan na początku zwyczajnie źle działał. Jego użytkowanie było frustrujące, pomiary niedokładne i poszła fama, że Spartan „się nie udał”. W grudniu wyszła spora aktualizacja, która – jak zapewniał producent – zlikwidowała większość niedostatków. W środowisku jednak wciąż pokutuje niepochlebna opinia o Spartanie. Przyszła pora, żeby sprawdzić, jak się rzeczy mają naprawdę.

„Wszystkomający sikor”,

czyli mówiąc inaczej zaawansowany zegarek adresowany do najbardziej wymagających użytkowników. Powinien świetnie wyglądać, posiadać ekstra wyświetlacz, mocną baterię, mieć wiele funkcji, zapewniać komunikację ze smartfonem i wszystkie te zadania realizować jednocześnie. Musi mieć funkcjonalności nie tylko biegowe, ale również triatlonowe, a także funkcje outdoorowe, nawigacyjne – potrzebne biegaczom ultra oraz np. skialpinistom. Takie są oczekiwania użytkowników.

Sęk w tym, że Spartan już na wstępie części tych oczekiwań zwyczajnie nie mógł spełnić, a to za sprawą modelu Ambit 3 Peak, który jest świetny – ma bardzo mocną baterię, mnóstwo funkcji, do tego jego wskazania są bardzo dokładne i bardzo, naprawdę bardzo rzadko zdarzają mu się błędy (notabene zegarki z serii Ambit będą powoli zastępowane produktami z serii Spartan – 30 marca premiera Spartana Sport z pomiarem tętna z nadgarstka). Naturalnie Spartan był porównywany z A3 Peak i tego porównania nie mógł wytrzymać.

Oskarżony: Spartan

Przypomnijmy główne zarzuty.

Od razu wskazano na „słabą” baterię. Rzecz niestety rozbija się o kolorowy, zaawansowany wyświetlacz, który zjada znacząco więcej prądu niż monochromatyczny ekran Ambita. Innym zarzutem była niedokładność wskazań GPSu. W Spartanie podjęto kolejną próbę schowania anteny w kopertę zegarka, żeby zniwelować charakterystyczny kształt Ambita, w którym antena znajduje się w module wyprowadzonym poza obręb tarczy zegara. Wreszcie – wielu z zapowiadanych funkcji w Spartanie nie było albo nie działały właściwie. Efektem – bardzo złe recenzje po premierze.

Zadaniem mojego tekstu nie jest zrelacjonować drobiazgowy test Spartana, ale zdać sprawę z weryfikacji zgłaszanych problemów i zastrzeżeń z aktualnym stanem rzeczy.

Dochodzenie

Testowałem zegarek Suunto Spartan w wersji Ultra, czyli z mocniejszą baterią. Sprawdzałem jego działanie przede wszystkim z perspektywy biegacza, tak więc nie opiszę, jak współpracuje z rowerowymi  czujnikami mocy albo czy prawidłowo rozpoznaje style pływackie.

Zegarek dostałem tuż przez Zimowym Półmaratonem Gór Stołowych i postanowiłem urządzić mu porządny chrzest bojowy. Wyjąłem z pudełka, włączyłem i poleciałem na trasę. Ambit pokazał 21,15 km, a Spartan 20,90 km. Rozjazd pojawił się na 5-7 km i taki został do mety – analiza tracka nie przesądza, który zegar był bliższy prawdy. Drugi porządny test GPSu przeprowadziłem na Zimowym Ultramaratonie Karkonoskim – w piątek znakowałem trasę, a w sobotę zamykałem wyścig. Dane piątkowe: Ambit 25,78 km, Spartan 25,81 km. Sobota: Ambit 32,78 km, Spartan 32,85 km. Różnice w dystansie pomijalne. Pomiar przewyższenia z soboty: Ambit 1575 m w górę, Spartan – 1587 m. I znowu – różnica minimalna. Zważywszy na fakt, że Ambit 3 Peak jest uważany za bardzo dokładny zegarek, to Spartan jest równie dobry. Analiza śladów GPS nie wykazuje żadnych błędów czy dziwnych odchyleń. Schowanie anteny w kopertę nie pogorszyło działania GPSu.

Piszę o tym na samym początku, bo to jest kwestia, która może zdyskwalifikować zegarek na samym starcie – co z tego, że sikor pokazuje powiadomienia z facebooka albo liczy jakieś skomplikowane parametry biegu i regeneracji, skoro miałby przekłamywać dystans? Jednak nie ma obaw – nawet jeśli po premierze jakość pomiarów pozostawiała wiele do życzenia, to teraz jest przynajmniej bardzo dobrze, jeśli nie znakomicie.

Druga ważna sprawa – bateria. W pierwszych dniach użytkowania miałem wrażenie, że jest z nią kiepsko. Dlatego na ZUKu zbadałem odkładnie i tę kwestię. Dokładne 7h nieprzerwanej pracy GPS na najbardziej wymagających ustawieniach zjadło 39% baterii Ambita i 48% baterii Spartana. Zauważmy, że na mrozie bateria trzyma krócej niż w wyższej temperaturze. Łatwo policzyć, że na mrozie Ambit mógłby wytrzymać ok. 18h, a Spartan – 14,5h. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że ten sam egzemplarz Ambita w temperaturze pokojowej wytrzymał 21h pracy, to max czas pracy baterii Spartana w optymalnych warunkach można szacować na ok. 17h, co jest bliskie deklaracjom producenta (18h). Nie da się jednak ukryć, że Ambit „może dłużej” – jak wspominałem, odpowiedzialny jest za to głównie wyświetlacz. Tym niemniej wynik 17h to bardzo przyzwoicie. Okazało się, że moje wątpliwości brały się stąd, że patrzyłem ile baterii schodzi mi co dnia podczas normalnego użytkowania na codziennych, kilkudziesięciominutowych treningach. Okazuje się, że Spartan rzeczywiście czerpie o wiele więcej prądu niż Ambit, ale właśnie w trybie codziennej pracy bez GPSu, a niekoniecznie podczas rejestrowania aktywności z włączonym GPS.

W poszukiwaniu kolejnych ciężkich zarzutów sięgnąłem do testu popularnego DC Rainmakera, bardzo poważanego recenzenta sprzętu biegowego, który znany jest nie tylko z wielkiej szczegółowości, ale i z bardzo uczciwego podejścia.

DC stwierdza kiepską pracę wyświetlacza dotykowego oraz opóźnienia reakcji zegarka również przy używaniu przycisków. Aktualizacje poprawiły te kwestię – tzw. „lagi” się zdarzają, ale tylko przy użyciu ekranu dotykowego i są niewielkie oraz rzadkie, podobnie jak przypadki, gdy zegarek nie rozpozna ruchu palców. Przyciski działają bez zarzutów.

Kolejny minus to brak możliwości samodzielnego ustawiania, jakie dane mają się wyświetlać na ekranie w poszczególnych trybach sportowych. Obecna sytuacja wygląda tak, że choć predefiniowane tryby sportowe nie podlegają zmianom, tak można utworzyć nowe, własne tryby, w których mamy pełną dowolność ustawienia wyświetlanych danych. Fajnym dodatkiem jest ekran z krótkim (3 dane) podsumowaniem dotychczasowych okrążeń.

Kilka słów o nawigacji: został dodany tzw. „breadcrumb track”, znany z Suunto Traverse, czyli ślad kropeczek zostawianych przez nas na przebytej dotąd trasie, który można wykorzystać np. żeby wrócić po własnych śladach do miejsca startu. Mamy również (wreszcie – czekałem na tę opcję) możliwość skalowania tracka na ekranie, czyli mogę zdecydować, czy na ekranie ma się mieścić 5 km wybranej trasy, a może 1 km albo np. 50 metrów…

Piszę recenzję 25 marca – za kilka dni ma się ukazać kolejna aktualizacja oprogramowania, która wprowadzi kolejne funkcje:
1) programowanie treningów interwałowych
2) nawigowanie po wybranej trasy z wyświetlonym jej profilem (czyli będzie widać co nas zaraz czeka i ile jeszcze metrów przewyższenia do szczytu tej cholernej góry)
3) nawigowanie do zapisanego punktu „POI” (Point of Interest)

Wspominałem już, że jest wibracja?

 Wyrok

Uniewinniający dla zegarka i skazujący (aczkolwiek w zawieszeniu) dla producenta.

Zegarek działa i to dobrze, a nawet bardzo dobrze. Oczywiście jest to sprzęt bardzo drogi i wiele tańszych zegarków oferuje podobne funkcje za niższą cenę. Rzecz jednak nie w tym, czy „opłaca się”, czy „warto”, czy może lepiej szukać tańszych alternatyw, bo na te pytania jest tyle odpowiedzi, ile osób zapytanych. Moim celem nie jest wyrokować, czy Suunto Spartana warto kupić. Chciałem za to porównać obiegową opinię – która niestety nie wzięła się z niczego, ale wyniknęła z faktu, że pierwszym użytkownikom oddano sprzęt w połowie działający źle, a w drugiej połowie wcale – z bieżącą, faktyczną sytuacją. A jest bardzo dobrze.

Do 23 kwietnia trwa konkurs Suunto – każdego dnia można wygrać  zegarek Suunto Spartan. Należy kupić artykuły Salomona lub Suunto za przynajmniej 150 złotych, zarejestrować paragon na odpowiedniej stronie i odpowiedzieć na pytanie (szczegóły bardzo łatwo znaleźć w sieci). Jako, że codziennie rejestruje się kilka, kilkanaście paragonów, szanse są całkiem spore, bo codziennie do wygrania  jest jeden zegarek.

Możliwość komentowania została wyłączona.