Bartek Lipnicki: Najwspanialszy bieg długodystansowy w moim życiu
Tokyo Marathon należy do World Marathon Majors, czyli sześciu największych maratonów na świecie. Stanąłem na starcie jako jeden z 35 tysięcy szczęśliwców. W jednej z wielu stref startowych o liczebności kilku tysięcznego biegu każda…
Po szybkim śniadaniu, ubrany w komplet startowy Asics, z workiem na depozyt przedstartowy, o 6:30 byłem już gotowy na wszystko. Rozpierała mnie energia! Wspólnie z Panem Nagoshi z Asics, Beatą i kilkoma maratończykami jedziemy na start metrem.
Dzisiaj nie mijamy tłumu ludzi jadących do pracy, ani słynnych upychaczy, których zadaniem jest zmieszczenie jak najwięcej pasażerów w wagoniku. Mimo wszystko podróżni czekający na stacji ustawiają się w rzędzie jeden za drugim, a na każdej kolejnej stacji przybywa maratończyków z numerami startowymi. Atmosfera biegu jest wyczuwalna wszędzie:)
W strefie startowej jestem przed 8:30, chociaż start dopiero o 9:10. Tak wymagają organizatorzy. To duże wyzwanie dla startujących biegaczy, bo nawet po dobrze zrobionej rozgrzewce mięśnie rozluźniają się, krążenie powolnieje, a przy silnych podmuchach wiatru i chłodzie łatwo o wyziębienie organizmu. Tak było w wietrznym i wilgotnym Tokio.
Przemówienie przedstawiciela aglomeracji Tokyo, wystrzał startera i fajerwerki rozpoczęły bieg maratoński. Dopiero po kilku minutach przekroczyłem linię startu, truchtając w rytmie 5:30 min/km, delikatnie przyspieszając i lekko wyprzedzając tłumy biegaczy. Czy zastanawialiście się kiedykolwiek jak to możliwe, że startując w odległej strefie D, przy spokojnym biegu, cały czas wyprzedzacie maratończyków z najszybszej strefy A? Pierwsze 6-7 km było z górki, a ja wskoczyłem na poziom docelowego 4:35-4:40 min/km cały czas zaskoczony wyprzedzaniem czy wręcz omijaniem dziesiątek biegaczy.
Po 5 km zauważyłem, ubranego na czarno, biegacza w koszulce piłkarskiej z napisem "Lewandowski". Pojawiał się i znikał błyskawicznie wśród tłumu, a ja nie mogłem przestać zastanawiać się nad krajem jego pochodzenia. Miałem spotkać się z nim dopiero w dalszej części zawodów. Na każdym fragmencie trasy maratońskiej stali kibice, kolorowo ubrani, trzymali szyldy z napisami w niezrozumiałym dla mnie języku japońskim. Głośne okrzyki "gambare" oznaczające po japońsku polecenie "powodzenia, trzymaj się" słyszałem przez cały bieg. Jednocześnie spośród kibicujących mieszkańców Tokyo, w stronę maratończyków, wystawały wielkie, sztuczne, gąbczaste dłonie proszące o przybicie przysłowiowej "piątki". Co kilka kilometrów pojawiały się punkty z napojami, jak również znaki informujące o toaletach, do których prowadzili z trasy wolontariusze. Organizacja okazywała się bezbłędna, a kibice niewyobrażalni!
Trzymałem założone tempo 4:35-4:40 min/km. Stawiałem sobie konsekwentnie cele dobiegnięcia do kolejnych punktów kontrolnych, było zaskakująco dobrze. Przez kilka kilometrów biegłem z dwójką Hiszpanów, zwolniłem próbując przebić się przez zwartą grupę biegnącą na 3h 30 min, później minąłem kogoś biegnącego w stroju panny młodej. Na 31 km dostrzegłem znajomą, czarną koszulkę z napisem. Jej właściciel biegł sporo wolniej, więc zawołałem "Lewandowski". "Robert Lewandowski. Borussia Dortmund. Bundesliga" usłyszałem w odpowiedzi od uśmiechniętego Japończyka. Poklepałem go po ramieniu i ruszyłem dalej 🙂 Później okazało się, że wielu Japończyków kojarzy polskiego piłkarza, ponieważ grał z nim rodzimy Shinji Kagawa. Kojarzą również Henryka Szosta, polskiego maratończyka i najszybszego Europejczyka Igrzysk Olimpijskich w Londynie.
Strategia utrzymywania rozsądnego tempa procentowała. Niemal każde kolejne 5 km przebiegałem szybciej niż poprzednie i nadal czułem się w pełni sił. Kilometry przed metą obfitowały w górki, a więc krótkie intensywne podbieganie i zbieganie. Jednocześnie wyprzedzanie całych dziesiątek biegaczy dodawało mi energii. Mój zegarek pokazywał mocne średnie tempo 4:33 min/km, a ja dalej przyspieszałem. Ostatni kilometr był zdecydowanie moim najszybszym, gdzie na ostatnich 200 m czułem jakby wszyscy wyprzedzani stali w miejscu. Pierwszy raz równo na całej trasie. Metę przekroczyłem w czasie 3:16:25, a zegarek został niestety skorygowany do rzeczywistego tempa średniego 4:39 min/km. Byłem przeszczęśliwy. To był najwspanialszy długodystansowy bieg w moim życiu!!!
Gorąco pozdrawiam Asics, Tokyo i wszystkich, którzy mi kibicowali. Dzięki!
Do zobaczenia… może na kolejnym biegu z cyklu World Marathon Majors 🙂