Redakcja Bieganie.pl
Pętla ma około 10,5 km, przewyższenie waha się od 300 do 350 metrów.
Jeden
z początkowych podbiegów po asfalcie
Startujemy z parkingu na końcowym przystanku autobusu linii 16. Najpierw asfaltem, po którym uprzyjemniamy sobie bieg, przecinając szeroką polanę. Za nią pierwszy dłuższy podbieg, którym dobiegamy do czoła zapory wodnej i szerokiego zalewu otoczonego górami.
Drugi
mostek na kamiennymi kaskadami, za nim ostro w górę
Dalej płasko asfaltem biegniemy wzdłuż zbiornika, a za nim, po przekroczeniu pierwszego mostku, zaczynamy się piąć pod górę łagodnym podbiegiem, aleją z wysokich świerków, rosnących tuż przy drodze. Za nią obok paśnika zbiegamy do mostku nad małym wodospadem i potem ostro w górę . Po chwili jednak podbieg łagodnieje i tak z jednym lub dwoma bardziej stromymi miejscami wspinamy się wysoko ponad dolinę, ozdobioną spływającymi jej stokami strumieniami, pośród różnorodnej roślinności rezerwatu w Wapienicy. Możemy na swojej drodze, zwłaszcza jesienią, spotkać sarnę lub jelenia, niekiedy dzika. Żyją tutaj także wilki, ale nie sądzę, aby komukolwiek udało się spotkać te wyjątkowo nieufne zwierzęta. Po dotarciu do najwyższego punktu na trasie zaczyna się krótki, ale stromy zbieg.
Wolniejsze tempo sprawia, że możemy stąd podziwiać rozległe widoki na drugą stronę doliny, zaporę z lotu ptaka oraz panoramę Bielska. Zbieg szybko łagodnieje i wzdłuż rzeki i lasów bukowych dobiegamy do pierwszego mostku, za którym skręciliśmy w lewo, skąd już znaną trasą biegniemy wzdłuż zapory do parkingu. Stamtąd około pięć minut samochodem i zaczyna się zupełnie inny, miejski świat.
Pętlę odkryłem dla siebie już wiele lat temu i od czasu do czasu biegam nią lub jeżdżę na rowerze. Jeśli nie nasypie dużo śniegu w wyższych partiach, można nią biegać przez cały rok. W dolnie Wapienicy można znaleźć jeszcze wiele tras nadających się do biegania, ale ze względu na ostrzejsze podbiegi i nierówną nawierzchnię osobiście zdecydowanie preferuję opisaną powyżej trasę.
Jeśli komuś znudzi się bieganie po górach, około dwóch kilometrów poniżej parkingu znajduje się stadion lekkoatletyczny z krytą tartanem nawierzchnią oraz dla zamożniejszych – kompleks hotelowy z centrum SPA.
Chyba najbardziej lubię tutaj biegać jesienią, gdy długi cień mojej sylwetki biegnie razem ze mną po przeciwległym zboczu, a w miejscach, gdzie przy trasie rosną buki, każdy krok wznieca chmury żółtych liści.
A może przyjemniej jest na prawie 200 metrowym dywanie z igieł tuż przed pierwszym mostkiem?
A może jednak wiosną, gdy wody dookoła drogi wzbierają i co kawałek spadają z hukiem kaskadami po kamienistym korycie, a wszystko wokół robi się jasnozielone od świeżo obudzonej roślinności?
Latem też nie jest źle, chociaż trasa przyciąga coraz więcej osób, zwłaszcza w okresie wakacji, więc bieganie w weekendy poza godzinami porannymi nie sprawia już takiej przyjemności.
Zimą jest inaczej, cicho jak tylko w górach potrafi być i tylko chrzęst kroków po śniegu zakłóca ten nierzeczywisty świat.
Czasami, zatrzymując się wysoko ponad doliną, widzę, jak w dolinie panuje wiosna, podczas gdy tutaj jeszcze kilka tygodni świat stoi zamarznięty.
I jedynym, co wzbudza czasami niepokój w tym miejscu, jest myśl, jak długo pozostanie ono jeszcze w nienaruszonym stanie, zwłaszcza w czasach, gdy ludzie mają nieustanne zapędy poprawiania świata.