16 listopada 2011 Redakcja Bieganie.pl Sport

Wspólne bieganie zmieniło ich życie o 180 stopni


 malzenstwodoart.png

 

 

 

Historia Marcina i Justyny Zaleskich jest naprawdę wyjątkowa. On – 30 lat, z wykształcenia magister administracji. Na co dzień zajmuje się… produkcją elementów indukcyjnych do elektronarzędzi i wysokiej jakości sprzętu grającego. Ona – 27-letnia ekonomistka, pracująca w służbie zdrowia. Mieszkają w Białymstoku. Od 3 lat są małżeństwem.  Od marca wspólnie biegają. A wszystko dzięki BiegamBoLubię.

 

O tym, dlaczego zaczęli biegać i jak bieganie „weszło im w krew” opowiadają sami bohaterowie.

Marcin Zaleski:

Nasze bieganie zaczęło się wraz z początkiem tegorocznej edycji BiegamBoLubię. O akcji usłyszałem pod koniec lutego w radiowej Trójce. Wysmarowałem maila do organizatorów z zapytaniem o Białystok i po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi już wiedziałem, że w tym roku zacznę biegać. Taka akcja na pewno pomogła mi w podjęciu decyzji. Wiadomo, samotne bieganie nie jest rzeczą łatwą w momencie, kiedy jesteś zasiedziany wieloletnim „nic nierobieniem” i brakuje Ci wiedzy. Chociaż z tą wiedzą to nie do końca była taka klapa. Kiedyś w szkole średniej trenowałem dwa lata – pod okiem dobrego trenera, przedłużone sprinty, czyli 200 i 400 m. Ze względu na problemy zdrowotne sport trzeba było odłożyć na bok. I choć we krwi jakaś część sportowca została to myślę, że ciężko byłoby się zdecydować na ponowne bieganie gdyby nie początki na BiegamBoLubię, gdzie obok mnie próbowali swoich sił ludzie podobni do mnie. Zupełnie inaczej się wtedy czujesz, wiesz, że nie jesteś jedyny taki „ofermowaty” i ze słabą kondycją. A ta w moim przypadku była naprawdę słaba – poważna nadwaga, duże problemy z jakimkolwiek bieganiem (choćby kilometr truchtu sprawiał mi ogromne problemy).

Zajęcia na BiegamBoLubię spowodowały, że chciało się biegać. W tym miejscu trzeba też wspomnieć o trenerach, a przede wszystkim trenerce białostockiego BiegamBoLubię – Agnieszce Dąbrowskiej, która swoim pozytywnym podejściem potrafi znaleźć to „coś” u każdego uczestnika, a przez to każdy czuje się doceniony, zauważony. Tutaj ode mnie duże podziękowania.

 

ondoart.png

Mimo, że bieganie nie jest łatwym sportem, nawet jeśli w grę wchodzi tylko typowo amatorskie podejście do sprawy, to jednak moja co tygodniowa obecność na stadionie stała się rzeczą niemal tak pewną jak to, że musimy jeść żeby żyć. Z czasem wraz z poprawą formy zaczęła się też drobna rywalizacja między uczestnikami – wiadomo, że nikt się do tego otwarcie nie przyznaje, ale ja uważam, że każdy biegacz ma jakiś pazur w sobie, chęć rywalizacji, bycia lepszym. Nikt przecież nie chce być tym ostatnim. To wszystko spowodowało, że zacząłem robić duże postępy w krótkim czasie, a przez to nabrałem chęci na więcej. Wiadomo, ze „apetyt rośnie w miarę jedzenia”, mimo, że jeszcze zimą nigdy bym tak nie pomyślał.

Justynę – moją żonę, nie było trudno namówić do biegania. W sumie mieliśmy podwójny bodziec do tego, żeby zacząć. W lipcu wybieraliśmy się w Tatry. W górach byliśmy już w 2008 roku i wiedzieliśmy, jak dobrą kondycję trzeba mieć, żeby bez problemu osiągać najwyższe szczyty. Zaczęło się z myślą o górach, a skończyło na tym, że bieganie stało się sposobem na życie, odskocznią od codziennych problemów. Bieganie stało się przyjemnością, relaksem, a zarazem czymś więcej, bo to było tylko kwestią czasu, kiedy zacząłem myśleć o startach w biegach ulicznych. W pewnym momencie soboty przestały mi już wystarczać. Zacząłem biegać kilka razy w tygodniu, co nie było rzeczą taką łatwą. Trzeba było pogodzić codzienne obowiązki w pracy i w domu z własną przyjemnością. Jednak sił w takim momencie dodawała mi moja żona, która zawsze biegała ze mną, przez co też stała się wręcz znakomitą sportsmenką. Dużo lepszą ode mnie.

W tym momencie ważę o 20 kg mniej niż na początku mojej przygody z bieganiem. Mam już kilka biegów ulicznych za sobą, między innymi start na 10km i półmaraton i całkiem przyzwoite czasy jak na początek. Wydaje mi się, że początek jest dobrym stwierdzeniem, bo mimo, że zima zbliża się wielkimi krokami, to ja już myślę o następnym sezonie biegowym. Bo takie jest już myślenie biegacza – ciągle biec przed siebie.

Justyna Zaleska:

Pamiętam, jaki Marcin wrócił zdyszany z pierwszych zajęć BiegamBoLubię. Na kolejne zajęcia poszliśmy już razem. BiegamBoLubię ułatwiło mi stawianie pierwszych kroków. Wiadomo, że zawsze łatwiej jest zacząć jak są wokół ludzie, którzy też zaczynają biegać. A obecność na takich zajęcia tych, którzy już biegają od jakiegoś czasu jest jeszcze większym motorem napędowym. Oczywiście największą zaletą tego typu zajęć jest to, że są prowadzone pod okiem ludzi, którzy są fachowcami w swojej dziedzinie i znają się na rzeczy. Zawsze można się poradzić, poprosić o wskazówki. A do tego przeprowadzane są w miłej atmosferze.

Jak już wcześniej wspomniałam moje bieganie zaczęło się wraz z akcją BiegamBoLubię. Były zajęcia, były góry i zakładając, że bieganie miało być tylko przygotowaniem do urlopu to po powrocie powinno się zakończyć. Jakie było moje zdziwienie, że po powrocie z gór biegamy dalej. A jeszcze bardziej byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że mam wystartować w biegu Białystok Biega. Pobiegałam na 5 km. Na 10 km nie dałam się namówić. Na ten dystans przyszedł czas na Biegu Niepodległości.

Nigdy wcześniej nie biegałam. Co prawda zawsze miałam jakiś kontakt ze sportem, ale to była siatkówka, badminton, rower, ale nie bieganie. Nie raz już mówiłam Marcinowi, że gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę biegać to zaśmiałabym mu się prosto w twarz. A jednak biegam. Biegam i wychodzi mi to całkiem nieźle. Mogę powiedzieć, że Marcin jest moim trenerem. To on ustala mi grafik zajęć – co mam biegać i w jakim zakresie. Także „rozkład jazdy” mam zawsze przygotowany i głowa nie musi mnie o to boleć.

 

onadoart.png

Bieganie to fajny sport, na pewno sport dla wytrwałych i zaciętych ludzi. Trzeba w niego włożyć dużo pracy i serducha. U mnie nie zawsze było kolorowo. Zdarzały się dni kiedy się buntowałam. Brakowało mi czasu, byłam zmęczona i miałam już dość. Wtedy sobie pomyślałam, że nic dziwnego, że tak mało kobiet biega, skoro oprócz pracy, zakupów, obiadów, a nieraz i wychowywania dzieci mają jeszcze iść i biegać. Naprawdę ciężko jest pogodzić wszystkie obowiązki. Ja na szczęście szybko wpadłam w sportowy rytm. Kiedy Marcin szedł po południu biegać sam, nie mogłam znaleźć sobie miejsca zostając w domu.

Czy to jest pasja? Może… Na pewno lubię biegać i posiadam duszę sportowca, a udział w zawodach sprawia mi przyjemność. Czy będę biegać? Teraz wiem, że tak. Bieganie to fajna sprawa, a jak biega się razem z mężem to jest jeszcze fajniejsza.

Wspomnę jeszcze trochę o jedzeniu. Odkąd zaczęliśmy biegać z naszego menu niemal zupełnie wypadły dania smażone, wszystko jest gotowane bądź duszone. Jemy regularnie, zgodnie z zasadą jedz mniej, ale częściej. Podstawą jest śniadanie przed wyjściem do pracy. Ze stołu zniknęły w dużym stopniu słodycze, a w tak zwanym międzyczasie podjadamy suszone owoce.

Możliwość komentowania została wyłączona.