11 lipca 2014 Redakcja Bieganie.pl Sport

Wielkie, niedokończone kariery polskich biegaczy


II wojna światowa wybuchła w momencie kiedy moda na bieganie nabierała coraz większego rozpędu. Kariera wielu utalentowanych zawodników została natomiast bezpowrotnie przerwana. Tuż po 1 września 1939 roku do walki konspiracyjnej i zbrojnej przystąpiło wielu czynnych lekkoatletów, którzy gdyby nie wojna, z pewnością zdobyliby dla Polski jeszcze wiele medali. Na wielki szacunek zasługują szczególnie ci, którzy pomimo braku wojskowego powołania podjęli się stawienia oporu wrogowi. Przypominamy najbardziej zasłużone nazwiska. 

1.jpg

Józef Noji, dziesięciokrotny złoty medalista Mistrzostw Polski w biegach na 5000, 10000 metrów oraz w przełajach, piąty zawodnik Igrzysk Olimpijskich w biegu na 5000 metrów (1936), jeden z najbardziej znanych długodystansowców tamtego okresu. Od jego nazwiska pochodzi przysłowiowy „Befsztyk Noijiego”. Nazwa wzięła się stąd, że Noji, który miał duże szanse na medal podczas igrzysk w Berlinie zjadł przed swoim startem krwisty befsztyk, który mu zaszkodził. Wielkie rozczarowanie jego startem było argumentowane właśnie nieszczęśliwym obiadem i stało się w późniejszym okresie wymówką dla wielu zawodników.

W momencie wybuchu wojny, Noji miał 30 lat i duże szanse na medal IO, które miały odbyć się w Helsinkach (odwołano je z powodu konfliktu). Nie został on zmobilizowany w czasie kampanii wrześniowej, ale już od grudnia 1939 roku włączył się do struktur konspiracyjnych. 18 czerwca 1940 roku za działalność w ruchu oporu został aresztowany. Blisko rok spędził w znanym wojennym więzieniu śledczym zwanym Pawiakiem. Zwolniony we wrześniu 1941 roku trafił do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, gdzie przez blisko dwa lata zmuszony był walczyć o swoje życie. Zginął 15 lutego 1943 rozstrzelany pod ścianą śmierci bloku XI za próbę wysłania grypsu.  

Antoni Maszewski, ośmiokrotny złoty medalista Mistrzostw Polski w biegu na 400 metrów przez płotki, reprezentant kraju na Igrzyskach Olimpijskich w 1936 roku (odpadł w półfinałach ustanawiając rekord Polski). Jeszcze przed wyjazdem na igrzyska 1 stycznia został awansowany na stopień podporucznika. Po rozpoczęciu wojny włączył się do kampanii wrześniowej, w czasie której dość szczęśliwie uszedł z życiem w bitwach pod Kutnem i Kockiem, następnie po klęsce Polski przedostał się do Francji gdzie tworzyła się polska armia; jako oficer Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich stoczył bitwę o Tobruk (Libia), następnie został mianowany na dowódcę 3. Dywizji Strzelców Karpackich, która stoczyła zwycięską bitwę pod Monte Cassino; jako dowódca tej samej dywizji stoczył jeszcze bitwy pod Anconą (Włochy) oraz Roncitelli. Zginął 5 sierpnia 1944 roku trafiony pociskiem artyleryjskim. Pośmiertnie za liczne zasługi został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. 

Janusz Kusociński, ikona nie tylko polskiego sportu ale historii krajowej walki w ogóle. „Często sprawia Bóg, że wielkość zamyka się w małym kształcie”. Tymi słowami, które niegdyś opisywały innego wielkiego Polaka, Jana Matejkę, można określić zasłużonego biegacza czasów przedwojennych. Kusociński miał zaledwie 165 cm wzrostu i około 61 kg wagi. Takiego „szczypiorka” bał się jednak cały lekkoatletyczny świat z legendarnym Paavo Nurmim na czele. To on był prekursorem tzw. interwałowej metody treningu i pod opieką estońskiego medalisty olimpijskiego, Aleksandra Klumberga zdobył dla Polski złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles (1932).

Jak nikt inny Kusociński znał okrucieństwo wojny (zarówno jego ojciec jak i brat zginęli w jej efekcie). W 1939 roku na niecały rok przed igrzyskami w Helsinkach do Kusocińskiego należał trzeci wynik na listach światowych. Do Finlandii Kusy miał lecieć po kolejny złoty medal. Nadzieje przekreśliły niemieckie bomby, które 1 września w Warszawie zatrzymały tok sportowej historii. Kusociński nie dostał powołania do armii. Kierowany wielkim patriotyzmem zaskrzepionym przez ojca zgłosił się jednak jako ochotnik do  2 batalionu 360 pułku piechoty. Pobór został zamknięty ale dla nazwiska „Kusociński” złamano regulamin i przyjęto go w szeregi tworzącej się kompanii. Dla większości przyjętych w jej szeregi (m.in. dla innego polskiego Mistrza Olimpijskiego, Józefa Karolkiewicza oznaczało to śmierć). Nie życie i sportowe zaszczyty były jednak dla nich ważne.

2.jpg

Kusociński na froncie był dwukrotnie ranny, wsławił się m.in. bohaterską obroną Fortu Czerniakowskiego. Koledzy tak zapamiętali go w czasie wojny: „Z zakasanymi rękawami bluzy, ze zwieszającym się z szyi skórzanym, plecionym rzemieniem od Visa, umazany smarem, czarny od prochu zmieniał tylko taśmy cekaemu wołając „amunicji”, „amunicji”, „amunicji”. Po kapitulacji Kusy zajął się konspiracją m.in. zbieraniem informacji wywiadowczych i kolportowaniem podziemnej prasy. 28 marca 1940 roku został aresztowany i umieszczony w Pawiaku. Chciano od niego wynieść jak najwięcej informacji dotyczących kolegów z którymi współpracował. Dalej dowiadujemy się, że był okrutnie torturowany (wbijanie gwoździ pod paznokcie, wieszanie za powyginane ręce, szczucie psami, bicie, wyrywanie zębów). Kusy nie złamał się, nikogo też nie wydał, nieugięty w toku toczącego się „śledztwa” został uznany za wyjątkowo opornego i wydany na śmierć. 21 czerwca 1940 został stracony w Puszczy Kampinoskiej. W 1946 roku odkryto jego grób na Palmirach. Zginął w wieku zaledwie 33 lat. W tym samym miejscu co on został rozstrzelany także inny znakomity biegacz, Feliks Żuber, który reprezentował Polskę na IO (1928) w biegu na 400 metrów.

Wacław Soldan, niektórzy długo walczyli z Niemcami kończąc swoje życie w obozach koncentracyjnych lub będąc rozstrzelanymi. Niektórzy przeżywali całą wojnę. Soldan zginął zaraz na jej początku, 3 września 1939 roku w wieku niecałych 27 lat. Jego życie mogło potoczyć się jednak zupełnie inaczej, mógł jechać na igrzyska w 1940 roku i tam zdobyć medal w biegu na 3000 metrów z przeszkodami. Jego kariera zapowiadała się bardzo dobrze. W 1937 roku, Soldan jako pierwszy w Polsce złamał barierę 10 minut. Rok później błyskawicznie awansował na Mistrzostwa Europy. W biegu finałowym rozgrywanym w Paryżu zajął ósme miejsce. W 1939 roku zdążył wywalczyć jedynie tytuł halowego mistrza kraju w biegu na 3000 metrów. Zaraz po rozpoczęciu wojny, 1 września 1939 roku zgłosił się 20. Pułku Piechoty. 3 września w walkach pod Pszczyną dosięgła go zbłąkana kula wroga. „Planem na początku 1939 roku było kontynuować to co zaczęło się w sporcie. Nikt nie spodziewał się tego co miało nadejść we wrześniu. Życia czasami nie da się zaplanować”.

Powyżej przywołaliśmy najbardziej znane nazwiska tych polskich biegaczy, których sportowe kariery pozostały niedokończone. Może gdyby nie wojna doczekalibyśmy się jeszcze wielu ich sukcesów. W ich biografiach oprócz akcentu lekkoatletycznego pobrzmiewa coś jeszcze, ich upór i chęć walki dla kraju pomimo tego, że mogli uciekać. Wybrali tą najbardziej ryzykowną drogę. Daje to pewną odpowiedź na pytanie jak ważnym dla wielu biegaczy było i jest reprezentować Polskę z orzełkiem na piersi. Dla wielu ich historia może być tylko ciekawostką, dla wielu może stać się jednak prawdziwą inspiracją. Może odpowiednim będzie zakończyć ten artykuł słowami Kusocińskiego z okopów, kiedy wobec pewnej kapitulacji powiedział on do swojego przełożonego: „Zostaniemy tu panie poruczniku. Tak niewiele w życiu zrobiłem, a chciałbym jeszcze czegoś dokonać”.

Możliwość komentowania została wyłączona.