Redakcja Bieganie.pl
Bieg Rzeźnika, jeden z najbardziej popularnych – ale i najtrudniejszych- długodystansowych biegów górskich, zbliża się wielkimi krokami. Wraz z zawodnikami Teamu Salomon Suunto chcieliśmy podzielić się z Wami wrażeniami z poprzednich występów, ale tez i podpowiedzieć pewne rzeczy, dotyczące przygotowań czy taktyki.
Swoje opinie przekażą:
– Artur Kurek (dwukrotny uczestnik biegu; II miejsce w 2009 i I miejsce w 2010 roku)
– Piotr Hercog (dwukrotny uczestnik biegu; I miejsca w 2010 i 2011 roku)
– Marcin Świerc (startował raz; I miejsce w 2011 roku)
– Miłosz Szcześniewski (planowany debiut w 2012 roku)
Część I – przygotowania
W tym odcinku zawodnicy opowiedzą trochę o tym, jak zabierali się do treningu przed Biegiem Rzeźnik. Zwraca uwagę, że zarówno doświadczeni Rzeźnicy, jak debiutant, podkreślają znaczenie tak przygotowania fizycznego, jak psychicznego…
Artur – do tak długiego i ciężkiego biegu górskiego przygotowywałem się dwa razy: za pierwszym razem byłem super przygotowany i zająłem 2. miejsce ze Stefanem Stefańskim, a za drugim, nie zrealizowałem planów treningowych i wygrałem razem z Piotrkiem Hercogiem.
Najczęstszym elementem treningowym w moim przypadku były długie treningi, częste krosy w piachu i – w przerwach w pracy – przysiady przy biurku. Ważne, żeby przygotować się psychicznie na ból – to chyba nieodłączne w tego typu wyścigu.
Miłosz: Moje przygotowania do Rzeźnika opierały się głównie na zwiększeniu kilometrażu. W treningu pojawiał się nie występujący wcześniej dystans 30km. Miałem też możliwość pobiegania po Górach Stołowych w okolicach Pasterki i podpatrzenia doświadczonych Rzeźników: Piotrka i Marcina. Staram się też nastawić psychicznie na ogromny wysiłek i walkę ze sobą.
Marcin: – Był to mój pierwszy start ultra, nawet maratonu wcześniej nie zrobiłem. Przygotowania do niego… myślę, że każdy start mnie do niego przygotowywał, miałem za sobą osiem lat biegania amatorskiego – jakieś małe predyspozycje też pomogły – oraz ciężka praca. Także od początku mojej znajomości z Piotrkiem jakoś myśleliśmy o tym starcie. To myślenie trwało jakieś 1,5 roku. Aż do startu… Piotrek miał ogromne doświadczenie rajdowe, z orientacji. Nie raz pokonał takie dystanse. Jednak bieganie – tylko bieganie – było dla niego nowością. Ale połączyliśmy moją ułańska fantazje, z jego doświadczeniem i spokojem. Sentencja „tylko spokój może nas uratować” stała się naszą myślą przewodnia. Treningi w Pasterce, spędzałem tam każdą dłuższą wolną przerwę na uczelni… Wspólnie planowaliśmy treningi, starty przed. Takie wspólne treningi, a nawet praca schronisku pomagają się poznać, motywowanie się w słabszych dniach, czy treningach. To też jest zapewne klucz do sukcesu. Poznaliśmy się na wylot.
Piotrek: – Na jesieni poprzedniego roku każdy z nas zastanawiał się nad planami startowymi w kolejnym sezonie. I tak wspólnie z Marcinem stwierdziliśmy, że raz jeszcze chcemy rozprawić się z trasą Rzeźnika. Ale żeby podnosić poprzeczkę i mieć mobilizację do jeszcze cięższych treningów postanowiliśmy, że celem dodatkowym będzie poprawienie wyniku o ponad 30 min, czyli złamać 8 godzin. Mając już doświadczenie z poprzedniego startu, wiedzieliśmy, że nie jest to takie proste. Ale.. jak nie ma ambitnych celów – nie ma wyników.
Tak też zaplanowaliśmy początek przygotowań od połowy listopada – na początek spokojne, coraz dłuższe wybiegania. Gdy nogi zaczęły już dobrze działać, stwierdziliśmy że w ramach długich treningów wystartujemy w 24 godzinnym biegu sztafetowym w Czechach.
Wynik nawet zrobiliśmy (wygraliśmy ze 180 ekipami) natomiast dzięki temu że każdy z nas pokonał w trakcie połowy doby po około 7500m w górę i 7500m w dół – skutecznie wyeliminowaliśmy się na miesiąc w planach treningowych.
Na szczęście już pod koniec lutego zaczęliśmy porządne przygotowania i nawet skusiliśmy się na kolejny start treningowy (choć już o innej formule) w kwietniu na dystansie 107 km (+/- 4400m) na Majorce. Tam założenia treningowe zrealizowaliśmy w 100 % – powalczyć z bólem i czasem by wzmocnić psychę. Przy tej okazji załapaliśmy się w pierwszą 10 najlepszych zawodników, co uważamy za sukces.
Inaczej niż po zawodach na Czechach dość szybko doszliśmy do siebie i po tygodniu regeneracji ruszyliśmy z kopyta na treningach w Pasterce. Dołączył do nas Miłosz i wspólnie mogliśmy nakręcać się na pagórach. Gdy to piszę pozostało jeszcze 2 tygodnie do startu i forma powoli stabilizuje się. By skonfrontować ją z innymi, w ostatni weekend Marcin wystartował w Mistrzostwach Polski Anglosaskich i zajął rewelacyjne 3 miejsce (choć to sprint w porównaniu z Rzeźnikiem), natomiast ja tego samego dnia chcąc poprawić szybkość skusiłem się na start w półmaratonie polsko-czeskim i jako jedyny Polak od początku jego istnienia (20 lat) stanąłem na najwyższym miejscu podium.
Teraz pozostał nam jeszcze ostatni tydzień mocnych treningów, a potem już wypoczynek i start.
Kilka statystyk z okresu ostatnich 30 dni przygotowań (WSZYSTKO ZAREJSTROWANE DZIĘKI ZEGARKOWI Suunto Ambit) :
Biegi po górach: 458 km – czas 40:32 godz. (+/- 10 687 m)
MTB : 102 km – czas – 5:01 godz. (+/-1261 m)
Odnowa biologiczna – 8 :00 godz.
Przykładowy trening do wglądu na Movescount:
Trail running 2h 13min, easy, 27.10 km.
Trening na Movescount
Trail running 1h 13min, easy, 14.53 km.
Więcej na Movescount – tam można śledzić treningi na bieżąco)
I znowu Marcin:
Dopiero od startu na Majorce odżyłem, normalne treningi w końcu cieszyły. Jeszcze ostatni start na MP w anglosasie, mnie bardzo ucieszył… nikt nie dawał mi szans na medal, nie widziałem się nawet w pierwszej 10. W końcu to były najmocniejsze mistrzostwa od wielu lat, byli wszyscy, którzy liczą się w biegach górskich. Wiec to miłe zaskoczenie…Teraz jesteśmy bogaci o nowe doświadczenia, cały sezon treningów. Zobaczymy jak będzie. Byle zdrowie było…
Czego życzymy wszystkim uczestnikom Rzeźnika!
Zebrał – Igor Błachut