Bartłomiej Falkowski
Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.
W sobotę (19.02) odbył się RAK Half Marathon, jeden z najmocniejszych biegów półmaratońskich w kalendarzu World Athletics. O petrodolary ścigała się silna, światowa czołówka. W puli były nagrody o wartości ponad 920 000 PLN. Nie zawiódł faworyt, rekordzista świata, Ugandyjczyk Jacob Kiplimo, wygrywając z czasem 57:56. To nie tylko rekord trasy, ale także piąty wynik w historii. Wśród pań zwyciężyła Etiopka Girmawit Gebrzihair, która z wynikiem 64:14 stała się czwartą półmaratonką ALL-TIME.
W ostatnim czasie kibice biegów ulicznych mogli przywyknąć do kosmicznego poziomu światowego półmaratonu. Mimo to założenia z przedstartowej konferencji RAK Half Marathon, czyli zakładane otwarcie pierwszej dychy w 27:10, i tak robiło ogromne wrażenie. Nic jednak dziwnego skoro na starcie pojawił się rekordzista świata Jacob Kiplimo oraz szósty zawodnik w historii Kenijczyk Abel Kipchumba.
Założenia sobie, ale Kiplimo i tak pobiegł po swojemu. Otwarcie piątki w… 13:23 i minięcie 10 kilometrów w 26:56 spowodowało oczywiście to, że faworyt biegł sam. Reszta zawodników na dziesiątym kilometrze traciła już spory dystans. Drugi na tym etapie był Kenijczyk Rodgers Kwemoi z czasem 27:12, czyli zakładanym międzyczasem przez organizatora. Dalej ze stratą kilku sekund biegła kilkuosobowa grupa m.in. z brązowym medalistą MŚ w półmaratonie w Gdyni Etiopczykiem Amedeworkiem Walelegn.
Bieg ten pokazał jednak, że i Kiplimo jest zwykłym człowiekiem, a tak mocne otwarcie „zabiło” również jego. Każda kolejna piątka była wolniejsza od tej pierwszej. A czwarta zaliczona została w 14:10, co z jednej strony było na pewno efektem bardzo mocnego otwarcia, a z drugiej braku oddechu rywali na plecach. Ugandyjczyk wygrał niezagrożony z ponad półminutową przewagą.
Dopiero osiemnasty był Niemiec Amanal Petros, który mógł powalczyć o rekord Europy. Niestety po dobrej pierwszej części biegu drugie dziesięć kilometrów „przetruchtał” w 3:12. Jak sam twierdził na mecie czasem ciężko wyjaśnić dlaczego idzie tak źle. Mimo to Niemiec skończył z wynikiem 62:36.
Najjaśniejszą gwiazdą w kobiecej stawce była Helen Obiri, kenijska multimedalista mistrzostw świata i dwukrotna wicemistrzyni olimpijska. Jest to też szesnastokrotna zwyciężczyni biegów z cyklu Diamentowej Ligi. Zawodniczka w zeszłym roku miała najlepszy debiut w historii półmaratonu 64:51.
Drugą niezwykle mocną zawodniczką była Genzebe Dibaba. Etiopka to była wicemistrzyni olimpijska i mistrzyni świata na 1500 metrów na otwartym stadionie, a także kilkukrotna mistrzyni świata z hali i również wielokrotna triumfatorka zawodów DL.
Panie, w przeciwieństwie do panów, dłużej biegły w zwartej grupie. Piątkę kilkuosobowa grupa liderek minęła w około 15:12. Dychę, nadal kilkuosobowa grupa pań, minęła w 30:28. Niestety z trasy zeszła m.in. Dibaba. Nie ukończyła także reprezentantka RPA, rekordzistka kraju w maratonie (2:25:28), a także ultramaratonka Gerda Steyn.
Walka o zwycięstwo rozegrała się po długim finiszu na ostatnim kilometrze. Gebrzihair zostawiła za sobą utytułowaną Obiri, która mimo bieżniowej przeszłości nie umiała odpowiedzieć mocnym finiszem.
Bardzo dobry występ zaliczyła Brytyjka Elish McColgan. 66:26 dało jej szóste miejsce i rekord kraju. Szkotka dołączyła ten wynik do NR na 5000 metrów, rekordu Europy na 10 kilometrów i najlepszego wyniku w historii Europy na 10 mil. Jak sama zaznaczyła pobiła tym samym rekord Szkocji należący do jej matki.
Półmaraton w Ras al-Chajma jak zwykle był mocnym akcentem na początek sezonu. Już jutro, w niedzielę 20 lutego, czeka nas z kolei maraton w Sewilli, który zapowiada się na równie mocnym poziomie.
Zdjęcie tytułowe: Denis Kuvaev / shutterstock