17 sierpnia 2015 Redakcja Bieganie.pl Sport

Postscriptum – Badwater oczami serwisanta Piotra Kuryły


Na zdjęciu: Piotr Podbieglski i Piotr Kuryło w trakcie Badwater 2015


Ostatnio o naszym ultramaratończyku jest niezwykle głośno, jednak my postanowiliśmy się skupić na sprawach wyłącznie około biegowych. Po moim ostatnim krytycznym tekście podniosło się wiele głosów sprzeciwu, że ocena występu Piotra Kuryło na Badwater była zbyt surowa. Okazuje się jednak, że prawda jest jeszcze bardziej bolesna niż przypuszczaliśmy. Dlaczego?

Szczegóły całego przedsięwzięcia przekazał nam Piotr Podbielski, który pomagał ultramaratończykowi na trasie oraz gościł go przez dwa miesiące w Phoenix. Piotra Podbielskiego poznałem w zeszłym roku podczas Spartathlonu, gdzie serwisował Kuryłę. Już wówczas byłem pełen podziwu, że przyjechał specjalnie na to wydarzenie aż z Arizony. Szybko przekonałem się, że jest to człowiek zupełnie bezinteresowny i dzieli się swoją wiedzą z każdym, kto potrzebuje pomocy. Kiedy mieliśmy moment kryzysowy na dwóch punktach kontrolnych serwisując Andrzeja Radzikowskiego, Piotr (doktor fizjoterapii) pomagał masować jego skatowane uda, a gdy nasz zawodnik marzł, pomagał nam również go rozgrzać.

Był zafascynowany wysiłkiem ultramaratończyków. Dodatkowo, jako fizjoterapeuta miał niezbędną wiedzę z dziedziny fizjologii. Taki człowiek w teamie ultramaratończyka bez wątpienia dodaje pewności siebie i wlewa spokój w serce biegacza. Przynajmniej tak być powinno. Niestety nie do końca tak było w przypadku projektu BADWATER 2015. Dlaczego? 

Piotr napisał do mnie wiadomość, że po przeczytaniu licznych krytycznych opinii pod tekstem analizującym występ Kuryły na Badwater, chciałby zabrać głos w tej sprawie. Piotr uważa, że należy tę sprawę wyjaśnić, zwłaszcza, że nie tylko on, ale duża grupa Polonii arizońskiej była zaangażowana w pomoc i finansowanie biegu Piotra Kuryło. Zaczęło się od przyjazdu zawodnika do Phoenix: – Powiedziałem Piotrowi, aby ten odpoczął po wyczerpującej podróży. Niestety nie posłuchał. Następnego dnia wybrał się na 3 godziny, aby pobiegać po pustyni i zabrał ze sobą bardzo mało wody. Wrócił skrajnie odwodniony, słaniał się na nogach. Tego samego dnia mieliśmy lecieć do Las Vegas, aby zapoznać się z trasą oraz samą Doliną Śmierci. Musiałem na siłę wciskać Piotrowi napoje z elektrolitami, aby je wypił, bowiem jeszcze podczas podróży do Las Vegas czuł się fatalnie. Twierdził, że to chemia i że nie chce tego pić, jednak w takim stanie to po prostu konieczne – relacjonuje Podbielski. 

Lista błędów 

Kuryło miał komfort i mnóstwo czasu na zapoznanie się z trasą morderczego ultramaratonu. Mógł tam nawet odbyć trening, aby na własnej skórze poczuć niemiłosierny żar tego miejsca. – Przejechaliśmy całą trasę, porobiliśmy zdjęcia, ponagrywaliśmy filmiki końcowych zakrętów, wzniesień. Który biegacz z drugiego końca świata ma taki komfort przed takim biegiem? Który biegacz może sobie tutaj przylecieć dwa miesiące wcześniej poznać trasę, a potem trenować w bardzo podobnym klimacie i warunkach w Phoenix, i na pustyni Sonora? – dodaje Podbielski.

Po powrocie do Arizony Kuryło trenował w pocie czoła, jednak zdaniem naszego rozmówcy popełniał wiele błędów, o których mu komunikował. – Często ciepło się ubierał, zbyt grubo. Tłumaczyłem mu, że klimat w Phoenix nie różni się zbytnio od tego, jaki panuje w Dolinie Śmierci, że nie ma sensu tego wszystkiego wypacać, że to tylko osłabia organizm. Piotr twierdził jednak, że jeśli teraz na treningach będzie trudniej, to na biegu będzie łatwiej. Oczywiście przyniosło to odwrotny skutek niż zakładał -kontynuuje Podbielski.

Jednego, czego nie można zarzucić ultramaratończykowi, to ciężkiej pracy. Ćwiczył dwa, nawet trzy razy dziennie, często biegał także z oponą. Pytanie, w jaki sposób się regenerował. – Miał do dyspozycji basen do codziennego użytku. Woda jest zawsze ciepła i pomaga w odnowie biologicznej. Nie namawiałem go do treningu pływackiego, tylko do tego, żeby wchodził do tej wody, rozluźnił mięśnie. Podczas całego pobytu nie wszedł do basenu ani razu, twierdząc, że woda osłabia… – załamuje ręce fizjoterapeuta.

Czy Kuryło przystąpił do biegu wypoczęty? Schodził z obciążeń? – Pod sam koniec biegał krótsze odcinki, ale na starcie było wiadome, że jest kompletnie zajechany tymi treningami i że nie odpoczywał dostatecznie wcześniej. To się nie mogło udać. Piotr Kuryło po prostu nie słucha fachowych rad. Robiliśmy dużo, aby mu pomóc, ale Piotr z pomocy korzystał bardzo wybiórczo. Kluczowe wydaje się w tej sytuacji korzystanie z aspiryny w takim klimacie. Mieszkam na pustyni od wielu lat i wiem jak należy się tutaj odżywiać, aby dobrze funkcjonować w upale. Od kiedy mieszkam w Arizonie, moja dieta zmieniła się diametralnie. Jemy tu zdecydowanie więcej warzyw i owoców, pijemy bardzo dużo wody z dodatkiem minerałów. Przebywanie w takim klimacie i zbilansowana dieta przez okres dwóch miesięcy może spowodować, że krew w naszym organizmie sama się rozrzedzi i wspomaganie się lekami będzie zbędne. Mówiłem Piotrkowi, że stres przedstartowy, duża presja zwycięstwa, gorące powietrze, różnica ciśnienia atmosferycznego oraz wysiłek, spowodują wzrost ciśnienia tętniczego i także pulsu. Na wiele dni przed startem Kuryło brał aspirynę, przed biegiem również (nie znam dawki) i było tak, jak przypuszczałem. Po kilku milach wyłoniwszy się z zza górki był już cały zakrwawiony. Kiedy do nas dobiegł powiedział tylko „ratujcie mnie”. Schłodziliśmy mu ciało lodem, jednak krew dalej się lała, Piotr wziął wapno, aby szybko “zagęścić krew”. Wiedziałem, że robi źle, ale on nie chciał słuchać. To był totalny chaos i szok dla organizmu. W końcu zamiast odpocząć, z chusteczek zrobił tampony, wsadził do dziurek w nosie i pobiegł. Niedługo później wysuszył sobie całą jamę ustną i jeszcze bardziej się odwodnił – relacjonuje nam doktor. 

badwater start

W takich biegach o sukcesie lub porażce decydują detale. Z pozoru błaha rzecz przechyla szalę na stronę porażki, a nie zwycięstwa. Tak było w przypadku sytuacji z koszulką, o której opowiedział nam Piotr. – Wystarczy zwrócić uwagę jak byli ubrani biegacze z najmocniejszej grupy, która startowała w nocy. Widać to na zdjęciu zrobionym przed startem. Wszyscy byli w krótkich rękawach lub też wyłącznie w kamizelkach z odblaskami. Nasz zawodnik miał przylegającą do ciała koszulkę z długim rękawem. Przed biegiem namawiałem go na zmianę garderoby, byliśmy w sklepie, chciałem kupić mu koszulki ze świetnego przewiewnego materiału. Piotr stwierdził, że będzie biegł w swojej koszulce i nie chce mieć innej. Po jakichś 30-40 kilometrach przybiegł do nas i chciał zmienić koszulkę, ale nie miał innej, dusił się w niej, było mu za gorąco. Odcięliśmy mu rękawy, zrobiliśmy także nacięcie na klatce piersiowej, aby miał więcej dostępu powietrza. Niestety z każdym kilometrem słabł w oczach. Koszulka się do tego dołożyła, jednak błędem było także słabe nawadnianie. Przed biegiem mieliśmy przygotowanych wiele opcji odżywek i płynów z elektrolitami, aby przez 2 miesiące mógł je przetestować i wybrać te, na które najlepiej reaguje. Piotr Kuryło twierdził jednak, że pobiegnie przez Dolinę Śmierci na… wodzie z miodem. Kiedy słaniał się na nogach zaczęliśmy go chłodzić, miałem nawet taki wielki spryskiwacz, w którym była woda z lodem, wytwarzało to mgiełkę niczym wówczas, gdy otwieramy zamrażarkę. Oprócz tego rozrobiłem minerały w proszku, które miałem przygotowane dla siebie, aby wytrzymać w tym upale. Kazałem mu wypić ten bidon na siłę. Postawiło go to na nogi na jakiś czas i wrócił wtedy do czołówki, poruszanie się tym tempem dałoby mu miejsce na podium. Po drugim punkcie kontrolnym zaczął się skarżyć na problemy żołądkowe, na osłabienie krwotokiem, mówił, że chce się wycofać, bo to nie ma sensu, bo nie wygra tego biegu – kontynuuje swoją opowieść Podbielski.

Pytanie, które ciśnie się na usta, to czy faktycznie musiał już zejść z trasy? Czy mógł np. pójść spać i po dwóch lub trzech godzinach wyruszyć już w lepszej kondycji w dalszą drogę? Tak zrobił Lewis Harvey (w 2014 wygrał Badwater), który poszedł spać w momencie największego kryzysu. Limity przecież nie są tak wymagające i presji czasu przed zamknięciem następnego punktu kontrolnego praktycznie nie było.  – Mieliśmy przygotowane miejsce do spania w naszym samochodzie, mógł spać jak w łóżku, w chłodzie klimatyzacji. Twierdził jednak, że ukończenie nic dla niego nie znaczy, że zapowiadał na Facebooku, że wygra, że woli nie ukończyć niż być gdzieś daleko z tyłu – odpowiada Podbielski.

Spokój olimpijski 

Wielkiego mistrza cechuje spokój, w ciszy koncentruje się przed swoim występem. Podąża na arenę powolnym, dostojnym krokiem, będąc pewny w duchu swojej formy, i kiedy inni gorączkują się podczas najważniejszego startu, on z precyzją wykonuje to, co do niego należy, i zostaje mistrzem. Przykładem takiego lekkoatlety może być z pewnością Tomasz Majewski, jego bez wątpienia taki spokój cechuje. Unika medialnego szumu, zamiast zdjęć z poszczególnych treningów o jego trudzie i ciężkiej pracy świadczą dwa złote medale igrzysk. Mistrz i koniec. Do tego samego namawiał naszego ultramaratończyka Piotr Podbielski. – Ważnym elementem regeneracji i przygotowania do tak ważnego biegu powinno być wyciszenie myśli i emocji. Piotr ciągle był na Facebooku i Skype… do ostatnich chwil przed biegiem. Siedział przed komputerem do późnej nocy, nawet podczas posiłków, ciągle przed nim siedział i tylko czytał te wszystkie komentarze, wrzucał zdjęcia i tak na okrągło. Namawiałem, żeby się od tego odciął i ćwiczył w spokoju oraz ciszy, aby skoncentrował się na zadaniu, jakim jest Badwater, a nie obiecywanie zwycięstw i prężenie muskułów do zdjęć. Tysiące znajomych na Facebooku to przecież nie są prawdziwi znajomi, oni czekają na każde Twoje potknięcie, tak mu mówiłem. Jednak on wciąż robił szum w sieci i budował presję wokół siebie. Na efekty nie trzeba było długo czekać – podsumowuje rozczarowany serwisant i dodaje: – Byłem bardzo zawiedziony i wspólnie z żoną przedyskutowaliśmy wszystko, podjęliśmy decyzję, że na Spartathlonie już pomagać nie będziemy, bo zwyczajnie szkoda nerwów. Pomagałem Piotrowi bezinteresownie przez wiele lat nie oczekując w zamian nic… chciałem, aby osiągnął wynik, na który naprawdę go stać. Jednak on musi się nauczyć najpierw słuchać… a potem wygrywać (red. decyzja została podjęta przed aferą w schronisku). 

Piotr Kuryło to na pewno osoba z wielkim potencjałem i gdyby nie jego upór, mógłby przez wiele lat zadziwiać swoimi osiągnięciami, i z pewnością nie zepsułby wielu swoich startów w ultramaratonach. Ostatnio swoją sławę zbudował niestety korzystając z najpopularniejszego portalu społecznościowego i cała historia skończyła się tak, a nie inaczej. Podsumowując, chciałbym zacytować jeszcze jedno zdanie doktora Podbielskiego, które jest jego życiową domeną oraz doskonale pasuje także do życia ultrasa, biegacza, każdego sportowca: „Zacznij, jako nieznany, abyś skończył, jako niezapomniany”. Nic dodać, nic ująć.

Możliwość komentowania została wyłączona.