Nie myślę o przeszłości – rozmowa z Radosławem Popławskim
Bo w sporcie nie chodzi tylko o to, aby wygrywać. Trzeba umieć sobie poradzić w najtrudniejszych momentach. Gdy zdarza się upadek – trzeba powstać. Często zupełnie samodzielnie. A potem nie patrzeć wstecz i robić swoje. Tak właśnie zrobił Radosław Popławski.
Czerwiec 2008, trwają przygotowania do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Radosław Popławski, wybitny przeszkodowiec, finalista IO z Aten, ma duże szanse na start w stolicy Chin. Właśnie wraca z zawodów, na których udało mu się osiągnąć wskaźnik B na tę najważniejszą imprezę – 8:30.73. Jest dobrej myśli, bo forma rośnie z każdym startem… Sportowe i życiowe cele w jednej chwili krzyżuje bardzo niebezpieczny wypadek samochodowy. Radek, na kilka lat znika ze sportu. Powraca w dobrym stylu w 2013 roku.
Radosław Popławski (fot. Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska)
Powroty są najtrudniejsze. Wypadek dał Ci bardzo mocno w kość – złamana miednica, uraz kręgosłupa i obrażenia wewnętrzne. Wielu by się nie podniosło po czymś takim… Ile Cię to kosztowało?
Kosztowało mnie to bardzo dużo zdrowia, determinacji, samozaparcia i wiadomo – dużo czasu. Przez ostatnie 5 lat próbowałem wracać na bieżnię, ale za każdym razem przeszkadzały mi w tym kontuzje. Przyznaję, że przez te pięć ciężkich lat walki, gdzie z tego uzbierało się aż 2 lata przerwy w treningu, ciężko było mi się po tym wszystkim pozbierać. Powrót do biegania był bardzo trudny.
Nie miałeś ochoty pójść łatwiejszą drogą – po prostu to rzucić? Co Cię zmotywowało do powrotu do biegania?
Zawsze lubiłem biegać. Byłem w tym dobry, osiągałem dobre wyniki, mogłem pochwalić się sukcesami. Prawdę mówiąc, nie potrafiłem się pogodzić z sytuacją, że nie będę mógł trenować. Dlatego podjąłem walkę, która mi się opłaciła. Wygrałem, bo wróciłem do zdrowia i biegania. Wiele rzeczy umiem robić, ale bieganie jest moją pasją. Robię to już ponad 15 lat.
Mam wrażenie, że jesteś takim typem człowieka, który nie rozpamiętuje, nie rozmyśla o tym co było, tylko robi uparcie swoje. Nie obciążasz się przeszłością?
Tak, jestem taką osobą która nie cofa, nie myśli o tym co było i jak było. Ciągłe oglądanie się wstecz nic nie daje. Życie toczy się dalej, jeżeli chcę w życiu coś osiągnąć to muszę uparcie brnąć do celu, a wiadomo – wiąże się to z mocną psychiką, którą posiadam.
Czy jesteś innym człowiekiem, niż ten Radek sprzed wypadku? Czy to, że umknąłeś, prawdę mówiąc, śmierci, coś w Tobie zmieniło?
Nie jestem innym człowiekiem, dalej jestem tym samym Radkiem, jakim byłem, tylko trochę starszym (śmiech). Dalej chcę uprawiać sport, dążyć do tego, żeby osiągać dobre wyniki. Przez wypadek i kontuzję najlepsze lata już mi uciekły, dlatego chciałbym najbliższe lata wykorzystać jak najlepiej. Na szczęście nie odczuwam żadnych problemów po wypadku samochodowym i nie muszę konsultować się z lekarzami.
W sezonie letnim udało Ci się zająć dobre 5 miejsce na Mistrzostwach Polski w Toruniu.
Z zajętego 5 miejsca na MP w Toruniu jestem zadowolony, bo mimo długiej przerwy i tak krótkim czasie przygotowań, zająłem miejsce w czołówce. Rekord sezonu oceniam pozytywnie, ale wiem na ile mnie stać. Gdybym miał więcej czasu na przygotowanie do sezonu, to na pewno byłoby lepiej.
Radosław Popławski podczas MP w Toruniu. (fot. Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska)
Z czego się teraz utrzymujesz?
Pracuję dla wojska i z tego się utrzymuję. Jeszcze jestem w Wojskowym Zespole Sportowym gdzie muszę odsłużyć w miesiącu swoje służby. Trenuję i przygotowuje się do różnych zawodów wojskowych.
Współpracujesz z jakimś trenerem czy korzystasz raczej ze swojej wiedzy i doświadczenia?
Obecnie trenuję sam, a obciążenia treningowe dobieram według swoich możliwości. Staram się oczywiście nie przesadzać, żeby nie przeciążyć organizmu. Trenuje raz dziennie, kilometraż w tyg. wychodzi mi 110 km – 130 km. Po powrocie do zdrowia i po przebytych kontuzjach postanowiłem, że będę układał treningi sam, ponieważ jestem doświadczonym zawodnikiem. Doskonale czuję swój organizm. Jeśli chodzi o moją współpracę z ostatnim trenerem – Kłoczaniukiem, to nie do końca byliśmy zgodni co do treningów. I tak zakończyła się nasza współpraca.
Masz czasem myśli, że gdyby nie kontuzje mogłeś być lepszy od rekordzisty Polski, mistrza olimpijskiego Bronisława Malinowskiego?
Oczywiście każdy sportowiec chce osiągać jak najlepsze wyniki, nawet lepsze niż osiągał Malinowski, ale to nie jest takie proste. Trzeba mieć zdrowie, talent i bardzo ciężko pracować, żeby coś osiągnąć. Jeśli chodzi o mnie – byłoby ciężko dorównać wynikom Malinowskiego, ale nie było to też niemożliwe.
Jak oceniasz aktualny poziom polskich przeszkodowców? Na ostatnich MP lepsi od Ciebie byli: Mateusz Demczyszak, Krystian Zalewski, Tomasz Szymkowiak i Łukasz Parszczyński.
Poziom sportowy „przeszkód” w Europie, jeśli mam porównywać z tym sprzed 7-10 lat, obniżył się. Sądzę jednak, że chłopaki są na niezłym poziomie. Natomiast, żeby się liczyć w czołówce europejskiej i walczyć o wysokie lokaty na przyszłorocznych Mistrzostwach Europy, trzeba biegać w granicach 8:20 i poniżej. Bieganie po 8:26 – 8:27 na mityngach to jest za mało. Na finał ME chłopaki jak najbardziej mają duże szanse, oczywiście, jeśli będą reprezentować podobny lub lepszy poziom jak w sezonie 2013.
Mówisz o chłopakach, a Tobie nie marzy się występ na Mistrzostwach Europy? Jakie masz plany na przyszły sezon?
Oczywiście, że marzy mi się występ na Mistrzostwach Europy. Fajnie byłoby znów startować na ME, poczuć tę niesamowitą atmosferę i ścigać się z najlepszymi. Jednak na razie nic nie chce planować, ponieważ nie wiem jak się ułoży moja sytuacja w wojsku. Niedługo kończy się moja przygoda w zespole sportowym i wyślą mnie do pracy. Nie wiem, gdzie trafie i na jaki etat, czy będę miał stworzone warunki do trenowania w jednostce wojskowej.
Jakbyś złapał złotą rybkę… Jakie trzy życzenia kazałbyś jej spełnić?
Wypuściłbym ją z powrotem mówiąc, że nie chce żadnych życzeń (śmiech).
Rekordy życiowe:
bieg na 3000 metrów z przeszkodami – 8:17,32 – 7. wynik w historii polskiej LA (2004)
bieg na 1500 metrów – 3:41,05 s. (2005)
bieg na 5000 metrów – 13:46,80 s. (2005) bieg na 10 000 metrów – 29:04,89 s. (2006) półmaraton: 1:06.21 – (2013)