13 stycznia 2016 Redakcja Bieganie.pl Sport

Narodziny legendy – australijskie podboje Kourosa


Wiele można o tym człowieku napisać i przeczytać, jednak nigdy nie wyczerpie się tematu. Większość interesująca się jego dokonaniami wymieni Spartathlon oraz rekordy świata w biegach dobowych i 48-godzinnych. Yiannisowi Kourosowi to jednak nie wystarczało. Biegał coraz dalej i dalej. W swojej bogatej karierze w iście ekspresowym tempie przemierzał między innymi Australię. Wreszcie stał się żywą legendą od Sydney po Melbourne.

Kim jest współczesny Grek? Kojarzy się ze stałym bywalcem knajpki na rogu, pijącym kawę, gaworzącym i palącym papierosy. W pracy nigdy mu się nie spieszy, czasem wyjdzie protestować, bo przecież wymyślił demokrację. Starożytny Grek kojarzy się z umięśnionym nasmarowanym oliwą zapaśnikiem, biegaczem, oszczepnikiem, dyskobolem lub spartańskim żołnierzem – istnym herosem. A od herosa do Kourosa droga już niedaleka. 

12 kwietnia 1985 roku na linii startu w Sydney ustawiło się 29 biegaczy (w tym 3 kobiety), którzy chcieli zmierzyć się z trasą III Westfield Sydney to Melbourne UltraMarathon. Zawody, które przysporzyły popularności Cliffowi Youngowi zostały wydłużone z 875 km do 960 km, ponieważ trasa miała przebiegać także przez Canberrę. Uwaga skupiała się, rzecz jasna na zwycięzcy sprzed dwóch lat. Young nie był faworytem, rok wcześniej był siódmy, lecz był ulubieńcem tłumu, który licznie zgromadził się na starcie. Biegacze i znawcy wiedzieli jednak, że uwaga powinna skupić się na 28-letnim Greku z Tripoli. Kouros był już rekordzistą świata na 24 i 48 godzin oraz zwycięzcą i rekordzistą 6-dniowego biegu w australijskim Colac. Wielu było jednak w szoku, że przez najbliższych 6 dni będzie mu pomagać zaledwie 3 osoby, podczas gdy zwycięzcy z poprzednich lat mieli obecnie w ekipach aż po 9 osób na zmianę. Było jednak niemal pewne, że zawody podzielą się na dwie stawki – Greka oraz całą resztę. 

Przed rozpoczęciem wyścigu nie sposób było z Kourosem porozmawiać, dziennikarze zdołali tylko przeprowadzić krótką rozmowę z jego głównym serwisantem Takisem Skoulisem. „Nie mamy żadnych tajemnic, nie istnieje żaden sekret. Yiannis nie ćwiczy jogi ani żadnych tego typu rzeczy. Przygotowuje się do biegu w samotności. W swoim pokoju sprawdza swoje buty oraz koszulkę. Zawsze zwraca uwagę na swoje przygotowanie mentalne, na każdy detal. Kiedy się koncentruje, chce przebywać w samotności. Jest osobą bardzo ułożoną, wszystko musi przebiegać zgodnie z planem. Oni (reszta stawki) przyjechała tutaj, aby przebiec tyle kilometrów dla treningu, Yiannis chce, jakości a nie wyłącznie ilość” – powiedział. Jego słowa okazały się prorocze.

Kiedy o 10:30 nastąpił wystrzał startera, „Golden Greek” wysunął się na czoło i zaczął oddalać się od reszty biegaczy. Z każdym kolejnym krokiem zwiększał przewagę, aż znikł wszystkim z oczu już do samego końca biegu. Po 70 kilometrach Kouros miał aż 7 kilometrów przewagi nad Siggy Bauerem. Z czasem podawanie kolejnych różnic stało się chaotyczne, różnica w tempie między Grekiem a pozostałymi zawodnikami sprawiła, że nie sposób było określić dokładnej chwilowej przewagi. Kolejny zapis został zanotowany rano następnego dnia. Biegnący z prędkością 13 km/h (4:35-4:40 min/km) Kouros miał już na liczniku 215 km (chodzi o czysty bieg, nie wliczając przerw). Rok wcześniej o tej samej porze zwycięzca biegu poruszał się z prędkością 8 km/h. Drugi Siggy Bauer z Nowej Zelandii przebiegł „zaledwie” 170 km.

Sprinterskie otwarcie

Przez pierwsze 24 godziny lider nie spał ani minuty zaliczając aż 260 kilometrów (w 2015 roku medal MŚ w biegu 24-godzinnym dawał wynik 261 km)! To niesłychane tempo biorąc pod uwagę, że ówczesny rekord Kourosa ustanowiony 5 miesięcy wcześniej w Nowy Jorku wynosił wtedy 284 km. Komentatorzy orzekli wówczas: Stało się jasne, że musiałoby się stać coś drastycznie złego i nagłego na tej trasie, aby wyścig zmienił oblicze. To dwa biegi w jednym. W pierwszym Kouros pojedynkuje się z samym sobą, w drugim reszta stawki walczy o drugie miejsce. Niedługo odkryją, że nieważne jak się czują, nieważne jaki talent mają, to w tej chwili na świecie jest tylko jeden ultramaratończyk poza wszelką konkurencją. Uznano tak już po 24 godzinach, a przecież to teoretycznie 1/6 biegu…

Dobę później sytuacja się nie zmieniła. Kouros wyprawiał rzeczy niesamowite, odrealnione. Nieoficjalnie poprawił swój rekord świata w biegu 48-godzinnym zaliczając 463 km trasy i miał aż 90 kilometrów przewagi nad Bauerem! Oznaczało to, że mógł pójść sobie spokojnie spać na 8 godzin, a i tak obudziłby się z bezpieczną przewagą… On zrobił sobie zaledwie 2 godziny przerwy. Po 72 godzinach łącznie Kouros odpoczywał przez zaledwie 5 godzin. „Dziękuję Bogu za tą przerwę. Teraz jego bieg wygląda już znacznie lepiej” – powiedział wówczas jego serwisant. Kiedy Kouros biegł przypominało to włączenie tempomatu w aucie – jego prędkość wynosiła 13 km/h. Oznaczało to, że jeżeli nie zrobi sobie już żadnych przerw do Melbourne (mimo wydłużonej trasy) dotrze w mniej niż 5 dni! Grek wyglądał tak świeżo jak na linii startuj. „Jest na haju” – komentował jego serwisant. Nie udało się jednak tego dokonać. Po 4 dniach poszedł spać na kolejne dwie godziny, a po zsumowaniu wszystkich przerw na drzemki w ciągu 5 dni wyszło dokładnie 7 godzin. Niektórzy przystępujący do rywalizacji biegacze spali po 7 każdej nocy…

W końcowej fazie wyścigu tempo Kourosa nieco spadło i oscylowało w granicach 10 km/h. Kiedy zostało mu około 200 km do mety, nad drugim Bauerem miał niemal 100 km przewagi. Nowozelandczyk był jedynym uczestnikiem biegu, który wierzył, że Grek jest do pokonania. „Ten wyścig nie skończy się do momentu, aż jeden z biegaczy przekroczy linię mety. Zanim to się nie stanie, jest nadzieja. Myślę, że on jest człowiekiem. On jest z krwi i kości, nie jest maszyną, nie jest Bogiem” – mówił podczas biegu Bauer. Na niewiele to się jednak zdało. W miejscowości Euroa przewaga Kourosa wynosiła już 120 km i wciąż rosła, bowiem już więcej „Golden Greek” spać nie zamierzał. „Teraz już przyzwyczaiłem się do biegu i czuję się świetnie, nie odczuwam zmęczenia. Pogoda jest dobra, a jezdnie proste. Wcześniej wciąż były jakieś podbiegi i zbiegi a temperatura była bardzo wysoka i bardzo niska” – mówił po 800 kilometrach.

„Ekonomiczne” tempo

Na przedmieściach Melbourne Kouros przeszedł do marszu. Myślał ekonomicznie, chciał mieć pewność, że ukończy bieg, ponieważ miał już 150 kilometrów przewagi, jednak jeden z dziennikarzy cynicznie stwierdził, że zrobił to celowo. Mimo dłuższej trasy rekord Younga miał już w kieszeni, a gdyby skończył rywalizacje poniżej 5 dni, nie otrzymałby dodatkowej nagrody ufundowanej przez Mitsubishi, które przyznało 2500$ dla lidera w każdym dniu rywalizacji. Nie byłoby piątego dnia, nie byłoby nagrody za piąty dzień… A tak Kouros wziął prysznic, przebrał się i przygotował na spotkanie z największą grecką społecznością żyjącą poza Grecją w Melbourne. „Golden Greek” odziany w koszulkę z napisem: „przerażającym dystansem możesz łatwo rzucić wyzwanie swojej dumie”, przekroczył linię mety po 5 dniach, 5 godzinach i 7 minutach poprawiając poprzedni rekord trasy o 10 godzin a dodając do tego jeszcze o 85 km dłuższą trasę w przeliczeniu na dystans – 185 km! Jego przewaga nad drugim na mecie Bauerem wyniosła… równe 24 godziny! Osobisty fizjoterapeuta był zdumiony stanem jego organizmu. „Nawet nie stracił zbyt wiele na wadze, spalił wyłącznie tkankę tłuszczową, a jego mięśnie są w doskonałym stanie. Uważam to za coś niewiarygodnego” – zaznaczył.

Na mecie w nocy przywitały go wiwatujące tłumy i ogromna rzesza greckiej społeczności, która traktowała go jak króla. Zyskał status supergwiazdy, spa, sauny, gościny w greckich restauracjach, trwały przez tydzień po wyścigu, aż wrócił do Grecji, gdzie jego żona Teresa (Polka) spodziewała się ich pierwszego dziecka. Za zwycięstwo otrzymał 10 000$ plus 2500$ za liderowanie każdego dnia. To duże pieniądze biorąc pod uwagę, że to rok 1985 i mamy do czynienia z ultramaratonami. Pojawiały się jednak głosy w tamtejszych mediach, że bieg przynosi w Australii i poza nią taką popularność, że firmy sponsorujące zarabiają na tym znacznie większe pieniądze, a zawodnicy ogromnie cierpią. „Nagroda za zwycięstwo rzędu 0,5 miliona dolarów byłaby adekwatna” – twierdził jeden z australijskich biegaczy. Kouros podczas dekoracji stwierdził jednak, że duże pieniądze zabiłyby ten sport. Co ciekawe jeszcze przed ukończeniem wyścigu Urząd Podatkowy Australii wysłał list do dyrektora biegu z informacją, jaką stawkę podatkową należy nałożyć na Greka. Sam organizator nie chciał tego zdradzić, lecz kuzynka Kourosa Mina Apost mówiła aż o 47%. „Myślę, że dział podatkowy tego dnia miał żniwa” – skomentowała całą sytuację. „Dali mu czek za zwycięstwo i jeszcze tego samego dnia podczas ceremonii mu go zabrali” – dodała.

Powrót do przeszłości

Legenda narodziła się w 1985 roku i rozwijała się dalej, bowiem Kourosa nie zniechęcił fakt podatkowej grabieży i do swojej biegowej historii dopisywał kolejne rozdziały. Od 1987 roku do 1990 włącznie przybywał na start w Sydney i zawsze wygrywał. W 1987 roku trasę znów wydłużono ze względu na wypadek na ruchliwej drodze, w którym nieomal nie zginął ówczesny lider biegu, aby ominąć ten odcinek dystans wzrósł do… 1060 kilometrów. Łączna pula nagród wynosiła 40 000$ dolarów, z czego Kourosowi przypadło 20 000$ za zwycięstwo okraszone rekordem świata na 1000 km. Pobiegł jeszcze lepiej niż dwa lata temu, w pierwsze 24 godziny przebiegł aż 273 kilometry! Wygrał z kolejnym rywalem o 25 godzin. Przeszedł samego siebie śpiąc w ciągu niemal 6 dni łącznie przez 4, 5 godziny stosując 30-minutowe drzemki. Pokonanie całego dystansu zajęło mu 5 dni i 14 godzin a dla jeszcze większego uznania należy dodać, że ostatnie 300 kilometrów przebył z zapaleniem gardła. 

Z zapisków Phila Essama wiemy jak Kouros się wówczas odżywiał. Każdego dnia jadł tylko jeden główny posiłek składający się z sałatki greckiej, świeżych owoców, jogurtu, ciastek, suszonych owoców oraz piwa. Ponadto podczas biegu, co 10-20 minut biegacz spożywał niewielkie przekąski w postaci chrupek, słodyczy itp. Jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne to trenował znacznie mniej niż można byłoby się spodziewać. Od października do lutego odpoczywał, zaczął biegać dopiero na 2 miesiące przed startem, jego sekretem była i jest po prostu mocna psychika. Kouros twierdził nawet, że biegu na 100 km nie można nazwać ultra maratonem, bowiem zbyt wiele zależy od wytrenowanego ciała, a zbyt mało od umysłu. Dopiero po 12-godzinach biegu całe ciało zaczyna boleć i wszystko zależy od umysłu, kiedy on przejmie kontrole nad ciałem zaczyna się ultramaraton. Mimo, że więcej startował niż trenował jedyną kontuzją, której podczas tego biegu się nabawił był… jeden obtarty palec prawej stopy.

Goniąc czołówkę

Kouros był w tak niesamowitej formie i robił ogromne wrażenie na australijskiej publiczności oraz tamtejszej greckiej społeczności, jednak w rodzimym kraju nie był tak znany. Zarabiał 300$ miesięcznie, jako dozorca stadionu sportowego, odnosił sukcesy w konkurencji, nieolimpijskiej zatem nie miał rządowego wsparcia. W Australii był natomiast bohaterem, do tego stopnia, że organizatorzy wpadli na pomysł, aby „Golden Greek” w kolejnej edycji wystartował samotnie i gonił resztę rywali! To miało uatrakcyjnić bieg i podgrzać atmosferę. Ustanowiono limity czasowe oraz minimum kwalifikacyjne w biegu 24-godzinnym wynoszące 200 km. 

O tym, że Kouros wystartuje z 12-godzinnym opóźnieniem poinformowano na dwa dni przed biegiem na konferencji prasowej. Wywołało to falę podniecenia i oburzenia zarazem. Grek oprócz 25 000 dolarów za końcowe zwycięstwo miał otrzymać dodatkowe, 5000 jeżeli jako pierwszy przekroczy linię mety. Początkowo szef biegu namawiał go na 24-godzinny handicap, jednak Kouros dowiedziawszy się o tym na tydzień przed wyścigiem stwierdził, że nie zdąży opracować nowej taktyki na bieg i zgodził się na 12 godzin. Część zawodników protestowała, nie chciała uczestniczyć w tego rodzaju „szopce”. „To niedorzeczne jak można robić cyrk z takiego wyścigu! Tzn., że Kouros ma automatycznie wygrać? Jak można w ten sposób podchodzić do rywalizacji. Przecież on jest człowiekiem i jeszcze nie rozstrzygnęliśmy go wygra w najbliższym wyścigu” – grzmiał Tony Rafferty. Mimo głosów sprzeciwu i deklaracji, że po starcie zawodnicy poczekają na Kourosa, wszyscy stanęli na starcie i ruszyli w stronę Melbourne. 

Grek systematycznie odrabiał straty, jeszcze drugiego dnia był na siódmej pozycji, trzeciego był już na podium. Do lidera dzielił go dystans maratonu, na którego odrobienie miał jeszcze 500 km dystansu. Czwartego dnia prowadzący Richard Tout miał na liczniku 702 kilometry, Yiannis Kouros – 690. Mistrz biegł rozsądnie, nie szarpał, nie spieszył się, aby jak najszybciej dopaść pierwszego biegacza. Konsekwentnie realizował swoją taktykę, wiedząc, że nikt nie jest wstanie osiągnąć zbliżonego do niego czasu na mecie.

Po 115 godzinach biegu Grek wyszedł na czoło wyścigu i nadal oddalał się od rywali. Przewagę miał już zarówno wirtualną jak również realną. Metę przekroczył, jako pierwszy z czasem 5 dni 19 godzin i 14 minut. Tout osiągnął rezultat 6 dni 11 godzin i 18 minut. Oznaczało to, że Kouros zainkasuje 25 tys. dolarów za zwycięstwo oraz 5 tys. premii za zniwelowanie straty na starcie. To było jego podwójne, trzecie i nie ostatnie zwycięstwo w Westfield Ultramarathon.

Złe wyliczenia

Do historii przeszedł wyścig z 1989 roku. Po pierwsze, dlatego że był najszybszy w wykonaniu Kourosa a po drugie, dlatego, że Grek nie zdołał przeciąć linii mety, jako pierwszy! Zaczęło się tak samo. 12 godzin przewagi i spokojne odrabianie strat. Jednak w tym wyścigu tempo okazało się znacznie szybsze i mistrz tego nie oszacował. Po półmetku rywalizacji obrońca tytułu był na trzeciej pozycji i zaraz miał dopaść Kevina Mansella, ten jednak opierał się bardziej niż dotychczasowi rywale. Kiedy został dogoniony, Yiannis wręczył mu jedną ze swoich koszulek, które wręczał wszystkim zawodnikom na trasie. Wydawało się, że panowie zobaczą się dopiero na mecie, ale Kevin tak się zawziął, że ponownie wyprzedził Greka i oddał mu koszulkę! Taka walka i aż 5-krotnie wyprzedzanie trwało przez 160 kilometrów. To musiało zapewne nieco wyczerpać wielkiego mistrza i stworzyło szansę Australijczykowi Davidowi Standevenowi, który na 300 km przed metą biegł podobnym tempem do ścigającego. Na 100 km przed metą Kouros odrabiał 1 km na każdą godzinę i było jasne, że obu panów będzie dzielić bardzo niewiele. Na 20 km przed metą mistrz zdał sobie sprawę, że źle wyliczył swoje tempo i podwójne zwycięstwo wymyka mu się z rąk! Przyspieszył do 15 km/h połykał dystans dzielący go od Australijczyka, ten zaś na 5 km przed metą upadł z wycieńczenia, jego ekipa próbowała go podnieść, motywowała go najbliższa rodzina i jakimś cudem słaniając się na nogach przeciął linię mety, jako pierwszy. Grek przybył 32 minuty później. Kouros oczywiście wygrał ten bieg i zgarnął 25 tysięcy dolarów nagrody (bez dodatkowych 5 tysięcy), ale to David był tego dnia bohaterem. „Twój mąż był bardzo zdeterminowany i ma wielkie serce” powiedział wówczas do Cheryl Standeven grecki biegacz. Sam był świeży, wyglądał tak jakby mógł wrócić do Sydney biegiem, David wylądował zaś w ambulansie, ale nie dał się dogonić. Australia znów miała swojego bohatera, choć i tak cała grecka społeczność świętowała kolejne zwycięstwo Yiannisa, który osiągnął rekordowy czas 5 dni 2 godzin i 27 minut. Standeven zatrzymał zegar na 5 dniach 13 godzinach i 55 minutach, jako trzeci w historii schodząc poniżej bariery 6 dni na dystansie 1000 km.

Ostatni bieg

W 1990 roku grecki heros pojawił się na australijskiej trasie po raz ostatni. Rozjuszył go fakt, że pula nagród zmalała, a koszty organizacji wyścigu zmalały przy jednoczesnym wzroście popularności. Organizatorzy zarabiali mnóstwo pieniędzy na tym wydarzeniu, o czym głośno dyskutowano w australijskiej telewizji. „20 000 dolarów to dużo, ale ja dochodziłem do swojej formy przez 18 lat, nie pracowałem normalnie, tylko biegałem i teraz są tego rezultaty, a taki bieg nie jest rozgrywany ciągle tylko mogę w nim pobiec raz do roku” – tłumaczył na prywatnej konferencji Kouros. Tym razem Grek zgodził się na 8-godzinnych bonus czasowy i zapowiedział, że złamie barierę 5 dni! Zaczął bardzo mocno i szybko dogonił resztę stawki, lecz po 3 dniach zachorował na grypę. To niesamowite, że się nie poddał, nie zrezygnował z biegu, jakimś cudem dotrwał do końca, ale czuł się fatalnie. Na 10 km przed metą musiał jeszcze odpocząć, zejść na chwilę z trasy. Dopiero, gdy usłyszał, że 15 km za jego plecami jest drugi biegacz, siłą umysłu doczłapał się do mety. Wyglądał jednak inaczej niż zwykle, ale ten heroizm uczynił z niego jeszcze większego bohatera dla greckiej społeczności. Po 5 dniach 23 godzinach i 55 minutach zakończył swój ostatni jak się później okazało Westfield wygrywając z Bryanem Smith’em o niespełna 10 godzin. „Przepraszam, że nie udało się dotrzeć o dobę wcześniej tak jak wcześniej planowałem. Nie jestem jednak rozczarowany, przybiegłem najszybciej jak mogłem” – powiedział zgromadzonym Grekom. Po biegu Kouros udzielił także wywiadu, w którym mocno skrytykował organizatorów biegu. „Nie podoba mi się to, że ludzie chcą aż tak zarabiać na sporcie. Ci ludzie lubią oglądać nasz ból, nasze cierpienie. My biegamy, ponieważ w to wierzymy, tak jak w Boga. Nawet, jeśli zapłacą mi 50 000 czy 100 000 nie będę zadowolony, ponieważ oni nas wykorzystują i sport, aby zarabiać olbrzymie pieniądze. To się kłóci z duchem sportu. To wyścig komercyjny, zatem ludzie powinni być za niego właściwie nagradzani” – powiedział na łamach prasy.

Kouros zraził się do biegu Westfield, lecz nie do Australii, gdzie był żywą legendą i bohaterem największej greckiej społeczności na świecie. W 1990 roku zdecydował, że osiedli się z rodziną w Melbourne na stałe. Mimo, że był na miejscu to w ostatniej edycji wyścigu nie wziął już udziału, a bez niego, nie był to już ten sam bieg. Główny sponsor – firma Westfield wycofała się z jego organizacji w 1991 roku. Pula nagród była w tamtym roku największa, ale wyniki były jednocześnie najsłabsze i zainteresowanie spadło. Tak skończyła się epoka jednego z najdłuższych oficjalnych biegów ultra na świecie, lecz legenda Kourosa wciąż pozostaje żywa…

Możliwość komentowania została wyłączona.