17 kwietnia 2008 Redakcja Bieganie.pl Sport

Grzegorz Sudoł, 50km: 3:45:47! Ale marszem.


610_1.jpg

Grzegorz Sudoł

Reprezentant Polski w chodzie sportowym. Zawodnik klubów: Stal Nowa Dęba i AZS AWF Kraków. Olimpijczyk z Aten (2004), gdzie w chodzie na 50 km zajął 7.miejsce (3:49:09).

Największe sukcesy:

– 2-krotny mistrz Polski w chodzie na 50 km (2002, 2007);
– 3-krotny mistrz kraju w hali w chodzie na 5000 m;
– Wielokrotny Mistrz Polski na różnych dystansach i w różnych kategoriach wiekowych;
– Były rekordzista Polski Juniorów w chodzie na 20km;
– Uczestnik Mistrzostw Europy (10.miejsce), Mistrzostw Świata, 2. miejsce drużynowo w Pucharze Europy;

Rekordy życiowe w chodzie: 3000 m (bieżnia) – 11:29.20 (2005), 3000 m (hala) – 11:25.93 (2005), 5000 m (bieżnia) – 19:10.53 (2005), 5000 m (hala) – 18:55.01 (2005), 10 km (szosa) – 39:01 (2005), 20 km (szosa) – 1:21:03 (2005), 30 km (szosa) – 2:15:38 (2004), 50 km (szosa) – 3:45:47 (2008).

Grzegorz pochodzi z Nowej Dęby na Podkarpaciu. Od dzieciństwa pasjonował się motoryzacją. Przygodę ze sportem rozpoczął w IV klasie szkoły podstawowej od treningów piłkarskich, poprzez lekką atletykę (biegi średnie i przełajowe) i szkółkę gokartową. Dalszym etapem edukacji były studia wyższe na Akademii Wychowanie Fizycznego w Krakowie, które ukończył w 2005r. Obecnie pracuje na tej uczelni, w Katedrze Teorii i Metodyki Lekkiej Atletyki.

Dwa tygodnie temu podczas Mistrzostw Polski w Dudincach Grzegorz uzyskał najlepszy w tym roku na świecie czas w chodzie na 50km – 3:45:47 (13.04 lepszy wynik uzyskał Japończyk Yuki Yamazaki – 3:41:55) , uzyskując minimum na Igrzyska Olimpijskie. Po raz trzeci wywalczył też tytuł mistrza Polski na tym dystansie. 50km przeszedł ze średnią prędkością ok. 4 minuty 30 sekund na kilometr…

Bieganie.pl: Chód, to dyscyplina stosunkowo mało popularna. Co przesądziło o tym, że tej właśnie dyscyplinie poświeciłeś swoje sportowe życie? Czy swojego wyboru nigdy nie żałowałeś?

Grzegorz Sudoł: Zaczynałem od motoryzacji, ale to był bardzo, bardzo krótki okres. Później były biegi szkolne przełajowe w kategorii młodzika i potem już zacząłem chodzić, startowałem też w przełajach. Chód sportowy nie należy do dyscyplin najbardziej popularnych, jednakże dzięki takiej osobie jaką stał się Robert Korzeniowski, czy też innym wybijającym się zawodnikom, stał się rozpoznawalny i zyskał sobie dość dużą grupę sympatyków i kibiców. Nigdy nie żałowałem swojej decyzji, jednak po dyskwalifikacji w Helsinkach podczas MŚ zadałem sobie pytanie, czy mam jeszcze wystarczającą motywacje i możliwości predestynujące do osiągania sukcesów? Odpowiedziałem sobie, że tak, a Igrzyska są silnym bodźcem wyzwalającym wolę walki i dalszej, ciężkiej pracy.

Ktoś cię wciągnął do trenowania?

Tak, choć w sumie to był zupełny przypadek. Pobiegliśmy na marszobieg, to miało być około 20km na portowe wzgórza koło Janowa Lubelskiego i w momencie, kiedy zbłądziliśmy trochę, wyszło nam prawie 40km. W pewnym momencie już nie byliśmy w stanie kontynuować biegu, zaczęliśmy odpoczywać w marszu i ścigać się, kto będzie szybciej szedł. No i jakoś tak naturalnie byłem znacznie szybszy od reszty i trener zaproponował, czy nie chciałbym spróbować chodu sportowego. Nie bardzo mi się to na początku podobało, tym bardziej, że to były dopiero początki chodzenia Roberta. Ale przyszły pierwsze sukcesy, pierwsze zwycięstwa, no i zacząłem brnąć w tę konkurencję, a później chciałem ją kontynuować.

Chód jest mało rozpropagowany i chyba mało jest imprez temu dedykowanych?

Tak, tak. Myśleliśmy już o tym w ubiegłym roku, żeby zorganizować coś takiego jak grand prix w chodzie w formie otwartej. Dla zawodników, ale także dla dzieci i młodzieży, dla szkół i dla amatorów, którzy by chcieli maszerować dla zdrowia. Chodzi o to, żeby zachęcić ludzi, którzy niejednokrotnie nie mogą biegać ze względu na swoja masę, na przeciwwskazania zdrowotne, a mogą z przyjemnością, a przede wszystkim skutecznością, maszerować i w ten sposób spełniać się fizycznie.

Ilu jest teraz zawodniczych chodziarzy w Polsce?

Np. w kategorii seniorskiej startuje 17 zawodników na Mistrzostwach Polski. Jest to niejednokrotnie więcej niż w biegowych dyscyplinach. W kategoriach młodszych trzeba rozgrywać chód na hali w dwóch seriach, bo jest aż tylu chętnych.

A ilu zawodników zakwalifikowało się do Pekinu?

5 albo 6 chodziarzy i 2 kobiety, więc myślę, że pojedziemy tam w dużej sile.

Jak wygląda ogólnie Twój trening? Jak duże są obciążenia treningowe, w sensie kilometrażu i jak to się kształtuje w cyklu rocznym? Czy tylko chodzisz, czy także biegasz na treningu?

Mój trening składa się przede wszystkim z wielu kilometrów pokonanych chodem, sporadycznej ilości km biegowych, a także elementów dodatkowych, które są nie mniej ważne niż trening zasadniczy – gibkości, sprawności, siły ogólnej i specjalnej, ćwiczeń technicznych. W skali roku pokonuję blisko 6000 km, poświęcając na trening około 2-3h dziennie. Podobnie jak w treningu biegowym, największą pracę wykonuje się tu podczas miesięcy zimowych, w okresie grudzień-marzec i czerwiec-lipiec.

Używasz pulsometru? Jakie masz tętno maksymalne, a jakie spoczynkowe?

Tak, używam sporttestera firmy Polar, który towarzyszy mi podczas treningu. Monitoruję pracę serca, po każdym treningu wprowadzam dane do komputera. Co jakiś czas dokonuję też pomiar zakwaszenia krwi. Moje tętno maksymalne to 192, a spoczynkowe 40-42.

Jak jest z intensywnościami w chodzie – czy stosuje się te same określenia, jak w bieganiu? Zakresy itd? Jeśli tak, to jakie u Ciebie są te zakresy, wyznaczane wysokością tętna?

Intensywność chodu jest trochę wyższa niż biegu, ma na to wpływ przede wszystkim czas pokonywania jednego kilometra, a co za tym idzie – znacznie większy składowy czas pokonywanego dystansu – np: maraton najlepsi zawodnicy kończą w czasie około 2 godz.10 minut, a odpowiedni dystans chodem zająłby minimum 3 godziny. Stosujemy te same określenia stref i zakresów intensywności, co biegacze, jednakże dobieramy je w sposób indywidualny. Najbardziej zbliżonym treningiem do mojego koronnego dystansu – 50km, jest trening maratończyka. Występują tu jednak pewne różnice, wynikające ze specyfiki dyscypliny.

Ale w jakim sensie jest podobny, a w jakim się różni?

Podobny jest w sensie objętości kilometrażowej, tygodniowej, też występują pierwsze, drugie trzecie zakresy, odcinki tempowe. Różni się na pewno odcinkami technicznymi. Wy robicie siłę biegową, a u nas to występuje trochę w innej formie, można robić podejścia też w formie siły, nie ma siły, którą robimy w formie skipingu czy jakichś takich elementów. No i myślę, że trochę też w długości pokonywania dystansu – czasowo przede wszystkim, bo gdy przebiega się 20km, jest to zupełnie inny czas niż gdy się idzie.

Gdzie zazwyczaj trenujesz – w miejscu, gdzie mieszkasz, na obozach krajowych i zagranicznych? Gdzie treningowo czujesz się najlepiej i co ma na to wpływ – klimat, warunki, ogólna atmosfera czy coś jeszcze?

Zazwyczaj trenuję na zgrupowaniach sportowych. Jest kilka miejsc, w których czuję się szczególnie dobrze i gdzie warunki są odpowiednie. Takim ośrodkiem jest Hotel „Galicja” w Ulanowie, gdzie są bardzo dobre warunki treningowo-bytowe. Wspaniałe trasy treningowe umożliwiają na wykonanie dużej pracy, a leśne otoczenie, specyficzny mikroklimat i panująca cisza pozwalają na pełną regenerację po ciężkim treningu. Trenuję też za granicą – w Portugalii, Francji czy RPA. Jest to wówczas trening wysokogórski, który pozwala na zasadnicze przygotowanie się do kluczowych startów.

Uzyskałeś minimum olimpijskie, tym samym wchodząc w skład ścisłej kadry. Jakie nadzieje wiążesz z letnią olimpiadą w Pekinie? A jak oceniasz swoje realne szanse? Kto może być największym Twoim rywalem, a kto może pokusić się o zwycięstwo? Jak widzisz szanse polskiej reprezentacji w lekkiej atletyce jako całości – jakieś medalowe typy?

Igrzyska są dla mnie bardzo ważnym startem, w zasadzie najważniejszym w całym czteroleciu, od ostatnich IO. Na IO w Atenach wywalczyłem VII miejsce, zatem wynik poniżej tego poziomu będzie dla mnie krokiem w tył. Jednak chciałbym zaznaczyć, że warunki panujące w Pekinie będą tym razem sprzyjać Azjatom oraz zawodnikom żyjącym w zbliżonym klimacie. O dobry wynik będzie zatem bardzo trudno. Tym niemniej, na starcie szanse wszystkich będą teoretycznie równe, a zwycięży ten, kto okaże się być najlepszym w danych warunkach. Już zeszłoroczne mistrzostwa świata w japońskiej Osace pokazały, że w konkurencjach wytrzymałościowych bez odpowiedniego przygotowania w zbliżonych warunkach klimatycznych i odpowiedniej aklimatyzacji, bardzo trudno sięgnąć po medal, czy choćby zająć miejsce w ścisłym finale. Rywalem dla mnie jest każdy startujący zawodnik, a zwycięzcą okazuje się być tylko jeden. Ciężko zatem wskazać faworyta. Jeśli miałbym wymieniać, do tego grona zaliczyć można medalistów tegorocznych mistrzostw świata, a także reprezentantów Rosji i Chin. Osobiście liczę na jedną niespodziankę …

Jeśli chodzi o typy naszej reprezentacji w LA to myślę, że o medale tym razem będzie bardzo ciężko. Mamy jednak kilku kandydatów, których możemy brać pod uwagę. Są to: Marek Plawgo, Anna Jesień, Szymon Ziółkowski, Kamila Skolimowska, Monika Pyrek czy też Anna Rogowska, jeśli wróci do swojego poziomu, także Małachowski i nasza niezawodna sztafeta 4x400m. Być może zdarzy się też jakieś objawienie sezonu.

Co możesz powiedzieć o aktualnej sytuacji w PZLA? O władzach w związku? Czy panująca tam atmosfera sprzyja sportowcom i motywuje ich do pracy i osiągania dobrych wyników?

Niezręcznie jest mi wypowiadać się na temat związku, którego jestem zawodnikiem. Na pewno jest tu dużo do zrobienia, w celu zwiększenia skuteczności jego działania i lepszej efektywności, zwłaszcza od strony organizacyjnej i marketingowej. Są duże ograniczenia dla zawodników odnośnie reklamy i sponsorów, narzucane przez sam związek, co nie przyciąga potencjalnych partnerów do inwestycji w LA. Ponadto, liga lekkoatletyczna, czyli drużynowe mistrzostwa Polski, powinny być szczególnie promowane przez PZLA, bo przecież to właśnie w klubach wykonuje się największą pracę, podczas gdy te zawody traktowane są marginalnie.

Władze powinny bardziej zabiegać o pokazywanie lekkiej atletyki w mediach lokalnych i ogólnopolskich. Moim zdaniem, powinniśmy stworzyć produkt, który byłby atrakcyjny dla mediów. Jeśli lekkiej atletyki nie będzie w mediach, to stanie się ona konkurencją niszową. Wówczas dyscypliny zbliżone medialnie, jak koszykówka, hokej na lodzie, żużel czy kolarstwo, „uciekną” nam jeszcze dalej niż teraz. Nie porównuję LA do piłki nożnej czy siatkówki – bo to na dzień dzisiejszy to inny poziom w sensie produktu marketingowego. Odrębną sprawą jest kwestia szkoleń młodzieży. Jeśli nie będziemy mieli dobrze opłacanych trenerów i stojącego na odpowiednim poziomie szkolenia młodzieży, to nigdy nie będziemy mieli szans zaistnieć w świecie. Bez odpowiedniej motywacji i odpowiedniego zabezpieczenia trenerzy nie będą chcieli pracować w kraju, zatem nie będzie komu wyszukiwać i szkolić potencjalnych przyszłych medalistów olimpijskich. Praca u podstaw na dzień dzisiejszy jest nieodpowiednia, a powinna być dla nas bazą.

610_2.jpgIgrzyska Olimpijskie – Ateny 2004

Czy polscy chodziarze mają kompleks Roberta Korzeniowskiego? Czy nie przytłaczają was jego osiągnięcia?

Robert zawiesił poprzeczkę na niebotycznej wysokości, dla niektórych zawodników jest ona wręcz nieosiągalna. To, co osiągnął jako sportowiec jest i będzie zawsze odnoszone do nas, będziemy niejako do niego porównywani i oceniani, pozostając w pewnym sensie w jego cieniu. Niemniej jednak, dzięki wspaniałym sukcesom Roberta ta niszowa i mało zauważalna dotąd dyscyplina, jaką jest chód, stała się bardziej medialna, zmieniło się też na plus jej postrzeganie. Już po odejściu Roberta nasza drużyna w chodzie sięgnęła po srebrny medal na Pucharze Świata, co nie udało nam się jeszcze nigdy wcześniej. Dużo pracy jest jednak wciąż przed nami, a droga, jaką kroczył „Korzeń” jest ciężka i wyboista.

Czym tłumaczysz takie sukcesy Roberta? Jakimś szczególnym treningiem? Talentem? Uporem? Psychiką?

Robert to bardzo specyficzny człowiek i zarazem profesjonalista jako zawodnik. Myślę, że wszystkie cechy, które zostały wymienione w pytaniu, miały wpływ na sukces, jaki osiągnął. Przede wszystkim dominowały tu takie cechy, jak: determinacja, świadomość celu, praca, fantastyczna umiejętność organizacji sobie czasu w sensie pogodzenia zajęć sportowych i pozasportowych, a także pewien zmysł poszukiwawczy – poszukanie nowych wyzwań i nowych rozwiązań.

Robert Korzeniowski jest twoim trenerem?

Nie, Roberta mogę zawsze podpytać jako przyjaciel. On jako były zawodnik naszej kadry służy pomocą, ale zważywszy na zaistniałą sytuację w kadrze i polskim związku nie chce mieć z tym więcej nic wspólnego.

Trenujesz więc sam czy masz jakiegoś trenera?

Teraz trenuję sam. Jest u mnie w Krakowie trener chodu sportowego kadry kobiet – do ubiegłego roku, teraz kadry młodzieżowej, Mirek Wacek, który pomaga mi jako, powiedzmy, taki trener klubowy, może nie tyle w treningu, chociaż czasem też konsultuje coś, ale w takiej bardziej opiece na treningu, opiece technicznej, serwisu. Ale wiadomo – jak się czasami dyskutuje o treningu, można wyciągnąć pewne fajne wnioski.

Z czego się utrzymujesz? Masz sponsora?

W dzisiejszym sporcie trudno funkcjonować na jakimkolwiek poziomie mistrzostwa sportowego bez odpowiedniego wsparcia ze strony sponsora. Moimi sponsorami są Hotel „Galicja” w Ulanowie oraz firma farmaceutyczna Farma-Projekt z Krakowa. Mogę liczyć też na klub sportowy AZS AWF Kraków. Jednak nie wystarcza to do dobrego przygotowania się i w dalszym ciągu poszukuję sponsora, który wspomógł by mnie w przygotowaniach do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Pracuję też na AWF w Krakowie. O przyjęciu propozycji pracy na uczelni zadecydowały względy ekonomiczne. Myślę, że wielu sportowców decyduje się na taki krok, by zapewnić sobie środki do życia i trenowania.

Kariera zawodnicza, zawsze kiedyś się jednak kończy. Jakie masz zatem plany na przyszłość?

To, czym się zajmuję, sprawia mi wiele radości i satysfakcji. Chciałbym zatem pozostać przy sporcie jak najdłużej. Czy będzie to rola trenera, menedżera, organizatora czy zarządcy strukturami sportowymi, to się jeszcze okaże. Obecnie szkolę się w zakresie marketingu sportowego, co, mam nadzieję, pomoże mi w znalezieniu sponsora-partnera, bo tak dziś należy traktować podmioty sponsorujące, jak również pomoże we współpracy z ewentualnymi klubami czy instytucjami sportowymi w charakterze osoby odpowiedzialnej za marketing. Myślę, że na pewno chciałbym również nadal być związany z uczelnią. Pozwala mi to na poszerzanie wiedzy stricte sportowej, a kontakt z pracownikami uczelni, jak i studentami, jest dla mnie cennym doświadczeniem i dużą przyjemnością. Obecnie pomagam już trenerom w prowadzeniu młodych zawodników. Zdobyte własne doświadczenie zawodnicze, poszerzone o pracę z trenerami i zawodnikami kadry, a szczególnie z Robertem Korzeniowskim, mogę i chcę wykorzystywać w przyszłości w kierunku rozwoju polskiej lekkiej atletyki. .

Jak często mierzysz sobie mleczan?

Trzy razy podczas niektórych treningów. Jak jest trening progresywny, np. 30km i chodzę 10 plus 10 plus 10, czyli idę 10km w pierwszym zakresie, 10km w drugim i 10 w trzecim, to w tym momencie zatrzymuję się co 10km i wykonuję to i sprawdzam, czy to była ta intensywność, czy nie zrobiłem tego wyższego zakresu.

A jak uważasz, czy jest więcej do poprawienia przez technikę czy przez pracę nad wytrzymałością?

Myślę, że są pewne zależności i to się trochę wiąże. Poprawiając technikę, poprawiamy ekonomikę ruchów, jeśli poprawimy ekonomikę ruchu, w tym momencie poprawimy później czas. Np. wydłużając krok o 1cm, a zachowując tę samą ekonomikę ruchu razy 50000 kroków, bo tyle mamy kroków na dystansie 50km, to zarobimy około 500 metrów, czyli 2 minuty 15 sekund, może 2:20.

Są jacyś specjaliści od kroku biegowego?

W Krakowie na AWF jest system analizy trójwymiarowej, który pozwala wyczuć każde mankamenty co do milimetra. Wszyscy zawodnicy zostali na tym przebadani. Jest jeszcze taka platforma, która bada pracę jednej i drugiej nogi.

Jak często robicie takie badania?

Takie badania robimy po wstępnym etapie rozchodzenia się, potem w okresie przedstartowym, gdzieś tak w granicach lutego, marca, żeby sprawdzić, czy to, nad czym pracujemy, idzie w dobrym kierunku.

W jakich butach startujecie, a w jakich trenujecie?

Buty maratończyka i buty chodziarza są bardzo podobne, takie startowe. Korzystamy z reguły z butów startowych do maratonu lub półmaratonu.

A co z treningiem, czym się różnią te buty?

Czasem są trochę wyższe, żeby była trochę większa amortyzacja, trochę cięższe.

Kontrolujesz swoją wagę?

Tak, kontroluję wagę. U mnie przy wzroście 176 wynosi ona w granicach 66 – 67kg. W jednym roku trochę przesadziłem, bo waga wzrosła mi do 70 paru i w związku z tym miałem kontuzję kolana, przeciążenia. A taka waga optymalna startowa, w której się najlepiej czuję, to 65 kg.

Jakie wykonujecie
ćwiczenia siłowe?

Są to obwody stacyjne, brzuchy,
grzbiety, ćwiczenia na mięsień czworogłowy, na mięśnie
dwugłowe, ćwierć czy nawet półprzysiady, ale to w bardzo
lekkiej formie, bardziej dynamicznej. Ta siła jest zimą dość
mocna, trzy razy w tygodniu obwody stacyjne, w granicach 12-14
ćwiczeń w obwodzie, naprzemiennie różne partie mięśni, a
potem tylko w formie podtrzymania.

Jak wygląda twój
trening dzienny?

Rano trening właściwy, np. 15
kilometrów, popołudniu wychodzę na trening w granicach 6-8km
i chodzę na siłownię. Czasami po siłowni robię ćwiczenia
techniczne, u nas to są takie kroczki

Teraz mieszkasz
w Krakowie?

Tak, mieszkam w Krakowie, prowadzę
zajęcia na AWF-ie.

Jak oceniasz swój występ na
Mistrzostwach Polski?

Zwykle jestem bardzo krytyczny, co
do swoich występów, jednak ten w Dudincach ocenić mogę w
samych superlatywach. Wypełniłem plan w 100% – uzyskałem wymagane
minimum na IO, obroniłem tytuł mistrza Polski, przeszedłem dystans
bez żadnego ostrzeżenia (6-ciu sędziów międzynarodowych),
nagrodą była informacja, iż uzyskałem najlepszy tegoroczny wynik
na świecie. Jedyną rzeczą, której mi brakowało, to
bezpośrednia walka z rywalami. Chciałbym tu podziękować
Benjaminowi Kucińskiemu, za towarzyszenie mi na trasie do
32km.

Czy miałeś jakiś kryzys podczas marszu, czy
obawiałeś się któregoś z przeciwników?

Może
nie zabrzmi to skromnie, ale nie obawiałem się żadnego rywala,
choć wszystkich szanuję i traktuję poważnie. Nie miałem kryzysu,
wszystko, co sobie ułożyłem w głowie, zostało jakby odtworzone,
miałem wrażenie, że gdzieś to wcześniej widziałem. Po raz
pierwszy przeszedłem dystans w tak dobrej formie fizycznej i
psychicznej.

Twój obecny czas to najlepszy wynik
na świecie, czy wiedziałeś, że jesteś przygotowany na tak dobry
wynik (13.04 lepszy wynik uzyskał Japończyk Yuki Yamazaki – 3:41:55)?

Przed startem nie zaglądałem w tabele
światowe i nie wiedziałem, kto prowadzi na listach. Przepracowałem
dobrze okres przygotowawczy i założony plan treningowy na RPA i
Hiszpanię – wiedziałem, że jest dobrze. Ustaliłem przed startem z
Benjaminem prędkości kolejnych 10km, chcąc uzyskać wynik pomiędzy
3:45-46 – wiedziałem, że na takie chodzenie jestem przygotowany.
Było to wyzwanie, gdyż wynik ten był o ponad 3 min lepszy od
rekordu życiowego osiągniętego w Atenach, który dał mi VII
miejsce. Na szczęście się nie pomyliłem.

Wiele się
słyszy o problemach polskich chodziarzy z PZLA i z trenerami z
kadry, jaki jest twój stosunek do tego?

Po
Igrzyskach Olimpijskich w Atenach najlepsi zawodnicy chcieli zmiany
trenera kadry. Współpracowaliśmy z Robertem Korzeniowskim i
chcieliśmy to podtrzymać. Robert ustalił, na jakich zasadach jest
to możliwe. Wystąpiliśmy do PZLA o zmianę trenera, podsuwając
różne propozycje. Niestety, nie wyrażono na to zgody.
Byliśmy bardzo rozgoryczeni i zbuntowani. Przeszkadzaliśmy sobie
nawzajem w normalnej współpracy. Ponowna nasza sugestia po ME
w Goeteborgu również została odrzucona. Pozostało nam się
pogodzić z pewnym stanem i dogadać na możliwym poziomie
współpracy. Roman Magdziarczyk zrezygnował z dalszego
uprawiania chodu. Podjąłem trudną decyzję, iż sam biorę na
siebie plan przygotowań. Swój program treningowy realizuję
już od kilku lat. Nie było sensu dalej ciągnąć takiej sytuacji,
gdyż do niczego to nie prowadziło. W tym roku odciąłem się od
tego wszystkiego.

Przy ustalaniu szkolenia na rok
olimpijski 2008 dostałem wraz z Benjaminem Kucińskim zgodę od trenera
Krzysztofa Kisiela i szefa szkolenia PZLA na stworzenie własnego programu
zgrupowań, startów, obciążeń treningowych i konsekwentnie
go realizuję. Oczywiście ilość dni zgrupowań zagranicznych i
krajowych jest taka sama jak dla pozostałych zawodników w
kadrze. Dziękuję za wyrażenie takiej zgody. Mam nadzieje, że
potwierdziłem uzyskanym rezultatem, iż była to dobra decyzja. Swój
program treningowy konsultowałem z Robertem Korzeniowskim. Pomaga mi
niejednokrotnie w jego wykonaniu trener Wacław Mirek, podpowiadając
też cenne uwagi i rozwiązania.

Dzięki pomocy klubu AZS AWF
Kraków oraz moich sponsorów: firmie farmaceutycznej
Farma-Projekt i SEMA-PRINT – materiały reklamowe z Krakowa, Hotelowi
Galicja z Ulanowa, mogłem sobie pozwolić na opłacenie dodatkowych
dni obozowych, spędzonych w ciepłym klimacie czy też wydłużyć
zgrupowania w Polsce. Przestałem interesować się wieloma rzeczami
i nieporozumieniami. Staram się, aby możliwie nie miało to na mnie
wpływu. Dzięki pomocy wspomnianych sponsorów stałem się
częściowo niezależny. Niestety, jeszcze nie na tyle, by mieć
bardzo dobre przygotowania, które mogą doprowadzić do medalu
olimpijskiego. Dlatego apeluję i zachęcam do współpracy
firmy, które chcą utożsamiać się z olimpijczykiem.

Czy
masz jakieś pomysły na promocję tej dyscypliny?

Chód
zyskał na popularności dzięki sukcesom Roberta Korzeniowskiego,
jak i w małym stopniu dzięki dobrym występie w Atenach wszystkich
startujących tam chodziarzy. Jednak trzeba w dalszym ciągu podnosić
popularność tej dyscypliny, by móc myśleć o przyszłości
i młodych zawodnikach. Krakowski miting „Na rynek marsz” dzięki
staraniom organizatora i zawodników uzyskał prestiżowy
statut GRAND PRIX IAAF. W Krakowie jest wspaniała promocja chodu,
którą należy rozwijać. Był pomysł stworzenia GRAND PRIX
Polski w chodzie sportowym, czy też Pucharu Polski, jednak niestety
nie został wprowadzony w życie. Mam jednak nadzieję, że
najpóźniej w ciągu dwóch lat uda się stworzyć cykl
6-7 startów w Polsce, gdzie będziemy się ścigać na wysokim
poziomie na dystansach od 5 do 20km. Przy organizacji takiego cyklu
startów, byłaby możliwość rywalizacji w miejscach ich
rozgrywania, dla młodych adeptów, szkółek UKS
Korzeniowski.pl, szkół podstawowych czy gimnazjów.
Pozwoliłoby to promować chód sportowy w wielu miejscach w
Polsce. Zawody najsłabiej zorganizowane wypadałyby z Grand PRIX i
uzupełniane byłyby innymi. Dobrym pomysłem byłoby rozgrywanie
sztafet mieszanych, klubowych, czy też drogą losowania par i
pokonywania mniejszych dystansów, np. 10x500m, co jest
rozgrywane np. w Niemczech i cieszy się dużą popularnością.
Innym pomysłem jest rozgrywanie np. 3x3km z przerwą ok. 30-60min na
dochodzenie. Do następnego odcinka rusza się ze stratą z
poprzedniego.

W mojej głowie jest wiele pomysłów,
ale brak mi czasu na ich realizacje i możliwości finansowych.
Ponadto jestem jeszcze zawodnikiem i nie chciałbym się teraz tym
zajmować. Zajmuje to wiele czasu, a ja już mam obowiązki związane
z pracą na wyższej uczelni. Potrzebny byłby też główny
sponsor Grand Prix, czas antenowy w TV lokalnych, bądź też
ogólnopolskich.

610_3.jpgJakie są Twoje najbliższe plany, jeżeli chodzi o przygotowania do igrzysk w Pekinie?

Obecnie przebywam na zgrupowaniu w Spale do 11.04, gdzie korzystam z odnowy biologicznej, krioterapi oraz wykonuję spokojny trening. Od 15.04 rozpocznę zgrupowanie w fantastycznym miejscu, również do biegania, w Ulanowie i zakończę je startem w Akademickich Mistrzostwach Polski w Rzeszowie, 26.04. Następnie kolejne zgrupowanie w Spale przed Pucharem Świata, który jest 10-11.05 w Czeboksarach (Rosja), gdzie pójdę na 20km. Kolejny okres to krótki trening i start w Krakowie w GRAND PRIX IAAF na 20km. Zastanowię się nad startem w Hiszpańskiej La Coruni – kolejnym mitingiem GRAND PRIX IAAF. Będzie on uzależniony od dobrego występu w Krakowie. Na pewno od 1 do 20.06 wyjadę, prawdopodobnie sam, na zgrupowanie do Szczyrbskiego Plesa, a 22go pomaszeruję w mistrzostwach Polski. 26 lub 28 wyjedziemy kadrą na wysokogórskie zgrupowanie do Font Romeu. Po powrocie krótki pobyt w Spale i prawdopodobnie wyjazd do Pekinu. Jest planowane zgrupowanie aklimatyzacyjne w Kiochi w Japonii, lecz nie wiem czy zostanę na nie zakwalifikowany…

Czy są jakieś problemy, z którymi się borykasz?

Pewnie! Jak w każdej pracy, a tak traktuje to, co robię. Przede wszystkim problemy finansowe: brak stypendium olimpijskiego, czy choćby centralnego. Finansowanie sportu jest moim zdaniem niedopracowane, ale nie czas, by się nad tym rozwijać. Od 2006 roku nie otrzymuje żadnych pieniędzy z ministerstwa, czyli pośrednio z PZLA. We wrześniu 2006r zmieniłem stan cywilny i jestem zmuszony myśleć o zabezpieczeniu środków dla mojej rodziny. Wygasła niestety umowa z moim dotychczasowym głównym sponsorem firmą ciastkarską ARTUR, która trwała od 2002 roku. Obecnie szukam sponsora, który zapewni mi odpowiednie przygotowanie do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, czy też perspektywicznie w Londynie. Wchodzę w najlepszy wiek dla chodziarza i wiem, że nadchodzi mój czas.

Robert Korzeniowski zostawił po sobie pewien model przygotowań treningowych. Czy jest coś w treningu chodziarzy, czego według ciebie brakuje w treningu biegaczy?

Konsekwencji i organizacji treningu. Wielu zawodników zbyt często i czasem przypadkowo startuje w wielu biegach ulicznych, brakuje czasu na spokojny i przemyślany trening. Wykorzystanie możliwości monitorowania obciążeń treningowych nie jest tak dopracowane jak było u Korzeniowskiego. Dobór miejsc i warunków treningu niestety, czasem nie jest optymalny, głównie za względów finansowych. Wydaje mi się również, iż często nasi maratończycy zbyt mocno trenują, chcąc nawet w ostatnim tygodniu przed startem w maratonie jeszcze coś wytrenować. Nie ma tam już miejsca na ciężki trening, a musi się znaleźć na odpoczynek i kumulacje energii. Biegamy często za szybko, robimy tzw. „puste kilometry”, które można zamienić na odpoczynek.

Nie chce się zagłębiać w poszczególne środki czy jednostki treningowe, bo trening musi być dobrany do danego zawodnika. Są jednak pewne kryteria, które trzeba spełnić by myśleć o dobrym wyniku. Sam przyznam się, że do tej pory w treningu do 50km zbyt dużo środków treningowych było w wysokiej intensywności, a gdy zmodyfikowałem trening, okazało się, że pozwoliło to na osiągnięcie rekordu życiowego.

Życzymy więc powodzenia w Pekinie…

Dziękuję. Pozdrawiam wszystkich sympatyków sportu i czytelników portalu bieganie.pl!

Możliwość komentowania została wyłączona.