Redakcja Bieganie.pl
Grzegorz Gajdus to były rekordzista Polski w maratonie z rekordem życiowym na poziomie 2:09:23. Gajdus to także były trener czołowych polskich maratończyków – Błażeja Brzezińskiego, Adama Draczyńskiego, Arkadiusza Gardzielewskiego, Mariusza Giżyńskiego czy w końcu Henryka Szosta, z którym współpracował do 2011 roku i którego przygotowywał do pierwszych maratonów w karierze. Zna więc jak mało kto Henryka jako zawodnika i może ocenić czy kolejna zmiana trenera to dobry krok.
Sam Henryk też jest tego typu zawodnikiem, że potrzebuje zmian. Jednocześnie jest takim zawodnikiem, który doskonale zna i czuje swój organizm, co pozwala mu realizować plan treningowy optymalnie z uwzględnieniem zmęczenia w danym dniu, co z kolei sprzyja takiej współpracy na odległość jak w przypadku współpracy z Shetsovem czy teraz z trenerem Królem.
A czy trener Król to dobry wybór dla maratończyka?
Henryk trafił do dobrego trenera, co tu dużo mówić. Trener Król ma duże doświadczenie w pracy z zawodnikami. Tyle lat pracuje na polskim rynku i wyróżnia się tym, że ma bardzo dobry kontakt z zawodnikami. Wielu ludzi, którzy poznali trenera Króla mówi, że trenera można słuchać, słuchać i słuchać i trener zawsze będzie miał na każdy temat coś mądrego do powiedzenia – nawet nie na tematy biegowe. To też może imponować zawodnikowi i budować autorytet.
Pod koniec naszej współpracy Henryk nie zawsze był zdecydowany co do mojego treningu, a ja zawsze jestem zdania, że zawodnik musi być przekonany do tego co ma robić. Dlatego zmiana trenera na trenera Shetsova to dla Henryka także był dobry krok. Henryk poczuł się bardziej zmotywowany, przekonany i dzięki temu poszedł do przodu.
W wywiadzie Henryk wspominał, że ani z Shetsovem, ani z Tobą nie wykonywał siły biegowej na skipach wieloskokach itp. Dlaczego?
Współpracę z Henrykiem zacząłem dwa lata przed Igrzyskami w Pekinie. Celem było przygotowanie go do debiutu w maratonie i awans na Igrzyska. Nie było za dużo czasu aby to zrealizować dlatego głównym naszym celem była praca nad zwiększeniem kilometrażu i przygotowaniem Henryka do wysiłku maratońskiego.
Sama siła jednak była. Na początku jakieś skipy także robiliśmy. Siłę można robić na kilka różnych sposobów. My robiliśmy sporo zróżnicowanych podbiegów, czasami strome, gdzie nie ma się pełnego zakresu ruchu, nie ma pełnej prędkości, czasami przejścia ze skipu na podbieg, czasami długie podbiegi z Piechowic do Jakuszyc.
Jako zawodnik także nie wykonywałem wieloskoków, głównie by ograniczyć ryzyko pojawienia się kontuzji.