Adam Kszczot – raport treningowy po maratonie w Nowym Jorku
Stało się to, na co tak długo czekałem, przebiegłem swój pierwszy w życiu maraton! Dziesiątki rozmów podcastowych na kanałach bieganie.pl to wyśmienity motor napędowy. Rozmowy oficjalne i poza anteną o maratonie w Nowym Jorku rozpalały wyobraźnię. Jednak nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewałem się takiego biegu. Maraton w Nowym Jorku przyciąga tłumy kibiców na trasie, tłumy na ulicach Greenpointu, do tego tak sprawna organizacja, że ponad 51.000 uczestników rozpłynęło się po ulicach jak kropla nadziei w morzu emocji. Na mecie ogromne zmęczenie, ciężkie nogi, sfatygowany umysł po zderzeniu z ostatnimi kilometrami i upragniony medal na szyi oraz to na co wielu z was czekało, czyli wynik 2:50:09. W chwili kiedy piszę te słowa, jest to druga doba po biegu, a ja czuję się … zaskakująco dobrze! Czy mogłem pobiec szybciej? Dowiedzmy się!
Zacznę od skromnej prywaty, od tego co przez cały wyjazd powtarzaliśmy jednogłośnie w obsadzie wyjazdowej skromnych osób Artura Kozłowskiego, Tomasza Koprowskiego, Henryka Szosta, Joanny Jóźwik, Katarzyny Zawistowskiej, Wojtka Walaszczyńskiego, na największy maraton świata. To wszystko jest jak sen, z którego nie chcemy się budzić.
Przygotowania do maratonu
Upalny sierpniowy i nieco duszny dzień, jak przystało na upalne lato roku 2023 w Europie przyniósł wspaniałe informacje w postaci slotu startowego na New York City Marathon. Kiedy spada z nieba taka okazja, nie zastanawiasz się tylko carpe diem i do przodu. Posłańcem dobrej wiadomości był Tomasz Koprowski, który odpowiada za projekty marketingowe naszej redakcji. Przez głowę przemykają myśli i wspomnienia pożyczone od naszych podcastowych gości. Wymieszane uczucie walki do końca, cierpienia i ogromnej radości. Jedno spojrzenie w górę, bo właśnie wtedy najlepiej układają się myśli w mojej głowie, rachunek sumienia i retrospekcja niczym z filmu ostatnich miesięcy życia, analiza tego co zastałem, była niepokojąca. Prawie nie biegałem od 8 miesięcy, nie licząc sporadycznych krótkich treningów, kilku startów oraz 2 obozów.
Do treningu budującego formę nie zaliczyłbym żadnego z tych zrywów. Od podjętej decyzji startowej frekwencja podskoczyła diametralnie. W każdym tygodniu miałem co najmniej jeden trening biegowy, a przy higienie pracy, jaką prowadziłem ostatnio to całkiem niezły wyczyn. Wielu z was zapewne pamięta zapowiedzi na debiut w 2:30, ale szybko powściągnąłem wodze fantazji po rozmowie z uczestnikami nowojorskiego maratonu oraz tak doświadczonymi maratończykami jak Artur Kozłowski i Henryk Szost. Do tego doszedł oczywiście nikły czas do startu oraz nikły kilometraż.
Przez 8 tygodni bezpośrednio poprzedzający start w Nowym Jorku przebiegłem w sumie 226,71km. Tak, tak wiem. To znacznie za mało, nieodpowiedzialne podejście do królewskiego dystansu i brak respektu do wyniku. Z drugiej strony to szacunek do mojego trybu życia, jaki prowadziłem w pracy i w domu. Często zwyczajne zmęczenie prowadziło do przesunięcia lub rezygnacji z treningu, bo był zwyczajnie niżej w hierarchii ważności. Kiedy miałem wybierać czy wyjść biegać o 21.00 na pełnym zmęczeniu i nie spędzić ani chwili z dziećmi tego dnia, wybierałem właściwie. Kończąc rzewną część spowiedzi, dodam, że wiedziałem o brakach czasu w moim grafiku, zanim zacząłem się przygotowywać.
Na co się więc zdecydowałem? Postawiłem na jak największą jakość treningu. Zróżnicowany teren, prawie nic na płaskim terenie, biegi w drugim zakresie, rozbiegania w tempie około maratońskim. Nie róbcie tego w domu! Za uszami mam ponad 40.000 kilometrów wybiegane w karierze zawodowej. Takie frywolne podejście do treningu gwarantuje kontuzję i nieukończony maraton dla zawodników bez podkładu profesjonalnego.
Właśnie z powodu tak nikłego kilometrażu, po 30-kilometrowym rozbieganiu, który był na 4 tygodnie do startu (średnia 3:56/km), pojawiła się „czkawka” i prawie 2 tygodnie nie mogłem wrócić do biegania na prędkościach około 4:00/km. Z pewnością na tak długi trening mogłem użyć nieco twardszych butów niż New Balance More. To spora kotwica nie tylko w nogach, ale również w głowie. Kto biega, ten wie, jak nieprzyjemne jest bieganie na ciężkich nogach, które nie niosą jak zaledwie tydzień czy 2 tygodnie temu. Nauczony doświadczeniem nie przejmowałem się tym zbytnio, wiedząc, że wytrwałość w oczekiwaniu jest najważniejsza.
2 tygodnie do startu wszystko wróciło na właściwe tory, co pokazał bieg w Zakopanem „Dycha pod krokwią”. Niestety było już za późno na kolejne długie rozbieganie, bo było już za mało czasu do maratonu, zapadła więc decyzja o 16-kilometrowym biegu ciągłym. Znając zaległości, jakie miałem w treningu, postawiłem na bieganie w granicach możliwości organizmu. Na nic zdało się tętno, to był wyjątkowo stresujący dzień, ale w zanadrzu mam doskonałe czucie głębokie, więc mogłem śmiało biegać tego dnia po 3:45-3:46/km. Trasa jak zwykle crosowa z długimi podbiegami sięgającymi 800 metrów. Zaledwie na 9 dni przed startem zacząłem odpoczywać od biegania, o ile można tak nazwać te kilka dni wolnego, bo można znaleźć w moim dzienniczku takie tygodnie, gdzie zwyczajnie zrealizowałem zaledwie 1 trening. Tu pozostało już tylko oczekiwać startu.
Przylot do Nowego Jorku
Przelot zaplanowany został na 02.11.2023, czyli zaledwie nazajutrz po dniu wszystkich świętych. Przeloty to najtrudniejsza dla mnie część w każdych z dotychczasowych przygotowaniach. Mimo że w samolocie śpię jak dziecko, to zawsze jest dla mnie spory koszt.
Po przylocie na miejsce na sam początek odbiór pakietów i akredytacji mediowych (ten wyjazd był ogromnym wydarzeniem również dla całej redakcji). Pierwszego dnia nie mogliśmy odmówić sobie porannego rozruchu w Central Parku, meta maratonu była już gotowa od wtorku. Na stopach testowe buty New Balance SC Trainer v2, w których zapewne pobiegnie elita. Rześkie i wilgotne powietrze Central Parku smakowało jakoś inaczej, bardziej elektrycznie. Przechodnie nas pozdrawiali, a co niektórzy odgrażali się słowami do zobaczenia na trasie. Zresztą tak upływał czas niemal na każdym skrzyżowaniu, mieszkańcy również nie mogli doczekać się dnia maratonu. Jeszcze większe wrażenie robiły wieczorne spacery i rozmowy w kolorowych, niemal ciepłych światłach wielkich ekranów reklamowych Manhattanu. Powtórzę tylko, że kto biegał, ten wie, o czym mówię i ciężko jest to przekazać słowami. Swoją drogą tam nie ma zielonego światła dla pieszych, tylko symbol chodziarza. Cała organizacja, począwszy od odbioru pakietów startowych, gdzie nie czekałem nawet 1 minuty w kolejce, a wolontariusze wiwatowali na widok każdego z uczestników, aż po miasteczko przedstartowe to istny majstersztyk.
Dzień drugi rozpoczął się od cudownego poranka, tym razem z naszymi rodakami. Dla nas niemal najważniejszy moment wyjazdu, poza maratonem oczywiście. Poranny rozruch dostarczył cudownych emocji i wiele radości. Dziękuję w imieniu całej redakcji, że przyjęliście nas z tak szerokimi i szczerymi uśmiechami. Było wszystko, od rozmów, wspólnego biegania, aż po śpiewanie 100 lat dla jubilatów, którzy byli na biegu. Trasę rozruchu wytyczał Artur Tyszuk, który współtworzył największy polonijny klub biegaczy w NYC – Polska Running Team. W takich chwilach gardło zaciska się, a do oczu cisną się łzy. To piękne chwile, które zostaną ze mną na długo. Rozstaliśmy się w doskonałych humorach i nadzieją na udany start.
Nie obyło się bez drobnych komplikacji, dzień przed startem odwiedziłem ponownie hale expo, żeby zmienić prom wyjazdowy na start. Na każdym numerze startowym widnieje dumny napis z oznaczeniem promu (łódź, którą rozpoczyna się podróż na start) z numerem fali startowej oraz corral, z którego ruszamy na linię startu. Nie byłoby łatwo dotrzeć na start promem 8:45 i wystartować o 9:10. Ostatecznie po krótkiej rozmowie w helpdesku przypisano mi jedyny dostępny prom o 5:45. Do szczęśliwych nie należałem, ale w końcu lepiej być za wcześnie niż za późno. Wszystko gotowe i można było powoli rozmyślać o starcie. Nowy Jork to miasto również turystyczne i nie podarowałbym sobie gdybym nie zobaczył widoku z Empire State Building, więc w międzyczasie było również zaliczenie kilku atrakcji.
Na ten moment miałem w nogach około 30 kilometrów marszu w ciągu dwóch ostatnich dni pobytu w USA. Nieźle jak na przeddzień zmagań w maratońskim debiucie. Skoro o krokach mowa, to wybór butów do pokonania maratonu nie był prosty. Początkowo bardzo chciałem biec w cudownych butach carbonowych. Tak jak wspomniałem, miałem na miejscu możliwość testowania edycji nowojorskiej butów New Balance SC Trainer v2. Bardzo wygodne i stopa sama rwała się do biegu, wiadomo przecież nie od dziś, że nowe buty są najszybsze. Niestety nie obiegałem butów w treningu i nie zdecydowałem się na start w nich. Zostałem przy świetnych, sprawdzonych butach model Fresh Foam X 1080v13, w których zaliczyłem trudny i górzysty start na 10 kilometrów w Zakopanem, a stopy przetrwały bez najmniejszego uszczerbku. Grunt to bezpieczne stopy niosące do mety.
Start w maratonie
Dzień startu maratonu. Pobudka o 4:00 i szybkie śniadanie. Co zjadłem przed maratonem? Najzwyczajniejszą w świecie jajecznicę, popijając czarną kawą. Dzień przed biegiem, czyli w sobotę wciągałem ryż i kurczaka hurtowo. Przed wyjazdem z Polski uzbroiłem się w taśmę biurową przezroczystą oraz folię życia. W tak gustownie skonstruowany kubrak przyodziałem się, żeby chronić się przed porannym chłodem. Było cieplej niż się spodziewałem po pierwszych dniach z porankami od 4-6*C. W dniu maratonu zaskoczyło nas ponad 8*C. Zgodnie z oczekiwaniem wyruszyliśmy na prom o 5:00, a przemarsz z hotelu na wybrzeże zajął około 20 minut. Nocny krajobraz rozświetlonych budynków na drugiej stronie brzegu robi niesamowite wrażenie. Sama podróż wygodnym promem trwała zaledwie 20-25 minut, a po drodze przepłynęliśmy obok Statuy Wolności. Tutaj przeszliśmy przez kolejną kontrolę i przyznaję, że czułem się bezpiecznie. Niespodzianka numer dwa to podróż żółtym autobusem, jakie znamy z amerykańskich filmów. Po 40 minutach podróży dojechaliśmy do wioski, gdzie od wejścia rozdawali nam typowe amerykańskie pączki z dziurką. Bez zdziwienia moim oczom ukazała się bramka kontrolna, szybkie macanki i wolontariusze przywitali nas w wiosce gromkimi brawami.
Sama wioska to wszystko i znacznie więcej czego może potrzebować przeciętny biegacz przed startem. Kawa, żele, batoniki, więcej pączków, ksiądz, masaż czy pies terapeutyczny, to chyba większość atrakcji, jakie można spotkać. Moja wioska znajdowała się na samym końcu, ale za to bardzo blisko mostu oraz samej linii startu. Ruszyliśmy o czasie i po kilku chwilach stałem na starcie. Mimo że byłem w toalecie kilka chwil wcześniej, znów chciało mi się siku. Przy starcie na 800 metrów nie ma to dużego znaczenia, ale w maratonie nieco się bałem. Kilka słów od prezydenta TCS i ruszyliśmy ze Staten Island w kierunku Brooklynu.
Pierwsza mila minutę za wolno, z jednej strony tłum, z drugiej strony podbieg, który trzeba bardzo szanować. Z kolei druga mila ciągły zbieg i to całkiem stromy. Henryk Szost mówił, żeby nie hamować, więc wszedłem w technikę do biegu i na markerze 2 mila prawie wyrównała się strata, mocno mnie to zdziwiło, ale podobno w maratonie emocje potrafią ponieść. Pierwsze 10 kilometrów to absolutnie luźne nogi i spokój. Pomyślałem, że chciałbym tak się czuć na połowie dystansu. Nie zawiodłem się, mijając kolejne kilometry. Do połowy dystansu mam wrażenie, że głównie zbiegaliśmy z nieznacznymi krótkimi podbiegami. Właśnie w połowie trasy moim oczom ukazał się owiany mitami i opowieściami gości podcastów Greenpoint.
Nie zawiodłem się podwójnie, zarówno nogi jak i doping niosły śmiało do mety. Polskie flagi, barwne ubrania, darmowe piwo i nieziemski, niegasnący aplauz publiczności wdzierającej się na ulice. Wszystko w akompaniamencie festiwalu światła wdzierającego się spomiędzy przecinanych ulic i budynków. Taki widok wart jest każdego grzechu. Czujesz, że żyjesz do potęgi, w takiej chwili już nic nie jest ważne, nawet wynik. Po prostu chcesz, by ten moment nigdy się nie kończył.
Znów afirmacja, niech tak dobrze nogi niosą na trzydziestym kilometrze! Żele jadłem co 10-12 kilometrów, pierwszy raz w przygotowaniach. Kupiłem je dopiero na miejscu podczas zakupów na expo, więc za radą Henryka Szosta wybraliśmy te, które mają znacznie więcej wody. Co do wody to co 1 milę rozstawione były punkty żywieniowe właśnie z tym cudownym napojem oraz do duetu z izotonikiem. Piłem sporo w 90% wodę, czasem nawet co milę, najdalej co dwie. Przypomnę, że od początku chciało mi się siku, ale cały dystans uczucie to było na tym samym poziomie.
Druga część dystansu to powolna wspinaczka. A mówili, że druga połowa jest trudna! Tak naprawdę ciężko w nogach zrobiło się dopiero po 21 mili. Podbiegi na mosty traktowałem lekko, bo tu cena może być dramatyczna (czyli jeśli dobrze mnie rozumiesz drogi czytelniku, tak mogło być znacznie gorzej). Bardzo przyjemna i płaska 1st Avenue minęła ospale, w już nieco niższym tempie, na pewno wolniej niż 4.00/km, choć GPS pokazywał istne głupoty, samopoczucie chyba mnie nie myliło. Ostatnie 5 kilometrów dla odmiany to istna katorga.
No i nastał podbieg na 5th Avenue i koniec „pruuundu”. Ten moment złamał mnie i musiałem pomaszerować ostatnie 70 metrów tego morderczego podbiegu. Zostały 4 kilometry do końca, a ja myślę o tym, żeby się nie zatrzymać i biec do mety. Miałem jeszcze kilkuminutowy zapas do złamania 2:50. Górki, które pokonałem na jednej nodze po przyjeździe w Central Parku, okazały się Everestem, a może K2 … w każdym razie moimi ostatnimi górkami. Tu przyznaję, że bolało i to mocno. Najgorsze było widmo skurczy, jakie nadchodziły, a dokładnie znam to uczucie. Zwolniłem na tempo nieco ponad 5 min/km, a i tak musiałem przejść do marszu.
Organizm powoli i systematycznie z uporem maniaka mordercy, poddawał się. Tętno, jakie pasek na mojej klatce piersiowej rejestrował, sięgało 196 uderzeń, ała. Sprawdziłem zegarek i przed moimi oczami pojawił się znak 800 metrów, ruszyłem do biegu po dokładnie 1 minucie marszu, na tyle mogłem sobie pozwolić, żeby pokonać granice 2:50. I tam właśnie na samiuteńkim końcu jest niewinny podbieg. Ostatnie spojrzenie na zegarek, zdążę, tylko nieco przyspieszę dla pewności. O 1 krok za dużo i na samym finiszu pojawiły się skurcze, które powaliły i nie pozwalały wstać. Jak to w pięknym sporcie się zdarza, pojawiła się pomocna dłoń Bryana Buttigieg’a, który ofiarował mi pomoc w najtrudniejszym momencie biegu i oddał swoje cenne sekundy. Dobiegłem! Dziękuję z całego serca! Doświadczyłem najpiękniejszego debiutu w maratonie, jaki mogłem sobie wymarzyć.
Za metą czekała Ekipa powitalna w osobie Henryka Szosta, Artura Kozłowskiego. Dostarczyli szybkich węglowodanów, bo chyba cała moja krew odpłynęła na ratunek w najpotrzebniejszych miejscach, pozostawiając nieco otępiałą świadomość. Oczywiście pozostaje kwestia samopoczucia. Ściana ostatnich dwóch kilometrach, kompletny beton, ciężko było na ostatnich 25 minutach biegu. Skurcze rozpędziły się na dobre i łapały na przemian to z przodu, to z tyłu, wyłączając mnie całkiem z ruchu, ale za to sprawdziłem procedurę medyczną. Przejazd meleksem pierwsza klasa, a szybki masaż i rozbujanie mięśni postawiły mnie do pionu i mogłem znów chodzić. Co prawda dołożyłem moje ulubione tabletki z pierwiastkami, które błyskawicznie się wchłaniają. Precelki od miłej pani wolontariusz nie były już potrzebne. Po pierwszym preclu w ustach zapanowała totalna Sahara. Do hotelu wróciłem w doskonałym humorze z obolałymi mięśniami i medalem na piersi. Kończę pisać te słowa w środę po południu i czuję się wyśmienicie.
Twój debiut pokazał, jakim dystansem jest maraton. Ja mimo, że mam ich 5 na koncie, to nadal czuje do niego ogromny respekt. Tu wszystko się może wydarzyć. Jak to mówią maraton nie wybacza błędów (słabszego przygotowania) – osobiście liczę, że trochę Cie ten dystans zaczarował i pobiegniesz go wkrótce ponownie 😀 gratuluję wyniku – piękny 😉 Ps. Ciekawi mnie jak się schodziło po schodach następnego dnia?
michal
1 rok temu
Piękny wynik z 2 miesięcy treningu z łącznym przebiegiem w treningu 226km. Przy spokojniejszym początku było do zgarnięcia pewnie poniżej 2:45.Mam nadzieję, że to wejdzie na ambicje Lewandowskiemu i też pobiegnie, to byłoby ciekawe. A nie jakieśtam Fame MMA mu w głowie.
Kamil
1 rok temu
Witam, wlasnie przeczytalem cały tekst i na początku oczywiście gratulacje ukończenia pierwszego maratonu 😃
Oglądałem kiedyś Twój podkast na którym opowiadałeś o żywieniu niskowęglowodanowym i zakładałem ze na maratonie również bedziesz na niskich węglach, co skłoniło Cie jednak do korzystania z żeli ? Pytam gdyż również jestem na niskich węglach, obecnie na bardzo niskich i ukończyłem kilka maratonów oraz jeden bieg ultra w gorach bez żadnych węgli. Na klasycznym maratonie na asfalcie zrobiłem wynik podobny do Twojego 2:50:49 bez ani jednego grama węgli z bardzo stabilnym samopoczuciem przez praktycznie cały bieg. Pytam z ciekawości 😃 zakładam ze presja kolegów którzy towarzyszyli podczas wycieczki do NY miała również na to wpływ 😁 pozdrawiam
Jagoda
1 rok temu
Pani Adamie, gratuluję ukończenia i takiego wyniku. Przeczytałam cały artykuł i muszę przyznać, że boję się maratonu, mimo, że w pół roku zrobilam 4 półmaratony. Co prawda nie mogłam pobiec w biegu „Dycha pod krokwią” z powodu kontuzji, ale bylam tam i na konferencji również. Wysluchałam wszystkich wystąpien, na wiele spraw otworzylo mi to amatorskue oczy. Z całego serca trzymałam za Was kciuki na tym maratonie. Jeszcze raz gratuluję.
Nie ma co się bać. Trzeba się uczciwie przygotować ( w tym trening uzupełniający!), nie dać się ponieść i nie zacząć za szybko, oraz dbać o żywienie. Jeśli nie stosujesz jakichś diet, to po prostu banan na punktach plus żele. I tyle.
PS choć muszę przyznać, mimo już jakiegoś stażu maratońskiego, zawsze w dzień startu trzęsą mi się ręce z nerwów jak jakiemuś żulowi 😛
Przebiegłem maraton sam dla siebie, nie na zawodach. Wynik 3:06 niestety wszystko co było mi potrzebne miałem w plecaku więc było troszkę trudniej. Oficjalny mam nadzieję w 2024
Daniel
1 rok temu
Szacun. Zazdroszczę, ten maraton to moje marzenie. Piękny medal. Moim skromnym zdaniem ( a kilka maratonów już przebiegłem) po prostu za szybko przebiegłeś pierwszą połowę 🙂
Generalnie zawsze radzę pierwszy maraton przebiec jednak nieco poniżej możliwości, to są jednak nerwy, stres i szok dla organizmu. Drugi, trzeci etc. już tak nie boli.
PS głupio pisać Profesorowi takie rzeczy 😉
Nie znam tętna maksymalnego Adama, ale wykres wygląda podobnie do mojego na 5 i 10 km. Jeśli HR max 200-210, to puls był za wysoki od samego początku. Z tego wniosek, że narzucone tempo chyba było za duże. Adam pewnie nie czuł tego tempa, ale jego organizm już tak. Ale i tak szacun, że praktycznie bez przygotowania pobiegł znacznie szybciej niż ja w szczytowej formie. No cóż, nie każdy jest Kszczotem 😉 a właściwie jest nim tylko on sam.
Jadam
1 rok temu
Ciekaw jestem co to znaczy zaskakująco się czuć w tym przypadku i tekstem „…umysł po zderzeniu z ostatnimi kilometrami”, może normalne chodzenie z lekim zakwasem, a jak z treningiem? Z autopsji wiem, że po maratonie dobrze się biega np. 10 km (jest okazja więc polecam)… tylko nie wiem jak to będzie bez wcześniejszego pdzygotowania…..
Wracając do meritum Panie Kszczot trzeba śmiało napisać, że była to ściana. Po takim kilometrzu i ogólnie podejściu do treningu to i tak wyszło dobrze, widać „zawodowy kilometrarz” i bieganie na zakwasie i bez tlenie (też) przyniosło efekt. Bez tego szarpnięcia na końcu maratonu, cel czasowy był by spełniony i zaliczony z powszechną nomenklaturą a tak DSQ i do poprawki 😉
Może teraz czasna kolejne wyzwanie typu MMA bez przygotowania z podobnym efektem.
Eliud K
1 rok temu
w całej historii brakuje jednej ważnej informacji… kiedy zrobił to siku? 🙂
Witam. Mój trener dopiero po 20 połówkach pozwoli pobiec mi próbnik maraton . W roku następnym pobiegłem Berlin z dobrym zapasem na kwalifikacje do Bostonu. Miałem wtedy 69 lat i 4 lata treningu.
K-pax
1 rok temu
Gdyby to był DOZ a nie NYC, to dyskwa murowana, a tak wynik oficjalnie jest, chociaż niedozwolona pomoc była ewidentna.
Cenna lekcja dla każdego, kto jeszcze nie wie, że maraton uczy pokory. Nie strachu przed dystansem czy ścianą, ale właśnie pokory. Doświadczenie sportowe niczego nie gwarantuje.
Cudów nie ma bez solidnego okresu przygotowawczego, nawet z całym dozwolonym czy niedozwolonym wspomaganiem farmakologicznym i technologicznym.
Pamiętam jakiś wywiad, gdzie Adam Kszczot mówił, że chciałby kiedyś przebiec maraton, ale szybko czyli 2:30. Pytanie czy znajdzie chęć, czas i zaparcie, żeby wejść ponownie w reżim treningowy i przygotować się na taki rezultat.
nie bylo zadnej niedozwolonej pomocy! to raz. uczestnik biegu moze pomagac innemu zawodnikowi na trasie. pomoc ludzi z zewnatrz jest niedozwolona. a dwa to nawet nie wiesz jak dobrze biega sie wchodzac komus na ambicje?! ja mam na koncie prawie 30 ukonczonych maratonow. na pierwszym dostalem porade na ok. 10ok zebym zwolnil bo nie ukoncze…i co…ano ukonczylem przed tym znawca i to w 3:26 na nielatwym maratonie mazurskim w 2013 roku. takze bzdury totalne piszesz. ale pewnie z wlasnego doswiadczenia. kazdy z nas jest inny, ma inna przeszlosc i kieruje sie innymi ambicjami.
ps w drugim moim maratonie zabraklo mi 23 sekund do polamania 3h.
a w trzecim starcie bylo juz 2:55.
Adam
1 rok temu
Ciągły 16km po 3.46 to chyba jakieś nieporozumienie jeżeli chcemy maraton pobiec po około 4/km?
Adam "Profesor" Kszczot profesjonalny lekkoatleta z 16-letnim doświadczeniem specjalizujący się w biegu na 800m. W swoim dorobku medalowym zgromadził 8 tytułów mistrza Europy, mistrzostwo oraz 3 wicemistrzostwa świata. W treningu podejmował wyzwania godne zawsze wysoko postawionych celów. Poza sportem mówca motywacyjny dzielący się swoim bogatym doświadczeniem, jak i również przedsiębiorca zajmujący się przemysłem elektroenergetycznym oraz rozwijaniem technologii hipoksji dzięki której zdobywał prawdziwe szczyty. Prywatnie domator zakochany w najpiękniejszym sporcie świata czyli golfie.
Twój debiut pokazał, jakim dystansem jest maraton. Ja mimo, że mam ich 5 na koncie, to nadal czuje do niego ogromny respekt. Tu wszystko się może wydarzyć. Jak to mówią maraton nie wybacza błędów (słabszego przygotowania) – osobiście liczę, że trochę Cie ten dystans zaczarował i pobiegniesz go wkrótce ponownie 😀 gratuluję wyniku – piękny 😉 Ps. Ciekawi mnie jak się schodziło po schodach następnego dnia?
Piękny wynik z 2 miesięcy treningu z łącznym przebiegiem w treningu 226km. Przy spokojniejszym początku było do zgarnięcia pewnie poniżej 2:45.Mam nadzieję, że to wejdzie na ambicje Lewandowskiemu i też pobiegnie, to byłoby ciekawe. A nie jakieśtam Fame MMA mu w głowie.
Witam, wlasnie przeczytalem cały tekst i na początku oczywiście gratulacje ukończenia pierwszego maratonu 😃
Oglądałem kiedyś Twój podkast na którym opowiadałeś o żywieniu niskowęglowodanowym i zakładałem ze na maratonie również bedziesz na niskich węglach, co skłoniło Cie jednak do korzystania z żeli ? Pytam gdyż również jestem na niskich węglach, obecnie na bardzo niskich i ukończyłem kilka maratonów oraz jeden bieg ultra w gorach bez żadnych węgli. Na klasycznym maratonie na asfalcie zrobiłem wynik podobny do Twojego 2:50:49 bez ani jednego grama węgli z bardzo stabilnym samopoczuciem przez praktycznie cały bieg. Pytam z ciekawości 😃 zakładam ze presja kolegów którzy towarzyszyli podczas wycieczki do NY miała również na to wpływ 😁 pozdrawiam
Pani Adamie, gratuluję ukończenia i takiego wyniku. Przeczytałam cały artykuł i muszę przyznać, że boję się maratonu, mimo, że w pół roku zrobilam 4 półmaratony. Co prawda nie mogłam pobiec w biegu „Dycha pod krokwią” z powodu kontuzji, ale bylam tam i na konferencji również. Wysluchałam wszystkich wystąpien, na wiele spraw otworzylo mi to amatorskue oczy. Z całego serca trzymałam za Was kciuki na tym maratonie. Jeszcze raz gratuluję.
Nie ma co się bać. Trzeba się uczciwie przygotować ( w tym trening uzupełniający!), nie dać się ponieść i nie zacząć za szybko, oraz dbać o żywienie. Jeśli nie stosujesz jakichś diet, to po prostu banan na punktach plus żele. I tyle.
PS choć muszę przyznać, mimo już jakiegoś stażu maratońskiego, zawsze w dzień startu trzęsą mi się ręce z nerwów jak jakiemuś żulowi 😛
Haha… mam identycznie. Cztery półmaratony zaliczone i strach przed maratonem ::)
Przebiegłem maraton sam dla siebie, nie na zawodach. Wynik 3:06 niestety wszystko co było mi potrzebne miałem w plecaku więc było troszkę trudniej. Oficjalny mam nadzieję w 2024
Szacun. Zazdroszczę, ten maraton to moje marzenie. Piękny medal. Moim skromnym zdaniem ( a kilka maratonów już przebiegłem) po prostu za szybko przebiegłeś pierwszą połowę 🙂
Generalnie zawsze radzę pierwszy maraton przebiec jednak nieco poniżej możliwości, to są jednak nerwy, stres i szok dla organizmu. Drugi, trzeci etc. już tak nie boli.
PS głupio pisać Profesorowi takie rzeczy 😉
Nie znam tętna maksymalnego Adama, ale wykres wygląda podobnie do mojego na 5 i 10 km. Jeśli HR max 200-210, to puls był za wysoki od samego początku. Z tego wniosek, że narzucone tempo chyba było za duże. Adam pewnie nie czuł tego tempa, ale jego organizm już tak. Ale i tak szacun, że praktycznie bez przygotowania pobiegł znacznie szybciej niż ja w szczytowej formie. No cóż, nie każdy jest Kszczotem 😉 a właściwie jest nim tylko on sam.
Ciekaw jestem co to znaczy zaskakująco się czuć w tym przypadku i tekstem „…umysł po zderzeniu z ostatnimi kilometrami”, może normalne chodzenie z lekim zakwasem, a jak z treningiem? Z autopsji wiem, że po maratonie dobrze się biega np. 10 km (jest okazja więc polecam)… tylko nie wiem jak to będzie bez wcześniejszego pdzygotowania…..
Wracając do meritum Panie Kszczot trzeba śmiało napisać, że była to ściana. Po takim kilometrzu i ogólnie podejściu do treningu to i tak wyszło dobrze, widać „zawodowy kilometrarz” i bieganie na zakwasie i bez tlenie (też) przyniosło efekt. Bez tego szarpnięcia na końcu maratonu, cel czasowy był by spełniony i zaliczony z powszechną nomenklaturą a tak DSQ i do poprawki 😉
Może teraz czasna kolejne wyzwanie typu MMA bez przygotowania z podobnym efektem.
w całej historii brakuje jednej ważnej informacji… kiedy zrobił to siku? 🙂
Gratulacje 😉 świetne podejście 😉
Witam. Mój trener dopiero po 20 połówkach pozwoli pobiec mi próbnik maraton . W roku następnym pobiegłem Berlin z dobrym zapasem na kwalifikacje do Bostonu. Miałem wtedy 69 lat i 4 lata treningu.
Gdyby to był DOZ a nie NYC, to dyskwa murowana, a tak wynik oficjalnie jest, chociaż niedozwolona pomoc była ewidentna.
Cenna lekcja dla każdego, kto jeszcze nie wie, że maraton uczy pokory. Nie strachu przed dystansem czy ścianą, ale właśnie pokory. Doświadczenie sportowe niczego nie gwarantuje.
Cudów nie ma bez solidnego okresu przygotowawczego, nawet z całym dozwolonym czy niedozwolonym wspomaganiem farmakologicznym i technologicznym.
Pamiętam jakiś wywiad, gdzie Adam Kszczot mówił, że chciałby kiedyś przebiec maraton, ale szybko czyli 2:30. Pytanie czy znajdzie chęć, czas i zaparcie, żeby wejść ponownie w reżim treningowy i przygotować się na taki rezultat.
nie bylo zadnej niedozwolonej pomocy! to raz. uczestnik biegu moze pomagac innemu zawodnikowi na trasie. pomoc ludzi z zewnatrz jest niedozwolona. a dwa to nawet nie wiesz jak dobrze biega sie wchodzac komus na ambicje?! ja mam na koncie prawie 30 ukonczonych maratonow. na pierwszym dostalem porade na ok. 10ok zebym zwolnil bo nie ukoncze…i co…ano ukonczylem przed tym znawca i to w 3:26 na nielatwym maratonie mazurskim w 2013 roku. takze bzdury totalne piszesz. ale pewnie z wlasnego doswiadczenia. kazdy z nas jest inny, ma inna przeszlosc i kieruje sie innymi ambicjami.
ps w drugim moim maratonie zabraklo mi 23 sekund do polamania 3h.
a w trzecim starcie bylo juz 2:55.
Ciągły 16km po 3.46 to chyba jakieś nieporozumienie jeżeli chcemy maraton pobiec po około 4/km?
ale on nie chcial pobiec po 4/km.atakowal 2:45 czyli zakres jak najbardziej tym tempem.