Redakcja Bieganie.pl
Bieganie na pewno służy Ronniemu do walki z depresją i nałogami. To rodzaj terapii, którą stosuje, by się odstresować i w pewnym stopniu uciec od dręczących go demonów. Zawirowania w życiu O’Sulivana mocno komplikuje sytuacja rodzinna (rodzice w więzieniu, rozstanie z żoną, walka o dzieci). Jednak Ronnie na swój sposób całkiem dobrze wychodzi z kolejnych problemów, znajdując z nich w miarę sensowne rozwiązania. Z książki dowiemy się nie tylko ciekawych historii z życia osobistego jej autora, ale i przyznanie się do popełnianych błędów i szukanie właściwych dróg wyjścia z matni. Anglik nie boi się żadnych tematów, a kilka historii na temat rozgrywania turniejów jest bardzo wciągających nawet dla takiego laika jak ja. Ronnie jest bardzo szczery – jeśli nie lubi jakiegoś zawodnika – mówi to wprost. Dzięki temu poznajemy nie tylko naszego bohatera, ale i całe jego otoczenie i innych wybitnych zawodników.
Najbardziej jednak podobało mi się podejście O’Sullivana do biegania. Otóż nie postępuje on jak jakaś gwiazda czy typowy celebryta, który biega, bo taka jest moda. On chce się ścigać. Pokażcie mi gwiazdę, która kiedy zaczyna biegać zapisuje się do klubu lekkoatletycznego i szuka ludzi, którzy będą mu towarzyszyć w ciężkich treningach! Ronnie startuje w zawodach, ustanawia sobie kolejne cele. A biega naprawdę szybko. Chce dostać się do reprezentacji kraju (choć patrząc na to racjonalnie, nie ma większych szans). Ma prawdziwy, sportowy charakter. Oto jeden z fragmentów książki:
„Zacząłem się uzależniać, ale był to najlepszy nałóg, jaki mógł mnie dopaść. To nieustanny i nasilający się z każdym dniem haj. Takiego nie jest ci w stanie zapewnić żadna używka. Nie mówię o joggingu, tylko o b i e g a n i u. Jogging to harówka, z kolei bieganie jest proste jak mycie zębów. Gdy widzisz biegaczy pokonujących 10 kilometrów w 27 minut, uwierz, że to nie jest dla nich trudne. Ten sam dystans w 54 minuty – to już katorga. Jogging to męka, podczas której musisz pracować niemal całym ciałem – ramionami, pośladkami – a twoje kolana zwyczajnie cierpią. Podczas biegania wszystko płynie. Jak w tańcu – osiągasz pewien rytm i wszystko pracuje w odpowiedniej symbiozie. (…) Nigdy nie włączam muzyki. Chcę słyszeć samego siebie, swój organizm i świat, który przemierzam. (…) By poczuć satysfakcję z biegu, muszę wejść na odpowiednie tempo i dać z siebie wszystko.”
(Ronnie O’Sullivan. Autobiografia… str. 72. Wydawnictwo SQN 2015).
Ciekawe w książce jest to, że O’Sullivan nie jest w ogóle nudny, bo tak wyobrażałbym sobie przeciętnego snookerzystę. To bardzo barwna postać, robiąca wokół siebie mnóstwo szumu, ale i mająca swoje „wyskoki”. O’Sullivan jest znany nie tylko dzięki perfekcyjnym zagraniom i genialnemu talentowi, ale również z powodu nietypowych zachowań i ciekawych historii stał się legendą tego sportu.
Biografia O’Sullivana to na pewno obowiązkowa lektura dla każdego fana snookera. Czy również dla fana biegania? Trudno powiedzieć. Gdyby książka była pisana przy pomocy dziennikarza zajmującego się bieganiem, może udało by się uchwycić więcej wątków związanych z drugim, ukochanym przez Anglika sportem. Teraz mamy świetną biografię biegającego snookerzysty, jednak bieganie to zawsze hobby, mimo, że traktowane bardzo poważnie i biegane bardzo szybko.