Dziś doznałem małego szoku, ostatni raz biegałem w piątek rano przy temperaturze okolo 26-27stopni, duchocie i w tempie okolo 4:50 zdychając na 8km. Dzisiaj, prawdziwy mróz

troche duża wilgotność i po 3km myślałem że odpłynę

zbiłem lekko tempo przetrzymałem ciężki okres i później było już lepiej ale na 15km zaczeły mnie łapać skórcze łydek jak na 30km maratonu Krakowskiego

No masakra

2 tygodnie luzu, myślałem że organizm odpocznie, nogi się zregenerują

przez ten okres biegalem tylko 6 razy po średnio 9km czyli ponad 2 razy mniej niz zwykle. Heh dziś miało być lightowo, jutro mam podbiegi... nie wiem jak to wytrzymam

NIgdy więcej urlopu w trakcie przygotowań do maratonu

A wogóle to już chyba z rok czasu nie czułem nic przed sobą

w sensie brzuszka

dzisiaj czułem jakiś dodatkowy balast pod klatką piersiową

chyba za duzo bylo tych izotoników przy barze
