
Coraz częściej się zastanawiam na co można przeznaczyć czas w domu, jeśli akurat nie ma możliwości pobiegać, co się najbardziej przełoży na progres w bieganiu. Zawsze mi się wydawało że właśnie trening siłowy.
A wracając do pracy nad ruchem to rzeczywiście fajna zabawa. Ja zauważyłam po kilku treningach z gumami że automatycznie zaczynam korygować ruch i szukać tego luzu w trakcie biegu bo tak biega się lepiej. Ciało nawet nie próbuje wracać do metody pose. Skończyły się problemy z łydkami i piszczelami. Pilnowanie bioder, tyłka i lądowania jest z jednej strony trudne, żeby to ogarnąć i utrzymać ale z drugiej strony dążenie do tego jest mniej męczące niż ciągłe świadome "pociągnięcie" nogi czy odpychanie się od podłoża. Ostatnio odkryłam że na podbiegu można właśnie biec inaczej, bez siłowego odpychania a tempo odcinków wyszło dużo lepsze niż wcześniej. Fajnie też się pracuje nad ruchem na lekkim zbiegu

A najciekawsze jest to, że w sobotę biegłam górskie 27km (ok. 1200m przewyższenia) i łapałam się nad tym, że jak tylko odcinek na trasie pozwalał to starałam się korygować ruch i szukać tego lepszego biegu. Po raz pierwszy nie bolą mnie wcale czwórki, dwójki czuję lekko a pośladki trzymają już trzeci dzień, największe zakwasy mam bo bokach, po zewnętrznej stronie. Dlatego coraz bardziej podoba mi się ta zabawa
