Mossar pisze: ↑23 gru 2022, 17:52
/.../ tzn. mam wrażenie że zamiast opierać ruch biegowy na wybiciu z łydki zaczął mi pracować przód uda przy miednicy i mam poczucie podczas spokojnych biegów jakby stopa+łydka były znacząco zmarginalizowane w momencie wybicia, wręcz rozluźnione.
Nie pamiętam czy kiedykolwiek wybijałem się z łydki, ze stopy tak, teraz już prawie wcale, za to obrywa ona ciągle za mocno podczas lądowania (ale pracuję nad tym).
Przód uda ostatnio zacząłem odczuwać i to po każdym treningu. I jest to związane ze zmianą pracy miednicy, wydłużaniem kroku. Na tym etapie nie wiem jeszcze czy to odczuwanie przodu uda jest jego wzmacnianiem, czy też jest oznaką jakiegoś kaleczenia ruchu. To się okaże.
Z czego się odbijam? Do końca nie wiem. Raczej wygląda to tak, że specyficznie (w określony sposób) ustawiam stopę podudzie, kolana udową, biodra, tułów by udźwignął ciężar ciała i doprowadzam do jazdy miednicy mocno w do przodu-w dół i w górę też do przodu, jakby zjeżdżała na fali (i nabierała szybkości) i wjeżdżała na nią niczym deska surfingowa.
NIgdy tak wcześniej nie biegałem, ale natknąłem się na pomysły takiego jednego Pana, i uznałem, że coś w tym jest, i tak to się zaczęło...
Słaby w tym (sposobie biegania) jeszcze jestem, ale bardziej polega on na ekwilibrystyce (i utrzymaniu równowagi) niż angażowaniu mięśni, które owszem często ratują mnie przed wyglebieniem, ale częściej hamują gdy się rozpędzą (strach i używa do tego)
Kierunek jest dobry, to już wiem, ale mimo to nie wiem czy wytrwam, to trochę jak chodzenie po linie...
No i jak to się nie przełoży na wyniki, mało kto uwierzy, że tak można, albo, że tędy droga (wąska i niezrozumiała do końca)
