Mateusz Kałuża
20 października 2025 Mateusz Kałuża Trening

Mateusz Kałuża: Dzienniczek maratończyka. Mój plan na Nowy Jork (Sub-elita II)


Cześć! Tu Mateusz a to jest kontynuacja maratońskiego dzienniczka, który dokumentuje moją drogę na linię startową maratonu nowojorskiego, jednego z siedmiu największych maratonów świata zaliczanego do serii Abbott World Marathon Majors.

Jeżeli nie czytałeś jeszcze pierwszej części obejmującej początkowe tygodnie mojego cyklu przygotowań, serdecznie zapraszam Cię do nadrobienia lektury tutaj. W poniższym artykule podsumuję jego środkową część – okres krótkiego obozu, sprawdzianów na krótszych dystansach i wycieczki na maraton berliński. Kawa (lub jesienna herbata) w rękę i lecimy!

W skrócie – co, gdzie i dlaczego? 

W drugim i trzecim okresie maratońskich przygotowań działo się naprawdę sporo, zarówno w samym treningu jak i okołobiegowo, bo ten aspekt ma swój udział w planowanym sukcesie na linii mety. Oprócz samych kilometrów w naszej rutynie powinny zgadzać się takie tematy jak sen, dieta oraz…ludzie. Tak, ostatni aspekt nie znajduje się tu przez przypadek, bo w długiej i żmudnej drodze wspólne treningi i wzajemne wsparcie dodają skrzydeł. 

Dlatego już na samym początku, w tygodniu numer 4, zmieniłem scenerię na górski krajobraz Szklarskiej Poręby i okolic. Aura gór i cisza leśnych ścieżek mają w sobie filmową magię, a będąc popularnym kierunkiem treningowym wielu profesjonalistów, kompani do treningów wliczeni są w pakiet. 

Na drugim biegunie osi czasu, pod koniec września, zaliczyłem wartościowy trening podczas maratonu berlińskiego, gdzie przez 25 km trzymałem okolice tempa maratońskiego, po czym po krótkiej przerwie, już jako kibic i wsparcie, dobiegłem do mety spokojniejszym tempem. Pogoda nie rozpieszczała – szczęśliwi Ci, dla których ten upalny weekend wypadł w okresie roztrenowania lub mniej wymagających jednostek. Tym samym również tutaj, obecność zwartej grupy, jak i kibiców wzdłuż całej trasy, pomogła dołożyć ważną cegiełkę do dzienniczka.  

Okres pomiędzy, tj. końcówka sierpnia i wrzesień, upłynął pod znakiem ustrukturyzowanego treningu z „przyjemnymi akcentami”. Mowa tu o akcentach treningowych odbywających się podczas zorganizowanych biegów, których w tym okresie w Polsce nie brakuje. I chociaż podczas czy zaraz po biegu nie wyglądałem zapewne na zachwyconego swoimi pomysłami, to one sprawiły, że to lato minęło tak szybko i w tak dobrej atmosferze.   

image 3
Start treningowy to dla mnie okazja nie tylko do mocnego treningu,
ale również do budowania pewności siebie.
[Autor: Marek Tęcza]

Krótki obóz w Szklarskiej Porębie

Dla zawodowych biegaczy liczy się wysokość nad poziomem morza i namiastka treningu wysokościowego, chociaż do płaskowyżu Etiopii czy europejskich destynacji takich jak szwajcarskie Sankt Moritz lub francuskie Font-Romeu jeszcze trochę wysokości brakuje. Dla amatorów góry to przede wszystkim urozmaicony krajobraz, bliski kontakt z przyrodą i niejednokrotnie obietnice nieco niższych temperatur, szczególnie upalnym latem. Niezależnie od powodów dla których odwiedzamy ten górski kurort wypoczynkowy, Szklarska Poręba jest pięknym miejscem do biegania. 

Wszystkie powyższe argumenty przekonały mnie, że taka ucieczka będzie dobrym pomysłem i niezależnie od matematycznie wyliczanych korzyści treningowych,  po prostu odskocznią od codzienności. W ciągu 7 pełnych dni mój licznik biegowy zamknął się na 163km, a rowerowy – na 310km. Jakie to były kilometry i jak rozkładały się na przestrzenii tygodnia?

image 3

Obozowa rutyna maratończyka równa się naprawdę napiętemu biegowo grafikowi, dlatego dla uproszczenia, jak i podkreślenia ważnych dla mnie jednostek, oznaczyłem je pogrubioną czcionką. Podążając wzrastającym dystansem, były to dwie sesje stadionowe (wtorek, sobota), jedna sesja typowo maratońska realizowana na popularnym Zakręcie Śmierci (czwartek) oraz wybieganie (niedziela). W uzupełnieniu objętości rowerem podziękowania należą się przyjacielowi Szymonowi, który nie tylko nadawał rytm i osłaniał przed wiatrem, ale również towarzyszył w eksplorowaniu lokalnych kawiarni. Był to bardzo intensywny tydzień, z którego, mówiąc kolokwialnie, wycisnąłem tyle ile się dało. 

image 1
Szklarska Poręba to – oprócz wielu biegowych kilometrów piękne widoki i ekipa do treningów.
Na zdjęciu z Sabiną Jarząbek, z którą rozmowę możecie przeczytać
tutaj.

Start treningowy na maratonie w Berlinie 

Parafrazując stare jak świat powiedzenie – we wrześniu wszystkie biegowe drogi prowadzą do Berlina. Nie ma chyba trafniejszego zdania opisującego moją przygodę z tym sportem  w ciągu ostatnich kilku lat. Płaska trasa, wysoki poziom biegu, dogodna data i lokalizacja przyciągają mnie do stolicy Niemiec każdej jesieni, a w tym roku po raz siódmy dzięki uprzejmości adidas Runners Warsaw. Jednak mając na uwadze start docelowy w całkiem krótkim odstępie czasu (jak na dystans maratonu), od samego początku w głowie zaplanowałem mocny trening – uzależniając jego długość od warunków i samopoczucia. 

Dlaczego był dla mnie ważny i inny od standardowych niedzielnych wybiegań znanych wszystkim wielbicielom dystansu długiego? 

  • Przede wszystkim był symulacją wyścigu, bo wykonywany podczas jednego z największych maratonów na świecie. Mogłem poczuć emocje związane ze startem, biec w zwartej grupie zawodników na podobnym poziomie czy poćwiczyć przyjmowanie wody/żeli na punktach żywienia. 
  • Był cenną lekcją radzenia sobie ze stresem. Pomimo że miał być to mocny trening, chciałem wypaść jak najlepiej i zyskać pewność siebie. Tym samym odczuwałem stres i emocje, podobne do tych startowych. 
  • Był okazją do przećwiczenia około startowych rutyn. Żywienie, transfer na start, depozyty, rozgrzewka, etc. Te wszystkie elementy mają znaczenia i chociaż każdy wyścig jest inny, programowanie pewnych nawyków pomaga mi zachować pewność siebie. 

W końcu start w maratonie berlińskim nie był tzw. startem z pełnego treningu. Już od wtorku zdecydowałem się postępować tak, jak postąpiłbym przed startem właściwym, tj. ostatnia mocniejsza aktywacja, redukcja kilometrażu, większa podaż węglowodanów. Szczegóły treningowe zobaczycie w tabelce poniżej:

image 1

Na dzień dzisiejszy nie potrafię uczciwie stwierdzić, czy to miało sens czy może warto było do końca pozostać w „normalnym” treningu. Z perspektywy czasu i trudnych warunków pogodowych to mogła być dobra decyzja. Wypoczęty organizm nie tylko łatwiej zniósł to niecodzienne zadanie, ale też szybciej wrócił do siebie.

Na lotnisko i co dalej? 

Pisząc te słowa, kolejne treningi wykonuję już na ciepłym hiszpańskim wybrzeżu. Tak szybko jak uciekam stąd z początkiem upalnego i wilgotnego lata, tak szybko też wracam kiedy pogoda w Polsce zaczyna doskwierać niskimi temperaturami i zimnym deszczem. Ostatnie tygodnie przed wylotem do Nowego Jorku spędzę skupiając się na bieganiu uzupełnionym o treningi siłowe i mobility. Nie mam w planach startów, nawet tych treningowych. Chociaż start w Nowym Jorku to dla mnie ogromna przygoda i po udanym roku brak presji na wynik, chcę się zaprezentować jak najlepiej i zrobić wszystko, co w mojej mocy by 2 listopada być w szczytowej formie. 

W ostatnim podsumowaniu opiszę Wam, jak minął mi październik oraz podzielę się strategią na wyścig. Tymczasem, wracam do pracy i życzę Wam owocnych treningów. W końcu przed Wami też sezon jesienny, w którym nie brakuje okazji do startów! 

Bądź na bieżąco
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Avatar photo
Mateusz Kałuża

Ambitny amator z charakterystycznym poczuciem humoru, dla którego już ponad dekadę temu bieganie stało się sposobem na przełamywanie korporacyjnej rutyny. Miłośnik sernika i spokojnych kilometrów pokonywanych w sobotnie poranki. Współtwórca jednego z największych klubów biegowych w Europie – RazzeClub, działającego w Barcelonie. Treningi i nie tylko podejrzycie na Stravie lub Instagramie.