Środowisko lekkoatletyczne w Australii od kilku dni żyje sprawą powołań maratońskich na Igrzyska Olimpijskie w Paryżu. Aż sześć Australijek wypełniło minimum kwalifikacyjne. Australijska federacja powołała na imprezę pierwszą, drugą i… piątą zawodniczkę w rankingu. Sprawa ta przypomina podobne, znane z polskiego podwórka.
Australijski związek wybrał Sinead Diver, Genevieve Gregson oraz Jessice Stenson do reprezentowania kraju podczas Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Problem w tym, że Stenson, której wynik w rankingu jest najświeższy, zajmuje dopiero piąte miejsce na liście Road To Paris.
Pokrzywdzona jest Lisa Weightman, która gdyby pojechała do Paryża, byłaby pierwszą australijską lekkoatletką, która uczestniczyłaby w pięciu igrzyskach olimpijskich. Krajowa federacja wydała oświadczenie w tej sprawie, pod którym podpisała się Jane Flemming szefowa związku, była wieloboistka. Można w nim przeczytać: „Jako Prezes Australijskiego Związku Lekkiej Atletyki, szanuję i wspieram nasz niezależny panel selekcyjny, a także ich wiedzę i doświadczenie, i jestem zadowolona, że polityka ta była przestrzegana przy wyborze sportowców, którzy zostaną nominowani do startu w maratonie kobiet w Paryżu. Jesteśmy również bardzo zadowoleni z procesu, w którym sportowcy i trenerzy zostali poinformowani o tej polityce”. Co ciekawe w oświadczeniu i oficjalnych informacjach nie ma żadnego wyjaśnienia jak wygląda proces nominacji i jak wyglądała polityka wyboru składu maratonek.
Lisa Weightman odwołała się do Narodowego Trybunału Sportowego, który przyznał jej rację i zwrócił się do australijskiego związku w celu ponownego rozpatrzenia i ustalenia składu reprezentacji przez nowych, niezależnych specjalistów. Federacja odrzuciła ten wniosek. Weightman zamierzała zwrócić się do CAS, czyli ogólnoświatowego Sądu Arbitrażowego ds. Sportu. Zaniechała jednak tej drogi, która wg australijskich prawników miała szanse powodzenia, ze względu na koszty takiej apelacji wynoszące 50 000 dolarów.
Nie jest to jedyna krzywdząca sytuacja związana z australijskim maratonem. Na początku maja pisaliśmy o tym, że z listy kwalifikujących się z męskiego rankingu biegaczy zniknęli ci, którzy mieli mieć zapewniony awans przez ranking. W ich miejsce wstawiono biegaczy z dużo gorszym poziomem sportowym. Wynika to z możliwości wystawienia jednego zawodnika i jednej zawodniczki przez kraje, które nie mają minimów w żadnej konkurencji. Z rankingu wypadł Liam Adams. Trzeci zawodnik zeszłorocznego Gold Coast Marathon z 2:08:39, który pracuje jako elektryk i biega po godzinach, wypełniał warunki awansu na Igrzyska w Paryżu zajmując miejsce w rankingu premiowane awansem. Po 8 maja zniknął on z listy, a pojawili się zawodnicy biegający nawet dziesięć minut wolniej.
Adams zamierza wytoczyć proces World Athletics w przypadku braku kwalifikacji. Zawodnik brał już udział w Igrzyskach w Rio oraz Tokio. Na te pierwsze wywalczył awans zajmując czwarte miejsce w Orlen Warsaw Marathon w 2016 roku.
Dobrze że my nie mamy takich problemów 😉
Dokładnie. Mamy problem, że wielu mężczyzn biega jak kobiety np. 5km i 10km. Nawet wolniej.
Rolbiecki otworzył agencję consultingową
U nas Rolba się stara jak może by było jak najmniej takich problemow w biegach długich