Mikołaj Raczyński
Trener biegania. Zwolennik upraszczania treningu i sprowadzania biegania do maksymalnej dawki radości. W wolnych chwilach podbija scenę amatorskiego kolarstwa szosowego. Znany także jako Biegający Filozof.
Debata dotycząca granicy między biegowym światem wyczynowym a amatorskim jest żywa i nierozstrzygnięta. Również podczas naszej ostatniej rozmowy, w której brali udział trenerzy adidas Runners Szymon Bytniewski i Krzysztof Żygenda, pojawiło się wiele pytań i wątpliwości, jak można jasno wyznaczyć granicę. Biegacze amatorzy stają się coraz bardziej profesjonalni, korzystają z pomocy trenerów i należą do społeczności biegowych. Jak mogą się inspirować sportowcami wyczynowymi, żeby to było najbardziej skuteczne?
Ostatnio w felietonie Bartka Falkowskiego próbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie kim jest zawodowy, wyczynowy i amatorski biegacz, jednak ciężko to jednoznacznie odróżnić. Pewną granicą mogłyby być kwestie finansowe, bo teoretycznie biegacz wyczynowy powinien zarabiać na bieganiu. Jednak sprawa nie jest taka prosta, bo bez problemu można znaleźć biegaczy na przeciętnym poziomie sportowym, którzy są popularyzatorami sportu i zarabiają na tym dużo więcej niż walczący o medale mistrzostw kraju.
Najłatwiej byłoby chyba stworzyć podział na profesjonalistów (w pełni poświęcających się bieganiu), wyczynowych amatorów (regularnie trenujących i walczących o „urwanie” kolejnych sekund z życiówek) i po prostu pasjonatów biegania (wychodzących „pobiegać”).
Z pewnością profesjonalni biegacze mają zdecydowanie więcej czasu na regenerację i są sportowcami przez 24 godziny na dobę, są w pracy także kiedy śpią, jedzą czy spędzają czas z rodziną. Przez dzień muszą dbać o swoje zdrowie, żeby przygotowań do zawodów nie zaburzyła żadna choroba czy kontuzja.
Dla biegaczy amatorów (nawet tych najbardziej ambitnych) trening jest tylko dodatkiem do życia, biegają przed czy po pracy, w związku z tym mają zdecydowanie mniej czasu na regenerację. Raczej nie jeżdżą na obozy, a jeśli już im się to uda, to wykorzystują na to swój urlop, poświęcając inne możliwości.
W polskich biegach długich granica między sportem wyczynowym a amatorskim powoli się zaciera. Wielu biegaczy z krajowej czołówki podkreśla, że trenuje amatorsko i ma dodatkową pracę. Medale mistrzostw Polski regularnie zdobywają biegacze amatorzy.
Czy istnieje jakaś granica, której nie da się przeskoczyć, będąc biegaczem amatorem? To jest bardzo indywidualne – dla każdej i każdego ta granica będzie w zupełnie innym miejscu. Górnolotnie rzecz ujmując – każdy walczy o własny rekord świata, dla jednego będzie to 2:30 w maratonie, a dla innego 45 minut na 10km.
Wszechobecne media społecznościowe i platformy treningowe pozwalają dokładnie śledzić trening wielu bardzo dobrych biegaczek i biegaczy. Z tym wiąże się pokusa naśladownictwa, powtarzania treningów, które wykonują mistrzowie. Jednak nie zawsze to jest dobry pomysł.
Od wyczynowych biegaczy na pewno można uczyć się ogólnej struktury treningu, tego w jaki sposób łączą bodźce itd., ale z pewnością nie warto kopiować tych treningów jeden do jednego. Należy pamiętać, że oni po zakończonym treningu mają czas na spokojny posiłek i regenerację, a tego w treningu amatorów najczęściej brakuje.
Łatwo też zauważyć, że najlepsi na świecie biegają w grupie, korzystają z pomocy partnerów treningowych. Doskonałym przykładem może być Eliud Kipchoge, który na każdym treningu otoczony jest przez grupę innych biegaczy, którzy później sami osiągają doskonałe rezultaty albo pomagają mu w roli pacemakerów. Na świecie istnieje wiele „medialnych” i rozpoznawalnych grup biegowych, takich jak chociażby ekipa Tinman Elite sponsorowana przez adidas. Trening grupowy to na pewno jeden z tych elementów, którego biegacze amatorzy powinni uczyć się od najlepszych.
Niestety w Polsce brakuje podobnych grup zrzeszających profesjonalnych sportowców, czasami uda się zebrać maratończyków w ramach Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego, ale to ciągle za mało.
To nie jest przypadek, że najlepsi biegacze na świecie trenują w grupach, to po prostu daje wiele korzyści. Zyski treningu w grupie można podzielić na sferę mentalną i fizyczną. Pierwsza jest kluczowa, a na pewno tak jest w przypadku biegaczy amatorów. Na trening grupowy dużo łatwiej przyjść, a to już połowa sukcesu! Jak już się z kimś umówimy – to bez znaczenia, jaka jest pogoda i czy są chęci – dużo łatwiej zmusić się do wyjścia na trening.
Bieganie może być nudne i monotonne, wiele się nie dzieje, szczególnie jeśli od dłuższego czasu trenuje się na tych samych ścieżkach. Bieganie z kimś to coś zupełnie innego. Nie dość, że czas szybciej leci, to pozwala także na większe zmęczenie.
Biegnąc w grupie można zmieniać się na prowadzeniu, osłaniać od wiatru i wspierać dobrym słowem. Wielokrotnie po treningach grupowych można usłyszeć „sam nigdy bym nie zrobił takiego treningu”. Nawet czując czyjś „oddech na plecach” potrafimy dużo bardziej się zmęczyć.
W Polsce brakuje profesjonalnych grup biegowych, jednak dużo lepiej jest, jeśli chodzi o społeczność biegaczy amatorów. Najlepszym przykładem są treningi organizowane przez adidas Runners w Trójmieście, Poznaniu i Warszawie. W tych trzech miejscach można dołączyć do grupy Speed Squad, czyli ambitnych biegaczy amatorów.
W Warszawie treningi Speed Squad odbywają się już od ponad roku, uczestnicy mają za sobą kilkadziesiąt spotkań i udane przygotowania do kilku imprez biegowych. Z kolei niedawno podobne treningi ruszył w Trójmieście i Poznaniu.
Czym jest Speed Squad? Jest to trening (a nawet seria treningów) dla biegaczek i biegaczy, którzy chcą przesuwać swoje granice i walczyć o kolejne życiówki. Bez znaczenia czy starają się o 15, 20, 25 czy 30 minut na 5km, ważne są chęci i gotowość do treningu. O resztę zadbają trenerzy, a nie są to przypadkowe osoby.
W Poznaniu za Speed Squad odpowiadają Szymon Bytniewski i Łukasz Nowak. Szymon jest nie tylko kapitanem adidas Runners Poznań, ale także trenerem bardzo perspektywicznej grupy Biegożery. Z kolei Łukasz ma za sobą wieloletnią karierę w chodzie sportowym, jego największym sukcesem jest 6 miejsce na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie.
Natomiast w Trójmieście o Speed Squad dba Krzysztof Żygenda, kapitan tamtejszej społeczności, a także aktywny biegacz z wartościowymi rekordami życiowymi (14:34 na 5000m oraz 30:37 na 10 000m).
Niezwykle ważne jest to, że Speed Squad to nie tylko jeden trening w tygodniu, biegaczki i biegacze mają jeszcze możliwość uczestnictwa w innych zajęciach grupowych, takich jak podbiegi, interwały czy longi. Dzięki temu (po „dołożeniu” jednego albo dwóch spokojnych wybiegań) otrzymują kompleksowy tydzień treningowy, w którym każdy trening do siebie pasuje.
Speed Squad przyciąga tych, którzy walczą o życiówki. Kilkunastomiesięczne doświadczenie warszawskich treningów pokazuje, że na Speed Squadzie każda taka osoba znajdzie dla siebie miejsce, w końcu zwycięstwo ma różne wymiary. Treningi może nie są lekkie, ale zawsze wykonywane z uśmiechem i – co najważniejsze – wieńczone wieloma rekordami życiowymi.
Oczywiście adidas Runners to nie tylko Speed Squad. O wszystkich treningach można przeczytać w aplikacji adidas Running oraz na grupach facebookowych (Poznań, Trójmiasto, Warszawa).
Artykuł powstał we współpracy z marką adidas, a jego autor jest trenerem grupy Speed Squad w adidas Runners Warsaw.
Czy te speed squadowe treningi (konkretnie zainteresował mnie Poznań) są płatne, trzeba się gdzieś zapisywać, czy wystarczy stawić się we wskazanym miejscu o wskazanej porze? 🙂
Jedyna opłatą jest przejście przez inaugurację. Musisz przynieść ubrania konkurencyjnej marki i spalić je na stosie. Następnie razem z nami pobiegasz oddając hołd jedynej słusznej marce. Adidas 4 life.